70 lat po gen. Sikorskim

W związku z utajnieniem brytyjskich akt dotyczących śmierci gen. Władysława Sikorskiego aż do 2043 roku część z nas, z powodów biologicznych, nie dowie się co jest w nich tak strasznego, że Anglicy nie chcą pokazać ich światu. Gdyby takie archiwa mieli Rosjanie, to byliby przez naszych polityków oskarżani publicznie na wyścigi o współudział, wykonanie lub sprawstwo kierownicze mordu politycznego na Premierze RP. Skoro jednak akta utajniają nasi sojusznicy, to przyjęto to z milczeniem, gdy tymczasem sprawa jest jasna: w archiwach tych musi być coś kompromitującego dla rządu Wielkiej Brytanii, który albo o sprawie wiedział, albo ją inspirował, albo coś „mataczył” przy jej wyjaśnianiu.

Przy okazji siedemdziesięciolecia Katastrofy Gibraltarskiej wraca także dyskusja na temat polityki prowadzonej przez gen. Sikorskiego w czasie II Wojny Światowej. O ile na temat zamkniętych przed nami brytyjskich archiwów snuć możemy tylko przypuszczenia, to politykę tę ocenić możemy dziś jednoznacznie: była jednym wielkim błędem.

Błąd tkwił już u samego fundamentalnego jej założenia jakoby Rzeczpospolita Polska była poważnym partnerem walczących mocarstw, czyli Wielkiej Brytanii, Związku Radzieckiego, a potem i dla Stanów Zjednoczonych. Niestety, partnerem takim nie byliśmy ani ze względów militarnych, ekonomicznych, ani politycznych. Jakkolwiek armie polskie były najliczniejsze po armiach mocarstw, to trudno uznać ich wkład za decydujący dla wyniku wojny. Co więcej, wojsko to było w całości zaopatrywane przez sprzymierzone mocarstwa (głównie przez Anglików), co w sposób naturalny czyniło z nas politycznych satelitów Londynu. Nasz wkład ekonomiczny w wojnę był zerowy. Mając małą armię, zerową produkcję sprzętu wojskowego i nie posiadając skrawka własnego wolnego terytorium nie liczyliśmy się i nie mogliśmy się liczyć w rozgrywce mocarstw. Tymczasem gen. Sikorski prowadził politykę tak jak gdyby Polska była w tej wojnie poważnym graczem. W chwili gdy w czerwcu 1941 roku ZSRR stał się sojusznikiem Wielkiej Brytanii było oczywiste, że Londyn – w imię tego sojuszu – nie  zawaha się sprzedać naszych Kresów, czyli Wilna i Lwowa, dla jego podtrzymania. Sikorski do końca próbował bronić Kresów zamiast realistycznie uznać je za stracone i wyjść z propozycją odszkodowania w postaci Śląska, Pomorza Zachodniego czy Prus Wschodnich. Josef Wissarionowicz postawę tę zapewne by poparł jako „rozsądną”, skoro sam z dużą radością oddał te ziemie Polsce po zakończeniu wojny. Przy okazji może, w tamtych okolicznościach, udałoby się zabrać jeszcze Królewiec i dopilnować aby linia Curzona była ściśle przestrzegana, czyli aby Grodno było po naszej stronie.

W 1943 roku stało się jasne, że o wszystkim zadecyduje wojna na wschodzie. Była chimerą wiara, że Polskę wyzwolą zachodni alianci dzięki jakimś fantastycznym desantom z Bałkanów. Polska mogła być „wyzwolona” tylko przez Rosjan i problem dotyczył tylko tego jak wielkim zniewoleniem będzie owo „wyzwolenie”. Było oczywiste, że znajdziemy się w radzieckiej sferze wpływów i z faktem tym już wtedy należało się pogodzić. Jednak pojęcie „radzieckiej sfery wpływów” jest bardzo ogólnikowe i można je wypełnić rozmaitymi treściami. Jest wariant bierutowski i jest wariant fiński tego przymusowego członkostwa w tejże sferze.

Celem polityki Sikorskiego winno być uratowanie Polski przed całkowitą komunizacją kraju na rzecz wariant fińskiego. Trudno nam powiedzieć o co chodziło Stalinowi: czy zależało mu na rzeczywistym skomunizowaniu Polski (wariant świadczący, że był zwariowanym ideologiem) czy też na naszej wasalizacji tak, aby polskie wojsko podlegało armii radzieckiej, a terytorium naszego kraju było dostępne dla sowieckich dywizji pancernych, gdyby doszło do wojny z państwami zachodnimi. Stalin nie był zwariowanym ideologiem, dla którego komunizacja była celem samym w sobie, ale był też świadom sowieckiej przewagi, więc mógł przeprowadzić tę komunizację kierując się motywem pacyfikacji i uniformizacji, na radziecką modłę, całej Europy Środkowej.

Na pytanie to odpowiedzi już nigdy nie poznamy, ale odnotować możemy, że szansa na wariant fiński istniała. Polska byłaby w (później powstałym) Układzie Warszawskim; byłyby tu radzieckie bazy wojskowe; nasza armia podlegałaby sowieckiemu dowództwu; za każdym razem Prezydent RP – tak jak to było w Finlandii – byłby zatwierdzany przez Kreml; miejscowa partia komunistyczna mogłaby funkcjonować w systemie politycznym. To minusy. A teraz plusy: nie ma UB, KBW i tysięcy ich ofiar; partia komunistyczna nie zdobywa monopolu na władzę; nie następuje komunizacja gospodarki; nie ma prześladowań Kościoła.

Dlaczego gen. Władysław Sikorski nie próbował zagrać wariantu fińskiego? Powodów było kilka: 1/ Był zawzięcie krytykowany przez opozycję, która udawała, że nie dostrzega tego, kto wojnę wygra i domagała się prowadzenia polityki mocarstwowej. 2/ Psychicznie nie był w stanie uznać linii Curzona jako przyszłej granicy wschodniej RP, licząc na jakiś cud, że alianci zachodni wywalczą dla nas Wilno i Lwów. 3/ Sprawa Katynia. Jako żołnierz i oficer nie umiał przemilczeń tej ohydnej zbrodni.

Niemcy znakomicie rozegrali sprawę katyńską i postawili gen. Sikorskiego w bardzo niezręcznej sytuacji, ogłaszając światu, że znaleźli miejsce mordu i setki pomordowanych. W dodatku powołali w tej sprawie niezależnych świadków z Czerwonego Krzyża. Rząd polski wpadł w tę pułapkę i zażądał wyjaśnień od Moskwy, co dało jej oficjalny pretekst do zerwania stosunków dyplomatycznych i późniejszego powołania własnych organów rządowych o polskojęzycznym charakterze. Rozumiejąc motywy Sikorskiego wiemy dziś, że popełnił straszny błąd. Należało przyjąć radziecką wersję o „niemieckiej propagandzie” i poświęcić sprawę Katynia dla walki o fińskie rozwiązanie dla Polski. Straszne? Przecież dziś większość naszej sceny politycznej poświęca ofiary mordu na Wołyniu (pięć razy więcej niż w Katyniu) dla utopijnego sojuszu z Ukrainą.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “70 lat po gen. Sikorskim”

  1. Sikorski, mimo niezłego początku (układ Sikorski-Majski), zamienił zwycięstwo w klęskę, stając w końcu w jednym rzędzie z Goebbelsem. Zapewne doskonale wiedział co się stało w Katyniu, po co więc te teatralne gesty z Czerwonym Krzyżem… Dla Stalina i jego zachodnich sojuszników to było za wiele, zatem zerwali kontakty z Sikorskim, bądź jego następcami. Z wyjątkiem może Mikołajczyka byli to zresztą zupełni amatorzy. Oczywiście, autor ma rację, zamiast myśleć o Kresach trzeba było wysunąć postulat zachodniej granicy Polski np. na Łabie. Oddanie Kresów wcale nie musiało oznaczać ich depolonizacji. O deportacji Polaków ze Lwowa i Wilna przesądziła moim zdaniem demonstracja polskiego podzeimia tuż po wyparciu Niemców. W wyniku akcji „Ostra Brama” rząd londyński chciał się zaprezentować jako gospodarz tych ziem, organizując administrację, wywieszając flagi biało-czerwone itd. Oczywiście skutek był odwrotny do zamierzonego. Wtedy właśnie Stalin uznał, że pozostawienie Polaków to zbyt duże niebezpieczeństwo. Doszło do paradoksalnej sytuacji, szeroką autonomię w ZSRR dostali kolaborujący wcześniej z Niemcami Litwini i Zachodni Ukraińcy, a Polacy nie dostali nic i w większości albo wyjechali albo zasymilowali się.

  2. Witam, Chciałbym podzielić się kilkoma uwagami nt. artykułu. Przykład powojennej Czechosłowacji pokazał, iż celem Stalina było narzucenie komunizmu w Europie Środkowo-wschodniej. Ponadto, Polska leżała na drodze do Niemiec. Dlatego też uważam, iż nasz los po wojnie był przesądzony. Jedyną szansą na zmianę historii Polski była była zmiana decyzji przez rząd Polski w 1939 r. i zgoda na warunki Hitlera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *