Aby gorzej nie było…!

Nie lubię PSL, bo w żaden sposób nie jest tym, czego chcieliby dopatrzeć się w nim chłopomani: nie jest tradycjonalistyczne – tylko wykorzenione, oparte o urzędników bez właściwości, po wyższych szkołach stębnowania. Nie jest uniosceptyczne – tylko brukselouległe. Nie jest rozsądniejsze na odcinku wschodnim, nie jest gospodarne, nie jest spokojne i nieagresywne – tylko ciągle powtarza, że takie jest. Nie lubię wreszcie pseudoludowców – bo są niesłowni, nie dotrzymują słowa i zawsze są gotowi zerwać już zawarte porozumienie i prowadzić w nieskończoność negocjacje na jedyny interesujący ich temat – czyli o kolejnych stołkach. A że mają ich dużo – więc siłą rzeczy wśród osób usadzonych przez PSL więcej jest Dyzmów, niż zdarza się to innym, mniej efektywnym partiom.

Nie lubię PSL, ale nie ma we mnie tyle pogardy i arogancji, by powtarzać, że skoro odnieśli sukces w wyborach – to na pewno zostały one sfałszowane. Czy nie bardziej prawdopodobne wydaje się tłumaczenie, że w stałej ucieczce i zmęczeniu pseudo-sporem PO-PiS, tym razem wyborcy postanowili zrobić coś szalonego i skierować się rozpaczliwie w stronę Stronnictwa, które wcześniej nigdy im nie przyszło do głowy? Jeśli dodamy do tego lękających się powrotu Kaczyńskiego, a także tych, którzy faktycznie głosują na partię stołków – bo też chcieliby mieć stołek, wtedy wynik PSL przestaje być tak zaskakujący, prawda?

Bądźmy zresztą zupełnie szczerzy – czy my wszyscy, piszący o polityce, zajmujący się polityką, niekiedy nawet czynnie, znający różne sztuczki i chwyty PR-owskie – możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że wiemy dlaczego ostatecznie ludzie decydują się brać udział w wyborach i oddawać głos akurat na tę czy inną partię? Jasne, można rozpoznawać tendencje, wywoływać określone reakcje, trafnie określać oczekiwania poszczególnych grup, ale po co oni w ogóle to robią, poza ogólną, jakże przecież naiwną i pierwotną nadzieją, że może będzie lepiej, a częściej – żeby po prostu gorzej nie było?

Bądźmy bowiem poważni, wszak co do zasady rację mają raczej ci nie głosujący, przyznający, że nic z tego nie rozumieją, nic ich to nie obchodzi i nie wierzą w żaden swój wpływ. O ile absencja mająca ukarać establishment polityczny jest głupotą podwójną (wszak establishmentowi właśnie o to chodzi i z samej zasady nie jest możliwa delegitymizacja systemu drogą bojkotu, choćby i prawie 100-procentowego) – o tyle racjonalna wydaje się absencja bierna, przyjmująca po prostu do wiadomości podział na rządzących i rządzonych. Problem polega rzecz jasna na tym, że rządzą „ci źli” – a dokładniej rządzą „źle” to jest niekorzystnie dla rządzonych.

W istocie bowiem w całym tym układzie zależności chodzi generalnie o to, by rządzący robiąc sobie dobrze – możliwie nie szkodzili, a może nawet nieco ułatwiali życie rządzonym. Przede wszystkim zapewniając im bezpieczeństwo, a ponadto też okazję do utrzymania się. Oprócz wielu innych czynników (jak zależność od rządzących wyższego szczebla) – problemem jest rzecz jasna sama logika przedstawicielskiego systemu władzy, zakładająca kadencyjność. Ta zaś wymusza na grupie rządzącej szybkie i łapczywe zaspokajanie własnych potrzeb, nie tylko przy ignorowaniu interesów rządzonych, ale często właśnie przy ich bezpośrednim i nadmiernym obciążeniu. Co ciekawe, niektórzy właśnie w PSL-u widzą siłę realizującą odśrodkową przemianę tego układu poprzez przedłużanie okresu sprawowania władzy (mamy w Polsce wójtów rządzących już ok. trzech dekad) czy wprowadzanie dziedziczności. A jednak praktyka wskazuje, że ci nieledwie panujący – są z kolei wyjątkowo bierni, a więc zaspokajają co najwyżej naturalną ludzką potrzebę stagnacji (wspomniane „aby gorzej nie było…!”), łatwo w realiach polskiej biedy i bylejakości przechodzącą w stan wegetacji.

Oczywistą absurdalność tzw. demokracji widać też w samych wyborach, przy czym te sprzed paru dni – są tylko kolejnym z szeregu przykładów. Tłumaczenie, że ludzie oddawali głosy nieważne do sejmików, bo stawiali karnie krzyżyki na każdej stronie „książeczki”, zmyleni zachętą do udziału w wyborach – jest właśnie kolejnym, acz pośrednim argumentem przeciw demokracji w ogóle. Skoro bowiem ktoś nie jest w stanie zrozumieć ani zapamiętać w jakiej formie ma wyrazić swoją wolę wyborczą – to na jakiej podstawie uznaje się, że jego decyzje mają jakieś racjonalne cele i podstawy?

Faktem jest, że latami zasiadając w komisjach obwodowych – regularnie byłem pytany jak oddać głos, co oznacza, że akt głosowania rzeczywiście nie uruchamia u wyborcy wyższych funkcji mózgu i wybierający z góry zakłada, że niczego nie jest w stanie zapamiętać ani zrozumieć. Powtórzmy – z samego aktu głosowania, a co dopiero mówić z polityki jako takiej?

I już tylko przyczynkarsko – 12 lat temu krzyczano, że wybory do sejmików są nieważne, bo wprowadzone wówczas zamiast książeczek płachty są absurdalnie wielkie, ciężko je było przeczytać i utrafić z widocznym krzyżykiem. Wrócono więc do książek – i furt źle. Słyszałem już pomysł racjonalizatorski, że powinna być okładka z wypisaniem który komitet wyborczy jest na której stronie. Mam jednak zastrzeżenie – a co, jeśli wyborcy radośnie stawialiby tylko krzyżyki na okładce, przy nazwie swojej partii i nie zaglądając dalej wrzucali pakiecik do urny?

Tyle przykładu bieżącego. Czy ma on służyć dowiedzeniu, że ludzie uczestniczący w wyborach to idioci? Broń Boże (choć – powtórzę – zaiste trudno pojąć czemu właściwie oni to robią). Przeciwnie – to system jest idiotyczny, o czym wiedzą i ci, którzy próbują ignorować jego istnienie nie głosując, i ci którzy w wyborach startują. Najmniej wątpliwości mają natomiast sami głosujący, przy czym faktycznie najmniej głupia jest motywacja elektoratu ludowych biurokratów. Powtórzmy – nie wierzą oni w „telluryczną prawicę” i „narodowy agraryzm”. Niekoniecznie nawet kierują się wskazaniami proboszczów, czy wiarą, że „żywią i bronią”. Przeciwnie, wyborcy głosują często na PSL z powodów, dla których partia ta jest potępiana i wyśmiewana. Bo miejscowy wójt to łajdak, ale ponieważ już zbudował drogi pod domy swój, teściowej, szwagra i kochanki – to następne utwardzenie może pojawi się i pod moją chałupą? Bo nowy jeszcze się nakradł, więc zacznie od początku, a ten się już nachapał. Bo jak się z wójtem żyje w zgodzie i należy do „peezel”, to dzieciak po dziwnych studiach może zostać w mieście i pójść na urzędnika. Wreszcie – bo pracuję w szkole, GOK-u, GOPS-ie, w samym urzędzie, a nowy wójt miałby i nowego pracownika na moje miejsce.

Jak się więc okazuje – wyborcy PSL to ci, którzy najlepiej zrozumieli demokrację i jej praktyczne skutki. Którzy starają się jakoś dopasować do III RP, w sytuacji, gdy ci aktywniejsi już przecież wyjechali. Polak bowiem woli zmienić otoczenie – niż zmieniać warunki, w których żyje. Taki tu już mamy klimat.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Aby gorzej nie było…!”

  1. Czytam, że PSL zdecydowanie prowadzi w województwie świętokrzyskim z wynikiem 49,9 proc. głosów. Przecież to się już daje porównać z wyborami w Rosji za Stalina.

  2. Mój kolega twierdzi, że PSL jest najbliżej „razwiedki”, czyli rzeczywistej władzy w Polsce. Mnie natomiast zastanawia stan umysłu Autora uważającego wybory za „oczywistą absurdalność” a mimo to „latami zasiadającego w komisjach obwodowych”. Czy ten stan tak bardzo odbiega od przedstawionego w artykule stanu umysłu tzw. „elektoratu” lub jakże trafnie skrytykowanej hipokryzji PSL-u?

  3. Panie Włodzimierzu – to trochę jak triumfalny uśmiech Durczoków i Kraśków uważających, że złapali przeciwników UE na sprzeczności, no bo jak to – są przeciw Unii, a kandydują do PE?! A przecież odpowiedź jest tak oczywista i banalna…

  4. Oczywistości zauważyć zawsze najtrudniej np. oczywista absurdalność demokracji jest równa oczywistej absurdalności monarchii. Obie mają równie racjonalne podstawy.

  5. @WK Czyżbym z tego powodu do tej pory jakoś nie dostrzegł tej „oczywistej absurdalności” monarchii?… Monarchia IMHO jest (wynik kilkuletnich przemyśleń) rzeczą dość naturalną: mamy hierarchię „w genach” (widać ewolucja wykazała jej wyższość nad „równością”), a ktoś musi być na czubku tej hierarchii. Żeby temu gościowi z „czubka” zależało na dobrej kondycji państwa powinien mieć możliwość traktowania go jako „prywatną firmę” wraz z możliwością przekazania potomkom pod zarządzanie.

  6. „Bo nowy jeszcze się nakradł, więc zacznie od początku, a ten się już nachapał. ” Obawiam się, że z tego właśnie powodu zagłosuję w drugiej turze na dotychczasowego włodarza mojej miejscowości. Bo konkurencja startuje z programem sprowadzającym się do tego, że oni będą mniej „chapać”.

  7. @DP: Teoria „samolubnego genu” Ryszarda Dawkinsa, nb. „papieża ateizmu”, stosuje pojęcia genetyki do opisu ewolucji kulturowej. Tzw. memy mają być jednostką dziedziczenia kulturowego. Dawałoby to psychologię ewolucyjną na gruncie redukcyjnego materializmu. Wątpliwe aby katolik mógł to przyjąć (przyznam, że się nie zastanawiałem). Problemem jest czy cechy nabyte (czyli kulturowe) są w ogóle jakoś dziedziczone (w darwinizmie nie są, Lamarck uważał, że są). Dziś się przyjmuje, że kultura (m.in. ekspresja, czyli oddziaływanie genów ze środowiskiem) jest przekazywana przez imitację np. tradycję. Nie wierzę, żeby w genach zapisane były takie pojęcia jak „własność prywatna państwa”, czy w ogóle własność.

  8. @WK Nie czuję się kompetentny, żeby się autorytatywnie wypowiedzieć, jakie jest pochodzenie tego zjawiska, ale wydaje mi się, że po prostu tacy jesteśmy jako ludzie, że tworzymy struktury hierarchiczne. Nawet w tak zwanej demokracji – i tak wiadomo, że np. na czubku hierarchii w naszym państwie był do niedawna D. Tusk (przynajmniej tej oficjalnie widocznej, bo znajdą się zwolennicy teorii o bardziej ukrytych mechanizmach władzy, którzy wskażą kogoś innego, ale też kogoś tam wskażą). Podobnie jest zresztą u wielu zwierząt – rządzi z reguły jakiś „samiec alfa”, chociaż np. u słoni przywódczynią stada jest z reguły samica. Ale zawsze „ktoś” jest tym przywódcą. W Biblii też znajdujemy wypowiedź w stylu „jestem Królem, chociaż królestwo moje nie jest z tego świata” (a chwilę wcześniej „nie miałbyś tej władzy, gdyby ci jej nie dano z góry”). Przypuszczam, że w jakimś stopniu jest to właśnie „zwierzęcy instynkt” zaszyty w naszych genach (biologicznych, nie kulturowych!), ale to tylko mój domysł i nie wydaje mi się najważniejsze w tej chwili, ważniejsze, że jednak – z jakiegoś powodu, chcąc lub nie chcąc – tworzymy różne hierarchie. I skoro tworzymy, to pewnie takie hierarchie są bardzie sprawne w realnym życiu niż inne, alternatywne, struktury.

  9. „…Nie wierzę, żeby w genach zapisane były takie pojęcia jak „własność prywatna państwa”, czy w ogóle własność. …” – nośnik nie ma znaczenia. Pytanie, czy istnieje JAKIKOLWIEK, choćby i imitacyjny, STABILNY proces dziedziczenia „wzorców hierarchicznych” ? W fizyce ciala stałego widać wyraźny „trend” do samoorganizacji atomów/molekuł we wzorce strukturalne „nad” drobnoziarnistą, zazwyczaj regularną strukturą. Podobnie jest w mechanice płynów. Modne swego czasu „struktury samopodobne” (np. fraktalne), są także „hierarchiami struktur”. A więc: nawet w materii nieożywionej, złożonej z komponent drobniejszych niz aminokwasy, można wskazać budowę „hierarchii struktur”.

  10. Oczywiście, że nośnik ma znaczenie. Mówimy o ludzkim DNA a nie dowolnym ciele stałym. Chyba, że traktujemy człowieka jako rodzaj ciała stałego (skrajny materializm, redukcyjny fizykalizm – zdaje się potępione jako tzw. modernizm). Funkcjonalizm twierdzi co prawda, że umysł może być zaimplementowany do dowolnym podłożu zdolnym do realizacji określonych funkcji, niekoniecznie biologicznym a neotomiści w ogóle nie uważają człowieka za cześć przyrody (nie wiem jak radzą sobie z biologią), ale to są filozoficzne spekulacje. Jeśli nośnikiem nie jest DNA to pytanie o istnienie procesu dziedziczenia nie ma sensu. Czym jest bowiem „dziedziczenie” poza biologią? Nadużyciem słów. Kiedyś można było wierzyć w homonkulusy w spermie ale nie dziś. Imitacja „wzorców hierarchicznych” oczywiście istnieje. Pytaniu czym ona jest zajmuje się olbrzymia literatura od prymatologii począwszy np. M.Tomasello „Kulturowe źródła ludzkiego poznania” po filozofię np. II Wittgenstein. Jednak teza, że normatywność (reguły moralne) jest ontologicznie prawem fizyki nie jest w niej prezentowana. Tak mógł sobie uważać Arystoteles (a dziś neotomiści), dla którego moralność i fizyka była częścią tej samej natury. Tylko, że ta fizyka to było tłumaczenie świata za pomocą ludzkiego działania. Dziś nikt przytomny nie utrzymuje, że prawo moralne jest choćby podobne do prawa fizyki. Prawa fizyki w przeciwieństwie do norm moralnych NIE DA się złamać.

  11. „…Oczywiście, że nośnik ma znaczenie. Mówimy o ludzkim DNA a nie dowolnym ciele stałym. …” – niekoniecznie „mówimy o DNA”. 1/ Obserwujemy istnienie hierarchii struktur w świecie. 2/ Nasz mechanizm postrzegania jest tez hierarchiczny: postrzegamy, jakby powiedzieli spece od geometrii obliczniowej, levels-of-detail. Nie ma wiekszego znaczenia, czy postrzeganie hierarchii realnie istniejacych bądź nakładanie na rzeczywistośc hierarchicznego modelu postrzegania ma swe źródło w strukturach mózgu, DNA, czy jest „kulturowo uwarunkowanym oprogramowaniem”. Trudno przecież zaprzeczyć, że nasze postrzeganie ma strukture hierarchiczną. Może to ułatwiać przetrwanie, np. ważne jest czy zwierzę biegnące w moim kierunku jest osobnikiem groźnego gatunku, czy nie. A szczegóły jego budowy są już mniej istotne dla naszego przetrwania. Co do społeczności ludzkich, wyraźnie widac samoorganizację w sytuacjach kryzysowych: masa stoi bezradna lub w panice całkiem durnieje, a „jednostki kompetentne” podejmują działania zaradcze. tak kształtuja się „naturalne hierarchie kompetencyjne”. A czy to jest modernizm, czy, nie ma tego u Akwinaty czy u Bocheńskiego OP – nie ma tu zadnego znaczenia.

  12. Dobra, nie mówimy o DNA tylko o kulturowym dziedziczeniu wzorców (tzw. memy). Zaskakujące jak myśl ateistyczna (Dawkins) jest bliska tradycjonalizmowi (taką samą obserwacją podzielił się Frans de Waal w książce „Bonobo i ateista”). Mniejsza o to. Moje uwagi sprowadzały się do stwierdzenia, że autor komentowanego teksu, monarchista brzydzący się niezdolną do wytworzenia „prawdziwej” hierarchii demokracją, brzydzi się PSL-em, gdy ten wykazuje klasyczne cechy monarchiczne tj. wytwarza hierarchię niezależną od kolejnych wyborów, swoje dynastie i sitwy, mając ową obrzydliwą zdolność do utożsamiania się z władzą, jako taką. Dlatego napisałem: „oczywista absurdalność demokracji jest równa oczywistej absurdalności monarchii. Obie mają równie racjonalne podstawy”. Dlaczego zwolennik hierarchii struktur w świecie atakuje tworzenie się hierarchii struktur w świecie? Ja nie rozumiem z tego nic. Przypomina to myślenie manichejskie: coś realnie przeciwstawia się Bogu w świecie. Dla monarchisty będzie to schizmatyczna władza-nie władza np. tzw.wola ludu albo interesy PSL-u, dla amerykańskich kreacjonistów od inteligentnego projektu jest to przypadek albo dobór naturalny (albo oba naraz) dla pana Ratnika jest to (nadmierna) przyjemność itd.

  13. @ Włodzimierz Kowalik – Niepotrzebnie interpretuje Pan KR na poziomie dyskursu naukowego. To tak jakby próbował Pan analizować dlaczego adwokat Malinowski o godzinie 15.00 broniąc Iksińskiego popadł w oczywistą sprzeczność z własnymi słowami z godziny 12.00 (gdy występował na rzecz kogoś innego). W przypadku adwokata, PR-owca lub polityka lepiej jest analizować cel danej narracji i jej względem niego skuteczność ;).

  14. @WK „brzydzi się PSL-em, gdy ten wykazuje klasyczne cechy monarchiczne tj. wytwarza hierarchię niezależną od kolejnych wyborów, swoje dynastie i sitwy, mając ową obrzydliwą zdolność do utożsamiania się z władzą, jako taką” Przypuszczam, że jedyną istotną różnicą jest to, że hierarchia monarchiczna jest legalna, natomiast tacy demokratyczni „wybrańcy” muszą udawać, że rządzą, gdyż są „przedstawicielami ludu”. „Przedstawicielami”, a więc nie właścicielami państwa (myśląc po kapitalistycznemu), a jedynie „administratorami”, „zarządcami”. Prywatny właściciel nie będzie okradał sam siebie, natomiast „administrator”, jeśli nie będzie miał nad sobą kontroli, to czemu nie, zawsze chętnie załatwi coś dla siebie czy jakąś synekurę dla znajomego/krewniaka. W końcu nie wiadomo, jak długo pozostanie na stanowisku, nieprawdaż?

  15. „oczywista absurdalność demokracji jest równa oczywistej absurdalności monarchii. Obie mają równie racjonalne podstawy” – pytanie, czy mówimy o teorii czy o praktyce? Jeśli o praktyce – to pełna zgoda. Ja demokrację widzę jako mechanizm stabilizowania „niewidocznych hierarchii”, w tym sensie, że 1/ hierarchie powstają tak czy siak, bo muszą 2/ stan bez hierarchii jest czyms gorszym niż z hierarchiami 3/ stabilności hierarchi służy utworzenie „warstwy buforowe”, przejmującej ataki niezadowolonej gawiedzi. Dzieki „wymiennej warstwie buforowe”, w postaci instytucji demokratycznych, „niewidoczne hierarchie” mogą w miarę stabilnie sprawować realną władzę. I to jest, moim zdaniem, wielkie osiągnięcie nowoczesności” ochrona stabilnosci władzy.

  16. Przepraszam, myślałem, że chodzi o prawdę (której służy dyskurs naukowy). Zastanawiam się (poważnie) jak Bóg widzi monarchię? Niewykluczone (w praktyce – cokolwiek to znaczy dla Boga), że tak samo jak autor artykułu widzi PSL.

  17. @WK A umiał by Pan jakoś inaczej sformułować pytanie? Bo ja nie czuję się kompetentny wchodzić w buty Pana Boga i zastanawiać się jak On widzi coś tam (w tym wypadku PSL)? Nie mam głowy tego kalibru co Pan Bóg 🙁

  18. Dlaczego to źle, że PSL tworzy hierarchię? Czy zła jest hierarchia czy PSL? Dlaczego zła jest hierarchia? Dlaczego złe jest PSL?

  19. Hierarchia nie jest ani zła ani dobra, to tylko struktura organizacyjna. Natomiast IMHO jest bardziej efektywna niż jakieś struktury niehierarchiczne (z czego znów nie wynika nic na temat dobra/zła, hirarchia może być użyta zarówno do dobrych celów jak i złych). Politycy PSL czy innych partii demokratycznych mają możliwość wykorzystywania swoich stanowisk do celów prywatnych, ich interes własny nie jest tożsamy z interesem państwa, to jest cecha systemu i jest ona niekorzystna dla państwa (czyli mówiąc w skrócie zła). Teoretycznie w demokracji „batem” na polityków powinni być wyborcy, jednak w praktyce wyborcy nie są świadomymi obywatelami, kierującymi się dobrem państwa i mającymi dużą wiedzę o sytuacji politycznej/gospodarczej. Kierują się różnymi drugorzędnymi kryteriami, głosują na tego, kto lepiej wypadł w telewizji, nie reagują na różne formy manipulacji (np. w UE bywało tak, że powtarzano referendum w jakiejś sprawie, dopóki wyborcy nie zagłosowali zgodnie z oczekiwaniami „elit”) itd. itp.

  20. Dobrą jest taka hierarchia, w której mamy umocowanie na wysokim szczeblu, a złą taka, w której go nie mamy 🙂 Dla polityka ta prawda jest jeszcze bardziej oczywista 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *