Bunikowski: O posiadaniu prawdy absolutnej w obecnym kontekście politycznym w Polsce

Obecna sytuacja polityczna w Polsce skłania do bardziej ogólnych refleksji filozoficznych. Czy ten, który posiadł prawdę o tym, jak żyć i jak przebiegała polska transformacja, ma prawo wymusić tę prawdę siłą na innych, oto pytanie. Na początku krótko należy opisać zmiany w Polsce w ostatnich miesiącach, tj. od momentu pierwszego posiedzenia nowo wybranego Sejmu. W tym czasie mieliśmy unieważnienie wyborów 5 sędziów Trybunału Konstytucyjnego z października 2015 r., wybór 5 sędziów w listopadzie i spór z samym Trybunałem, który wciąż trwa latem 2016 r. Trzech z sędziów wybranych przez nową władzę jest nadliczbowych, jako że zostali wybrani na stanowiska już obsadzone. Trybunał nie pozostawił suchej nitki na trzech nowelizacjach dotyczących organizacji jego pracy. Był pewien, że nowele zmierzają do paraliżu i ubezwłasnowolnienia tej instytucji.

Rząd odmawia publikacji wyroków, jako że Trybunał odmawia działania na podstawie znowelizowanych przepisów, które uznał na niekonstytucyjne. Wiceminister sprawiedliwości nazwał jedno z posiedzeń tego sądu prawa, tj. sądu konstytucyjnego, mianem spotkania przy ciastkach i kawie. A wszak już wcześniej sam minister sprawiedliwości „dezawuował” Trybunał: publicznie krytykował niską wydajność pracy sędziów Trybunału, ujawniał ich wynagrodzenia i wskazywał na ich dodatkowe etaty na uniwersytetach. W piśmie do Komisji Europejskiej, która zajęła się problemem praworządności w Polsce w styczniu 2016 r., zajął minister bardzo asertywne i mające mało wspólnego z dyplomacją stanowisko. Język dialogu prowadzonego z Brukselą nie był najlepszy od początku. Użyto wiele argumentów ad personam wobec wiceprzewodniczącego Komisji i przewodniczącego europejskiego parlamentu. Przejdźmy jednak do prawd o państwie polskim i odpowiednich zarzutów.

Zarzut 1 i kontrzarzut. I tu pada zarzut jako wyraz prawdy o Trybunale. Prezes sądu konstytucyjnego został nazwany winnym kryzysu konstytucyjnego przez lidera obozu rządzącego zwanego dobrą zmianą. Ów lider uważa sędziego za polityka strzegącego uprawnień dawnego układu i starej władzy. W jednej z wypowiedzi podważał jego prawnicze wykształcenie, mimo że prezes sądu jest profesorem nauk prawnych od 25 lat. Atmosfera obecnie, w lipcu 2016 r., wokół tej instytucji rządów prawa jest po prostu fatalna i nie widać jej rozwiązania. Mamy dwa porządki prawne: pro-TK, anty-TK. W tym oto też czasie nowe władze przejęły zupełną kontrolę nad mediami publicznymi, usuwając przy okazji kilkadziesiąt dziennikarzy nieprzychylnych władzy i czyniąc kontrowersyjnego polityka własnego obozu prezesem telewizji. W tym czasie także zmieniono przepisy dotyczące służby cywilnej, umożliwiając kariery w administracji publicznej osobom, które wcześniej nie spełniałyby kryteriów merytorycznych czy formalnych. Zmiany personalne w służbach specjalnych nastąpiły bardzo szybko. Połączono także funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego, co faktycznie oznaczać może wydawanie poleceń prokuratorom przez polityka-członka rządu. Wydano ponadto nowe przepisy antyterrorystyczne i o inwigilacji.

W bardzo krótkim czasie dokonano zmian we władzach spółek z udziałem Skarbu Państwa. Kryteria merytoryczne uległy kryterium przynależności do partii rządzącej albo lojalności wobec tej partii, jak zostało to ujawnione na nagraniu ze spotkania ministra skarbu z lokalnymi włodarzami partii rządzącej. Reasumując, personalne zmiany i przejęcie mediów publicznych, służb specjalnych, spółek publicznych, prokuratury i administracji publicznej stały się faktem. Pewnie inne partie czyniły podobnie, ale nie sposób nie zgodzić się z pewną socjolożką, zresztą wcześniej będącą wśród zwolenników obozu nowej władzy, że nowa władza robi więcej i jawnie, podczas gdy stara władza robiła mniej i po cichu. Nazwała ona to infantylnym autorytaryzmem, powiedzmy  czymś, co nazwać można straszeniem i upajaniem się władzą, służalczością poddanych na dworze, systemem dość niskim, bez siły, bez mocy. Zarzuciła brak budowy stabilnych instytucji.

Zarzut 2. Po wspomnieniu tych faktów należy przejść do politycznej doktryny stojącej za tymi zmianami. Lider nowej władzy uważa od lat, że Polska jest krajem służalczym wobec zachodniego sąsiada, a wewnątrz rządzonym przez tzw. układ. Jest to układ polityków, biznesmenów, ludzi dawnych służb specjalnych. Dawna nomenklatura, wedle tej narracji, objęła lub ma wpływy w wielu sferach życia państwa. Od sądownictwa po administrację rządową lub samorządową. Ludziom tym nie zależy na wolnej i suwerennej Polsce, ale na własnym interesie osobistym, twierdzi wódz obozu dobrej zmiany. Esencją tego podejścia ma być podatny na załatwianie własnych interesów osobistych były polski premier, a dziś przewodniczący de facto polityczno-gospodarczej federacji europejskiej, do której należy Polska. Lider dobrej zmiany chce zmian w wielu aspektach życia publicznego. Potrzebna jest sanacja (rewolucja moralna) polityki i sfery publicznej. Potrzebne jest moralne uzdrowienie elit. Państwo jako przesiąknięte sferą powiązań osobistych, służących realizacji własnych biznesów i interesów. To jest zło polskiej polityki, która wymaga naprawy. Naprawę Rzeczypospolitej niesie dobra zmiana. Ta sanacyjna doktryna, czerpiąca swe ideologiczne wzorce z obozu zwanego sanacją w l. 20. i 30. XX w. albo po prostu biorąca z niej i Marszałka Piłsudskiego swą zwykłą inspirację, przyjmuje za pewnik następujące twierdzenie. Otóż, liberalne demokracje w postkomunistycznych krajach chronią przede wszystkim tylko nomenklaturę postkomunistyczną oraz ludzi wielkiego biznesu. W tym ujęciu liberalna demokracja oparta na wolnościach politycznych i gospodarczych, pluralizmie politycznym i moralnym, jak również tradycyjnych instytucjach rządów prawa jak podział władzy, sądy konstytucyjne czy niezawisłe sądownictwo, bardziej służy silniejszym ekonomicznie, a nie broni tych najsłabszych, pokrzywdzonych w procesie trudnej transformacji politycznej i ekonomicznej po 1989 r. Nie chroni zwykłych ludzi.

Zarzut 3. Kolejny zarzut – po zarzucie rządów oligarchii i układu polityczno-gospodarczego oraz elit po 1989 r. – obozu dobrej zmiany dotyczy słusznej obserwacji, że oto po 1989 r., także w okresie rządów starej władzy w latach 2007-2015, zabrakło po prostu społecznej spójności, kohezji. Biedni stawali się coraz bardziej biedni lub pozbawieni szans na osobisty rozwój, podczas gdy bogatsi lub ci z większych miast – coraz bardziej bogaci lub z szansami na awans społeczny. W tle tego jest niespotykana, ogromna emigracja około dwóch milionów ludzi, głównie do Wielkiej Brytanii i Niemiec, tuż po akcesji do Unii Europejskiej w 2004 r. Ludzie wzięli sprawy w swoje ręce, szukając szans tam, gdzie reguły awansu i dorabiania się są bardziej przejrzyste albo korzystne. Jak mówi moja angielska znajoma malarka zastanawiająca się, dlaczego tylu Polaków przybyło do Anglii: przybyli tu, bo myślą, że państwo jest sprawne („UK is a smart country”). Polska nie jest do końca sprawnym państwem. To prawda, aż zanadto prawda. Taki jest obiektywny stan rzeczy, choć sprawność ulega zmianie i badamy ją na konkretnych przykładach, generalizując na koniec.

Zarzut 4. Inny zarzut dotyczy roli polskich elit. Jaką rolę powinni odgrywać intelektualiści czy urzędnicy? Czy aby na pewno służą Polsce i Polakom? Czy też służą bardziej swoim interesom i karierom? Zdaniem obozu dobrej zmiany, elity muszą być zbudowane od nowa, muszą być to elity pamiętające o konieczności utrzymania suwerennego państwa i dużego, dumnego, silnego narodu  w sercu Europy. Etos członka elity musi być podporządkowany etosowi państwa. Państwo jest formą, ale jej treścią jest naród. Forma musi być silna, wychowawcza, patriotyczna, aby naród był silny. Jest tu coś z Dmowskiego. Wspólnota narodowa jako więź łącząca poprzez tradycję, kulturę (także religię) i historię ma być uprzywilejowana wobec indywidualizmu lub indywidualnych preferencji czy interesów.

W końcu postawić należy pytanie, skąd obóz dobrej zmiany ze swoim liderem znają fakty, których zarzuty powyższe dotyczą. Można powiedzieć epistemologicznie, że „z życia”. Bo prawda jest „dzianiem się”, jest gdzieś w Platońskim „światło-cieniu”, jak mówił niedawno zmarły polski filozof Cezary Wodziński. Koń, jaki jest, każdy widzi, jak mówiła stara polska encyklopedia sprzed paru wieków.

Czy jest to prawda absolutna? Jak lider obozu dobrej zmiany posiadł tę prawdę o prezesie sądu konstytucyjnego i esencji konstytucyjnego orzecznictwa, o wpływach dawnej nomenklatury, o złej roli polskich elit czy braku społecznej sprawiedliwości i spójności? Z obserwacji. Czy jest to dobra interpretacja rzeczywistości? Po części pewnie tak, po części nie, jako że upraszcza ontologicznie realia, jakie mieliśmy w ciągu ostatnich 27 lat, od pierwszych wolnych wyborów. Czy ów lider jest przekonany o słuszności tych prawd, jest to pytanie retoryczne. Jest przekonany, dlatego musi działać, aby Polska „wstała z kolan”, i wewnątrz,  i na zewnątrz. Socjalne wsparcie ma pomóc potrzebującym, rodzinom, wewnątrz kraju. Twarda dyplomacja wobec europejskiej wspólnoty czy wschodniego albo zachodniego sąsiada ma przypomnieć o suwerenności państwa na zewnątrz. I tak dalej.

Prawda absolutna nie zna wyjątków. Jest czarno-biała. Jest ślepa jak Temida wymierzająca sprawiedliwość. Jest jak Platoński mędrzec, który poznał prawdę, kiedy wyszedł z jaskini, w której wszyscy jesteśmy. On zna prawdę. Znamy to z „Dialogów” Platona. Znamy też praktyczne wskazówki dotyczące utrzymania władzy, pochodzące od Machiavellego. „Bądź lwem i lisem”. Działaj odważnie, ale i podstępnie, aby utrzymać władzę. Niech szanują cię, niech się boją, niech mają szacunek, ale niech cię nie nienawidzą, oto wskazówek splot dla „Księcia”. Tu Książę nie jest już idealistą, jest realistą, pragmatykiem. Przy czym, Platoński mędrzec jako władca odchodzi, gdy pycha i żądza władzy zaczyna górować nad prawdą o tym, jaki jest naprawdę, prawdą o nim samym. Platoński mędrzec wyrzeka się wiele z tego świata, nie ma w nim pychy, jest tylko światło, które wiedzie go do realizacji wartości, tj. Prawdy, Dobra i Piękna. Kryteria moralne i estetyczne dominują w jego życiu. Pewność posiadania prawdy absolutnej jest jego cechą. Gdy zna tę prawdę, musi jednak się zastanowić, na ile musi czy powinien wymusić ją prawem i siłą. Na ile realizuje to interes całej wspólnoty. Jak uczy Arystoteles w swej „Polityce”, nie jest szczęśliwa wspólnota, gdzie tylko jej część jest szczęśliwa. Należy zawsze patrzeć na całość wspólnoty. Prawda jest tym, co ukryte (Heidegger).

Właśnie, także i teraz należy zawsze patrzeć na całość. I to jest zdanie, które – nie odbierając komukolwiek zupełnie dobrej woli reform wielu instytucji życia społecznego – należy dedykować nowej władzy, obozowi dobrej zmiany. Pod dobrem, pod nazwą dobra, może się kryć wiele zła, wiele złych czynów, gdyż w imię dobra można uczynić wiele zła. W imię prawdy, prawdy absolutnej, można podążać za grzechem gniewu i pychy, szukając sprawiedliwości, jakiej nie znajdziesz na tym świecie. Jak uczył Schiller, sprawiedliwość jest tylko na scenie, a pozory rządzą światem. Oby pozory nie stanowiły o prawie (lex) i sprawiedliwości (ius). Oby pycha i zemsta nie były nazywane dobrem. A Prawda wyzwoli. Prawda jest nieśmiertelna, a kłamstwo umiera szybką śmiercią, mówił ks. Popiełuszko. Dotyczy to także Polski.

Dawid Bunikowski

Autor jest doktorem nauk prawnych (UMK), filozofem prawa, wykładowcą na Uniwersytecie Finlandii Wschodniej i Distinguished Academic Associate w Cardiff University Centre for Law and Religion. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *