Bez Rosji i Polski nie będzie rozwiązania problemu ukraińskiego

W swej pracy naukowej gruntownie badała Pani proces rozpadu Jugosławii, poprzedzony kryzysem federalnego systemu tego państwa. Czy mimo tych doświadczeń federalizacja może być uważana za szansę Ukrainy na wyjście z obecnego kryzysu?

Obecne wydarzenia na Ukrainie łączy wiele, nawet zbyt wiele podobieństw z tym, co stało się w przestrzeni post-jugosłowiańskiej pod koniec XX wieku. Stąd też nazywam Bałkany geopolitycznym lustrem, spoglądając w które można dostrzec oczekiwania, zagrożenia i wyzwania czekające nas, nie tylko zresztą na Ukrainie.

Na czym konkretnie polega to bałkańskie doświadczenie?


Niszczenie Jugosławii najpierw na etapie Socjalistycznej Federacyjnej Republiki, jak i następnie Federalnej Republiki Jugosławii obejmującej już tylko Serbię i Czarnogórę – odbywało się przy bezpośrednim udziale i ze względu na bezpośrednie interesy graczy zagranicznych, zwłaszcza UE, USA i NATO. Ponadto jednej ze stron konfliktu – Chorwatom, bośniackim Muzułmanom, kosowskim Albańczykom – darowano wszystkie dokonywane okrucieństwa i okazywaną brutalność. Druga, Serbowie – zostali uznani za główną sprawczynię krwawych wojen między narodami. Choć dziś wiadomo już, że w czasie kryzysu bałkańskiego ludobójstwa dokonano właśnie na Serbach – nikt na Zachodzie tego nie dostrzega ani nie pamięta. Wystarczy przeczytać książkę byłej prokurator generalnej
Carli del Ponte „Polowanie. Ja i zbrodniarze wojenni”, aby zrozumieć, jak w praktyce zrealizowano politykę podwójnych standardów Zachodu, zachęcającą do wyniszczenia Serbów. Nawet utworzenie Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii w Hadze było motywowane wyłącznie politycznie – jego celem było udowodnienie winy tylko jednego narodu we wszystkich wojnach ostatniego kryzysu bałkańskiego.


U podstaw tego zjawiska legło kilka przyczyn. Po pierwsze – dążenie do uzasadnienia agresji NATO na Jugosławię w 1999 roku, do legitymizacji działań
Paktu. Po drugie – zamiar takiego przerobienia historii rozpadu Jugosławii, aby zmieniony opis starć zbrojnych przenosił całą odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie, które miały miejsce na Bałkanach od początku lat 1990 na jeden naród – Serbów. Dlatego właśnie przedstawicieli tego narodu jest najwięcej wśród skazanych przez Trybunał. Trzecim i – według mnie – najważniejszym powodem jest chęć upokorzenia, a nawet zniszczenia samych Serbów, jak najbardziej wiarygodnych i najbliższych sojuszników Rosji.


Rozczłonkowanie Socjalistycznej Jugosławii (podobnie jak i ZSRR) początkowo odbywało się po liniach granic administracyjnych republik federacyjnych, bez oglądania się na fakt zamieszkiwania na ich terytoriach rdzennej ludności serbskiej. To tłumaczy wybuch konfliktu zbrojnego w serbskiej Krajinie (Chorwacja) i Republice Serbskiej (Bośnia i Hercegowina). Bierność władz w Belgradzie, ale także rosyjskiego przywództwa w postaci
Jelcyna i Kozyriewa wobec „podziału” Krajiny, oznaczała w istocie kapitulację, wykorzystaną przez Chorwację do wymuszenia masowego exodusu Serbów i czystek etnicznych. To z kolei skłoniło bośniackich Serbów do chwycenia za broń, by bronić swej państwowości. Dało to ostatecznie efekt w postaci obecnej federalnej Bośni, której doświadczenie – pomimo wszystkich wad – może być, w mojej opinii, pomocne przy tworzeniu nowej mapy politycznej Ukrainy. Ale znowu – tylko, jeśli kierownictwo w Kijowie i jego protektorzy z Waszyngtonu będą zainteresowani w ustanowieniu pokoju na wieloetnicznej ukraińskiej ziemi. Jeśli jednak chcą zbudować etnicznie czyste państwo nazistowskie, to zrobią wszystko, co możliwe, aby doprowadzić do masowej migracji ludności rosyjskojęzycznej, a także Żydów, Polaków, Węgrów, Słowian, Ormian, Greków, i wielu, wielu innych narodowości. Z tym, że nie jest to możliwe bez dalszej eskalacji przemocy i przedłużającej się wojny domowej.

Zachowanie pokoju i integralności terytorialnej w ramach istniejących granic Ukrainy (tj. bez Krymu i Sewastopola) moim zdaniem byłoby możliwe tylko dzięki szerokiej decentralizacji i federalizacji. Jednakże, biorąc pod uwagę fakt, że ukraiński kryzys od początku nie był czysto wewnętrzną sprawą Ukrainy, rozwiązanie to jest możliwe również tylko przy bezpośredniej interwencji z zewnątrz. W podobny sposób w stosownym czasie doszło wszak i do wyjścia z kryzysu bośniackiego. Pozwolę sobie przypomnieć, że traktat pokojowy, który nakreślił mapę i wykreował współczesny system polityczny Bośni i Hercegowiny (BiH), został podpisany 21 listopada 1995 roku w Dayton (Ohio). Na mocy tej umowy nastąpił podział BiH na Republikę Serbską i Federację Muzułmańsko-Chorwacką; Serbowie utrzymali 49 proc. całkowitej powierzchni państwa, choć wg ksiąg katastralnych w ich rękach przed wysiedleniami znajdowało się 64 proc. całego terytorium BiH.


Ponadto na podstawie porozumienia z Dayton do muzułmańskiej enklawy Gorazde wydzielono 20- kilometrowej szerokości korytarz przez terytorium serbskie. Z drugiej strony, sporną pozostaje granica między Federacją i RS w pobliżu serbskiej miejscowości Brcko, stanowiącą obecnie wraz z okolicą wyodrębniony dystrykt, wyłączony spod władzy serbskiej, co jest o tyle istotne, że przecina on RS na pół. Muzułmanom została też oddana część Sarajewa zamieszkana przez serbską większość jeszcze przed wojną i kontrolowana przez siły serbskie w jej trakcie. Tymczasem z bośniackiej stolicy, na mocy porozumienia wysiedlono w środku zimy ok. 150 tysięcy Serbów. Obecnie, na obrzeżach miasta istnieje tylko dzielnica Wschodnie Sarajewo, gęsto zaludniona przez eksmitowanych ze swoich domostw Serbów.

Przy wszystkich wadach porozumienia z Dayton (DS): uciążliwym i dysfunkcyjnym systemie politycznym wprowadzonym na jego mocy; napięciami w komunikacji pomiędzy podmiotami (etnitetami); niezdolnością do rozwiązywania takich problemów jak społeczno-ekonomiczne i psychologiczne konsekwencje wojny; naciskami na rząd centralny stosowanymi przez NATO – musimy jednak przyznać, że zatrzymało ono wojnę i pozwoliło, by ludzie mogli zachować swoją kulturę i sami decydowali o swoim losie.


Dla przykładu – w dokumentach składających się na porozumienie nie zapisano szeregu kwestii stanowiących samodzielne uprawnienia poszczególnych składowych nowej federacji, choć delegacja Serbów bośniackich nalegała, by kompetencje te sprecyzować. Zdecydowano się jednak na zapis, że podmioty BiH zajmują się wszystkimi sprawami nie przypisanymi wprost rządowi centralnemu. Nadano im odpowiednie instytucje przedstawicielskie, uprawniono „do ustanowienia specjalnych równoległych relacji z państwami sąsiadującymi, w zgodzie z zasadą suwerenności i integralności terytorialnej Bośni i Hercegowiny”, a ponadto uznano prawo do posiadania własnych sił zbrojnych.

Jeśli mówimy o formalnych aspektach takiego modelu federalizacji, to zgodnie z Konstytucją w pracach wszystkich organów państwowych BiH bośniaccy Muzułmanie (czyli etnicznie Serbowie, którzy w różnych okresach historycznych przyjęli islam) i Chorwaci mają dwie trzecie przedstawicieli, a Serbowie – jedną trzecia. Jednak główną wadą DS, pozwalającą traktować współczesną BiH jako państwo pod kontrolą zewnętrzną, jest zakreślenie kluczowej roli w procesach politycznych w tym kraju Wysokiego Przedstawiciela (MR), mianowanego przez Radę Bezpieczeństwa ONZ i obdarzonego najszerszymi uprawnieniami. Dla wprowadzenia w życie porozumień podpisanych w Dayton do BiH zostały wprowadzone także międzynarodowe siły pokojowe.


„Daytońska Bośnia” w przyszłym roku będzie obchodziła swe dwudziestolecie, ale należy przyznać, że próba sklejenia trzech części kraju w całość nadal nie zakończyła się sukcesem. Jedność państwa opiera się na jasnym wyznaczeniu obszarów odrębnej aktywności RS i Federacji Muzułmańsko-Chorwackiej, a także na ścisłej kontroli międzynarodowej. Oczywiście BiH w obecnej formie – jest podmiotem bardzo nietrwałym. A jak wiadomo, obecność międzynarodowa również nie może być uznana za 100-procentową gwarancję pokoju, ale w pewnym momencie historycznym ten model federalizacji zatrzymał wojnę. W nowych warunkach historycznych być może będziemy świadkami powstawania innych modeli zarządzania. Ale to już będzie przyszłość. W międzyczasie – bośniackie doświadczenie może być wykorzystane dla rozwiązania kryzysu ukraińskiego.

Jak napisał rosyjski filozof Mikołaj Bierdiajew, „zadaniem państwa nie jest uczynienie życia na ziemi niebem, ale zapobieżenie jego zmianie w piekło.” Federalizacja Ukrainy w dobie kryzysu jest właśnie w stanie zatrzymać piekło, w którym żyją ludzie na wschodzie i południowym wschodzie kraju.

Sympatycy Republiki Ludowej Noworosji ubolewają, że Rosja nie zdecydowała się na podjęcie interwencji zbrojnej w jej obronie. Czy Pani również uważa że decyzja o nieużyciu wojska była błędem prezydenta Władymira Putina?

W Rosji jako państwie demokratycznym reprezentowane jest szerokie spektrum opinii i ocen na temat rozwoju sytuacji w południowo-wschodniej części Ukrainy. Są tacy, którzy wymagają od rosyjskich przywódców bardziej zdecydowanych działań. Są i tacy, którzy kategorycznie nie akceptują nawet sugestii wprowadzenia tam rosyjskich sił zbrojnych. Co więcej, nie wszyscy zwolennicy zbuntowanych republik, nawet ci, którzy sami są gotowi pójść tam jako ochotnicy, uważają, że wezwanie rosyjskiej armii byłoby zasadne. Są to jednak tylko opinie.


Co do decyzji politycznej rosyjskiego prezydenta i Rady Federacji, to była ona jedyną możliwą w obecnej sytuacji. Rosja okazał w ten sposób światu pokojowy charakter swej polityki zagranicznej, w przeciwieństwie do NATO, które jednym ruchem pogrążało w niekończącym się chaosie Jugosławię, Irak, Libię. Ważne jest, aby nie zapominać, że Rosja aktywnie pomaga setkom tysięcy cywili uciekających z Ukrainy. Mój kraj wysyła setki ton pomocy humanitarnej, nie mówiąc już o aktywnej polityce zagranicznej, mającej na celu zakończenie konfliktu. Niestety, wszystkie rosyjskie inicjatywy napotykają mur niezrozumienia, jednak nadal jesteśmy gotowi i nadal będziemy działać na rzecz rozwiązania kryzysu, a nie jego podtrzymywania. Jednocześnie nie zapominamy słynnego łacińskiego zwrotu: „Jeśli chcesz pokoju – gotuj się do wojny”. Dlatego też nie trzeba się dziwić, jeżeli w zmienionych okolicznościach – znajdą się inne rozwiązania.

W ostatnich kilkudziesięciu miesiącach mieliśmy do czynienia z zaognieniem sytuacji międzynarodowej. Po sukcesach amerykańskich w Libii i Tunezji – nastąpił regres wpływów Waszyngtonu w Egipcie, powstrzymanie ich ekspansji w Syrii, a wreszcie obecny kryzys na Ukrainie. Profesor Andrzej Fursow nazywa to rozproszoną trzecią wojną światową. Jakie mogą być kolejne jej pola?

Rzeczywiście, w różnych regionach świata rozwija się złożona sytuacja polityczna, zwiększająca ryzyko konfliktu, okresowo wzrastające aż do otwartych starć, co widać na przykładzie konfrontacji palestyńsko-izraelskiej. Uważam, że takie zawirowania w stosunkach międzynarodowych są w dużej mierze reakcją na światowy kryzys, dotykający wszystkie główne podmioty: wielkie koncerny, państwa narodowe, a także takie giganty geopolityczne jak UE, Rosja, Chiny i USA. Wystarczy przypomnieć, co się stało w zimie, kiedy Stany Zjednoczone znalazły się prawie na skraju niewypłacalności.


Odpowiedzi na wiele pytań łatwiej będzie znaleźć, jeśli przyjrzymy się bliżej historii Stanów Zjednoczonych, dowodzącej niezbicie, że wszelkie wewnętrzne kryzysy USA zawsze decydują się pokonywać na drodze zewnętrznych kroków agresywnych. W tym sensie ukraiński kryzys stanowi kontynuację tradycyjnej polityki Waszyngtonu – rozwiązywania wewnętrznych problemów kosztem innych. Ponadto faktyczne zwycięstwo rosyjskiej dyplomacji podczas kryzysu syryjskiego, różne osiągnięcia w projektach gospodarczych z krajami Azji i wzmacnianie wpływów politycznych naszego kraju na arenie międzynarodowej – również może być uznawane za przyczynę sięgnięcia Zachodu, a zwłaszcza USA po kartę ukraińską.

Oczywiście zakładam, że zachodni stratedzy, podobnie jak nasi analitycy nie oczekiwali się aż takiej radykalizacji sytuacji na Ukrainie. Demontaż postsowieckiej Ukrainy zawsze jednak był składową planów Waszyngtonu. Ameryka jest daleko i chaos, który zapanował dziś na Ukrainie wydaje się najbardziej niebezpieczny dla Rosji, jako głównego geopolitycznego i psycho-historycznego przeciwnika Nowego Świata i Europy. Faktycznie zaś destabilizacja całej Eurazji będzie korzystna dla Ameryki. Nie możemy jednak zapominać, że Unia Europejska, która tradycyjnie postrzegana jest jako sojusznik Stanów Zjednoczonych – jest w rzeczywistości jednym z ich najważniejszych konkurentów w globalnej walce o zasoby, terytorium, informację, czynnik ludzki. Mówiąc obrazowo, Waszyngton chce za jednym zamachem ustrzelić kilka zajęcy – w tym tak rosyjskiego, jak i europejskiego.

Teraz, odnośnie realności trzeciej wojny światowej – wierzę, że USA i NATO, a także największe międzynarodowe korporacje w obliczu pogłębiającej się walki o władzę, terytorium i zasoby świadomie stworzą warunki do rozpoczęcia trzeciej wojny światowej. Uwaga: nie rozpętanie trzeciej wojny światowej, ale stworzenie warunków dla jej rozpoczęcia. Jak zauważył rosyjski analityk V. Katasonov „zastrzeżenie jest takie, że trzecia wojna światowa na razie Stanom Zjednoczonym nie jest potrzebna. Jednak w najbliższej przyszłości – może stać się konieczna. Dlaczego? Regionalna wojna rozpoczęta w jednym z najbardziej niestabilnych regionów planety, może łatwo przerodzić się w wojnę światową, rozprzestrzeniając ogólny chaos. W tym chaosie łatwo można „zresetować” te astronomiczne długi, nagromadzone przez USA i cały Zachód”.

Każdy wie, że zagraniczne i wewnętrzne zadłużenie USA już przekroczyło 100 proc. PKB, podczas gdy dług zagraniczny Wielkiej Brytanii zbliżył się do poziomu 500 proc. PKB. Innymi słowy, jest o co walczyć. Jednak scenariusz wojny światowej zostanie uruchomiony, tylko jeśli nie da się dłużej rozbudowywać piramidy długów Ameryki.


Wśród bliższych i bardziej szczegółowych celów destabilizacji sytuacji w różnych regionach świata, można też wskazać na ochronę petrodolarowego systemu monetarnego, utworzonego czterdzieści lat temu. W 1971 r. Stany Zjednoczone ogłosiły zniesienie wymienialności dolarów na złoto. Dwa lata później, w celu wspierania globalnego popytu na pozbawionego oparcia w kruszcu dolara stworzono nowy system – petrodolarowy. W 1973 roku osiągnięto porozumienie między Arabią Saudyjską i USA, zgodnie z którym każda baryłka ropy zakupionej od Rijadu wyceniana jest w dolarach amerykańskich. Już w roku 1975 wszystkie kraje OPEC w zamian za dostawy broni i wojskowe gwarancje obronne zgodziły się również wyceniać swoje zasoby ropy wyłącznie w dolarach amerykańskich.

System petrodolarów jest dla Waszyngtonu podwójnie korzystny. Po pierwsze, banki FED zarabiają na każdym wydawanym dolarze. Po drugie, wszystkie płatności w dolarach amerykańskich są kontrolowane przez banki amerykańskie, w związku z czym Waszyngton dysponuje skutecznym mechanizmem kontroli nad krajami należącymi do tego systemu. Tak więc walka o zachowanie pozycji dolara amerykańskiego w światowym handlu zasobami jest „alfą i omegą” amerykańskiej polityki. Tymczasem ofensywę przeciw systemowi petrodolarowi aktywnie prowadzą Chiny, Rosja, Iran i wiele innych krajów.


Chiny zacieśniają obecnie stosunki z Iranem. Pomimo sankcji, wymiana handlowa między Pekinem a Teheranem rośnie, odbywając się na zasadach barteru oraz rozliczeń w walutach krajowych. Ponadto premierzy Chin i Rosji w listopadzie 2010 r. ogłosili, że ich kraje odrzucają dolara jako walutę w dwustronnym handlu, w tym na rynku węglowodorów. Chiny podpisały umowę z 20 krajami o otwarciu linii swapowych, wartych dwa biliony juanów. Obecnie na świecie pięć milionów baryłek ropy jest już rozliczane w juanach. Oprócz Rosji i Iranu na zapłatę za dostawy ropy w juanach zgodziły się Angola, Sudan i Wenezuela. Na początku 2013 roku udział dolara w transakcjach międzynarodowych spadł poniżej psychologicznie ważnego poziomu 50 proc. Innymi słowy, na szyi dolara zadzierzgnięta została pętla.


W nawiązaniu do powyższego – bardzo charakterystyczny jest przykład Syrii. Na początku 2011 roku prezydent Syrii
Baszar al-Assad ogłosił rozpoczęcie współpracy z Rosją i Chinami, w ramach której wszystkie płatności za dostawę ropy muszą być dokonywane w rublach i juanach. W marcu 2011 roku w Syrii zaczęły się antyrządowe niepokoje, zmierzające do obalenia istniejącego systemu, a 15 listopada tego samego roku weszło w życie embargo na syryjską ropę. Tak, Irak, Libia, Syria, Iran – to etapy walki o zachowanie petrodolarowego Waszyngtonu.


Jak wiadomo, również w ukraińskim kryzysie ważną rolę, jako jedna z pra-przyczyn odegrał czynnik petrodolarowy.

Zarówno Unia Europejska, jak i cały system zachodni są dotknięte kryzysem ekonomicznym. Czy wojna na Ukrainie, albo inaczej – rozproszona wojna światowa z Rosją jest metodą uniknięcia skutków tego finansowego załamania?

Wojna, rzeczywiście, rozwiązuje wiele problemów – problemów plutokracji, problemów „synów Kapitału”, jak ich nazywa współczesny amerykański badacz U. Bloom. Przypomnijmy, że w czasie Wielkiego Kryzysu, Franklin Delano Roosevelt powiedział: „Jednym z moich głównych celów – jest uchronienie bankierów i biznesmenów od samobójstwa”. Ta wzruszająca troska zamieniła się w największą tragedię ludzkości – II wojnę światową, której głównymi inicjatorami byli amerykańscy przemysłowcy i finansiści. Słowa wypowiedziane przez G. Le Bon na temat przyczyny wojen światowych odzwierciedlają też istotę II wojny światowej. Jak zauważył, „w 1914 rok to Niemcy przelały kroplę, która przepełniła czarę, wylewając się na wszystkich”; ale – jak pisał dalej Le Bon, „prawdziwy badacz docieka nie tylko kto przelał ostatnią kroplę, ale także kto napełnił kielich po brzegi, czyniąc wojnę nieuniknioną”.


W II wojnie światowej zginęło ponad 54 mln ludzi, 90 mln zostało rannych, z czego 28 mln to kaleki. Była to najstraszniejsza wojna w historii. Jednocześnie główne zadanie, zakreślone przez Roosevelta zrealizowano z naddatkiem – Stany Zjednoczone stały się światowym centrum finansowym. W lipcu 1944 roku w małej miejscowości Bretton Woods zwycięzcy na międzynarodowej konferencji dali początek takim instytucjom jak Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju (IBRD, 1960 – Bank Światowy) i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). W tym samym czasie dolar został ogłoszony walutą światową, na równi ze złotem. Do tego czasu Stany Zjednoczone kontrolowały już 70 proc. światowych rezerw złota. Pod koniec wojny w USA znajdowało się 129 miliardów dolarów (kwota ogromna także i obecnie) płynnych aktywów.


Pieniądze „zarobione” przez amerykańskich bankierów i przemysłowców w czasie II wojny światowej dały potężny impuls produkcji towarów konsumpcyjnych i budowie kapitału, nie wspominając już o statusie międzynarodowym, uzyskanym przez Stany Zjednoczone jako zwycięskie mocarstwo. Nawet znany z antyrosyjskich poglądów
Zbigniew Brzeziński napisał: „Ironią jest, że klęska hitlerowskich Niemiec przyniosła wzrost międzynarodowego statusu Ameryki, choć to nie ona odegrała decydującą rolę w zwycięstwie nad hitleryzmem. Zasługa militarnego pokonania Rzeszy Niemieckiej przypada stalinowskiemu Związkowi Sowieckiemu”. Zapewne, ale podwaliny amerykańskiej hegemonii końca XX – początku XXI wieku zostały położone w czasie II wojny światowej.

Musimy pamiętać, że w całym okresie powojennym Stany Zjednoczone uciekały się do agresji, gdy tylko pojawiały się problemy gospodarcze lub gdy zależało im na odwróceniu uwagi od niepopularnych decyzji ekonomicznych.


Zatem wojna w Korei była odpowiedzią na pierwszą powojenną recesję w 1949 roku. Interwencja w Libanie – na kolejną zapaść w latach 1957-1958. Agresją na Wietnam zareagowano na spowolnienie gospodarcze w 1967 roku, a rozpoczęciem przez
Cartera drugiej fali zimnej wojny – na recesję roku 1979. Kryzys lat 1981-1982 nie tylko wywołał „keynesizm wojskowy” Reagana, ale też podchody wobec Nikaragui i inwazję Grenady. Nie mówię już o interwencjach USA-NATO realizowanych na wielką skalę w XXI wieku, takich jak Afganistan, Irak, Libia.


Jak pisał czołowy historyk pierwszej połowy XX wieku, jeden z animatorów ekonomicznego podejścia do historiografii Stanów Zjednoczonych, autor czterotomowej pracy „Rozwój cywilizacji amerykańskiej”,
Charles Austin Beard (1874-1948) – po zwycięstwie nad Japonią w 1945 roku w USA toczy się „wieczna wojna o wieczysty pokój”.


Innymi słowy, nie wykluczam, że Stany skłaniają się ku rozpętaniu konfliktu na pełną skalę, z udziałem Rosji. I do tego, by jak 100 i 75 lat temu wybuchła ona w Europie. Te wojny radykalnie zmieniły cały krajobraz polityczny w Europie, zburzyły stare imperia i stworzyły nowe. Oczywiście, umarzano też długi i ściągano kontrybucje. Niektórzy oligarchowie widzą więc swój interes w wojnie, choć oczywiście odmienne są potrzeby narodów europejskich. I dlatego musimy zrobić wszystko, co możliwe; wszystko co tylko zależy od nas, od każdego z nas, aby zapobiec wybuchowi wojny na pełną skalę.

Pisząc o kryzysie ukraińskim powtarzała Pani, że Polska powinna być partnerem Rosji w poszukiwaniu dróg wyjścia z niego. Jaki powinien być ten udział Polski?

Polska jako kraj z bogatą historią, ogromnym bagażem intelektualnym, jako kraj mocno wpisany w politykę światową – może odegrać ważną rolę w rozwiązaniu kryzysu ukraińskiego. Kiedy mówię o partnerstwie między Polską i Rosją w poszukiwaniu sposobów zakończenie krwawej wojny domowej, wychodzę z założenia, że głównym wspólnym interesem obu naszych krajów winno być doprowadzenie do pokoju na Ukrainie. W przeciwnym razie i Polska, i Rosja w niedalekiej przyszłości mogą stanąć w obliczu katastrofy humanitarnej związanej ze wzrostem liczby uchodźców. Nie chodzi tylko o możliwość rozszerzenia strefy chaosu na nasze państwa. Wiemy już o tworzeniu w Polsce jaczejek neo-nazistowskich, zakładanych przez przenikających do was aktywistów „Prawego Sektora”. Niestety, podobne przypadki zdarzają się też w Rosji. Rozprzestrzenianie się wirusa nacjonalizmu – jest dużym zagrożeniem dla naszych krajów. Dlatego też w zwalczania wszelkich przejawów neo-nazizmu i faszyzmu – również jesteśmy sojusznikami.


Nie mam wątpliwości, że udział Polski w uregulowaniu kryzysu ukraińskiego będzie skuteczny i owocny, o ile Warszawa sformułuje program zakładający obronę waszych interesów narodowych. Efektywność ta zależy też od tego, czy polski rząd będzie myśleć o własnym kraju, zamiast służyć interesom innych państw i ich elit. Wasza szlachecka duma nie powinna pozwalać Polsce być marionetką w czyichś rękach. Dla obrony swych interesów Rosja i Polska powinny nawiązać ścisły i stały kontakt, słuchając się wzajemnie jak przyjaciel przyjaciela. Bez nas – bez Rosji i Polski – nie będzie rozwiązania problemów Ukrainy. Zawsze tak było. Tak będzie i teraz.

Dziękuję za rozmowę

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Bez Rosji i Polski nie będzie rozwiązania problemu ukraińskiego”

  1. Szkoda czasu na czytanie tego pseudo-naukowego bełkotu. Z bezczelnością typową dla sowieckiej propagandy p.Ponomariowa usiłuje wmówić oczywiste kłamstwa, np. że II wojnę światową wywołały Stany Zjednoczone. Bezspornym faktem jest, że II wojnę światową wywołał Związek Sowiecki, zawierając z Niemcami sojusz (pakt Ribbentropp-Mołotow), a wcześniej przygotowując cały swój przemysł do jednego zadania: podboju Europy Zachodniej oraz USA. Z naukową precyzja opisał to Wiktor Suworow w książce „Lodołamacz”. Stany Zjednoczone nie przyłączyły by się do I wojny światowej, gdyby Niemcy nie zatopili amerykańskiego statku pasażerskiego „Lusitania” w 1915r. Amerykanie tak się spieszyli do wojny, że wypowiedzieli ją Niemcom w 1917r. Do II wojny światowej przyłączyli się czynnie po japońskim ataku na Pearl Harbor.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *