11 listopada Dmowski byłby na pochodzie z Prezydentem Bronisławem Komorowskim

Stanisław Hyrnik: Na samym początku chciałbym zapytać, czy Pana zdaniem prawicowi wyborcy nie będący skłonni ulegać histerii PiS-u mają jakąś alternatywę?

Adam Wielomski: Mają ich nawet kilka. Jeśli mają światopogląd pisowski (romantyczno-insurekcyjny) to teoretycznie mogą zagłosować na Solidarną Polskę. Jednak wielu chętnych do tej opcji nie ma, gdyż nikt nie chce głosować na kopię, skoro może wybrać oryginał. Kierownictwo tej partii nie umie się odciąć od sposobu myślenia Jarosława Kaczyńskiego. Prawdopodobnie są intelektualnie unieruchomieni w wizji świata wytyczonej przez charyzmatycznego Prezesa. Dalej uważają go intelektualnego przywódcę, z którym skonfliktowali się personalnie z powodu jego cech charakterologicznych. Stąd ich pomysł aby zrobić PiS bez Kaczyńskiego. Oczywiście to pomysł całkowicie pozbawiony sensu.

Drugą alternatywą jest środowisko Kongresu Nowej Prawicy – to propozycja dla wyborców bardzo liberalnych, wolnorynkowych. Problemem zawsze była jego polityczna wiarygodność, a konkretnie powszechny pogląd, że nie jest ono – szczególnie jego leader – poważne. Jednak sądzę, że po zmierzchających rządach PO i spadkiem urzeczenia dla Palikota, jest to dziś jedyna siła autentycznie liberalna. 3% KNP przejdzie raczej na pewno, a może nawet i 5%. Dużo zależy od rozmaitych wypowiedzi JKM. To zdecydowanie najsłabszy punkt tej opcji.

I ostatnia alternatywa: prawe skrzydło PO. Wszystko wskazuje na to, że PO pod rządami Tuska przechyla się coraz bardziej w lewo – co jest naturalne, gdyż walczy o elektorat nie-pisowski. Frakcja konserwatywna nie ma – moim zdaniem – wiele do stracenia. Jeśli nie zrobią rozłamu teraz, to zostaną „wycięci” przy układaniu list wyborczych w następnych wyborach parlamentarnych. Jest to grupa w miarę umiarkowana politycznie, dość wolnorynkowa i tradycyjno-katolicka.

Widać więc, że alternatyw dla PiS nie brakuje. Jedna jest ideowa i już istnieje (KNP), jedna jest personalna (SP) i jedna – jak sądzę – prędzej czy później wyłoni się w samodzielną partię.

SH: A Ruch Narodowy i ewentualna partia Romana Giertycha? Co prawda obie opcje zapewniają, że nie mają na razie zamiaru angażować się w politykę, ale wszystko wskazuje na to, że to tylko zasłona dymna.

AW: Ruchowi Narodowemu nie daję większych szans. Moim zdaniem pomysł tej formacji zawiera błąd strategiczny: jest skierowana wyłącznie do nacjonalistycznie patrzących na świat młodych mężczyzn (i chłopców) tak pomiędzy 14 a 24 rokiem życia. Połowa zwolenników tej formacji politycznej nie ma jeszcze praw wyborczych, a druga połowa to pewnie jakiś 1% elektoratu. To znakomity materiał na bojówkę w rozumieniu przedwojennego ONR, ale nie na partię działającą w systemie demokratycznym, a taki (niestety) dziś mamy. Dlatego RN nie zbierze szerokiego elektoratu ludzi rozczarowanych demoliberalnym państwem. Poza tym sztandarowe hasła – odzyskanie Lwowa i Wilna – świadczą o kompletnym oderwaniu od rzeczywistości. Radykalna retoryka „patriotyczna” to – podobnie jak w przypadku SP – ściganie się z PiS na populistyczny radykalizm. Artur Zawisza był w PiS i także zdaje się cierpieć na „ukąszenie Prezesa”. Z kolei młodzi z RN wychowani są na pisowskich dziennikarzach i większym autorytetem jest dla nich Bronisław Wildstein niż Dmowski. Dlatego nie są zdolni być realną alternatywą dla Kaczyńskiego.

Co do „ewentualnej partii Romana Giertycha” to póki co jej nie ma i zapowiedzi wszystkich liderów – tak publiczne jak i prywatne – wskazują, że na razie jej nie będzie. To raczej grupa lobbująca na prawym skrzydle istniejącego systemu. Grupa ta wybrała podobną drogę jak „konserwatywna frakcja” w PO. Jej realny wpływ na funkcjonowanie państwa jest potencjalnie większy niż RN, którego członkowie wykrzykują na ulicach hasła o Żołnierzach Wyklętych, z czego kompletnie nic nie wynika w praktyce.

SH: Jeśli już jesteśmy przy stronnictwie Romana Giertycha i Ruchu Narodowym, to kto Pana zdaniem ma większy wpływ na kształt Polski? Czy hałaśliwy Ruch Narodowy, czy Roman Giertych?

AW: Ruch Narodowy nie ma żadnego wpływu na kształt Polski, więc jeśli ktoś ma choćby minimalny (nawet mikroskopijny), to jest to wpływ większy. Roman Giertych stara się być blisko elit władzy, tych z PO. Myślę, że jego zakulisowego wpływu na politykę nie widać. Jeśli taki istnieje, to objawiać się może np. w pewnych decyzjach personalnych.

SH: W swojej publicystyce atakuje Pan, a często nawet wyśmiewa RN. Jakie ma Pan trzy główne zastrzeżenia do niego?

AW: Na konserwatyzm.pl w szyderstwach z RN specjalizuje się kol. Konrad Rękas. Ja piszę o tym w sposób bardziej stonowany i rzadziej (częściej na fb, które to forum traktuje mniej poważnie), ale oczywiście podzielam jego zastrzeżenia i chętnie je wymienię:

1. Ugrupowanie to jest kompletnie pozbawione programu. To zlepek haseł nacjonalistycznych, demagogicznych i socjalnych, wzorowanych na przedwojennym ONR. Nie jestem ONR-owcem, tradycja ta jest mi całkowicie obca jako rewolucyjna i socjalistyczna. Zresztą jeśli głównym hasłem jest odzyskanie Wilna i Lwowa to trudno to ugrupowanie traktować z powagą.

2. RN szuka swojej tożsamości w przekrzykiwaniu się z PiS na radykalizm i „patriotyzm”. To nie są moje klimaty. Prawica winna powstać w opozycji do PiS, a nie w radykalizacji postulatów tej insurekcyjnej partii.

3. RN zwraca się wyłącznie do młodych mężczyzn, zradykalizowanych, zdesperowanych, którzy chcieliby tutaj wywołać jakąś rewolucję i którym się wydaje, że są nowymi „żołnierzami wyklętymi”. Reasumując, moje zastrzeżenia do RN dotyczą tego, że widzę w tym ruchu dziecinadę.

SH: Pójście trzecią, nie POPiS-ową drogą wymagałoby przede wszystkim stworzenia silnego ośrodka medialnego, który by ją wskazywał. Jednocześnie jak wskazuje przykład Pana, portalu konserwatyzm.pl oraz Myśli Polskiej każde odstępstwo od ideologii i retoryki narzucanej przez ośrodki medialne PiS-u kończy się oskarżeniami o zdradę, rozbijanie prawicy oraz osławione bycie agentem, nawet przez osoby nie identyfikujące się z partią Kaczyńskiego. Czy jest jakaś inny sposób na pójście własną drogą?

AW: Konserwatyzm.pl i Myśl Polska to małe środowiska, a jednak sprzeciwiamy się dogmatom i specyficznemu „moralnemu terrorowi” polityków oraz publicystów smoleńskich i „prawdziwie patriotycznych”. RN ma dwa wyjścia: albo pójść tą samą drogą i tworzyć własną narodową narrację (podobną do konserwatyzm.pl i MP lub różną), albo podporządkować się mainstreamowi pisowskiemu. W tym drugim wypadku RN skazane jest nie tylko na posługiwanie się retoryką PiS. Pojawia się problem dla przeciętnego wyborcy: dlaczego mam popierać RN, skoro głosi to samo co PiS? A mówiąc bardziej brutalnie, podobnie jak w przypadku Solidarnej Polski: po co głosować na podróbkę, skoro można zagłosować na oryginał? Jeśli RN nie uwolni się od pisowskiego sposobu myślenia, od pisowskiej narracji politycznej to będzie skazane aby stać się młodzieżówką PiS, albo ulec marginalizacji jako zbędny PiS-bis. Kto nie ma własnej narracji, ten nie istnieje. To jest jak „wybicie się na niepodległość”, a takiej próby RN, póki co, nie przeprowadza.

SH: A czy Ruch Narodowy ma jakieś zalety?

AW: Tak, oczywiście. Jeśli młodzi ludzie mają zajmować się intelektualnym śmietnikiem zachodniej filozofii w postaci „studiów genderowych” lub mają walczyć o „prawa człowieka w Iranie”, to już lepiej aby bawili się w polską i katolicką podróbkę przedwojennego ONR. Generalnie uważam, że każdy młody człowiek przechodzi przez okres radykalizmu – ja go także przechodziłem. Z tego się wyrasta i z młodego-gniewnego wyrasta stary konserwatysta. Problem z RN nie polega więc na tym, że młodzi są gniewni, lecz na tym, że starsi – zamiast zapanować nad tą strukturę – ulegli jej młodzieńczej mentalności. Personalnie piję tutaj do Artura Zawiszy. Zamiast Zawisza kierować dołami, to doły pokierowały Zawiszą w kierunku ruchu politycznego nastolatków. To jest odwrotność kunsztu politycznego Romana Dmowskiego.

SH: Ogólnie w RN – przynajmniej w pierwszej linii – mało jest osób po 40. o wyrobionej pozycji. Dwudziestolatkowie mówiący ludziom jak mają żyć raczej nie wróżą temu ruchowi masowego poparcia. Jak młodzieżowa organizacja polityczna może przyciągnąć do siebie ludzi, którzy okres radykalizmu mają już za sobą?

AW: Uważam pytanie za źle postawione. To nie młodzi ludzie tworzą organizację, która przyciąga starszych i bardziej doświadczonych. To ci starsi winni założyć organizację, stworzyć ideę, która pociągnie młodych ludzi. Ruch młodzieży, stworzony przez młodzież i kierowany przez młodzież, nie ma racji bytu. W polityce dobre chęci i zapał nie wystarczają. Polityka to bardzo ostra gra w której trzeba mieć duże doświadczenie. Młodzi nie tylko go nie mają, ale lepiej także aby jej nie oglądali, gdyż nabiorą dużego niesmaku i rychło stracą wiarę we wszelkie ideały. Powstanie RN świadczy o tym, że starzy na narodowej prawicy zawiedli, wskutek czego młodzi się oddzielili i urwali tym starszym. Powiem więcej: to w sumie wynik tego, że w ruchu narodowym „starych” nie ma, ponieważ od kilku lat – dzięki braciom Kaczyńskim zresztą – nie istnieje ruch narodowy jako zorganizowana siła polityczna. Wyrosło tymczasem nowe pokolenie, które czegoś chce – samo dobrze nie wie czego – i nie mając poważnego kierownictwa wychodzi co jakiś czas na ulicę, aby sobie pokrzyczeć. Ja do nich nie mam za to żalu, ani pretensji. Okazało się, że w ciągu kilku lat przybywali szeregowcy, a nie było oficerów. I „wychowawcą” młodych narodowców został Jarosław Kaczyński i jego „niezależni publicyści”, ci wszyscy „nonkonformiści”, którzy dali narodowej młodzieży insurekcyjno-pisowskie postrzeganie świata. Dlatego dziś Robert Winnicki jedyne co umie, to licytować się z Kaczyńskim na „obalanie Okrągłego Stołu”. Czyli buntując się przeciwko Kaczyńskiemu myśli Kaczyńskim. To wielkie zwycięstwo nie tylko samego Kaczyńskiego, ale i tradycji romantyczno-piłsudczykowskiej nad tradycją autentycznie endecką. Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że powstanie OZON to wielkie zwycięstwo myśli endeckiej, gdyż „przy dźwiękach I Brygady odczytywano wersety z Dmowskiego”. Dziś mamy to samo zjawisko, tyle, że nie w sanacji, ale w ruchu narodowym. O ile tamto cieszyło, to przeraża…

RN póki co nie jest zdolny do tworzenia haseł, rzucania idei, kreacji własnego światopoglądu politycznego. Jest dziś więźniem narzuconej mu tradycji romantyczno-piłsudczykowskiej, ponieważ ogólne hasła patriotyczne jego przywódcom wydają się być bliskie endeckim. To jednak pozór. Endecja stworzyła całą szkołę myślenia o polityce, która dzieliła ją od sanacji bardziej niż same idee polityczne. OZON był ideowo endecki, a jednak była to czysta piłsudczyzna w sferze politycznej świadomości. Aby dziś tę „endeckość” odtworzyć, potrzeba tych, którzy praktycznie nauczą młodych i pokażą im jak myśleli o polityce klasycy ruchu narodowego, z Dmowskim na czele. Prosty przykład: Dmowski był na antypodach marginalnego ruchu antysystemowego, przeciwnie, interesowała go formacja „głównego nurtu”, która będzie rządzić Polską. RN zaś – zafascynowany radykalizmem – pozycjonuje się jako ruch antysystemowy. Nie oto Dmowskiemu chodziło, nie temu służyły hasła endeckie. 11 listopada Dmowski byłby na pochodzie z Prezydentem Bronisławem Komorowskim, aby tam zaakcentować swoje idee i swoją wizję Polski.

SH: Czy zatem Roman Dmowski wsparłby działania RN, czy środowiska Giertycha?

AW: Nie mam żadnych wątpliwości, że RN nie ma z Dmowskim wiele wspólnego. Konkretniej, RN jest zbliżony ideowo do „późnego” Dmowskiego z epoki OWP. Niestety, brak tutaj zrozumienia systemowej i pro-państwowej wizji Pana Romana. RN buduje nacjonalizm anty-państwowy i anty-systemowy, gdy oryginalna endecja bez wahania startowała do Dumy, czyli do parlamentu rosyjskiego, co wskazuje na jej systemowy charakter. Endecja zawsze była w głównym nurcie wydarzeń politycznych nie jako polityczny krzykacz uliczny, ale jako gracz w centrum wydarzeń, w takim systemie politycznym jakim on wtenczas był.

Dlatego też uważam, że endeckiemu sposobowi rozumienia polityki zdecydowanie bliższy jest Roman Giertych, nawet gdyby do LPR nie przyjął Dmowskiego – jak sam to niegdyś (taktycznie) ogłosił. Problem w tym, że linii Pana Romana nie realizował, gdy był u władzy, gdyż nie budował szerokiego obozu narodowego, lecz wąską partię, zwaną powszechnie jako „pretorianie”. Ale dziś, AD 2013 robi to, co nakazuje endeckie rozumienie polityki: przylepić się do „głównego nurtu” i poprzez te możliwości wpływać na rzeczywistość. Wpływu takiego nie mają „grupy rekonstrukcyjne” NSZ z Arturem Zawiszą prowadzącym je na Wilno i Lwów. Antysystemowy populizm jest bezproduktywny. Nie tworzy żadnej konkurencyjnej idei i wizji; nie ma wpływu na empiryczną rzeczywistość. A przecież to rzeczywistość jest najważniejsza i o modelowanie jej wszystkim nam chodzi.

SH: W swojej publicystyce forsuje Pan teorię katechonów. Ilu jest ich w Polsce i kto nim jest?

AW: W sensie religijnym nie wiemy kto jest Katechonem. Z Listu św. Pawła do Tessaloniczan wiemy, że jest jakaś siła, która powstrzymuje nadejście Antychrysta i koniec świata. Być może, że jest to Kościół katolicki. W czasach późniejszych pojęcie poszło w zapomnienie wraz z greką, a to dlatego, że nie ma odpowiednika tego słowa tak po łacinie, jak i w językach nowożytnych (po polsku byłby to „trzymacz” lub „podtrzymywacz”). Termin ten przywrócił dopiero Carl Schmitt nadając mu charakter stricte polityczny: katechon to ten, kto podtrzymuje istniejący porządek przed rewolucją lub anarchią. Oryginalnie katechonem był marszałek Hindenburg, który miał podtrzymać Weimar przed rewolucją komunistyczną lub narodowo-socjalistyczną.

W tym też politycznym sensie posługuję się tym terminem. Katechonem jest ten, kto podtrzymuje świat, państwo jakąś organizację przed rewolucją. Logicznie można katechonów podzielić na dwie kategorie:

1/ Katechoni „podtrzymujący” chrześcijańską Cywilizację Zachodu przed bolszewizmem czy liberalizmem. To np. Metternich, Franco, Salazar czy Horthy.

2/ Katechoni sytuacyjni, tzn. tacy, którzy podtrzymują istniejący system polityczny przed rewolucyjną zmianą. Ściśle: jakikolwiek istniejący system polityczny. Tak więc Tusk „podtrzymuje” III RP przed „rewolucją smoleńską”; gen. Jaruzelski „podtrzymywał” PRL przed rewolucją solidarnościową. Może to być także katechon w ramach jakiejś organizacji: np. Leszek Miller „podtrzymuje” polską lewicę przed „palikotyzacją”, Kaczyński „podtrzymuje” PiS przed upadkiem. JKM jest katechonem konserwatywnego liberalizmu. Ja jestem takim mini-katechonem podtrzymującym KZ-M, a kol. Arek Meller „katechonuje” portalowi konserwatyzm.pl i pismu „Pro Fide Rege et Lege”.

Zauważyłem, że to drugie pojęcie powoduje najwięcej intelektualnej konfuzji, ponieważ Czytelnicy termin „katechon” przypisują zwykle do znaczenia nr 1 i dziwią się, że np. gen. Jaruzelski był katechonem PRL czy Miller jest katechonem SLD. Termin i jego użycie zaczerpnąłem od Carla Schmitta, a u niego takim katechonem jest np. Masaryk dla Czechosłowacji czy Piłsudski dla sanacyjnej Polski.

SH: Ma Pan profesor jakieś plany wydawnicze na najbliższy czas?

AW: Na dniach w księgarniach pojawi się moja nowa książka „Rewolucja Protestancka”, poświęcona myśli politycznej Reformacji. W składzie jest zbiorówka moich wcześniejszych tekstów (artykułów) zatytułowana „Prawica w XX wieku”. Pod koniec roku ukaże się jeszcze zbiorówka pod moją redakcją „Bezpieczeństwo we współczesnej myśli politycznej”. Chyba starczy na rok 2013.

SH: A pojawiła się jakaś propozycja współpracy z RN lub Instytutem Myśli Państwowej?

AW: Z RN ja nie bardzo mam ochotę współpracować, gdyż nie będę angażował w tę imprezę mojego nazwiska. Boję się, że potem bym musiał żyrować różne wyskoki. Instytut dopiero się tworzy, więc do współpracy nie było okazji, ale jeśli taką dostanę, to nie odmówię. Ostatnio recenzowałem jakąś książkę, wydawaną bodaj przez Instytut. Pewnie niedługo będzie w sprzedaży.

SH: Przejdźmy do tematów bieżących. Donald Tusk dotrwa do końca kadencji?

AW: Dotrwa, z bardzo banalnego powodu: nie ma go kto zastąpić w tej koalicji, a innej w tym Sejmie nie będzie. Ale to będzie równia pochyła. Reform żadnych nie zrobił i już nie zrobi. Nie ma żadnych pomysłów. Dopadł go kryzys ekonomiczny, któremu w sumie nie jest winny, gdyż kryzys ma charakter światowy, ale to będzie powoli zżerało poparcie społeczne dla niego, dla rządu i dla partii koalicyjnych. Istnieje i będzie rządził, gdyż nie ma dla niego alternatywy.

SH: A PSL chcąc ratować swoje 5% nie wyjdzie z koalicji, by stworzyć nową po przyśpieszonych wyborach z PiS?

AW: PSL ma inny plan, nazwijmy go Planem Piechocińskiego: rozszerzyć swój elektorat na miasta, przez wzięcie na listy wyborcze polityków PJN i innych „bezpańskich” ludzi z prawicy. Nie wiem czy to się uda, ale inicjatywa jest ostatnią szansą na przekroczenie 5% i stworzenie z PSL partii ogólno-narodowej. PSL nie wejdzie w sojusz z PiS. Przypadek z eurodeputowanymi (min. z europosłem Wojciechowskim) dowodzi, że PiS nie zakłada normalnych koalicji, ale zakłada je tylko po to, aby wyssać koalicjanta. PSL byłby kolejny na liście, po LPR i Samoobronie.

SH: Wszystko wskazuje na to, że najbliższe wybory wygra PiS. Zatem w następnej kadencji czeka nas rząd mniejszościowy, czy prezydent Komorowski zdecyduje się na nie powierzenie misji tworzenie nowego rządu Jarosławowi Kaczyńskiemu ze względu na brak jego koalicyjności?

AW: Tak, jest bardzo możliwe, że PiS te wybory wygra, zdobywając ok. 30-35% głosów. Jarosław Kaczyński dostanie misję stworzenia rządu i wtedy okaże się, że partia ma zerowe możliwości koalicyjne. Nie będzie rządu mniejszościowego, ponieważ premier nie zostanie zatwierdzony przez Sejm. Rząd mniejszościowy powstaje wtedy, gdy premier zostaje przegłosowany przez Sejm, ale jego rząd nie ma 231 mandatów, bo czy to któraś z partii opuściła koalicję, czy też wsparła rząd, nie wchodząc do niego. Jeśli PiS wygra wybory to rządu nie stworzy i czeka nas krótki okres skrajnej politycznej niestabilności zakończony kolejnymi wyborami, których PiS już nie wygra, ponieważ pokaże wyborcom swoją polityczną niemoc. Elektorat PiS jest skrajnie emocjonalny. I jak zobaczy kompromitację, to straci zapał. Przyśpieszone wybory wygra triumfalnie Donald Tusk i utworzy rząd z PSL (o ile partia ta wejście do Sejmu) lub z SLD. Innego układu politycznego nie będzie, a Tusk wróci do władzy jako KATECHON.

SH: Katochonem będzie Tusk, czy może np. Schetyna? Obecny premier da radę poskromić wewnątrzpartyjną opozycję?

AW: Chwilowo jest Tusk, ale widać wyczerpanie. Tak programowe (tutaj nic wielkiego nigdy nie widzieliśmy, reform prawie brak), jak i pijarowskie. Premier poskromi wewnętrzną opozycję, o ile nie wypchnie jej z partii, co by znaczyło utratę większości.

SH: A czy ta opozycja będzie chciała opuścić partię rządzącą?

AW: Niestety, nie chce. Uważam to za błąd, ponieważ Donald Tusk zapewne ich wytnie z list przed kolejnymi wyborami. Moim zdaniem nie mają wiele do stracenia. Władze PO zostawią ze 2-3 nazwiska liderów frakcji konserwatywnej, ale bez podoficerów i szeregowców. Dziś konserwatystów jest ok 40-60. Po wyborach będzie ich z 10. Dlatego ja, na ich miejscu, zaryzykowałbym rozłam. A potem negocjował z premierem udział w koalicji rządowej.

SH: A czy przesunięta w lewo Platforma zdoła wygrać batalię o lewicowego wyborcę z SLD i koalicją Kwaśniewski – Pailikot?

AW: Tam się robi dość ciasno. Nie wierzę w powodzenie inicjatywy Kwaśniewski-Palikot, ponieważ ten drugi każdą inicjatywę doprowadzi do śmieszności i zagłady. Co innego Leszek Miller i SLD. Mogę się z SLD totalnie różnić w wielu sprawach, ale Miller to poważny polityk. Moim zdaniem to SLD będzie głównym beneficjentem spadku PO. PiS ma elektorat hermetyczny: ani go nie przybywa, ani nie ubywa. To raczej wyznawcy, niż elektorat. Kaczyńskiego albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma stanów pośrednich.

SH: Kiedy więc możemy spodziewać się próby budowy nowej prawicowo-konserwatywnej formacji? Do maratonu wyborczego pozostał rok, a przed nim trzeba jeszcze przygotować struktury, zaplecze itp., więc już najwyższy czas.

AW: Nie spodziewam się, aby taka formacja mogła powstać ex nihilo i w ciągu roku przejść próg wyborczy. Póki PiS trzyma w „smoleńskim uścisku” katolicki i narodowy elektorat, to dla takiej formacji nie ma po prostu miejsca na scenie politycznej. Jedyny ruch ma dziś prawe skrzydło w PO. Mówiąc brutalnie: jedyną prawicą nie-pisowską, która ma realny wpływ na Polskę, jest prawe skrzydło w PO. Nie spodziewam się tutaj szybkich zmian, bo scena polityczna jest totalnie zabetonowana. To zaczyna przypominać fikcyjny system partyjny w PRL, gdzie była PZPR z „partiami sojuszniczymi”, tyle, że wtedy tego systemu strzegły SB i ZOMO, a dziś strzegą go ustawa o finansowaniu partii politycznych i wielkie media (państwowe i prywatne).

Reasumując: nie podzielam poglądu o możliwości „rozsadzenia” istniejącej oligarchii władzy (partyjnej) przez RN, KNP czy kogokolwiek innego. Aby to zrobić, trzeba mieć pieniądze i poparcie mediów. Liberalne demokracje nikogo nie represjonują, nie wysyłają do łagrów. Są bardziej wyrafinowane: nie pokazują w telewizji. A kogo nie ma w telewizji, ten w tym systemie nie istnieje. Na kampanię trzeba także mieć pieniądze. Bez 10 milionów złotych nie da się przeprowadzić sprawnej kampanii wyborczej.

Źródło:

http://polskiepiekielko.pl/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “11 listopada Dmowski byłby na pochodzie z Prezydentem Bronisławem Komorowskim”

  1. Jak to jest panie profesorze? Z jednej strony mówi pan, że nie ma prawicy poza PO, a każda próba stworzenia czegoś nowego jest skazana na porażkę, a z drugiej strony radzi pan robić rozłam konserwatystom z PO. Sam pan mówi, że stworzenie przez rok partii, która przekroczy 5% jest nie możliwe. Jedyni rozsądni ludzie w parlamencie mają wylądować poza nim, z przyczyn personalnych konfliktów z premierem? Czy nie lepiej jak będzie tych powskich konserwatystów w przyszłej kadencji 15 z czego 3 rozpoznawalnych, niż zero i koalicja z Millerem (która pewnie będzie i tak, ale może będzie miała inny charakter, jak tych 15 gowinowócw będzie potrzebnych do utrzymania większości)? Choć nie ukrywam, że jakby niedobitki z PJN, giertychowcy, gowinowcy, a może i kilku z UPR zrobili coś wspólnie, byłoby na co zagłosować…

  2. Bardzo ciekawe zapowiedzi wydawnicze. Na książkę o reformacji, nie ukrywam, że czekałem. Szkice o prawicy też zapowiadają się znakomicie (chyba coś na kształt „Dekalogu konserwatysty”? – tak przypuszczam). Co do wywiadu – nic dodać nic ująć. Ale czy naprawdę Ruch Nar. głosi na hasła odzyskania Lwowa i Wilna? Kiedyś coś takiego rzucił Zawisza, ale czy to nie była tylko wpadka? Taki absurd i to na poważnie? (Ja sam – historycznie rzecz ujmując – uważam stratę wschodu Polski z dwoma centrami polskości w postaci Wilna i Lwowa za wielką stratę, ale nie da się historii cofnąć. Należy ją osądzić [stąd moje zdanie], ale nie da się jej cofnąć.)

  3. „Na konserwatyzm.pl w szyderstwach z RN specjalizuje się kol. Konrad Rękas. Ja piszę o tym w sposób bardziej stonowany i rzadziej” – ciekawe, ja mam wrażenie przeciwne 😉 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *