Rękas: Co wygra wybory europejskie – i po co?

FB-ukowy temat dnia: czy ostatnie sondaże w Polsce ustawił Sekielski czy raczej Mosbacher?

Jałowy antyklerykalizm – realna świeckość

Cóż, przede wszystkim trzeba podkreślić, że wiara w rewolucję antyklerykalną w Polsce – to objaw chciejstwa i naiwności. Tych samych cech, które niektóre środowiska objawiały np. po „Klerze„. Tymczasem są to zdarzenia oddziałujące raczej na już przekonanych, ich wpływ na wyniki wyborcze może być co najwyżej pośredni i nie jednoznaczny – mobilizując OBIE strony podzielone stosunkiem do Kościoła by poszły na wybory. Co do zasady natomiast, bez żadnych rewolucji i cudownych filmów – jesteśmy w Polsce świadkami naturalnego świecczenia społeczeństwa, osłabiania emocji religijnych, słowem zjawisk ogólnocywilizacyjnych, tyle że jak to w Polsce – zachodzących z opóźnieniem i wolniej.

Jeszcze paręnaście lat temu np. formacja taka jak Konfederacja nie mogłaby się obyć bez eksponowania wątków religijnych – a dziś wprawdzie nadal są one obecne, jednak zdecydowanie bardziej w tle, użytkowo i znacznie mniej emocjonalnie. Po prostu, nawet kręgi z natury swej radykalniejsze, na przykład młodzież – nie odczuwają już takiej więzi akurat z tą tematyką. Ba, równoprawną pozycję zdobyły sobie specyficzny prawicowy klerosceptycyzm i co najmniej agnostycyzm!

Jasne, w niczym to nie osłabia żarliwości fanatyków antykościelnych, jednak ich sukcesy nie wynikają bynajmniej z przekonywania ogółu, że księża są niefajni. W naturalny (?) sposób – dzisiejszy świat, samego Kościoła nie wyłączając, staje się coraz bardziej letni, obojętny, relatywny i relatywistyczny, a tego żadna religia trwale nie zniesie. Ot i wszystko.

Nagłośniony filmik znaczącego wpływu sondażowego raczej więc nie ma – na co wskazują przepływy elektoratów: nie w stronę Wiosny, Lewicy Razem czy nawet KE, ale z PiS-u do Konfederacji, a z KUKIZ’15 do PiS-u, zatem ewidentnie POZA tematyką okołoreligijną, tak chętnie pobudzoną przez oba główne podmioty wyborcze, liczące na mobilizację swych twardych elektoratów.

Pseudokościelność PiS-u, kargizm neo-lewicy

Miotając się w szukaniu przyczyn i zgadywaniu rozkładu poparcia – niektórzy zdają się też zapominać o starych, a podstawowych zasadach. Po pierwsze – w podawaniu wyników badań opinii liczy się nie pojedynczy wynik, tylko trend. A po drugie, na dwa tygodnie przed głosowaniem sondażownie zaczynają przeważnie kłamać trochę mniej – żeby się ostatecznie nie skompromitować i żeby komercyjni klienci nie przestali korzystać z ich usług. I dopiero wtedy pojawia się coś, co może z grubsza przypominać ostateczne wyniki. A potem ekszperci się głowią co też to, jaka wypowiedź, artykuł czy film w ostatniej chwili odmieniły rezultaty wyborów???

Jasne, wierzących w antyklerykalizm to nie przekona – choć sami są dowodem, że na prawdziwą wiarę wiele poradzić się nie da. Być może bowiem PiS nie będzie pierwsze w tych wyborach. Czego to jednak miałoby dowodzić, czy bijący w partię rządzącą akurat „kościelną pedofilią” naprawdę czekają na wyjęcie z urn miliona kart z napisem „Sekielski mnie przekonał – nie głosuję na PiS bo to księża!”? To może ja przepowiem, że JKM sprowadza deszcz! Siądziemy i poczekamy aż zacznie padać – a zaręczam, że w końcu zacznie! I co, wyjdzie na moje?

Nie można przecież popadać w paralogizmy, w typie Post hoc ergo propter hoc. Tymczasem to jest swego rodzaju kargizm neo-lewicy: „puścimy jeszcze 100 filmów o złych księżach, to ten katolicki samolot w końcu, k…, spadnie!”. Ostatnie ruchy sondażowe wynikają więc z jakiejś dziwnej wiary, że filmik obejrzeli wyłącznie wyborcy PiS-u i na pewno od razu poszli nasprejować na najbliższej bazylice „j..ć Kaczora i papieża!„. Każdy liberał i antyklerykał w Polsce nagle stał przekonany, że ma wgląd w psychologię typowego katolickiego wyborcę PiS-u, już cieszy się na „niedostateczną i chaotyczną” reakcję Kościoła i rządu ignorując, że przeważnie oblegani mają jednak inny sens i cel działania niż oblegający, stąd też i reagują inaczej niż się to atakującym zamarzyło itd. Tym samym typowy sekielszczyk stanowi odmianę PiS-owca wierzącego, że PO spadnie, gdy jej wyborcy obejrzą „Smoleńsk„.

Przede wszystkim zaś to przeciwnikom PiS-u partia ta zlewa się w jedno z Kościołem. Rzeczywistość jest bardziej złożona. Można głosować na Kaczyńskiego i nie lubić księży, można być szczerze wierzącym i PiS-u nie znosić[i].

Nie tędy droga do osłabienia tej władzy.

Bzdurna reakcja

Ta, rzecz jasna – popełnia własne błędy, inne jednak niż suflowane im ze strony liberalno-antyklerykalnej. Dla przykładu, wszyscy, którzy (słusznie!) załamują ręce nad bzdurnością przepychanej (w dodatku niezgodnie z procedurami) przez PiS nowelizacji kodeksu karnego – powinni sobie jednak z ręką na sercu odpowiedzieć: Ile razy bezmyślnie przytakiwali wcześniej pohukiwaniom w stylu „czemu rząd nie robi niczego w sprawie [tu wstawić jakieś medialne zdarzenie, do którego od razu dopisywano żądanie uchwalania nowych ustaw]?!”?

Jeśli bowiem zdarzało wam się wierzyć, że rząd faktycznie może jedną ustawą zabronić wypadków drogowych, usunąć z obiegu wszystkie dobrowolnie spożywane a szkodliwe substancje, jak również w trybie ustawowym zapewnić wszystkim szczęśliwość powszechną – to kolejna głupia ustawa jest także waszą i właśnie waszą winą. Przestańmy od tych durniów wymagać „żeby coś robili„, bo się dla świętego spokoju przejmują, robią co bądź i potem tylko więcej z tego problemów!

Korwin europejski, narodowy Ikonowicz?

Czy zatem wyjściem z nich miałoby być poparcie Konfederacji, jak zdaje się uważać ta część wyborców PiS-u, którzy zdecydowali się na przeniesienie swojego poparcia? By zweryfikować ten pogląd, warto posłuchać konsekwentnego, acz merytorycznego krytyka obu tych formacji – Piotra Ikonowicza. „Siłą narodowców przez długi czas było jednak to, że mieli pewien ukłon socjalny. Powstanie Konfederacji to świetna wiadomość właśnie dlatego, że korwiniści, wchodząc do ruchu narodowego, rozkładają go od wewnątrz. On był groźny tylko wtedy, gdy był socjalny” – zauważył lider RSS. I ma rację – bo przyjmując program quasi-libertariański Konfederaci sami budują sobie szklany sufit i twardy mur, uniemożliwiający jakiekolwiek większe przepływy ze strony PiS-u. Jest to zgodne z ogólną strategią JKM – lepszy margines ciasny, ale własny, natomiast dla neo-narodowców to istotne samoograniczenie.

Dla odpowiedniego przemyślenia przebiegu i skutków takich ewolucji warto przypomnieć zamierzchłe wybory prezydenckie 2000 r. – nb. z udziałem tak JKM, jak i… Ikonowicza. Czuło się wówczas, że wreszcie wybrzmi w nich głos wkurwionych III RP, nikt jednak nie mógł być pewnym jaki to będzie głos, chętnych do jego reprezentacji było więc kilku, objawiając przy tym nadspodziewaną zdolność do znacznej elastyczności programowej. Spodziewano się też, że jedną z istotnych dla wyborców kwestii – będzie stosunek do integracji z UE, również w kontekście skutków układu stowarzyszeniowego, kwestii socjalnych i prawo-człowieczych. Znowu jednak, wnioski wyciągano różne.

Przed 2000 r. sam JKM i jego środowisko (zwłaszcza… Stanisław Michalkiewicz) znajdowali się na pozycjach coraz wyraźniej PRO-UNIJNYCH: bo wspólny rynek europejski, prymat gospodarki itp. Ikonowicz i jego socjaliści byli natomiast przeciw: bo korporacje, wyzysk taniej siły roboczej – wiadomo. W ostatnim roku XX wieku panowie liberał i socjalista się jednak… zamienili. Odpaliły audycje wyborcze i okazało się, że JKM umyślił sobie stanąć na czele eurosceptycyzmu polskiego (co ostatecznie zajęło mu 19 lat…), a Ikon z kolei postanowił na przykładzie UE uczyć Polaków co to są prawa socjalne i pracownicze. Zabawne, że gdyby wybrali inaczej – Korwin mógłby dziś być jedną z twarzy Koalicji Europejskiej, a Ikonowicz… liderem Konfederacji! Czym wobec tego byłyby dzisiejsze wymiany poglądów i ruchy elektoratów…

Największy sondaż III RP

I wreszcie warto się zastanowić czemu w ogóle służą wybory europejskie, same będące w istocie niczym więcej niż sondażem w dużej skali. Stąd właśnie kluczowe pozostaje odpowiedź na pytanie nie kto – ale CO wygra to głosowanie i do czego wynik ów może zostać użyty. W doświadczeniu III RP taką sondażową rolę pełnią zwyczajowo elekcje o nic – czyli właśnie do Parlamentu Europejskiego oraz prezydenckie. Już pierwsze wybory, w 1990 r. podpowiedziały partiom znaczenie faktora socjalnego – dla nas dziś szczególne znaczenie ma jednak nauka z pierwszej kampanii do PE w 2004 r. To ówczesny wynik Ligi Polskich Rodzin – II miejsce, aż15,92 proc. oddanych głosów nauczyły Prawo i Sprawiedliwość (III miejsce, jedynie 12,67 proc.) znaczenia czynnika narodowego. Dodajmy do tej lekcji prezydencki wynik Andrzeja Leppera w 2005 r. (III miejsce, 15,11 proc.) czyli wielki głos antyestablishmentowego socjału – i mamy… całe dzisiejsze PiS, które przestało prezentować się jako „taka Platforma tylko bardziej od sądów”, a zamieniło się w mix ligowo-bronowy, dopasowany do zasygnalizowanych skłonności Polaków.

Miejmy więc świadomość, że głosowanie w następną niedzielę służyć będzie dokładnie temu samemu! Nawet wyrażenie sprzeciwu wobec systemowych partii III RP – może je wręcz paradoksalnie wzmocnić, pozwalając tym lepiej zmanipulować ich kłamliwe oferty na jesień. Zamiast dać się więc znów okraść PiS-owi i innym z programów i instynktów – czy nie lepiej nadal mówić własnym głosem? Zwłaszcza o tym, czego adaptować system nie byłby w stanie, co najwyżej imitując: o suwerenności Polski, o całkowitym demontażu III RP, o odbudowie własnych zdolności gospodarczych, wreszcie o realizmie geopolitycznym. Że brzmi to podobnie do tego, co głoszą ci duzi? To dobrze. Tylko drobiazg – w przeciwieństwie do nich uparcie trzeba mówić prawdę.

Konrad Rękas

[i] Takie dysonanse już zresztą się zdarzały. Zapomniana już nieco Samoobrona (która sobą wykarmiła przecież dzisiejszy PiS) miała elektorat plebejsko-antyklerykalny („pacz jako se bryke katabas wyrychtował!„), a program ostatecznie twardo katolicki, z bezwzględnym zakazem aborcji włącznie.

Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 3.1]
Facebook

2 thoughts on “Rękas: Co wygra wybory europejskie – i po co?”

  1. „Już pierwsze wybory, w 1990 r. podpowiedziały partiom znaczenie faktora socjalnego – dla nas dziś szczególne znaczenie ma jednak nauka z pierwszej kampanii do PE w 2004 r. To ówczesny wynik Ligi Polskich Rodzin – II miejsce, aż 15,92 proc. oddanych głosów nauczyły Prawo i Sprawiedliwość (III miejsce, jedynie 12,67 proc.) znaczenia czynnika narodowego. Dodajmy do tej lekcji prezydencki wynik Andrzeja Leppera w 2005 r. (III miejsce, 15,11 proc.) czyli wielki głos antyestablishmentowego socjału (…)”.

    Tak było, istotnie. Dobitnie wykazał to Narodowy Test Inteligencji 2004. Średnie IQ elektoratów:

    UPR – 100,2
    UW – 100,1
    PO – 97,5
    PiS – 95,2
    apolityczni – 93,0
    SLD – 92,4
    LPR – 91,6
    PSL – 90,0
    Samoobrona – 88,3

    Liberałowie i chłopsko-narodowi socjałowie to antypody.

  2. W Polsce zeświecczenie przyszło później, ale zdecydowanie nie wolniej. Polska w 20 lat już właściwie dogoniła Europę Zachodnią, a tam przecież ten proces trwał znacznie dłużej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *