Białoruś karmi Rosję

W ubiegłym roku rosyjskie organizacje producenckie zwracały uwagę na ponadlimitowe zwiększanie dostaw i niekorzystny dla Federacji bilans handlowy w tym segmencie rynku. Z kolei Białorusini zwracają uwagę, że realizują jedynie zapisy wcześniejszych porozumień, a sytuacja może zmienić się na ich niekorzyść w związku z przystąpieniem wschodniego sąsiada do WTO.

W tym roku z Białorusi do Rosji trafi 4,11 milionów ton mleka i przetworów mlecznych, 310 tysięcy ton mięsa i produktów mięsnych, jak również 200 tysięcy ton cukru. Dla porównania – w 2012 roku limity te wyniosły odpowiednio: dla mleka i przetworów mlecznych – 3,7 milionów ton, dla mięsa i produktów mięsnych – 270 tysięcy ton i dla cukru – 200 tysięcy ton. Ministerstwo rolnictwa Białorusi i komisja rolna Federacji porozumiały się w także w zakresie wspólnego rozwoju technologii uprawy, hodowli i przetwórstwa, celem zwiększenia efektywności, jak i ekologiczności produkcji rolnej i rolno-spożywczej.

Warto przypomnieć, że w 2012 r. eksport mięsa, mleka i przetworów mlecznych z Białorusi wzrósł od 10 do nawet 33 proc. w porównaniu do roku 2011 i przekroczył wcześniej uzgodniony poziom dostaw. Szef rosyjskiego Krajowego Związku Producentów Mleka Andrieja Danilenko w grudniu ubiegłego roku alarmował, że strona białoruska w 2012 przekroczyła o 20 proc. wolumen dostaw produktów mlecznych, co miało zachwiać sytuacją rosyjskiego mleczarstwa. Uzgodnione obecnie limity – choć wciąż rosnące, są jednak zdaniem ministerstwa rolnictwa Federacji adekwatne do potrzeb, a ponadto skłaniają rosyjskich producentów do większej aktywności konkurencyjnej – podkreśla minister Nikołaj Fiodorow. Podobnie jak i jego białoruski odpowiednik, Leonid Zajac – szef resortu zaznaczył, że obie gospodarki muszą szukać nowych rynków zbytu dla swej produkcji rolnej, przede wszystkim w rejonie Azji i Pacyfiku.

Obecnie około 90 proc. eksportu białoruskiej żywności trafia na rynek rosyjski. W 2012 r. w handlu produktami rolnymi między obu państwami wystąpiło saldo ujemne dla Rosji w wysokości 2,9 mld dolarów. Porozumienie oddala widmo wojny gospodarczej, którą już wieszczono między krajami Unii Celnej. Zwłaszcza na Białorusi (oprócz świadomości, iż konieczne jest zwiększanie obrotów handlu zagranicznego, zwłaszcza dewizowych) sam fakt ustalenia nieco zwiększonych limitów – został przyjęty optymistycznie, wobec ujawnianych dotąd obaw o losy wymiany z Rosją wobec jej przystąpienia do Światowej Organizacji Handlu.

W kontekście rosyjsko-białoruskiej efektywnej wymiany handlowej w sektorze rolno-spożywczym – warto widzieć sytuację polskiego rolnictwa w realiach unijnych. Cokolwiek by nie twierdzili propagandyści (zwłaszcza z szeregów PSL) – nadrzędnym celem Wspólnej Polityki Rolnej jest w ogóle ograniczenie produkcji rolnej w krajach UE, Polski zaś dotyczy to założenie w szczególności, w związku z naszym potencjałem. Uczyniono to m.in. pod zgrabnym i przemawiającym pozornie do zdrowego rozsądku pretekstem „poprawy struktury własnościowej na wsi”, czyli wspierania eliminacji grupy drobnych i średnich producentów rolnych. I choć można przyjąć tłumaczenie o większej efektywności gospodarstw wielkohektarowych, to jednak sam przebieg tego procesu, zawieszonego w społecznej i zawodowej próżni polskiej prowincji – odbił się jednoznacznie negatywnie na dochodach i poziomie życia jej mieszkańców.

Dalej – skutkiem  podporządkowania się zasadom WPR (co zakładano z góry i nawet półgębkiem przyznawano) – był spadek opłacalności polskiej produkcji rolnej, związany tak z ograniczeniem instrumentów krajowej polityki rolnej, jak i spadkiem konkurencyjności, a zwłaszcza z pogorszeniem się relacji cenowych między produktami rolnymi, a środkami produkcji i wyrobami przemysłowymi. Właśnie wyrównaniu tych niekorzystnych dla rolników procesów miały służyć osławione dopłaty rolne, traktowane w propagandzie „młodych, wykształconych z dużych miast” jako nieuzasadniony przywilej dla chłopa-nieroba. Fakt, że najpierw temu samemu rolnikowi uniemożliwiono pracę na normalnych, rynkowych zasadach – jakoś krytykom umykał.

Biorąc to wszystko pod uwagę – warto się zastanowić jak mógłby (a ściślej – jeszcze może) potoczyć się rozwój polskiego rolnictwa w przypadku pozostawania poza granicami UE, pod osłoną własnych barier celnych i instrumentów aktywnej polityki rolnej, w tym wspierania eksportu? Wielkim argumentem zwolenników wcielenia naszej wsi do wspólnego rynku – był niegdyś kryzys rosyjski z apogeum w 1998 r. i związane z nim załamanie finansowe, skutecznie zniechęcające naszych producentów i eksporterów do obecności w Rosji. Ponieważ zaś w wyniku programowego odwracania od Wschodu, na jakiś czas miejsce Polaków zajęli m.in. Niemcy, Holendrzy, czy Amerykanie – długo nie zauważano w naszym kraju zmiany sytuacji ekonomicznej krajów post-sowieckich. Skądinąd próby przełamania tej zmowy milczenia były jedną z historycznych zasług „Samoobrony” i osobiście Andrzeja Leppera, a także jedną z głównych przyczyn oporu establishmentu pro-unijnego przeciw jego działalności.

Porównajmy bowiem składający się niemal z samych ograniczeń i limitów rynek unijny, jednocześnie otwarty na całe rolne kwoty importowe z rynków wschodzących – z dobrze już zorganizowanym rynkiem rolnym Unii Celnej. Wymiana handlowa produktów i wyrobów rolno-spożywczych jest na tym obszarze wkomponowana w szerszy kontekst polityki energetycznej i transferów technologii, a więc dotyka pól, z których sami zrezygnowaliśmy przez przeszło dwoma dekadami w dość dziecinnym pędzie za „zachodnią nowoczesnością”. W efekcie przekreśliliśmy w dużej mierze i zdewastowaliśmy znaczną część własnej myśli technicznej i naukowej (jak w rolnictwie nasiennictwo, czy sadownictwo, nie mówiąc o wysokim poziomie hodowli,) w zamian otrzymując w najlepszym razie licencje i to na gorszych warunkach, niż w epoce gierkowskiej. By sięgnąć do przykładów poza rolnych – wystarczy przypomnieć buńczuczne oświadczenia tutejszych „atlantydów”, że nie potrzebny już Polsce „po-sowiecki złom”, teraz będziemy „szli w forpoczcie zachodnich technologii militarnych” – co w praktyce okazało się zakupem sprzętu z amerykańskiego i niemieckiego demobilu oraz produkcją fińskiego transportera, do którego właśnie wygasają nam wszelkie prawa…

Tymczasem nie marnując ostatnich dwóch dekad na atlantyckie i europejskie mrzonki – moglibyśmy uczestniczyć w procesie stopniowego doskonalenia technologii odpowiadających naszym warunkom gospodarczym, jak i potrzebom, jednocześnie otrzymując korzystniejsze z pewnością umowy energetyczne i utrzymując dochodowość polskiego rolnictwa. Czy trzeba wyraźniejszego dowodu na całkowitą błędność realizowanego po 1989 r. kierunku geopolitycznego Polski?

Konrad Rękas

Artykuł ukazał się też w innej wersji na Geopolityka.org

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Białoruś karmi Rosję”

  1. Świetny artkuł. Handel z Białorusią jest możliwy, ale wymaga ogromnego kombinowania i ominięcie toru przeszkód, czyli tylko dla zdeterminowanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *