Braun: Rusofobia jako ostatnie stadium „polskiej prawicy”

Kiedy redaktor naczelny (Myśli Polskiej – przyp. red.) powiedział mi, że „na mieście”, także w kręgach czytających „Myśl Polską”, i tych uznających się nawet za „narodowe”, pojawiają się pomruki przeciwko linii tygodnika w sprawie Rosji – prawie krzyknęłam z oburzenia. – Jak to, to chcieliby, żebyśmy stali się jakimś szmatławym dodatkiem do „Gazety Polskiej” i całego tabunu „prawicowych” pism, które w każdym numerze zieją niewieścią do Rosji? Żeby po prawej stronie nie było już żadnego pisma, które ma w tej kwestii inne zdanie?

Czy nie wystarcza im czytanie co tydzień „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie”, „Rzeczpospolitej”, „Naszego Dziennika”, „Naszej Polski”, „W sieci”, „Do Reczy”, „Najwyższego Czasu” i „Uważam Rze”? Dziesięć tytułów, w tym trzy dzienniki! Duże nakłady, a im mało?! Do jasnej cholery – jak wam się nie podoba, to czytajcie tamte. Po co wam jeszcze jeden tytuł, w którym w każdym numerze będziecie czytać, że w Rosji od czasów Stalina nic się nie zmieniło, że państwo to tylko czyha żeby nas napaść, że odwieczny wróg, że Katyń, Sybir, Smoleńsk, Gazprom, FSB, Litwinienko, Czeczenia… Naprawdę tego chcecie? Mamy ogłosić wszem i wobec, że Roman Dmowski był rusofobem i nie miał nic istotnego do powiedzenia w sprawie polityki polskiej wobec Rosji?

Co to za patriotyzm, który z nienawiści do jednego z krajów, i de facto także narodu, uczynił rację bytu? Charles de Gaulle powiedział kiedyś coś, co współbrzmi z Dmowski („bardziej nienawidzili Rosję niż kochali Polskę”): „Patriotyzm jest wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest miłość do własnego narodu; szowinizm wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest nienawiść do innych narodów niż własny”. A u nas ta nienawiść to paradygmat ideologiczny najwyższej miary. Można zrozumieć takie postawy w XIX wieku czy w większej części XX, ale dzisiaj, kiedy Polska jest w NATO i UE? Kiedy tej Rosji w Polsce prawie nie ma – lansuje się teorie o całkowitym podporządkowaniu Moskwie, o zaprzedanej Rosji elicie politycznej, mediach itp. Bzdury całkowicie oderwane od rzeczywistości stały się codzienną pożywką dla „prawicowych” mas. Po tych niby katolickich i prawicowych dziennikarzach jak woda po kaczce spłynęło historyczne pojednanie między Kościołem katolickim a Cerkwią prawosławną, co zinterpretowano finezyjnie jako kolejną „prowokację KGB”.

Jeśli ktoś twierdzi, że nasze pismo pisze za dużo o Rosji (w domyśle za dużo neutralnie lub obiektywnie), to niech sobie poczyta tylko przez jeden tydzień wymienione pisma. Wiem, że to droga sprawa – ale dla analizy zmusiłabym tych „narodowych” krakaczy do wysiłki i wydatku – niech czytają. Ja staram się robić to regularnie, choć jest to zajęcie nużące i frustrujące. Ile można bowiem wchłaniać w siebie cotygodniową dawkę tej trucizny? Nieraz jest to śmieszne, nieraz obezwładniające. Wzburzona tym, co usłyszałam od redaktora  naczelnego, zajrzałam do salonu prasowego. Od razu natrafiam na winietę „Gazety Polskiej” z olbrzymim tytułem zaczynającym się „Tu-154…”. Nie, tego już dosyć. Biorę inne pisma do analizy: „W sieci”, „Do Rzeczy”, „Uważam Rze” i „Rzeczpospolitą”. Na okładce pierwszego facet w uszance z giwerą i czerwoną gwiazdą na czapce i tytuł: „Szpieg w Warszawie”. Oczywiście rosyjski. Sprawa sprzed ponad 10 lat – jakiś nieistotny epizod urasta do rangi „wielkiego zagrożenia”. 300 rosyjskich agentów ponoć u nas działa, jeśli tak, to wyniki ich pracy są marne. W tekście oczywiście informacja o próbie zwerbowania „wszechpolska”. Wiadomo – endecja.

Biorę „Uważam Rze”, które składa na jednej z pierwszych stron hołd „Gazecie Polskiej” w okazji 20-lecia istnienia. To jest punkt odniesienia – mimo że redaktorzy „GP” uznają obecne „Uważam Rze” niemal za „sowiecką agenturę”. Co za masochizm! A przecież tak się starają.  Np. niezawodny Leszek Pietrzak, taki odpowiednik Piotra Zychowicza piszącego teraz w „Do Rzeczy”. Pietrzak jest monotematyczny – pisze wyłącznie o ZSRR (Rosji) w tonie sensacyjno-histerycznym. Tym razem podejmuje temat podrzucony przez „Gazetę Polską” o rosyjskich serwerach liczących nasze głosy w wyborach. A jak Rosjanie liczą głosy? Wiadomo, wszak już Stalin mówił, że nie jest ważne, kto jak głosuje, tylko kto liczy. Podtekst – Rosjanie zmanipulowali wyniki na korzyść PO, która jak wiadomo jest ich agenturą. Ale to nie koniec – ten sam Pietrzak na następnej stronie gromi rosyjską historiografię w tekście „Terroryści z Armii Krajowej”. Oczywiście wiadomo, że oceny jakie pojawiają się w Rosji na ten temat są dalekie od tego, co pisze się u nas. To normalne – tak jest w każdym kraju. Są artykuły i wypowiedzi  głupie i oburzające i są obiektywne. Tak jak u nas. Ale pan Pietrzak nie zauważa, że sam uprawia czarną propagandę, a chciałby żeby po tamtej stronie pisano to, czego on sobie życzy? I w dodatku formułuje tezę, że w Rosji jest realizowana teoria, że „historia to polityka robiona wstecz”. Owszem, a u nas taka zasada nie obowiązuje? A co to jest „polityka historyczna”? Obiektywne badanie dziejów? Przypomnę tylko wypowiedź jednego z polskich polityków, który powiedział, że „polityka historyczna” to zbyt poważna sprawa, żeby oddać ją w ręce zawodowych historyków. No i mamy to co mamy – zderzenie „polityk historycznych” a nie dialog naukowców.

Otwieram „Do Rzeczy”. No jasne, Zychowicz na froncie. Podaje informację, że gdzieś na Uralu władze lokalne uczciły 75. rocznicę powstania łagru na tym terenie. Komentarz Zychowicza jest taki – oto postsowiecka rzeczywistość, pamiętajmy o tym z kim mamy do czynienia. Szukam informacji na ten temat, bo nie mam zaufania. Owszem, jest informacja na ten temat – pochodzi ze strony „Rossijskoj Gaziety”, oficjalnego medium rządu rosyjskiego. Tytuł publikacji jest znamienny: „Zapomnieli o represjach”. Ton artykułu jest krytyczny wobec inicjatywy władz lokalnych. Co prawda – jak pisze gazeta – obchody nie były związane z „uczczeniem” terroru stalinowskiego, tylko z działalnością tego kompleksu „wychowawczo-roboczego” podczas wojny, pracy na rzecz frontu i innych form aktywności po wojnie, to nie usprawiedliwia to pominięcia ponurej prawdy historycznej. Gazeta cytuje historyków, którzy uważają, że obchody tej „rocznicy” to tak naprawdę apologia „wielkiego terroru”. „To nie jest jubileusz, który powinien być obchodzony” – mówi Wiktor Szmyrow, dyrektor Centrum Pamięci Politycznych Represji „Perm-36” (na terenie dawnego łagru). Inny historyk obala mit, że praca niewolnicza (nawet jeńców wojennych) była korzystna. Podaje przykład – w tym obozie w marcu 1942 pracowało 3.294 Niemców. Po dwóch miesiącach zostało ich 435. Tak było też z innymi więźniami.

Ale Zychowicz o tym nie informuje, on daje do zrozumienia, że to nie jest incydent, lecz świadoma polityka państwa rosyjskiego. A przecież jest to kłamstwo. Zarówno organy tego państwa, jak i Cerkiew prawosławna jednoznacznie potępiły zbrodnie systemu stalinowskiego. Prawie w każdym filmie produkowanym w Rosji ten terror się pokazuje i to znacznie bardziej drastyczniej niż u nas, ukazują się poważne opracowania na ten temat. I bynajmniej nie zajmuje się tym tylko „Memoriał”. Ale po co o tym w Polsce mówić – to psułoby obraz sączony polskiemu czytelnikowi i psułoby dobre samopoczucie panów redaktorów.

I wreszcie pan Andrzej Talaga z „Rzeczypospolitej”, ponoć umiarkowany komentator i publicysta. Owszem nie jest to wersja hard, ale jednak też mieści się w tym samum nurcie. Tytuł jego ostatniego felietonu w dodatku „Plus Minus” brzmi: „Pęka finansowy fundament Rosji”. Brzmi to triumfalnie. Chodzi o Gazprom i ceny gazu. Autor wieszczy prawie że upadek Rosji (który to już raz?), bo nie wykorzystała ona okresu prosperity i teraz będzie mieć problem. „Znowu punkt dla Polski. I kto tu mówi, że szczęście przestało nam sprzyjać”? – odkrywczo i triumfalnie kończy Talaga. Zgodnie ze starą zasadą rodem z XIX wieku „Im gorzej dla Rosji, tym lepiej dla Polski”. Cały świat szuka pól współpracy z Rosją, Amerykanie wspólnie mają eksploatować z Rosjanami łupki, budować tunel przez Cieśninę Beringa, Węgry przyłączają się do South Stream, Czesi podpisują miliardowe kontrakty, nie mówiąc o Niemcach, Anglikach czy Włochach, a pan Talaga pisze o „punkcie dla Polski”. Jakim punkcie? W jakim meczu i o co? I w tym miejscu staje mi przed oczami cytat z czytanej właśnie książki Jędrzeja Giertycha „Kulisy powstania styczniowego”. Pisanej prawie 50 lat temu, i nic się nie zmieniło. Oto cytat:

„Ciekawe jest, jak zwalczane są w naszym narodzie prądy myślowe i polityczne, przeciwstawiające się stupięcdziesięcioletniej tradycji polityki powstańczej i antyrosyjskiej Obowiązuje w naszym narodzie swoista ortodoksja: wolno jest myśleć i działać tylko tak; nie wolno jest myśleć i działać inaczej. Coś jak w partii komunistycznej.

Zadaniem Polaków jest zwalczać Rosję. Sprawa polska jest funkcją sprawy rosyjskiej. Polityka polska tylko o tyle ma sens i rację, o ile szkodzi Rosji, o ile podważa jej potęgę i kładzie tamę jej ekspansji. Gdyby Rosji nie było, Polska właściwie nie miałaby racji istnienia. Stosunkiem do Rosji mierzy się patriotyzm Polaka, jego lojalność narodową, jego wartość moralną i osobistą. Jeśli Polak kwestionuje pogląd, że Polska ma być tylko swoistym cieniem Rosji, jej przeciwstawieniem i jej negacją i jeśli występuje on z tezą, że groźniejszym od Rosji wrogiem Polski jest naród niemiecki — budzi to zgrozę, bo ma cechę herezji”.

Dobrze, nie wszyscy uwierzą Giertychowi, wszak to endek. Ale panowie rusofobi, dlaczego nie bierzecie przykładu z waszych idolów – z premiera Viktora Orbana i prezydenta Vaclava Klausa. Obaj nie wieszają u szyi swoich narodów kamienia młyńskiego historii, nie mają kompleksu rosyjskiego, nie kierują się fobiami i uprzedzeniami, tylko interesami. Ich postawy i działania w tej sferze są konsekwentnie przemilczane przez rycerzy prawdy.   Piotr Semka z tygodnika „Do Rzeczy” przeprowadził wywiad z Klausem. Wszystko mu się podobało, prócz jednego – stosunku Klausa do Rosji. Musiał więc zadać pytanie: „Niektórzy Polacy nie rozumieją pańskiej otwartości w stosunku do Rosji? Nie dostrzega pan odwrotu od demokracji w Federacji Rosyjskiej?”. Odpowiedź Klausa powinna być powtarzana sto razy dziennie na kolegiach redakcyjnych i konwentyklach tzw. prawicy. Współbrzmi ona z tym, co pisał Giertych:

„Pańskie pytanie zmusza mnie do lekkiego uśmiechu. Rosja chyba zawsze w swej tysiącletniej historii była „odchylona” od demokracji i dopiero teraz ciężko, niemrawo, niespójnie, nie w sposób ciągły, się do niej zbliża. To, że demokracja w Rosji jest dziś na innym poziomie niż w Republice Czeskiej i czy w Polsce, nie podlega dyskusji i z pewnością by się nam nie podobało, gdybyśmy mieli taką demokrację w naszych krajach. Jednak stwierdzenie, że w Rosji kiedyś – latach 90. – panowała demokracja, i a teraz kraj ten się od niej odchyla, uważam za całkowite niezrozumienie dzisiejszej rosyjskiej rzeczywistości.
Dzieje Polski w kontekście Rosji były o wiele bardziej tragiczne niż czeskie. Mamy tego świadomość. Na szczęście nie graniczymy też bezpośrednio z Rosją czy krajami powstałymi po rozpadzie byłego Związku Radzieckiego i dlatego pewne kwestie postrzegamy inaczej. Przede wszystkim sądzę zaś, że „otwarte” podejście do czegokolwiek, do takiego czy innego kraju, jest lepsze niż podejście „nieotwarte”, apriorystyczne, fundamentalistyczne, obarczone uprzedzeniami. Dla mnie Rosja to wielki, ważny kraj, z którym trzeba się liczyć. Lubię jego przedradziecką kulturę, w szczególności literaturę. Zawsze z uwagą śledziłem także książki krytyków reżimu sowieckiego. Jestem świadom ogromu cierpienia, które Rosjanie przeżyli w ubiegłym wieku. Nic więcej, nic mniej. Dziś w przypadku Republiki czeskiej dostrzegam inne zagrożenia niż Rosja. Rosja obecnie nie wpływa na moje życie. O wiele bardziej wpływa na nie Unia Europejska”.

Na tym koniec, przynajmniej na dziś. Przypominam czytelnikom – to tylko drobny plon z jednego tygodnia. I pomyśleć, że są tacy, którzy chcieliby czytać takie rzeczy i na łamach „Myśli Polskiej”. Dlaczego? Bo denerwuje ich, że ktoś z tej samej strony barykady pisze inaczej, burzy ich błogi stan i poczucie absolutnej prawdy. I będziemy burzyć, bo nie mamy zamiaru stać się  kolejnym dodatkiem do „Gazety Polskiej”, wypełniającym wytyczne Michnika IV RP – Tomasza Sakiewicza, jak to robią inne tytuły sprawiające wrażenie jakby zasilali je dziennikarze wypuszczeni z tej samej ideologicznej szkoły, myślący tak samo i piszący tak samo. To się nazywa „urawniłowka”, moi panowie, w służbie jedynie słusznej linii partii.

Magda Braun

myslpolska.pl

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Braun: Rusofobia jako ostatnie stadium „polskiej prawicy””

  1. Rusofobia jest zła, ale rusofilia też jest zła. Autorka tego tekstu krytykuje L. Pietrzaka za artykuł o AK w oczach rosyjskich i pisze taką oto brednię: „Oczywiście wiadomo, że oceny jakie pojawiają się w Rosji na ten temat są dalekie od tego, co pisze się u nas. To normalne – tak jest w każdym kraju.”- Pani Braun… pisanie kłamstw nie jest normalne, no chyba że kłamstwa są pisane w pseudo-enedeckiekj myśli „polskiej” (=ruskiej) i dlatego to legitymizujecie. W Rosji i Izraelu się pisze multum bzdur na temat AK, nawet na Ukrainie i Litwie tak nie zakłamują historii o AK… Redakcja myśli „Polskiej” zaślepiona proabrocjonistą Putinem nie jest w stanie fundamentalnych faktów zaakceptować…

  2. „Biorę „Uważam Rze”, które składa na jednej z pierwszych stron hołd „Gazecie Polskiej” w okazji 20-lecia istnienia.”- tu oczywiście Pani Bruan łzę ile może. W „URz” nie oddano żadnego hołdu „GazPolowi” jedynie na pół strony zamieszczono wzmiankę o 20-stej rocznicy reaktywacji „GazPola”. Widać inwentarz redakcyjny u Pana Engelgrada ma tyle wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem co wypatroszony kurczak z lotem przez Atlantyk…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *