Amerykańscy najemnicy na Ukrainie. Pogłoski, czy rzeczywistość?

Już od przełomu lutego i marca bieżącego roku kilka niemieckich, izraelskich, francuskich i rosyjskich agencji prasowych oraz portali informacyjnych podawało informację o obecności komandosów armii amerykańskiej oraz najemników z innych krajów na Ukrainie. Według najnowszych danych niemieckiej gazety „Bild am Sonntag”, w trwających obecnie walkach z „separatystami” ma brać udział także 400 najemników prywatnej amerykańskiej agencji wojskowej „Academi”, znanej wcześniej jako „Blackwater”. Przecieki na temat amerykańskiej obecności na Ukrainie (oraz najemnikach z innych państw Europy, Azji i Afryki) pojawiają się co jakiś czas, i za każdym razem na jaw wychodzi trochę więcej informacji. Pojawiały się także informacje o najemnikach z Polski.  

Najemnicy z „Blackwater” to w większości byli żołnierze armii USA, a przypuszczalnie także obecni żołnierze, którzy z oczywistych względów nie występują w mundurach sił zbrojnych USA, lecz z emblematami prywatnej firmy. Firma „Blackwater” zatrudniać ma aż 15 tys. weteranów i byłych wojskowych przede wszystkim z USA, ale także z Wielkiej Brytanii, Chile, RPA, Izraela oraz… samej Ukrainy (informacje portalu War Resisters’ International z 2007 r.)! Przeprowadzała już działania zbrojne w Iraku i Afganistanie, gdzie uczestniczyła w kilku akcjach, podczas których śmierć ponieśli niewinni cywiliści; była też zaangażowana w przemyt i nielegalny handel bronią. W Stanach toczyło się kilka spraw sądowych przeciwko najemnikom z „Academi”; firma zapewniła sobie jednak bezpieczeństwo prawne poprzez zapłatę kilkumilionowej kary. Na Ukrainie najemnicy z „Academi” mieli, według przecieków z anonimowych źródeł z kręgów niemieckiego wywiadu wojskowego, w maju 2014 uczestniczyć w walkach na wschodniej Ukrainie po stronie armii Ukrainy. Mieli doradzać i szkolić żołnierzy oraz kierować ich działania m. in. przeciwko „separatystom” w Słowiańsku. Amerykanie na Ukrainie operować mają co najmniej od marca 2014, między innymi w szeregach specjalnych oddziałów ukraińskiej milicji „Sokół”. 

Także w marcu 2014 pojawiły się informacje o planowanych rzekomo operacjach „false flag”, czyli prowokacyjnych akcjach pod fałszywą flagą – w tym przypadku podobno miały być przeprowadzone nocne ataki na jednostki ukraińskiej armii, dokonane przez prowokatorów przebranych w rosyjskie mundury (tzw. operacje „friendly fire”, czyli dokonane przez własnych żołnierzy lub ich sojuszników). 4 marca pojawiły się także donosy, że 300 najemników firmy-następczyni „Blackwater” pod nazwą „Greystone Limited” przybyło na Ukrainę. Zostali oni specjalnie w tym celu wyszkoleni i wyposażeni, a ich zadaniem jest ochrona nowych, pomajdanowych struktur władzy na południowej i wschodniej Ukrainie. Kto ich opłaca? Amerykańscy najemnicy są zapewne zbyt drodzy, by nowe władze same mogły ich zwerbować. Stąd przypuszczenia, że musiało dojść do porozumienia nowych władz a amerykańską ambasadą w Kijowie. Zwłaszcza, że USA faktycznie deklarują chęć niesienia pomocy, także wojskowej (choć póki co, oficjalnie, nie w sprzęcie wojskowym i uzbrojeniu) nowym władzom. Dla USA wykorzystanie najemników z prywatnych firm wojskowych byłoby więc bardzo wygodnym rozwiązaniem. Academi na swojej stronie internetowej kategorycznie zaprzeczył takim pogłoskom, nazywając je „sensacyjną próbą wykreowania histerii”.

Mimo to państwowa rosyjska agencja prasowa RIA Novosti 7 kwietnia podała informację, że bojownicy z „Blackwater” operują na wschodniej Ukrainie w mundurach oddziałów milicji ukraińskiej „Sokół”. RIA Novosti, powołując się na źródła z ukraińskiej służby bezpieczeństwa (SBU), podał że oddział amerykańskich najemników z „Blackwater” ramię w ramię z oddziałem wojsk wewnętrznych oraz oddziałem Gwardii Narodowej, złożonym z ochotników – bojówkarzy z „Prawego Sektora” – miał zdecydowanie, brutalnie i szybko tłumić protesty przeciwników pomajdanowej władzy w Doniecku i Ługańsku. Według informacji portalu „Argumenty.ru” z początku marca, amerykańskie firmy militarne werbować i zatrudniać miały także islamskich bojowników z Syrii, Libii i Afganistanu. Natomiast „The Voice of Russia” 2 marca mówił o obecności na kijowskim Majdanie najemników z USA, Turcji, Niemiec, Polski i innych krajów. W internecie bez problemu znaleźć można nagrania z starć ulicznych w Doniecku, na których po stronie nowych władz widoczni są najemnicy/żołnierze w nowoczesnych, profesjonalnych mundurach, kaskach i kamizelkach, którzy na pewno nie należą do armii ukraińskiej. Według niemieckiego tygodnika „Die Welt” z 6 marca, snajperzy z kijowskiego Majdanu (którzy, jak się później okazało, strzelali do obydwy stron), były funkcjonariusz Berkutu miał zeznać, że snajperami byli najemnicy z USA i Niemiec. A izraelski „Haaretz” z 28 lutego pisał o co najmniej kilku byłych żołnierzy izraelskich pośród demonstrantów w Kijowie, którzy chcieli „bronić rewolucji”. Oczywiście jest to prawdopodobne – w szeregach armii Izraela nie brakuje zapewne potomków emigrantów z byłego ZSRR, a ponadto – według francuskiego portalu voltairenet.org z 3 marca – izraelscy najemnicy i wojskowi uczestniczyli w walkach w Gruzji w 2003 (podczas „Rewolucji Róż”) i w wojnie w Osetii Południowej w 2008.  

Teraz „Bild am Sonntag” informuje, że niemiecki wywiad wojskowy BND 29 kwietnia poinformował rząd federalny o 400 amerykańskich najemnikach z „Academi”. Są to żołnierze elitarni, komandosi i snajperzy. Wiadomo także, że udział amerykańskich bojowników w walkach na wschodzie kraju po stronie ukraińskich władz musiał nastąpić na skutek polecenia wyższej władzy państwowej, w tej sprawie niczego dokładnego jednak jeszcze nie wiadomo. Te bardzo niepełne, ale mimo to sensacyjne informacje pochodzić mają od samego CIA. BND dowiedzieć się o nich miał podczas regularnego spotkania służb wywiadowczych obydwu krajów pod przewodnictwem Petera Altmaiera z CDU – Szefa Urzędu Kanclerskiego. W spotkaniu udział brać mieli: prezesi niemieckich i amerykańskich służb wywiadowczych, dyrektor niemieckiej Federalnej Policji Kryminalnej (BKA), koordynator kanclerza RFN ds. służb wywiadowczych oraz wysokiej ranga urzędnicy ministerialni. BND odmówił komentarza w tej sprawie.

Oczywiście nie tylko Zachód ingeruje mniej lub bardziej tajnie w wydarzenia na Ukrainie. Wszyscy doskonale znają zdjęcia rosyjskich żołnierzy bez dystynkcji, emblematów i godeł na Krymie. Nie wszyscy jednak wiedzą o poparciu ówczesnego premiera Rosji, Władimira Putina, z 11 kwietnia 2012 (informacja portalu RIA Novosti), dla powstania „systemu prywatnych firm militarnych”, które oferować miałyby swe usługi za granicą, w ochronie obiektów i instytucji, a także szkoleniu zagranicznych sił zbrojnych czy nieformalnych formacji bojowych. Jest oczywiste, że takie firmy są narzędziem nieformalnego wywierania wpływu na sytuację polityczną za granicą. „The Daily Beast” z 28 lutego nadał swemu artykułowi bardzo charakterystyczny tytuł: „Rosyjski Blackwater przejął kontrolę nad ukraińskim lotniskiem”. Rosyjskie siły na Krymie – według portalu „Center for the National Interest – America’s Realist Voice”, który zacytował byłego doradcy Richarda Nixona, Dimitri K. Simes’a – miały należeć do „prywatnej” rosyjskiej firmy „Vnevedomstvennaya Ochrana”, która operować ma na zlecenie rosyjskiego MSZ…

Sadząc po ilości pojawiających się co jakiś czas informacji oraz różnorodności źródeł, z których pochodzą – można przypuszczać, że przynajmniej częściowo muszą one być prawdziwe, choć oczywiście nie sposób na chwilę obecną uzyskać oficjalne potwierdzenie czy udokumentowanie obecności amerykańskich czy innych zachodnich najemników na Ukrainie. Najnowsze dane niemieckiego „Bild am Sonntag” są o tyle ciekawe, że do starszych informacji dodaję konkretne źródło: niemiecki wywiad wojskowy, który współpracuje z amerykańskim CIA i odbywa regularne narady przy udziale przedstawiciela kanclerz Angeli Merkel i niemieckich ministerstw. Świadczy to o tym, że wysyłanie „prywatnych” najemników nie jest bynajmniej mało znaczącym incydentem, a dobrze zorganizowanym i zaplanowanym przedsięwzięciem, o którym wiedzieć musi dwójka z trzech najbardziej wpływowych przywódców świata: prezydent Obama i kanclerz Merkel.       

Michał Soska

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Amerykańscy najemnicy na Ukrainie. Pogłoski, czy rzeczywistość?”

  1. Ano, poczekajmy, aż owi „najemnicy” (czy w ogóle wolno tak pisać?) zaczną wpadać do niewoli , ginąć, być przesłuchiwani, być egzekwowani publicznie. Rozumiem, że tzw. „najemników” nie ma na Ukrainie, więc Obama ani Merkel, ani cały tzw. „wrażliwy cywilizowany Zachód” nie zacznie skowyczeć, gdy Kozacy Dońscy wbija paru „bohaterskich najemników” na palik?

  2. Ciekawy artykuł, brak w nim jednak jednej, bardzo istotnej informacji, rzekłbym nawet klucza do zrozumienia obecnego amerykańskiego zaangażowania na Ukrainie. Pierwszym kluczem był Krym wraz z bazą rosyjskiej floty, która bez tej bazy nie ma specjalnie jak powstrzymywać konwencjonalnego ataku USA z powietrza na Syrię, po której następny w kolejce byłby Iran. Ten klucz jak wiadomo się na szczęście zdezaktualizował. Obecnym kluczem jest moim zdaniem prawdopodobnie zaangażowanie najemników z Academi w walkach na Ukrainie. Otóż Academi ma bardzo ścisłe powiązania z amerykańskim gigantem Monsanto, największym na świecie producentem nasion GMO. Powiązania są na tyle ścisłe, że dwa lata temu mocno spekulowano na temat wykupienia Academi przez Monsanto. Nie zdołano tego zdementować, więc przypuszczalnie Academi jest prywatną armią amerykańskiej korporacji. No a ukraiński czarnoziem jak ulał nadaje się do produkcji genetycznie zmodyfikowanego świństwa, którym można później zalać Europę, czyż nie? Czytałem że MFW żąda od rządu ukraińskiego w zamian za pożyczkę zliberalizowania prawa dotyczącego ziemi i upraw w ten sposób, żeby obce podmioty gospodarcze mogły wykupywać duże połacie tej ziemi na własność oraz hodować na niej bez przeszkód GMO. Nie byłem tego jeszcze w stanie zweryfikować, ale jeśli to prawda, to wszystko układa się elegancko w całość.

  3. @ElDesmadre: USA angażują się w Ukrainę gł. ze względu na mozliwość umieszczenia tam tzw. „tarczy antyrakietowej”. Kłopot w tym, że (anty)rakiety stosowane w „tarczy” to de facto człony miedzykontynentalnych rakiet balitycznych, uzbrojone w głowice odłamkowe, a „przezbrojenie” w głowicę jądrową to kwestia ok. 30 minut. Gdy więc „tarcza” znalazłaby sie na północy lub wschodzie Ukrainy, rosyjskie kompleksy militarne nad Wołgą i na Uralu zostałyby bezpośrednio zagrożone amerykańskim atakiem jądrowym z tak małej odległości, że ruska obrona antyrakietowa miałaby problem z zareagowaniem na czas.

  4. A ja się zastanawiam, czy tylko niewinnych cywilistów nie wolno zabijać. Moim zdaniem specjaliści od prawa karnego tez zasługują na ochronę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *