Awatar

Nie chodzi nawet o to, że Świerczewski walczył po stronie Armii Czerwonej przeciw odrodzonej Rzeczypospolitej. To samo przydarzyło się bowiem m.in. marszałkowi Konstantemu Rokossowskiemu, a mimo wszystko powinniśmy być dumni, że jeden z najwybitniejszych taktyków XX wieku był Polakiem. Przeciw rodakom walczył i Bolesław Kontrym – a przecież ostatecznie, mimo wielu niejasności – przyjęto go do narodowego panteonu. Nie chodzi też o to, że „Walter” walczył w Hiszpanii, mimo bowiem całej sympatii do generalissimusa Franco warto pamiętać, że interes Polski w tej wojnie był co najmniej ambiwalentny, taki np. Ksawery Pruszyński przekonująco tłumaczył czemu warto było życzliwie patrzeć także na Hiszpanię republikańską, a np. dawny podwładny Świerczewskiego – gen. Grzegorz Korczyński zapisał piękną kartę podczas II wojny światowej. Nie w tym wreszcie problem, że gen. Świerczewski okazał się wyjątkowo nieudolnym dowódcą podczas walk dowodzonej przez siebie II Armii WP, a operacja łużycka była bezprzykładną klęską naszego wojska. Skoro jednak czci się dziś bardzo podobnie uczesanego, a równie, a nawet bardziej nieskutecznego (i to na trzeźwo) marszałka Śmigłego-Rydza, to doprawdy przegrywanie bitew nie powinno stanowić problemu w historycznej pamięci.

Nie, cały problem z generałem Świerczewskim ogranicza się do tego w jakich okolicznościach zginął. Gdyby był to tylko kolejny komunistyczny watażka, anonimowy bolszewik, jakimi od metra chrzczono ulice PRL-owskich miast – monument w Jabłonkach pod Baligrodem nie miałby takiego znaczenia. Sęk w tym, że je posiada – niezależnie od tego kim „Walter” faktycznie był.

Ginąc z rąk UPA – Świerczewski nieodwracalnie wszedł do legendy. Nawet opowieść, że być może zabili go NKWD-ziści w zasadzce, czy prowokatorzy z kręgów władzy komunistycznej – paradoksalnie umacniała tylko mit „Waltera”, który żyjąc byłby zapewne tylko jednym z wielu mało istotnych bolszewickich aparatczyków, zagrożonym zresztą czystką jako „hiszpan”. Jako ofiara sotni „Chrynia”, generał stawał się jednak symbolem, sztandarem, pod którym dokonano wreszcie Akcji WISŁA i rozwiązania kwestii banderowskiej. Zburzenie pomnika w Jabłonkach będzie oznaczało, że to „Chryń” miał rację, a nie ci prości żołnierze, dowodzeni przez przedwojennych jeszcze oficerów, którzy ogniem wypalili upowskie ziemianki.

Niestety, ale nie istnieje trzecie rozwiązanie. To prawda, że faktycznie miejsce w naszym narodowym panteonie należy się przede wszystkim generałowi Stefanowi Mossorowi za zaplanowanie i precyzyjne wykonanie WISŁY, ale też nasza pamięć historyczna nie może pomijać, że u jego boku stali wówczas Grzegorz Korczyński i Juliusz Hibner. Fakt ten należy zresztą odbierać jako symboliczny dowód braterstwa i jedności Wojska Polskiego tak o niepodległościowej, jak i komunistycznej genezie w obliczu wspólnego, banderowskiego wroga. Podobnie zresztą należy traktować braterstwo broni żołnierzy 34 pp LWP i oddziału NSZ „ZUCH” majora Antoniego Żubryda. I choć byłoby rzeczą zasadną, by na postumentach stali Żubryd i Mossor – to i tak nie można pozwolić na zburzenie, czy choćby zdeprecjonowanie pomnika „Waltera”.

Przykro mi to mówić współczesnym fundamentalnym, maszerującym niekiedy „patriotom”, ale Paryż był wart mszy, a Polska w Bieszczadach warta jest jednego komunistycznego pomnika. Stojąc nieopodal Baligrodu kamienny „Walter” symbolizuje jednak nasze uratowanie smętnych resztek Kresów i wygubienie tych, którzy przyszli z tamtej strony linii Curzona z polską, wołyńską krwią na rękach. Niestety, to wadliwy symbol, ale nawet jego banderowcom oddać nie można.

Dlatego też z bólem należało obserwować bezmyślne wyrywanie sobie transparentów przed rokiem, podczas dziwacznych obchodów nazwanych „Pamięć i pojednanie jako niezbędny element dialogu polsko-ukraińskiego”,zorganizowanych przez Stowarzyszenie Lepsze Dziś. Ówczesna kłótnia pod pomnikiem w Jabłonkach kombatantów i antykomunistycznej młodzieży jeśli komuś sprawiła radość i satysfakcję, to pogrobowcom UPA. Dziś, w szczególnym – rocznicowym roku Wołynia – tym bardziej musimy być czujni na wszelkie przejawy przerzucania winy, czy niszczenia polskiej pamięci, dokonywane przez banderowców pod wygodnym płaszczykiem antykomunizmu. W podobnym wszak tonie próbuje się zohydzić i polską Samoobronę na Kresach, na co również – a raczej przede wszystkim zgody być nie może.

Dlatego też – także w obliczu bezprzykładnego ataku nacjonalistycznych środowisk ukraińskich, domagających się od Polaków potępienia WISŁY – 28 marca pod pomnikiem „Waltera” powinny się znaleźć kwiaty. Nie za 1920, za Hiszpanię, czy Budziszyn – bo raczej wbrew tym polskim dramatom. Ale za to, że pod symbolem tej śmierci zrobiono w końcu porządek ze śmiertelnym dla Polski (także współczesnej!) zagrożeniem.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Awatar”

  1. Oczywiście dla Cenckiewiczów i Chodakiewiczów nigdy nie będzie bohaterem, bo nie potrafią zrozumieć co to jest prawdziwy internacjonalizm, który nie jest przeciwstawny uczuciom narodowym. Z generałem Walterem najpoważniejszy problem miał WIN, który odrzucił raport własnego wywiadu już po zamordowaniu Świerczewskiego uznający go za patriotę.. Podobnie oceniał go zresztą daleki od sympatii lewicowych delegat rządu londyńskiego na kraj Stefan Korboński, który dopatrywał się w nim nawet podobieństwa do Kozietulskiego… Eugeniusz Szyr, który był jego podwładnym w Hiszpanii wspominał jeszcze w 1997 r. : Nie był doradcą radzieckim, ale dowódcą. Traktowaliśmy go jak ochotnika. Rozumiał żołnierza: co czuje, gdy ma za ciasne buty, kiedy nie dostanie kawy. Był postrachem kucharzy i zaopatrzeniowców, żołnierz musiał wszystko mieć na czas. Do żołnierzy zwracał się: synku. Ale kiedy zobaczył nie wyczyszczony karabin, potrafił osadzić człowieka w miejscu. – To nie był propagandowy wymysł, że on strasznie tęsknił za warszawską Wolą, ciągle opowiadał o ulicy Kaczej. Po Hiszpanii spotkałem Świerczewskiego w Moskwie w grudniu 1943 r. Mieszkał niedaleko placu Czerwonego w dość skromnym mieszkaniu. Nastawił płytę „Przybyli ułani pod okienko”.

  2. „Rok temu, do ziemi hiszpańskiej, na której ongiś, przed wiekami, szwoleżerowie Kozietulskiego i ułani Dziewanowskiego torowali drogę inwazji Napoleona w wąwozie Samosierry i na ulicach Saragossy — do tej ziemi rok temu przybyły pierwsze grupy górników, robotników i chłopów polskich, by tutaj, ramię w ramię z bohaterskim ludem hiszpańskim podjąć walkę orężną z faszyzmem Hitlera i Mussoliniego, by życie składać ofiarnie za wolność, za chleb, za przyszłość Polski pracującej… Brygada im. Dąbrowskiego to pierwsza w historii i tymczasem jedyna brygada orężna zbrojnych sił polskiego robotnika i chłopa, która swą pracą ofiarnie realizuje stare, piękne i dumne, hasło wypisane na jej sztandarach: „Za wolność Waszą i naszą”. Wasza brygada jest pierwszą, a więc kadrową jednostką przyszłej armii zbrojnej Polski Ludowej. To zobowiązuje do wzorowego ładu i porządku wojskowego wewnątrz swoich szeregów, to wymaga wzmocnienia i wzniesienia dyscypliny wojskowej na wyższy poziom, bo każdy z Was to oficer i kierownik mniejszych lub większych pododdziałów i jednostek przyszłej armii naszej Polski. Jeszcze raz — najszczersze pozdrowienia i podziękowania Polaka swoim ziomkom i życzenia, by sztandar Polskiej Brygady im. Dąbrowskiego powiewał dumnie i jak najwyżej wśród sztandarów brygad Armii Republikańskiej, by widziany był przede wszystkim przez tych, którzy nas tu przysłali — przez polski lud pracujący” [ z listu, który wysłał gen. Świerczewski jako dowódca 35 Brygady Międzynarodowej w Hiszpanii ]

  3. „… i wcale bym się nie gniewał, jeśliby odpowiedź była taka jak moje zapytanie … i nosiłaby oddźwięk kraju, za którym, nie patrząc na więzy łączące mnie z wszechstronnym życiem tutejszym — odczuwam tęsknotę i ja, prawda, nieco może odmienną od pojmowanej przez ciebie, różną również i od ogólnego pojęcia »żalu za Ojczyzną«, tym niemniej jednak więcej realną aniżeli Twoja” [z listu późniejszego gen. Świerczewskiego do siostry w Warszawie, pisanego z ZSRR w 1926 r.] https://www.facebook.com/events/474313142635391/permalink/474809919252380/

  4. A wspomniany w tekście Bolesław Kontrym służył wiernie w Armii Czerwonej, ale nie dostał spodziewanego awansu partyjnego, więc uciekł do Polski i tam nie tylko zohydzał wartości, za które przedtem walczył, ale odpowiadał nawet za znęcanie się nad więzionymi komunistkami… Taka to postać…

  5. Warto by też dodać, że wspomniany w tekście Ksawery Pruszyński w chwili zamordowania Waltera poświęcił mu piękne wspomnienie, w którym uznał jego trwałą obecność w panteonie bohaterów narodowych przyrównując go do m.in. Jarosława Dąbrowskiego… Poza tym, rzekomą nieudolność dowódczą Waltera warto skonfrontować z tym, że de facto oczywiście nie bez strat URATOWAŁ on dowodzoną przez siebie armię, wydobywając ją z ciężkiego okrążenia. Wszystko inne to legendy. Podobnie jak z rzekomym pijaństwem Waltera. Każdy kto miał w ręku archiwalia po nim, jak ja, wie, że był to człowiek rozległej wiedzy wykraczającej poza kwestie wojskowe, samokrytyczny i zdyscyplinowany, znający ileś języków, w tym piszący m.in. po czesku, po hiszpańsku, niemiecku… znający doskonale historię Polski, skrupulatny w korygowaniu własnych notatek. Owszem, zdarzało mu się dobrze wypić, zwłaszcza, gdy przyjeżdżał do niego na front hiszpański zaprzyjaźniony komunista polski związany z KPP Gustaw Reicher „Rwal” przywożąc listy kolejnych straconych w czystkach, które obaj przeglądali. Jednak w latach czterdziestych był to człowiek mocno schorowany, cierpiący na rzadką dolegliwość – tzw. serce płucne, które dawało objawy podobne do upojenia alkoholowego, a także zmusiło go w końcu do całkowitej niemal abstynencji…

  6. I może coś jeszcze. Warto wspomnieć, jak przez polonię amerykańską przyjmowany był gen. Walter, kiedy przyjechał do USA w 1946 r. Był przyjmowany jak bohater wojenny. Zachowały się nawet takie dokumenty, jak list do niego… jednego z polonijnych biznesmenów, który okazał generałowi wyrazy najwyższego podziwu i szacunku. Jestem w posiadaniu kopii elektronicznej między innymi tego dokumentu…

  7. Wie Kolega, z Kontrymem jest jeszcze ten problem, że część badaczy nie jest przekonana, czy przechodząc na polską stronę – nie wykonywał on po prostu zadania zleconego przez sowiecki wywiad. W takich zresztą sprawach mamy do czynienia z planami ukrytymi w planach i wielokrotnymi przewerbowaniami, trudno więc o jasne rozdzielanie kolorów. Podobnie rzecz się ma np. z Marianem Buczkiem – mającym wszak kontakty z polską defensywą. A odrębna sprawa – to nawiązanie przez Żymierskiego kontaktów z Sowietami, również uważane niekiedy za polską prowokację. Rozstrzygnięcie tych kwestii wymaga jednak dalszych badań w oparciu o dokumenty sowieckie – czasem udostępnianie chętnie, czasem mniej.

  8. Odnośnie operacji drezdeńskiej – kilka lat temu uczestniczyłem w spotkaniu z weteranami 4 Brygady Pancernej – 1 Drezdeńskiego Korpusu Pancernego (których zaczątki formowane były pod Chełmem). Zdumiewać mogła specyficzna mieszanka ich odczuć. Z jednej strony zdecydowanie negatywnie oceniali wszystkie pomysły „dekomunizacji pomników”, które uznają za zamach na ich własną przeszłość. Z drugiej większość deklarowała szczerą i żywiołową niechęć do Sowietów, a część także wobec komunizmu jako takiego. Z dumą podnosili, że znajdują wspólny język z kombatantami Maczka, a jednocześnie z dużym szacunkiem odnosili się do „Waltera” żywiołowo omawiając kolejne wersje jego śmierci, zwalając winę na NKWD, Rokossowskiego itp.

  9. Odnośnie zaś szczegółów – cóż, tak czy siak sukces to to nie był. Jedną dywizje wycięli nam w pień, jedną rozbili, straciliśmy zdaje się coś z 7.700 żołnierzy z 205 czołgami i działami pancernymi, nie wykonaliśmy zadania operacyjnego, czyli zajęcia Dreznera. Uratował nas manewr Koniewa. Oczywiście, pytanie brzmi, czy inny dowódca będąc na miejscu „Waltera” dowodziłby lepiej w sytuacji, gdy jak zwykle w LWP szwankowało dalekie rozpoznanie i co najmniej dwa razy daliśmy się fatalnie zaskoczyć Niemcom. Cóż, niezależnie od tego czy pijany, czy trzeźwy – Świerczewski wiele więcej uczynić pewnie nie mógł. Fakt jest jednak faktem – była to jedna z najkrwawszych bitew z naszym udziałem, w dodatku operacyjnie przegrana, pomimo zatrzymania Schörnera i zajęcia w końcu Budziszyna. Inna rzecz, że choć np. kwestionowano sens zajmowania Drezna (moim zdaniem niesłusznie), to i tak była to operacja bezwzględnie potrzebniejsza, niż np. czysto prestiżowe (?) Monte Cassino, czy bezsensowne ściągnięcie Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich do przegranej już kampanii francuskiej.

  10. Szanowny Kolego, dziękuję za interesujące odpowiedzi. Zatrzymam się na chwilę przy kwestii domniemanej prowokacyjnej roboty Buczka. Pisał o tym Wieczorkiewicz, jednym tchem wymieniając reż Czeszejkę-Sochackiego… Pomijając już, że gdyby powiedzieć takie rzeczy znanej mi osobiście rodzinie Sochackiego, poczuła by się słusznie urażona. Wyszła również książka poświęcona Josefowi Mitzenmacherowi, autentycznemu prowokatorowi rozpracowującemu ruch komunistyczny i wzniecający w nim na zlecenie policji politycznej II RP szpiegomanię w szeregach komunistów. Chwilowo jej tytułu nie pamiętam, jednak z publikacji tej jednoznacznie wynikało, że to Mutzenmacher zbliżył się po swoim zwolnieniu z polskiego więzienia do Buczka i Sochackiego między innymi, rozpracowując ich kontakty.

  11. Niezle opary absurdu tu sie odstawia.. Watler bohaterm 🙂 niezle !!! a moze stefan michnik niedlugo tu awansuje na autorytet moralny..? UPA to wynik przesladowan ukraincow w IIRP ktory byla wszystkim ale nie panstwem nalezacym do cywilizacji lacinskiej.. to chory twor turansko bizantynski.. ktory przesladowal inne narody zmuszajac je do polskosci.. satd opor min. UPA.. Panstwo lacinskie gdzie rzadzi etyka katolicka tak nie postepuje.. Polska tradycja to unie i wchalnianie systemem wolnosci oferowanej partnerom a nie azjatyckie zmusznie innych do polskosci :)… wiec walter jako reprezentant turanizmu czyli czegos antypolskiego jest tu prawdziwym bohaterem.. pozdrawiam i rzycze dobrego samopoczucia 🙂 hehehe

  12. To jest trudny język, ten polski, jak widać… Przecież w tekście wyraźnie rozróżniono samą osobę Świerczewskiego, od znaczenia, które wiąże się z tym konkretnym jego pomnikiem. A ponadto gratuluję tak uproszczonej wizji II RP…

  13. Kat, a ciekawe, czy wiesz kto domagał się, by głos Polski był reprezentowany w czasie rokowań brzeskich w 1918 r. wbrew oporowi państw centralnych, a jak nie znalazł innego sposobu, wydelegował Stanisława Bobińskiego, żeby reprezentował polską rację stanu… Rozmowy wcześniejsze ze stronnictwami lewicowymi, by obalić radę regencyjną i doprowadzić do wyzwolenia narodowego i choćby częściowo społecznego, także polecam uwadze. Rozmowy, w których brał udział m.in. Wacław Sieroszewski utknęły w martwym punkcie z winy sekciarstwa PPS – dawnej Frakcji Rewolucyjnej…

  14. Acha i piękny system wolności oferowano „partnerom” na Wschodzie szczególnie w latach 1919-20. Ni mniej ni więcej tylko zwykłą kolonizację dzięki której w niektórych powiatach znacząco spadły statystyki ludności i bydła. Nawet Łatyszonek i Mironowicz w swojej antykomunistycznej monografii Białorusi przyznali, że sposób uprawiania polityki na Wschodzie przez polskich kolonizatorów wiele się nie różnił od tego, jaki „odmalowywała bolszewicka propaganda”. Także pogratulować świadomości o czym się pisze…

  15. Czy Polska przesiedla ludzi? Czy kiedykolwies Polska splamila sie tym azjatyckiem pojmowaniem panstwa? tak, tak robila PRL.. ni eiwem jak IIRP.. ok, dobrze sie stalo ze powstrzymali UPA ale sam sposob jest delikatnie mowic dykusyjny.. W IIRP kolonizatorzy penie zachowywali sie jak dzicz ale to nie jest wogole polska tradycja.. nasza tradycja siega unii w krewie i zupelnie innego kolonializmu… dobrowolnego 🙂 itd.. opartego na wolnosci, jak rowny z rownym 🙂 Wiem ze mozna specjalnie czcic Swierczewskiego co sie klanial zeby lekko podcurwic upowcow ale po co? Zeby nas nienawidzili? zeby wzbudzac wrogosc w ukraincach do nas? komu na tym zalerzy? czyz razem u ukraincami nie bylismy w unii prawie 400 lat? czy nie lepiej miec ukraincow po swojej stronie i cywilizowac ich po lacinsku pokazujac im czym jest wolnosc?

  16. Kacie – to jest jednak portal konserwatywny, więc obowiązuje poszanowanie przynajmniej norm ortografii. Kolejne posty pisane tak niechlujnie po prostu nie będą publikowane, niezależnie od ich treści.

  17. @Konrad Rękas: Co do Waltera mam, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia, za wyjątkiem właśnie walk z UPA. Tak mi chodzi po głowie, że ginąc z ręki banderowców ostatecznie odpokutował swoje wcześniejsze „winy”. I też mi się wydaje, że był, mimo wszystko, polskim patriotą. A pancerniaków spod Drezna szkoda …

  18. @kat: Jak wyglądała „zbawienna dla Rusinów” kolonizacja kresów w IRP proponuję poczytać u prof. Sowy w jego „Fantomowym ciele króla”. Jest tam m.in. o powodach przechodzenia z prawosławia na katolicyzm i na czym, tak „technicznie”, polegała dla przeciętnego ruskiego szlachetki „atrakcyjność” łacińskości. I radzę się zaopatrzyć w środek uspokajający na czas tej lektury, :-). Pozdrawiam.

  19. @kat napisał: „UPA to wynik przesladowan ukraincow w IIRP ktory byla wszystkim ale nie panstwem nalezacym do cywilizacji lacinskiej.. to chory twor turansko bizantynski.. ktory przesladowal inne narody zmuszajac je do polskosci.. satd opor min. UPA” – to nieprawda, co Pan pisze, a właściwie powtarza Pan bezkrytycznie banderowską propagandę. Zbrodnie na Polakach dokonywane przez ukraińskich szowinistów, równie bestialskie, jak te z lat 40., miały już miejsce (choć na mniejszą skalę) w latach 1918-19 (a więc nie ma mowy o tym, że były one odwetem za rzekome „prześladowania” ze strony II Rzeczypospolitej). Były one integralnym elementem ukraińskiego nacjonalizmu, który od początku był dziko antypolski. Poniżej fragmenty książki Florentyny Rzemieniuk „Walki polityczne greckokatolickiego duchowieństwa o niepodległość Ukrainy w okresie II RP (1918-1939)”, Siedlce 2003 – „(…) Nazwy „Ukrainiec” zaczęto używać dopiero w końcu XIX w. Ruch ukrainofilski zapoczątkowany został w Austrii w połowie XIX w. i był celowo popierany przez rząd austriacki , który w ten sposób starał się osłabić polski ruch niepodległościowy i zwalczał sympatie moskalofilskic wśród grekokatolików. W ten sposób polityka Austrii rozbiła społeczeństwo ruskie na dwa obozy: ukrainofilski i moskalolilski. Rozbieżności te trwały przez cały czas istnienia II Rzeczypospolitej. O ile nazwa „Rusin” obejmuje całe społeczeństwo ruskie i nie nasuwa żadnych wątpliwości, o tyle nazwa „Ukrainiec” budzi poważne wątpliwości co do słuszności jej stosowania. W polskim ustawodawstwie międzywojennym oficjalnie używano nazwy „Rusin”, „ruski”, choć w powszechnym użyciu posługiwano się pojęciami: „Ukrainiec”, „ukraiński”. Tego ostatniego pojęcia używano jednak wyłącznie w stosunku do obozu ukraińskiego, nie zaś dla określenia szerokich rzesz ludności, która uważała się za Rusinów. W 1928 r. posłowie „Klubu Ukraińskiego” złożyli wniosek do polskiego sejmu o zmianę terminu „Rusin” na „Ukrainiec”, co wywołało silne protesty obozu przeciwnego. Używana od początku państwowości polskiej po pierwszej wojnie światowej nazwa „Rusin” opierała się nie tylko na tradycji historycznej, ale też odpowiadała świadomości samej zainteresowanej ludności. Warto też zaznaczyć, że ruch ukraiński w granicach państwa rosyjskiego, aż do wybuchu pierwszej wojny światowej, nie objawił nigdy odrębnych aspiracji państwowych, zaś ruch ukraiński w Galicji zawsze z najwyższą lojalnością odnosił się do państwa austriackiego. Od początku charakteryzował się on tendencjami anarchiczno-agrarnymi o dominującej nienawiści do Polaków i do Cerkwi. Tylko na terenie Małopolski Wschodniej istniała irredenta ukraińska, która mieszkańcom Wołynia i Polesia była rzeczą zupełnie obcą. Tak zwana „ukrainizacja” w Małopolsce Wschodniej była dziełem przede wszystkim wielce rozpolitykowanego kleru greckokatolickiego. Duchowieństwo unickie w zasadzie nie zajmowało się ani sprawą reorganizacji własnych diecezji, ani kwestią unormowania stosunków Kościoła z państwem polskim po pierwszej wojnie światowej, lecz ich jedynym celem aktywności było tworzenie własnego państwa ukraińskiego z ośrodkiem we Lwowie. Zasadniczy ton życiu narodowemu, politycznemu i cerkiewnemu Ukraińców nadawał metropolita Andrzej Szeptycki, który wycisnął trwale i głębokie piętno na życiu Cerkwi greckokatolickiej w Polsce. A. Szeptycki był zawsze nieprzyjaźnie usposobiony do Polski, przez co przyczynił się do powstania szowinistycznego, ukraińskiego nacjonalizmu oraz zaognienia stosunków między Polakami a Ukraińcami. (…) Jak już wspomniano stosunek unickiego duchowieństwa do postanowień układu brzeskiego był jednoznacznie pozytywny. Na zebraniu duchowieństwa wszystkich trzech diecezji, które odbyło się w dn. 27 marca 1918 r. wyrażono radość z faktu powstania państwa ukraińskiego nad Dnieprem i przyłączenia do niego, jak pisano „prastarych ukraińskich ziem Chełmszczyzny i Podlasia”. Uznano to za akt sprawiedliwości oparty na historycznych tradycjach i większości rdzennie ukraińskiego elementu. W obronie postanowień brzeskich wystąpił także metropolita A. Szeptycki twierdząc, że „wszyscy Ukraińcy uważają Chełmszczyznę za starą ukraińską krainę, która nie tylko geograficznie jest ściśle powiązana z Ukrainą, ale także w dawnych wiekach należała do ukraińskiego państwa”. Wiadomo, że, u podstaw wystąpienia A. Szeptyckiego w obronie układu brzeskiego leżały dalekosiężne plany unijne. Nie ulegało wątpliwości, że nowe państwo ukraińskie z punktu widzenia narodowego będzie musiało popierać obrządek greckokatolicki na tych terenach. W tej sytuacji metropolita A. Szeptycki zdecydował się wskrzesić diecezję chełmską, aby w ten sposób wzmocnić ideę unii w ukraińskiej republice. Odnowiona diecezja chełmska miała stać się ośrodkiem szerzenia rytu unickiego na terenie całej Ukrainy. Rząd austriacki nie popierał jednak inicjatywy A. Szeptyckiego co do powołania do życia unickiej diecezji chełmskiej, odsyłając go ostatecznie w tej sprawie do odpowiednich władz kościelnych, władnych zmienić porządek jurysdykcyjny na Chełmszczyźnie. Duchowieństwo unickie Galicji poparło także zamach wojskowy Ukraińców na ziemie polskie dokonany w nocy z 31 października na 1 listopada 1918 r. Istniało powszechne przekonanie, że duchowym sprawcą zrywu listopadowego był metropolita A. Szeptycki. Hasłem Ukraińców było wówczas zawołanie: „Polacy za San”. Po ogłoszeniu ZURL Cerkiew greckokatolicka stała się jej obrońcą i reprezentantem w rozmowach z Ententą. Inspiratorem wszystkich akcji dyplomatycznych i politycznych był A. Szeptycki. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że zamach dokonany przez Rusinów na ziemie wschodnio-galicyjskie był gwałtem dokonanym na narodzie polskim. Należało się spodziewać, że wobec tego gwałtu ruskie duchowieństwo zajmie stanowisko co najmniej neutralne. Tymczasem przeważna część tegoż duchowieństwa wszelkimi siłami, nie tylko moralnie, poparła ten gwałt, co więcej, znalazło się wśród kleru ruskiego wielu księży którzy wzięli w nim czynny udział”. W czasopiśmie „Zołocziwsko Słowo” dn. 28 listopada 1918 r., czyli w pierwszych dniach po odbiciu przez ludność polską Lwowa, ukazała się odezwa do narodu, napisana przez kapłana unickiego. Autor wzywał w niej naród ukraiński do ponownego zdobycia Lwowa, apelując do kapłanów unickich, aby organizowali lud do walki. Pisano tam m.in. „Należy wysłać wszystkich zdolnych do broni mężczyzn”, celem utworzenia silnej armii. Odezwa kończyła się hasłem: „Głosimy świętą wojnę”. Druga odezwa wydana w parę miesięcy później tj. po przybyciu do Polski armii gen. Józefa Hallera, miała głównie na celu pouczenie ludu w jaki sposób ma prowadzić tę świętą wojnę. Czytamy w niej: „Kto w Boga wierzy, kto ma choćby tyle sił, aby unieść rusznicę, albo nóż, idź przeciw lachom pijawkom, a Bóg odpuści ci bracie twoje grzechy, jakbyś odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej… Pamiętajcie bracia i siostry, że nieodpuszczalnym grzechem jest choćby dać wody zranionemu lachowi… Zrywajcie drogi za nimi i przed nimi, zabijajcie ich we śnie i na kwaterach i nie znajcie litości wobec nich…Uczcie nawet małe dzieci, że wojna przeciw lachom, to święta wojna”. Bluźniercze słowa tej odezwy są świadectwem zaniku wszelkiej etyki u przywódców duchowych Rusinów. Spośród bardzo wielu duchownych unickich występujących aktywnie na arenie politycznej w 1918 r. należy wymienić nazwiska przynajmniej kilkunastu, którzy odznaczyli się zdolnościami organizatorskimi i wielkim wpływem na ukraińskie społeczeństwo. Pierwsze miejsce zajmuje ks. Dr Stefan Juryk – proboszcz greckokatolicki w Złoczowie, najbardziej zaufany doradca metropolity A. Szeptyckiego. Ambona i świeże mogiły żołnierzy ruskich były areną jego agitacji antypolskiej. Z ambony zapowiedział o mającym odbyć się zamachu na ziemie polskie. Na tę intencję urządził szereg procesji religijnych. Po odbiciu Lwowa przez Polaków, ogłosił wojnę świętą przeciwko Polsce i przyrzekł, że sam z krzyżem w ręku będzie kroczył na czele ukraińskich krzyżowców. On był autorem pierwszej wspomnianej wyżej odezwy do narodu. Nad grobami ruskich żołnierzy poległych w wojnie z Polakami ciągle powtarzał te słowa „Ranny na polu chwały, dobity został przez polskich legionerów”. Treść tych mów pogrzebowych wyrażała się w zdaniu: „Rżnąć i mordować Lachów”. Na liście zbrodniarzy złoczowskich, poszukiwanych przez polskie władze za morderstwa i współudział w zbrodniach dokonanych w czasie napadu ruskiego na Złoczów widniało też nazwisko ks. Stafana Juryka, który jednak uciekł przed wejściem wojsk polskich. Ambona była trybuną agitacyjną także i innych duchownych Kościoła unickiego: np. proboszcza – dziekana ks. Józefa Cegielskiego z Kamionki Strumiłowej, liczącego już wówczas 70 lat. Młodzieży dawał zwykle taką naukę: „Młodzieńcze ukraiński idź na pozycję, skoro ci tam zabraknie broni, to bij lachów kułakami”. Urząd wikariusza generalnego i dziekana wysunęły go na czoło roboty prowokatorskiej wśród duchowieństwa ruskiego, przeciwko Polsce. A. Szeptycki nazywał go „kapłanem wielkich zasług”. J. Cegielskiego naśladowali tacy księża jak: Zieliński – proboszcz w Milalynie Starym, członek Ukraińskiej Komisji Asenterunkowej, ks. Siweńki z Dernowa, który przeprowadzał licytację koni wojskowych, ks. Jakubów – wikary ze Strieptowa, który rozbrajał w powiecie kamioneckim wojska austriackie, odbierał urzędy, zabierał kasy wojskowe. Podobnie jak w Złoczowie i Kamionce Strumiłowej tak i w innych miejscowościach główną rolę w wyrządzaniu szkód latynizmowi i polskości odgrywali księża rusko- ukraińscy. Wszędzie miejscem agitacji były domy Boże, gdzie głoszono nienawiść ku drugiemu obrządkowi katolickiemu i bratniemu narodowi. W Skalacie zwołano do cerkwi wiec proklamujący „wolną Ukrainę”. Łacinników z drwinami przezwano tam „łatkami”. Ksiądz Stecko głosił na odpuście w Chmieliskach, że „łacinnicy to nasi najwięksi wrogowie”, ksiądz Bałko – dziekan i proboszcz w Turylczu stał na czele tych których hasłem było niszczyć wszystko co polskie, ksiądz Romanyszyn – proboszcz z Olechowa w święto Jordanu wygłosił podburzające kazanie. W Toporowie tenże ksiądz stwierdził z ambony, że na Ukrainie muszą zniknąć „łacińskie kościoły i kościółki”. Ksiądz Ficałowicz – proboszcz ze Szwejkowa mówił najczęściej na temat: „Ukraina i wrogie Lachy”. W celach agitacji objeżdżał wiele wsi szerząc nienawiść do Polski i narodu polskiego. Ksiądz Gurguła – proboszcz w Sokołówce głosił w cerkwi, że „wiara rzymsko-katolicka i greckokatolicka, to nie ta sama wiara, ale inna”. Zapamiętałość duchowieństwa zakonnego była podobna do tej, którą wykazali duchowni diecezjalni. Klasztor ojców bazylianów w Żółkwi np. był kuźnią nienawiści, przeciwko Polsce, co wyrażano w kazaniach i tekstach drukowanych. Wzywano nawet do morderczych pogromów ludności polskiej. Tak więc agitacja przeciwko polskości i obrządkowi łacińskiemu szła z Cerkwi. Jak już wspomniano kapłani uniccy sprawowali niektóre urzędy świeckie. Byli oni np. członkami rad narodowych, komisarzami powiatowymi i gminnymi, do nich należały sprawy aprowizacyjne, uczestniczyli w pracach komisji asenterunkowych. Na wszystkich szczeblach władzy swej używali przeciwko Polsce. I tak np. ksiądz Michał Dmyterko – administrator greckokatolickiej parafii w Byczkowcach a jednocześnie wójt miejscowej gminy, potrafił przy pomocy żandarmów ukraińskich wysyłać do wojska ruskiego Polaków mimo ich sprzeciwu. Nakazywał bić nahajkami i policzkować nie tylko mężczyzn ale i polskie kobiety. Głosił też publicznie, że księża łacińscy muszą być usunięci z terenów ruskich, a kościoły łacińskie zamienione na cerkwie. Księża uniccy urządzali często wiece polityczne, podczas których wygłaszali przemówienia nasycone nienawiścią do Polski. Z księżmi greckokatolickimi wkraczały do miast i wsi bandy chłopów uzbrojone w karabiny i proklamujących powstanie państwa ukraińskiego. W Rawie Ruskiej np. ksiądz Kiprian z Niemirowa odbierał przysięgę na wierność Ukrainie, w Uchnowie miejscowy wikary ksiądz Gil obejmował w swe ręce władzę i własność państwową. To samo uczynił w Dolinie kapelan wojskowy ks. Mikołaj Prytulak. Kapelani wojskowi byli pierwszymi agitatorami wśród ruskich żołnierzy. I tak np. Teofil Czajkowski, były katecheta w Samborze, podczas drugiej inwazji ruskiej nawoływał, aby „wszystkich księży polskich wyrżnąć” i sam, jak zapewniał „choć kapłan pierwszybym każdego zarżnął”. Inny kapelan ks. Izydor Twardochlib, własnoręcznie rozbił biurka, a siostrom felicjankom łacińskim z Uhnowa zrobił awanturę o to, że konającemu oficerowi polskiemu podały kompot, na zlecenie komendanta szpitala – Ukraińca. Znane są wypadki przechowywania rzeczy zrabowanych lub dokonywania rabunków przez księży greckokatolickich. Np. u ks. Tysa z Chlewczan, po ustąpieniu wojsk ruskich, władze polskie znalazły wiele rzeczy skradzionych z cerkwi i okolicznych dworów. Ks. Bp. Józef Bilczewski w liście z dn. 31 marca 1920 r. pisał: „Ze wszystkich stron archidiecezji lwowskiej dochodzili relacje stwierdzające jednogłośnie, iż prawie cały kler ruski szedł jakby zwartą ławą przeciwko ludności łacińsko-polskiej, stał na czele wrogiej narodowi polskiemu i obrządkowi łacińskiemu akcji, kierował robolu prowokatorską, skutkiem czego był moralnym sprawcą tych wszystkic hmąk, jakie musiało znosić polskie duchowieństwo i polski lud wiemy”. Podobną opinię wyraził także gen. Tadeusz Rozwadowski, dowódca polskich wojsk w Małopolsce Wschodniej podczas walk z Ukraińcami. Pisał on: „W czasie trwania walk zbrojnych duchowni greckokatoliccy całkowicie solidaryzowali się zarówno z organizatorami życia politycznego jak i z ludem dokonującym mordów na ludności i mieniu polskim”. Ze strony duchownych unickich „nie padł ani jeden głos protestu przeciwko gwałtom i okrucieństwom, ani jeden nie został podjęty krok zmierzający do położenia kresu bezmyślnemu pastwieniu się nad cywilną ludnością polską i jeńcami polskimi… Odpowiedzialność za te gwałty ponieść musi między innymi i duchowieństwo greckokatolickiego obrządku, pozostające w stałym kontakcie i porozumieniu z kierującymi czynnikami ukraińskimi”. Duchowieństwo unickie – pisał generał T. Rozwadowski, winno hamować, a nie jak to kilkakrotnie stwierdzono „podjudzać sztuczną nienawiść Ukraińców do Polaków”. O skali tego zjawiska na terenie trzech województw południowo-wschodnich, może świadczyć fakt, że podane wyżej przykłady antypolskiej i antykościelnej działalności duchowieństwa unickiego dotyczyło jedynie osiemnastu dekanatów łacińskiej archidiecezji lwowskiej”. Jak już wspomniano w maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim ze Związku Ludowo-Narodowego. Należy przy tym zaznaczyć, że wspomniana komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r. „Wysoki Sejmie! Komisja wydelegowana przez Sejm do Galicji Wschodniej dla zbadania okrucieństw popełnionych na ludności polskiej przez Ukraińców zebrała się we Lwowie… i odbyła kilka posiedzeń celem oznaczenie zakresu i sposobu przeprowadzenia swych prac. Zgadzano się na to, że okrucieństw takich, które wołają o pomstę do nieba jest bardzo wielka liczba, że poza tymi okrucieństwami jest nieskończona liczba rabunków, podpaleń, morderstw wynikających niby to z działań wojennych, których zapomnieć nie można… Tragedia ludu polskiego zaczęła się z chwilą upadku państwa austriackiego tzn. dn. 1 listopada 1918 r. Wiadomo, że rząd austriacki zostawił w Galicji Wschodniej wiele pułków czysto ruskich, ale wzmocnionych również żołnierzami z pułków niemieckich i węgierskich, którzy w tej chwili oddali się pod władzę tzw. Narodowej Rady Ukraińskiej i którzy w tej chwili byli tą siłą zbrojną przy pomocy której Rada Ukraińska obejmowała rządy w całej Galicji Wschodniej. Co prawda Rusini przy obejmowaniu rządów ogłosili dla wszystkich równouprawnienie, a więc i dla Polaków, ale natychmiast po miastach kazano zdejmować napisy polskie i zastępować je ruskimi, zamykać szkoły polskie i w niedługim czasie wystąpiono do urzędników polskich z żądaniem, aby dokonali przysięgi na wierność Rzeczypospolitej Zachodnio-Ukraińskiej, w przeciwnym razie zostaną pozbawieni urzędów. W ten sposób we wszystkich prawie miastach Galicji Wschodniej urzędnicy polscy zostali pozbawieni swoich urzędów, swoich dochodów. Miasta oddano pod zarząd komisarzom ukraińskim, powiaty również komisarzom ukraińskim. Ludności polskiej odmawiano prawa do korzystania z aprowizacji miejskiej. Wskutek tego ta aprowizacja Polaków spadła całą siłą ciężaru na samą ludność. Pomoc ludu polskiego: Ludność wsi polskich starała się donosić żywność Polakom w miastach. W Tarnopolu tego rodzaju zasilanie Polaków miejskich przez wiejskich zabroniono i w skutek tego ludność takich wsi jak: Bajkowice, Czernielów była narażona na prześladowania co nie przeszkadzało, że chłopi w tajemnicy, nocą nosili żywność do miast narażając się na aresztowanie i bicie. Sam osobiście widziałem gospodarza Markowicza z Bajkowic, któremu żołnierze ukraińscy zabrali całą żywność, jaką niósł dla Polaków w Tarnopolu, przy czym wybili mu kolbą zęby. Ukraińcy wietrzyli spiski. Służyło to do tego, aby żołnierzom pozwalano na rewizje z którymi były połączone rabunki. Przy szukaniu broni już ci żołnierze nie tylko grabią ale i mordują. Tych morderstw zliczyć dzisiaj nie można. My w tym czasie stwierdziliśmy, na podstawie zeznań świadków, przeszło 90 morderstw dokonanych na ludności niewinnej, zupełnie bezbronnej. Zhańbienie kościołów: Przede wszystkim rabowano w pierwszym rzędzie dwory i kościoły, przy tym wiele kościołów zostało zhańbionych. Mamy dotąd zanotowane kościoły: w Zbarażu, we Fradze, Samborze, Wieruszowie i inne. We Fradze np. nie dość, że w kościele pootwierano i zabierano wszystkie naczynia liturgiczne, nie dość, że w kościele zrobiono wychodek, ale poza tym muzykalny jakiś podoficer siadł na chórze i zagrał na organach tańce, a pijana dzicz zaczęła tańczyć w kościele. Tego rodzaju obrazy, jak ciągnienie przez bawiących się, figury Matki Bożej lub Pana Jezusa do studni, ażeby się napił wody i oświadczenie, że pić nie chce, żeby sobie wąsów nie zamoczył itd. te dowcipy przy pohańbieniu kościołów były częste. Kradzież pieniędzy: Prócz tego ściągano pieniądze. Gdy już zabrakło pieniędzy u Polaków, wtedy ściągano pieniądze ze wszystkich i robiło się to pod pozorem zamieniania monety austriackiej na ukraińską…. Obozy jeńców cywilnych: Wietrząc spiski od razu zaczęto wywozić Polaków. Główne obozy internowanych, któreśmy dotąd zwiedzili były z Żółkwi, we Lwowie, w Złoczowie, w Tarnopolu, w Mikulińcach, w Strusowie, w Jazłowcu, w Kołomyi na Kosaczu i inne. Spędzano tych internowanych w zimie do nie opalanych baraków. Nie dawano im z początku przez kilka dni nic jeść, a potem dawano rano jakąś kawę, czasem raz na tydzień, albo na dwa tygodnie kawałek razowego chleba, czasem kawałek koniny, czasem zamiast obiadu gotowane harbuzy. Mam tutaj fotografię tego rodzaju internowanych, którzy poodmrażali w obozach nogi. Główną chorobą, która tam się szerzyła był tyfus. W samych Mikulińcach stwierdzono przeszło 600 wypadków śmierci na tyfus. Tego rodzaju wypadki śmierci powtarzały się tak samo w Jazłowcu, Strusowie, Kołomyi, Tarnopolu. Zawsze chorzy mieszczą się razem ze zdrowymi. Na przykład lekarz w Mikulicach p. dr Szpor przychodzi i z dala stwierdza, że wszystko jest w porządku, mimo, iż mu donoszą, że tutaj jest tyfus. W tych warunkach tysiące ludzi wyginęło. Urządzenie tych obozów internowanych było tego rodzaju, że stanowczo nasuwa się myśl, wniosek, iż umyślnie chciano wygubić jak największą liczbę ludności polskiej. Chorych zawsze trzymano ze zdrowymi, gdzie sztucznie mnożyły się choroby. Takie wypadki są w Tarnopolu notowane w dwóch więzieniach: na Półkowińkówce w trzech szkołach w więzieniu w Strusowie, Mikulincu, Kołomyi… Internowanych wypędzano do robót. Na przykład w Tarnopolu przy mrozie wypędzano boso przeszło 200 ludzi (albo z nogami owiniętymi w słomę), do roboty niby przy kolei i codziennie po kilku ludzi umierało na mrozie a inni chorowali. Podpalanie polskich wsi i mordowanie ludzi: I znowu świadectw na to jest moc. Gdy Ukraińcy zaczęli się cofać spod Lwowa, wówczas przyszła ostatnia godzina na polską ludność wiejską. Przede wszystkim podpalano wieś. Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej w Dawidowie, tak zrobiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj zachaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków: w Sokolnikach 96 gospodarstw, w Biłce, cośmy naocznie stwierdzili. Ktokolwiek wyszedł z chaty, padał zabity albo ranny. W ten sposób zginęło w Sokolnikach ponad 50 osób i 28 w Biłce. Palono żywcem w domach i stodołach. Wiele jest takich wypadków. W ten sposób obchodzono się z polskimi wsiami. Przy pędzeniu do robót zwracano szczególną uwagę na dziewczęta, które po robotach oddawano żołnierzom do użytku. Klee ataman ukraiński – Niemiec, założył w Żółkwi dom publiczny dla żołnierzy z dziewcząt polskich. Podobnie postępowano z zakonnicami w trzech klasztorach polskich. Zazwyczaj nasyciwszy swoje chuci żołnierze przeważnie mordowali swoje ofiary. We wsi Chodaczkowie Wielkim k/Tarnopola np. cztery dziewczęta zostały zamordowane w ogrodzie, lecz przedtem oderżnięto im piersi a żołnierze ukraińscy podrzucali nimi jak piłką. Znęcanie się nad ludnością w ogóle odbywało się w wielu miejscowościach. Wiadomo, że niewiastom obrzynano piersi, zapuszczano im papryki, stawiano granat we wstydliwe miejsce i rozrywano. Takie wypadki powtarzają się dość często. Najokrutniej postępowali żołnierze półinteligenci, oficerowie, synowie popów. Rozstrzeliwano jeńców polskich: Np. w Szkle i w lesie Grabnik k/Szkła, gdzie rozstrzelano 17 żołnierzy, rannych Polaków. Jednemu udało się uciec. Zwłoki były odarte z odzieży i nosiły ślady licznych ran postrzałowych, co stwierdzono w protokole z dn. 27 kwietnia 1919 r. z ekshumacji zwłok. Podobnie stało się z 26 jeńcami polskimi w Janowie. Księdza Rysia z Wiśniewa zakopano żywcem do góry nogami. Drugiego księdza zamordowano i wrzucono do jamy poprzednio przez niego wykopanej. Grzebanie żywcem powtarzało się bardzo często, co stwierdzają protokoły sądowe. Wszystkie gminy podmiejskie lwowskie: Brzuchowice, Biłki, Winniki, Dawidów, Sokolniki, Dublany i Basiówka mogą wykazać podane wyżej przykłady bestialstwa ukraińskiego. W Basiówce mordowali też niemowlęta. Sądy doraźne: W Złoczowie było bardzo dużo ludzi aresztowanych w dawnym zamku Sobieskiego. Ludziom tym a zwłaszcza kolejarzom, którzy zostali pozbawieni pracy za odmówienie złożenia przysięgi na wierność państwu ukraińskiemu, przysłano z Tarnopola zapomogę w wysokości 5000 koron. Pieniądze te przywiózł dr Nieć. Mimo, że pieniądze te były oficjalnie wzięte z kasy Komitetu, za wiedzą władz ukraińskich w Tarnopolu, mimo to pieniądze te uznano jako przysłane z organizacji polskiej dla zrobienia spisku. W nocy z 26/27 marca 1919 r. aresztowano od razu kilkunastu Polaków i wzięto ich do więzienia. Przesłuchiwanie odbywało się w ten sposób, że bito ich do nieprzytomności wmawiano w nich istnienie spisku przeciw Ukraińcom. Rozprawa przeciw oskarżonym rozpoczęła się o godz. 7 rano, zaś wyrok zapadł o 9-tej a o 16-tej już czekały dwa wozy, aby zabrać trupy zabitych, czyli, że wyrok był z góry przesądzony. Od nocy były już wykopane dwie jamy na cmentarzu i czekały gotowe na zabitych. Zaraz po wykonaniu wyroku, przedmioty będące własnością zabitych jak: tabakierki, papierośnice, łańcuszki znalazły się u oficerów sądu. Odkopywanie grobów: Komisja sądowa i lekarska przy udziale polskiej administracji odkryła zwłoki w jednym grobie, gdzie było 5 osób pomordowanych Polaków, bez trumien w nieładzie, półnagich, część Wrzucona żywcem. Istniały ślady okrutnego znęcania się nad nieboszczykami. Pomordowani to: Hercog, Jerzy Podgórski i inni. Ofiary były najpierw katowane, potem obijane kolbami, znęcano się, wyrywano języki, wyrywano palce. Tego rodzaju wypadków stwierdzonych sądownie mamy z Jaworowa – 17, ze Złoczowa – 28. W innych miejscowościach po 1 lub po kilka. Jest to wytwór tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hąjdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki. Hajdamak bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej i morduje wszystko lackie, nawet żony i dzieci I łaszki urodzone. (Zob. T. Szewczenko, Hajdamaki). Niektóre wsie Ukraińskie przechowywały Polaków a nawet obszarników, dając im ubranie Chłopskie i biorąc za członków rodziny. Ale są wsie ukraińskie w których mieszkał jakiś nauczyciel, z których prawie wszyscy byli katami Polaków. Są niektórzy i spośród nauczycieli i księży unickich, co jest bardzo rzadkie, którzy nie tylko do zbrodni ręki nie przyłożyli, ale ratowali ludność polską i odradzali oficerom ukraińskim mordować Polaków. Ukraińskość nie jest narodowością.” Jak już wspomniano w dn. 17 kwietnia 1920 r. wojska polskie obsadziły ostatecznie dawną granicę austriacko-rosyjską na rzece Zbrucz. Rząd ZURL przeniósł się do Wiednia a następnie do Pragi czeskiej. Z chwilą upadku ZURL nie zakończyły się walki Ukraińców o niezawisłość Galicji Wschodniej. Prowadzono ją nadal przez różne ośrodki i różnych ludzi w tym także i działaczy cerkiewnych. Po 1920 r. walka ta przeszła ze sfery bezpośredniej konfrontacji zbrojnej do akcji dyplomatycznej i propagandowej, co uosabiała szczególnie Cerkiew Greckokatolicka związana na początku z ośrodkiem praskim kierowanym przez Ewhena Petruszewicza. Ze względu na trudne uwarunkowania polityczne, władze polskie zastosowały wobec księży unickich bardzo umiarkowane formy sankcji karnych za ich oczywistą działalność antypaństwową i udział w zbrodniach. W drugiej połowie listopada 1919 r. została utworzona międzyministerialna komisja dla zbadania spraw związanych z internowaniem i szpiegowaniem osób, bez względu na narodowość i wyznanie, które organizowały i występowały czynnie w akcjach przeciw narodowi i państwu polskiemu wiatach 1918-1919. W miesiąc później, czyli dn. 15 grudnia br. Rada Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej wydała zarządzenie o zwolnieniu wszystkich osób internowanych i śledzonych w Małopolsce Wschodniej a zatem także i duchownych greckokatolickich. Do końca października 1920 r. pozostawało w aresztach, na podstawie prawomocnych wyroków sądowych, siedmiu księży unickich tj. Eugeniusz Kaczmarski – proboszcz ze Sławska, Mikołaj Prytulak – proboszcz z Rakowa, oraz katecheci: Mikołaj Konrad z Tarnopola, Mikołaj Galant ze Stryja, Mikołaj Chmielewski ze Złoczowa, Bazyli Dubiecki z Brzeżan i Michał Łada ze Stryja. Prezydium Namiestnictwa we Lwowie w piśmie do ministra Spraw Zagranicznych z dn. 18 lutego 1921 r. informowało, że wszyscy wymienieni wyżej księża greckokatoliccy zostali zwolnieni od odbywania kary z wyjątkiem księdza M. Konrada, który oczekiwał wyniku dochodzenia sadowego. W sprawie uwolnienia duchownych unickich od odpowiedzialności karnej skutecznie interweniował nuncjusz apostolski w Warszawie, który słusznie uważał, że wynikające z tej sprawy skargi Ukraińców osłabiają międzynarodowe stanowisko Polski. Mając głównie na uwadze polską rację stanu a nie kryterium sprawiedliwości, rząd polski odstąpił od egzekwowania zasądzonych wyroków sądowych wobec Ukraińców. Od tego czasu w szkalowaniu Polski przez Ukraińców a głównie przez hierarchię Kościoła unickiego nie było końca. Rząd polski i naród jeszcze niejednokrotnie ustępowali ze swego stanowiska na rzecz Ukraińców, jeśli wymagała tego polska racja stanu i dobro narodu. Tak było również w głośnej wówczas sprawie wyrażenia zgody przez rząd polski na powrót A. Szeptyckiego do kraju po jego dwuletniej nieobecności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Prywatne: Awatar

Nie chodzi nawet o to, że Świerczewski walczył po stronie Armii Czerwonej przeciw odrodzonej Rzeczypospolitej. To samo przydarzyło się bowiem m.in. marszałkowi Konstantemu Rokossowskiemu, a mimo wszystko powinniśmy być dumni, że jeden z najwybitniejszych taktyków XX wieku był Polakiem. Przeciw rodakom walczył i Bolesław Kontrym – a przecież ostatecznie, mimo wielu niejasności – przyjęto go do narodowego panteonu. Nie chodzi też o to, że „Walter” walczył w Hiszpanii, mimo bowiem całej sympatii do generalissimusa Franco warto pamiętać, że interes Polski w tej wojnie był co najmniej ambiwalentny, taki np. Ksawery Pruszyński przekonująco tłumaczył czemu warto było życzliwie patrzeć także na Hiszpanię republikańską, a np. dawny podwładny Świerczewskiego – gen. Grzegorz Korczyński zapisał piękną kartę podczas II wojny światowej. Nie w tym wreszcie problem, że gen. Świerczewski okazał się wyjątkowo nieudolnym dowódcą podczas walk dowodzonej przez siebie II Armii WP, a operacja łużycka była bezprzykładną klęską naszego wojska. Skoro jednak czci się dziś bardzo podobnie uczesanego, a równie, a nawet bardziej nieskutecznego (i to na trzeźwo) marszałka Śmigłego-Rydza, to doprawdy przegrywanie bitew nie powinno stanowić problemu w historycznej pamięci.

Nie, cały problem z generałem Świerczewskim ogranicza się do tego w jakich okolicznościach zginął. Gdyby był to tylko kolejny komunistyczny watażka, anonimowy bolszewik, jakimi od metra chrzczono ulice PRL-owskich miast – monument w Jabłonkach pod Baligrodem nie miałby takiego znaczenia. Sęk w tym, że je posiada – niezależnie od tego kim „Walter” faktycznie był.

Ginąc z rąk UPA – Świerczewski nieodwracalnie wszedł do legendy. Nawet opowieść, że być może zabili go NKWD-ziści w zasadzce, czy prowokatorzy z kręgów władzy komunistycznej – paradoksalnie umacniała tylko mit „Waltera”, który żyjąc byłby zapewne tylko jednym z wielu mało istotnych bolszewickich aparatczyków, zagrożonym zresztą czystką jako „hiszpan”. Jako ofiara sotni „Chrynia”, generał stawał się jednak symbolem, sztandarem, pod którym dokonano wreszcie Akcji WISŁA i rozwiązania kwestii banderowskiej. Zburzenie pomnika w Jabłonkach będzie oznaczało, że to „Chryń” miał rację, a nie ci prości żołnierze, dowodzeni przez przedwojennych jeszcze oficerów, którzy ogniem wypalili upowskie ziemianki.

Niestety, ale nie istnieje trzecie rozwiązanie. To prawda, że faktycznie miejsce w naszym narodowym panteonie należy się przede wszystkim generałowi Stefanowi Mossorowi za zaplanowanie i precyzyjne wykonanie WISŁY, ale też nasza pamięć historyczna nie może pomijać, że u jego boku stali wówczas Grzegorz Korczyński i Juliusz Hibner. Fakt ten należy zresztą odbierać jako symboliczny dowód braterstwa i jedności Wojska Polskiego tak o niepodległościowej, jak i komunistycznej genezie w obliczu wspólnego, banderowskiego wroga. Podobnie zresztą należy traktować braterstwo broni żołnierzy 34 pp LWP i oddziału NSZ „ZUCH” majora Antoniego Żubryda. I choć byłoby rzeczą zasadną, by na postumentach stali Żubryd i Mossor – to i tak nie można pozwolić na zburzenie, czy choćby zdeprecjonowanie pomnika „Waltera”.

Przykro mi to mówić współczesnym fundamentalnym, maszerującym niekiedy „patriotom”, ale Paryż był wart mszy, a Polska w Bieszczadach warta jest jednego komunistycznego pomnika. Stojąc nieopodal Baligrodu kamienny „Walter” symbolizuje jednak nasze uratowanie smętnych resztek Kresów i wygubienie tych, którzy przyszli z tamtej strony linii Curzona z polską, wołyńską krwią na rękach. Niestety, to wadliwy symbol, ale nawet jego banderowcom oddać nie można.

Dlatego też z bólem należało obserwować bezmyślne wyrywanie sobie transparentów przed rokiem, podczas dziwacznych obchodów nazwanych „Pamięć i pojednanie jako niezbędny element dialogu polsko-ukraińskiego”,zorganizowanych przez Stowarzyszenie Lepsze Dziś. Ówczesna kłótnia pod pomnikiem w Jabłonkach kombatantów i antykomunistycznej młodzieży jeśli komuś sprawiła radość i satysfakcję, to pogrobowcom UPA. Dziś, w szczególnym – rocznicowym roku Wołynia – tym bardziej musimy być czujni na wszelkie przejawy przerzucania winy, czy niszczenia polskiej pamięci, dokonywane przez banderowców pod wygodnym płaszczykiem antykomunizmu. W podobnym wszak tonie próbuje się zohydzić i polską Samoobronę na Kresach, na co również – a raczej przede wszystkim zgody być nie może.

Dlatego też – także w obliczu bezprzykładnego ataku nacjonalistycznych środowisk ukraińskich, domagających się od Polaków potępienia WISŁY – 28 marca pod pomnikiem „Waltera” powinny się znaleźć kwiaty. Nie za 1920, za Hiszpanię, czy Budziszyn – bo raczej wbrew tym polskim dramatom. Ale za to, że pod symbolem tej śmierci zrobiono w końcu porządek ze śmiertelnym dla Polski (także współczesnej!) zagrożeniem.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *