Awantura nad grobem „Łupaszki”

Archetyp „Wyklętego”

„Łupaszka” jest dla „Wyklętych” wręcz emblematyczny. Walki w wileńskim czworokącie, między Niemcami, Litwinami i Sowietami, zdrowy sceptycyzm wobec wersji „Burzy” realizowanej przez miejscowe dowództwo AK, potem zawzięty upór w kontynuowaniu walki na coraz to nowych, coraz bardziej obcych terenach, wreszcie zaprzestanie działalności wobec jej oczywistego fiaska, uwięzienie i śmierć – na życiorysie mjr. Szendzielarza można tłumaczyć zarówno motywy, jak i przebieg oraz finał działalności „typowych ŻW”, o ile – rzecz jasna – w ogóle można mówić o takowym wzorcu. Skądinąd jednak być może potrzebnym – skoro od przypominania tragicznych losów dawnych bohaterów walk z Niemcami, którzy nie odnaleźli się w nowej rzeczywistości – współczesna „polityka historyczna” przeszła niepostrzeżenie na pozycje przyczynkarskie do N-tej potęgi, kreując na bohaterów postacie już nawet nie dwuznaczne, ale wprost podejrzane, nie tyle niezłomne, co zwichrowane, tkwiące w stogach i kojarzone przez otoczenie z czynów raczej kryminalnych, niż patriotycznych. Zestawianie takich postaci z „Łupaszką” to co najmniej pomyłka naukowa, a także błąd ideowo-wychowawczy nawet z pozycji bliskich legendzie „Wyklętych”.

Stąd też, jakkolwiek bulwersująco by to nie brzmiało – identyfikacja szczątków majora i długie przygotowywania do jego pogrzebu, poniekąd spadły temu środowiska z nieba. Oto bowiem chowany będzie nie jakiś podejrzany watażka, rabujący kury po wsiach – tylko zagończyk pełną gębą, toczący długo prawdziwe boje, nie bez talentów organizacyjnych i taktycznych, znany nie tylko badaczom przedmiotu. Pogrzeb „Łupaszki” oczywiście będzie pewnie wyzyskany politycznie, jego organizowanie przez ministerstwo obrony narodowej jest tego wystarczającą gwarancją, nie mniej nawet sceptycy przyznają, że raz – godnie jest pochować rzuconych pod płot cmentarny polskich żołnierzy, dwa – może to przywrócić całemu pro-wyklęckiemu trendowi „polityki historycznej” wymiar heroiczny i elementy moralnej racji, wątpliwe w tak wielu innych przypadkach.

Kłótnia o spadek

To znaczy tak by mogło być, gdyby to nie była Polska i gdyby wszyscy tradycyjnie nie wzięli się za łby jeszcze przed uroczystością. Jak wiadomo, w naszym kraju uroczystości tego typu to często okazja do przypomnienia, że nie rozmawiamy z wujkiem Edziem, ze względu na to co powiedział o naszej Frani, a także zupełnie nowych śmiertelnych obraz w związku z tym kto dostał srebrny serwis do kawy po zmarłym, który już dawno mieliśmy przecież obiecany. Oczywiście, w tym przypadku w grę wchodzi spadek czysto symboliczny i propagandowy – ale awantura wcale przez nie to szykuje się mniejsza. A dokładnie – już trwa.

O to kto ma prawo pochować Łupaszkę, kto będzie trzymał pod rękę członków jego rodziny i pokaże się nad trumną majora toczy się w środowisku pro-wyklęckim zacięta rywalizacja. Celem ataków pozostałych grup stała się zwłaszcza organizacja „NIEZŁOMNI – Fundacja im. Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszka” i jej założyciel, Wojciech Łuczak. Jej krytycy, przede wszystkim młodzi członkowie i współpracownicy zrzeszeń kombatanckich (których statuty dopuściły taką formę członkostwa przekształcając się de facto częściowo w organizacje polityczno-historyczne i kolekcjonerskie), zwłaszcza sympatyzujący z Ruchem Narodowym. Ich zdaniem fakt, że to NIEZŁOMNI najbliżej współpracują ze Stowarzyszeniem Rodziny Zygmunta Szendzielarza Łupaszki, będącej partnerem MON w organizacji pogrzebu majora – może rzucić cień na całą uroczystość i zostać wykorzystane do zdyskredytowania całego środowiska pro-wyklęckiego.

Niezłomnie kontrowersyjny?

Lista zarzutów wobec prezesa Łuczaka jest długa, obejmując m.in. podszywanie się pod cudze dokonania, organizowanie ekshumacji i ponownych pochówków bez stosownych zgód i uprawnień organizowanie zbiórek publicznych bez wymaganych do niedawna zezwoleń, a nawet posuwanie się do takich kombinacji, jak „odnajdywanie szczątków Wyklętych” w mogiłach, w których już od dawna sobie leżeli, pochowani np. przez rodziny. Wyjątkowo ostro krytykowany był też sam W. Łuczak, któremu wyciągnięto relacjonowane niegdyś przez zwłaszcza zachodniopomorskie media nieprawidłowości z czasów pracy w charakterze wicedyrektora ds. technicznych Urzędu Morskiego

w Szczecinie. Rywalizujące organizacje niemal wyrywają sobie doczesne szczątki nieszczęsnych „Wyklętych”, podpięcia pod ostatnich żyjących i ich potomków, wreszcie kontakty z mniejszymi grupkami, które nie bardzo orientując się w zamieszaniu odwalają czarną robotę to za jednych, to za drugich uznając, że przecież cele są tak szlachetne i słuszne, że wszyscy zaangażowani „w sprawę” muszą być co najmniej równie czyści i szlachetni. Tymczasem, jak to w takich przypadkach często bywa – trwa spór o to kto jest czyściejszy…

– Słyszałem o anonimie rozsyłanym do różnych redakcji przed ważnymi dla działania Fundacji wydarzeniami takimi jak Kwesty 1 listopada oraz 1 marca czy jak w tym przypadku na krótko przed datą pogrzebu mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Nie trudno zauważyć, że ma to na celu deprecjonowanie działań Fundacji Niezłomni . Istnieje kilka środowisk, które traktują działania Fundacji w kategoriach konkurencji, którą należy zwalczać i chętnie kolportują tego typu nieudolnie skonstruowane, napisanego pseudo-prawniczym językiem pomówienia. Smutne jest to, że nie robią tego środowiska lewicowe tylko prawicowe. Odnosząc się do rzekomych zarzutów informuję, że Fundacja podlega kontroli i sprawozdawczości przed Krajowym Rejestrem Sądowym, Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwem Cyfryzacji i Administracji. Dotąd żadna z tych instytucji nadzorczych nie miała zastrzeżeń do sprawozdań przekazywanych przez Fundacje Niezłomni. Warunkiem rejestracji fundacji jest zgodność statutu oraz wszystkich dokumentów rejestrowych z przepisami prawa, weryfikuje ta zgodność Sąd – Krajowy Rejestr Sądowy w konsultacji z właściwym organem administracji Państwowej, trudno więc mówić o możliwej „niezgodności” czy „braku kontroli wewnętrznej” gdyż wszystkie wymagane prawem organy fundacji (Rada Nadzorcza, Zarząd) muszą istnieć. „Rzekome nadużycia” nie miały miejsca. Nigdy nie postawiono mi żadnych zarzutów w związku z moją działalnością. Pracowałem w Urzędzie Morskim 10 lat temu. Nigdy też owe zarzuty nie znalazły potwierdzenia w faktach. Wszystkie próby deprecjowania sprzed 10-ciu laty mojej osoby wynikały z pobudek politycznych przeciwników – odpowiada spokojnie Wojciech Łuczak.

Faktycznie, część zarzutów wobec niego z czasów Urzędu Morskiego wygląda na typowo polityczne pranie brudów po politycznym przeciwniku (związany był wówczas z Ligą Polskich Rodzin). Jak pisał wówczas, w 2008 r. Portal Morski: „Byłemu dyrektorowi zarzucano m.in. pobieranie co miesiąc ryczałtu za używanie prywatnego samochodu do celów służbowych, gdy w tym samym czasie używał pięciu samochodów służbowych, którymi w ciągu 14 miesięcy przejechał 61 tys. km. Za paliwo urząd zapłacił 42 tys. zł. Z kart drogowych wynikało, że samochodów były dyrektor używał też w celach prywatnych. Wielokrotnie je uszkadzał – a koszty napraw, które poniósł UMS – wyniosły 11,2 tys zł. Napraw tych dokonywał w wybranym przez siebie warsztacie. Urząd zapłacił też 3,1 tys. zł za wymianę reflektora samochodowego, którego w ogóle nie wymieniono. Ponadto Łuczak podpisał pięć faktur dotyczących obsługi prawnej na łączną kwotę 7000 złotych, które nie wiązały się w żaden sposób z działalnością Urzędu Morskiego. Były zastępca dyrektora dbał też o wypoczynek: – w lipcu 2007 korzystał nieprzerwanie z pokoi socjalnych ośrodków wypoczynkowych UMS w Niechorzu, Świnoujściu i Mrzeżynie płacąc jedynie za jeden pokój, podczas gdy korzystał z kilku pokoi jednocześniei”. Z kolei o działalności NIEZŁOMNYCH tak informowało Radio Szczecin w 2014 r.: „IPN wydał w tej sprawie specjalny komunikat, w którym stwierdza, że ma pieniądze na ekshumacje z budżetu państwa i nie potrzebuje darowizn. Fundacja Niezłomni mimo to przeprowadzi kwestę, która odbędzie się 1 i 2 listopada. Twierdzi, że ma do tego prawo. – Nie chcemy wspierać działań Fundacji Niezłomni – mówi Marcin Stefaniak, dyrektor szczecińskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. W ten sposób tłumaczy treść komunikatu. – Chodzi nam o to, żeby nie dokonywały się zbiórki publiczne przez różne organizacje społeczne czy fundacje, które powołują się na ten projekt, chociaż nie mają żadnego związku z tym projektem – zaznacza Stefaniakii”.

Kto zepsuje uroczystość?

Właśnie na tamte zarzuty zwracają dziś uwagę dzisiejsi „zatroskani” o pogrzeb mjr. Łupaszki, snując wizje ośmieszenia całej uroczystości, sprawienia uciechy mediom i środowiskom wrogim legendzie „Wyklętych”. – Jak to będzie wyglądało, gdy taki człowiek jak Łuczak weźmie pod rękę panią Halinę Morawską, siostrzenicę majora i stanie nad jego grobem, przecież kompania honorowa ani urzędnicy MON czy IPN nie będą się z nim szarpać! – wołają oponenci kontrowersyjnego prezesa. Ten konsekwentnie tłumaczy, że to jego krytycy zagrażają powadze wydarzenia przytaczając pogłoski i pomówienia bez potwierdzenia w faktach. Do pogrzebu pozostało 9 dni, jednak atmosfera wokół niego robi się coraz bardziej cmentarna, a smrodek – za przeproszeniem – trupi…

Kierownictwo MON, IPN i Kancelaria Prezydenta RP znają sytuację, a także zarzuty wysuwane przeciw Łuczakowi, jak również całą otoczkę sporu nad trumną „Łupaszki”. Urzędnicy robią jednak dobre miny do złej gry licząc widocznie, że wszystko da się przeczekać, jakoś to będzie, skandal nie wybuchnie a patriotyczna waga całej imprezy przytłoczy i przytłumi pozostałe echa. Belweder w ogóle nie zajmuje stanowiska, zwalając cały kłopot na resort obrony. „Zakres zaangażowania Kancelarii Prezydenta RP w organizację uroczystości pogrzebowych mjr Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka” obejmuje wyłączenie kwestie związane z udziałem Prezydenta RP w tych uroczystościach. Uroczystości przygotowuje i koordynuje Ministerstwo Obrony Narodowej i to ta instytucja jest właściwym adresatem pytań” – brzmi stanowisko Biura Prasowego Kancelarii. Podobne wykręty zastosowała Agnieszka Sopińska-Jaremczak, rzeczniczka IPN, jednak zapytana o detale, w tym o wcześniejsze spory między Instytutem a Fundacją NIEZŁOMNI nabrała wody w usta.

Chcąc nie chcąc – najrozmowniejszy musiał okazać się MON, pilnie jednak starając się, by nie zaangażować po żadnej ze stron. Rzecznik resortu Bartłomiej Misiewicz próbował wspiąć się na wierzchołki mocno cmentarnego humoru, np. odnosząc się do problemów Łuczaka w Urzędzie Morskim zaznaczał, że działalność tej instytucji „pozostaje w nadzorze ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej”. Nadto zaś wprawdzie na Klonowej coś tam słyszeli o NIEZŁOMNYCH, ale „wyłącznie w wymiarze rejestrowym oraz z dostępnych publikacji medialnych”. Prezes Łuczak i jego udział w pogrzebie? „Porozumienie w sprawie organizacji pogrzebu dyrektor generalny MON zawarł z pełnomocnikami  pani Haliny Morawskiej, siostrzenicy pana pułkownika Szendzielarza. Wymieniona w pytaniu osoba nie jest stroną wspomnianego porozumienia”. Awantury wśród neo-kombatantów i zarzuty którymi się wzajemnie obrzucają? „MON utrzymuje bieżący kontakt z przedstawicielami wielu środowisk kombatanckich. W sprawach wymienionych naruszeń przepisów prawa właściwe są inne organy państwa”. Wreszcie co zrobić, by pogrzebu odważnego żołnierza nie zamienić w gorszący cyrk? „Przygotowania do uroczystości pogrzebowych koordynuje w imieniu ministra obrony narodowej dyrektor generalny MON Bogdan Ścibut. Wyłącznym celem tych przygotowań jest godny przebieg ceremonii pogrzebowej jednego z najsłynniejszych polskich dowódców partyzanckich” – zaklina rzeczywistość Miśkiewicz nie chcąc przyznać, że przecież mleko się już rozlało i zamiast salwy honorowej nad trumną – wszystko zagłuszy strzelanie do siebie zza węgła przez „neo-Wyklętych”, rocznik 80, 89, czy 2000…

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *