Co ty konserwatysto wiesz o realizmie…

Ostatnia dyskusja wokół tzw. żołnierzy wyklętych, realizmu i konserwatyzmu, która toczyła się m.in. na łamach tego portalu, jest papierkiem lakmusowym do sprawdzenia „przygotowania bojowego” polskiej prawicy do prowadzenia walki informacyjnej. Jak można się domyśleć z tytułu tego komentarza, stan „uzbrojenia” jest równy 0. Ale nie to jest największym problemem. Największym problemem jest to, że dla polskiej prawicy to nie jest żaden problem…

Każdy, kto się chwilę spokojnie zastanowił nad rolą kultu tzw. żołnierzy wyklętych w walce informacyjnej toczonej – już nie na terenie Polski, to już przeszłość – w umysłach Polaków, od razu rozpoznaje strategię wroga i absolutny brak zrozumienia tej strategii przez większość Polaków, w tym prawicę. Strategia jest banalnie prosta: należy przeciwnika zaprogramować tak, żeby nie stanowił żadnego realnego zagrożenia dla własnej pozycji. Dobry przeciwnik, to słaby przeciwnik, a słaby przeciwnik to taki, który nie potrafi myśleć strategicznie, który nie potrafi prowadzić „rozpoznania” swojego przeciwnika, który po prostu nie zna podstawowych zasad sztuki wojennej. A jak można wroga zaprogramować w ten właśnie sposób? Metod jest wiele, jedną z nich jest stawianie za wzór osób, które same podstawowych zasad sztuki wojennej nie stosowały. A kto może pełnić rolę takiego właśnie „wzoru wychowawczego” dla Polaków? Oczywiście tzw. żołnierze wyklęci.

W powieści Zofii Kossak pt. „Legnickie pole” znajduje się scena, w której chiński mandaryn kreśli plan odciągnięcia Mongołów od Chin i skierowania ich na Zachód. Mandaryn tak oto rzecze: „Gdy spragniony świeżego ścierwa lew (…) chce pożreć owcę, należy mu ukazać gazelę. Pogoni za nią i zapomni o owcy, woląc trudne i dalekie łowy”. Natomiast inny Chińczyk, sławny Sun Tzu w „Sztuce wojny” słusznie stwierdza, że wojna to sztuka wprowadzania w błąd. W przypadku narodu polskiego oczywistym jest, że jego wrogowie będą wprowadzać naród w błąd, między innymi poprzez odciąganie jego uwagi od tego wszystkiego, czego poznanie mogłoby im zaszkodzić. Kult tzw. żołnierzy wyklętych świetnie się do tego nadaje! A czego Polacy mają nie zrozumieć? Że najskuteczniejszą metodą walki jest ta stosowana między innymi przez masonerię, czyli przenikanie do istniejących struktur i przejmowanie nad nimi kontroli. W Polsce były siły, które podjęły próbę przejmowania kontroli nad aparatem państwa komunistycznego dla realizowania interesu narodowego i one mają właśnie zostać Polakom obrzydzone jako te, które rzekomo dopuściły się zdrady narodu i moralnych ideałów. Genialne? Absolutnie genialne. Bohaterem mają być ci, którzy dali się zabić, w końcu wrogowie Polski zawsze stali na stanowisku, że „dobry Polak, to martwy Polak”. Natomiast ci, którym np. w 1968 r. udało się częściowo oczyścić aparat państwowy z elementu najbardziej prokomunistycznego, m.in. z działaczy wywodzących się z KPP i wywalczyli dla Polski pewną swobodę działania, mają zostać moralnie potępieni.

Zważywszy na to, że historia Polski od 1968 r. do początku lat 90-tych w gruncie rzeczy była walką między tymi, którzy w 1968 r. stracili władzę (i ich dziećmi), a siłami narodowymi i aparatczykami partyjnymi (z których większość była tylko tłem tej walki), należy stwierdzić, że wygrali ci pierwsi. I to oni mają największy interes w tym, żeby Polacy nie zrozumieli, co się właściwie za PRL działo i że – przede wszystkim – mogli przegrać. A wygrali dzięki naiwności „Solidarności” i wsparciu Zachodu, który w zamian za udzielenie im tegoż wsparcia zrobił z nas kolonię, a przegranych 1968 r. – na spółkę z co sprytniejszymi peerelowskimi aparatczykami – uczynił administratorami tejże kolonii. Siły narodowe były i są wrogiem śmiertelnym tego układu i dlatego muszą zostać zniszczone.

I kiedy widzę te wszystkie hasła bojowe polskiej prawicy zagrzewające do walki z „komuną”, masonerią, liberałami i innej maści wrogami Polski, to człowieka ogarnia tylko uczucie politowania. To właśnie ci wrogowie decyduję o tym, jak wygląda świat widziany oczyma przeciętnego polskiego prawicowca. To oni dbają o to, żeby polska prawica żyła szumnymi hasłami i była absolutnie niezdolna do podjęcia jakiejkolwiek poważnej i realnej walki politycznej. To oni decydują o tym, kogo polska prawica uważa za bohatera, a kogo za zdrajcę. I wreszcie to oni skutecznie blokują jakiekolwiek przełamanie dyskursu prawicowego, zgodnie z którym liczą się tylko ideały, a reszta jest zbędna, bo oznacza „pobrudzenie się” zepsutą rzeczywistością.

Jednym słowem, prawicowiec ma kierować się tylko i wyłącznie motywacjami etycznymi i ma wierzyć, że wiara w ideały wystarczy do tego, by wygrać walkę. A jak nie wystarczy, to przecież lepiej dać się zabić, niż stracić „nieskazitelność moralną”. I to jest dokładnie ten sam schemat motywacji, który propaguje kult tzw. żołnierzy wyklętych. Jest to schemat działania zakładający absolutny brak strategii, myślenia w kategoriach poznawania realnej rzeczywistości i podejmowania decyzji w oparciu o informacje na temat tejże rzeczywistości.

Patrząc na polską prawicę mam przed oczami głównego bohatera filmu pt. „King of Comedy”, który wierzy w to, że jest genialnym komikiem i widzi siebie jako absolutną gwiazdę sceny kabaretowej. Traci przy tym kontakt z rzeczywistością i myli twory własnej imaginacji z realnością. Podobnie polska prawica widzi siebie wśród oddziałów rycerstwa, z powiewającymi chorągwiami, ruszających na wroga i rozwalających go w drobny mak. A prawda jest brutalna – polska prawica jest jak chłopcy bawiący się żołnierzykami w piaskownicy, którzy dla realnego wroga stanowią właśnie takie zagrożenie, jak chłopcy bawiący się żołnierzykami w piaskownicy dla prawdziwego, uzbrojonego żołnierza.

Wzniosłe hasła wypisane na dumnie powiewających sztandarach nie przestraszą wroga. Wiara w to, że wystarczy mieć silne motywacje etyczne, żeby pokonać przeciwnika, jest największym dobrodziejstwem dla wrogów polskiej prawicy. Mogą oni spać spokojnie, polska prawica im nie zagrozi. Tak jak tzw. żołnierzy wyklętych, będą w stanie „wybić” wszystkich, co do ostatniego.

Masoneria, „komuchy” itp. rządzą Polską i będą długo nią rządzić, bo nie lekceważą reguł sztuki wojennej. I odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą także wszyscy ci, którzy żadnej realnej walki nie chcą podjąć, bo są zbyt leniwi, pyszni, niecierpliwi, zakochani w poczuciu własnej wyższości moralnej, by zejść na ziemię.

Na zakończenie błagam wszystkich moich potencjalnych adwersarzy o to, żeby nie odpisywali na ten tekst, szafując na lewo i prawo wielkimi hasłami, załamując ręce, wydając jęki bólu i moralizując. Znam to wszystko jak zdartą płytę. Nie działa to na mnie. Natomiast jeśli ktoś chce pokusić się o opisanie sił przeciwnika, metod którymi się posługuje i zasobami, które stoją do jego dyspozycji, gorąco do tego zachęcam. Prowadzenie walki rozpoczyna się od rozpoznania sił wroga. Ale cóż, jeśli polska prawica za swoich bohaterów wojskowości obrała sobie tzw. żołnierzy wyklętych, to oczywiście elementarz wojskowości jej nie obowiązuje.

Magdalena Ziętek-Wielomska

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Co ty konserwatysto wiesz o realizmie…”

  1. Oczywiście, jak już pisałem w dyskusji, chodzi o tresowanie Polaków jak być dumnym przegranym. W czasie II wojny światowej Polacy byli skrajnie przewidywalni, dlatego dawali się wykorzystywać na lewo i prawo. Raz tylko alianci mieli wątpliwości, czy po Teheranie PSZ na Zachodzie nie odmówią walki. No ale nie odmówiły. Choć Anders podobno się wahał ale jednak postanowił urządzić pokazową bitwę (choć nie musiał). „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” Mt 10,16. Tymczasem synowie tego świata są przebieglejsi jak synowie światłości. Co do roku 1968 pełna zgoda. Nareszcie ktoś to napisał!

  2. Dobry tekst. Posunąłbym się dalej w kierunkach rozpracowania pola walki. Na początek nie nazywałbym innych graczy wrogami, bo to stereotyp negatywny. Przy analizowaniu naszych konkurentów trzebaby brać pod uwagę możliwość napuszczania jednych na drugich, aby rozgrywać własną partię siłami innych.

  3. Proponuję zacząć od analizy grup interesów, :-), : 1/ Jakie grupy, na terenie RP, posiadają, są świadome posiadania, artykułują i walczą o interesy grupowe? 2/ Czy istnieje na terenie RP da się zdefiniować „dobro wspólne”, akceptowalne dla wszytkich grup z pkt. 1/ ? 3/ Jeśli tak, to co tym „dobrem wspólnym” jest? 3.1/ Czy istnieją interesy grupowe nie tożsame z dobrem wsplnym, ale z nim zgodne/sprzeczne? 4/ Jeśli nie, to czy istnieją obszary interesów ponadgrupowych, wspólnych dla wielu grup? 4.1/ Jakie to interesy ponadgrupowe? 4.2/ Jakich grup dotyczą? 5/ Czy interesy grupowe różnych grup bywają zgodne/sprzeczne, w tym sensie, że nie są tożsame, ale realizacjajakiegoś interesu jednej grupy sprzyja/szkodzi realizacji jakiegos interesu innej grupy? 6/ Podonie jak w pkt.5/ dla interesów ponadgrupowych?

  4. Jeśli kult żołnierzy wyklętych jest złym wychowawczym wzorem dla Polaków osłabiającym strategiczne myślenie wojenne, to należy ten wzór zastąpić negatywnym wzorcem, który strategiczne myślenie wojenne ochroni przed głupim, nieodpowiedzialnym wzorcem walki za idee. Dobrym wzorcem zastępującym żołnierzy wyklętych może być wzór terrorysty.To byli terroryści walczący z katechonem Bierutem :). Znalazłem w internecie wywiad z synem takiego terrorysty który opowiadał,że ojciec był świadom klęski militarnej i ich walkę świadomie traktował jako poświecenie, która ma jakiś sens, a nie naiwną walke z wiatrakami. Dlaczego nie można takiej postawy zaliczyć do zasad sztuki prowadzenia wojny? Przegrywamy bitwę, ale wojny nie. Chrześcijaństwo zbudowało swoje fundamenty na postawie przegranego.Jezus, męczennicy chrześcijańscy to też naiwniacy którzy umierali bezsensu?Idee rządzą światem i ich przekazywanie, utrwalanie jest bardzo ważnym elementem sztuki wojennej prowadzonej na poziomie idei. Męczennicy pełnią rolę utrwalaczy idei, które żyją dzięki ich ofierze.Jeśli kult żołnierzy wyklętych jest zamierzonym działaniem masońskim, w co wątpię, to jest to gol do własnej masońskiej bramki. „W Polsce były siły, które podjęły próbę przejmowania kontroli nad aparatem państwa komunistycznego dla realizowania interesu narodowego i one mają właśnie zostać Polakom obrzydzone jako te, które rzekomo dopuściły się zdrady narodu i moralnych ideałów”. Hmmm mogłaby Pani podać przykłady obrzydzanych Polakom bohaterów, którzy będąc owcami przybierali wilczą skórę i szli rozbijać wilczą watahę mając w sercu hasło „Bóg,Honor,Ojczyzna”?Może to nie były owce , tylko inna wilcza wataha walcząca pod różowymi sztandarami. Problem polskiej prawicy to nie kult żołnierzy wyklętych, ale to, że polska prawica przypomina kolejną różową wilczą watahę.

  5. „… „W Polsce były siły, które podjęły próbę przejmowania kontroli nad aparatem państwa komunistycznego dla realizowania interesu narodowego i one mają właśnie zostać Polakom obrzydzone jako te, które rzekomo dopuściły się zdrady narodu i moralnych ideałów” ..,” – bardzo proszę: 1/ PAX i Piasecki 2/ Liga narodowo-Demokratyczna. Np. nieboszczyk Kossecki prowadził za komuny skuteczne działania w zakresie zwalczania aborcji.

  6. za Wikipedia: „Piasecki bezskutecznie namawiał kardynała Stefana Wyszyńskiego, by ten uznał prawo PZPR do typowania kandydatur na stanowiska biskupie. Jeszcze surowiej działalność PAX-u oceniała Stolica Apostolska[7]. Książka Bolesława Piaseckiego – „Zagadnienia istotne. Artykuły z lat 1945 – 1954” została wpisana do Indeksu przez Magisterium Kościoła dekretem z 28 czerwca 1955 wraz z paksowskim tygodnikiem „Dziś i Jutro”. Piasecki nigdy oficjalnie nie wycofał głoszonych tam poglądów,” takimi bohaterami chce Pan zastępować wyklętych „terrorystów”? Piasecki chciał nawracać komunistów czy Jezusa na komunizm ? Wydaje mi się, że to drugie. Zbyt dużo jest katolików którzy w niedziele idą do kościoła a w poniedziałek są socjalistami, liberałami żeby kogoś kto chciał komunistów mianować na biskupów robić bohatera. Zaczyna pachnieć masonerią w tej dyskusji 🙂

  7. Skoro można być świętym, mianując żydów, masonów i pedałów na biskupów, oraz tuszując pedofilów, to gdzie problem z Piaseckim?

  8. Odbija Pan piłeczkę jak typowy antyklerykalny lewak. Piasecki jest the best , bo w KK są pedofile, pedały, masoni, pijacy , dziwkarze itp. nie interesuje antyklerykalna piaskownica. Jeśli chce Pan bronić Piaseckiego takimi argumentami to nie widzę sensu dyskusji.

  9. Co do mojej argumentacji – nie zrozumiał Pan. Miałem na myśli Jaka Pawła II, ponoć „świętego”. Jeśli to, co on robił, cytuje sam siebie „mianując żydów, masonów i pedałów na biskupów, oraz tuszując pedofilów”, nie przeszkodziło kanonizacji, to czyny Piaseckiego także nie przynoszą mu ujmy. Mało tego, uważam, że pewne „mało medialne” czyny Piaseckiego, podobnie jak kard. Wyszyńskiego, można uznać za próbe czynienia „wiekszego dobra”, to wzmiankowanych ekscesów JP2 nie usprawiedliwia nic. No, ale to to szkodzi jego czcicielom?

  10. Mógłbym powiedzieć, że atakuje Pan Piaseckiego jak żydo-mason. „Pytanie „Piasecki chciał nawracać komunistów czy Jezusa na komunizm ?” – jest fałszywą alternatywą. Ani jedno, ani drugie. Piasecki walczy o możliwość działania katolików i polskich narodowców w takich warunkach, jakie realnie istniały. Podstawowe pytania są w zasadzie dwa: 1/ czy istniały jakieś płaszczyzny interesów nie-żydo-masońskiej części elity PRLu i polskich narodowców, a w zasadzie – większości polskiego społeczeństwa? 2/ Czy istnieli wspólni wrogowie, wewnętrzni i zewnętrzni? Piasecki na oba pytania dał(by) odpowiedź twierdzącą. Ja – podobnie. PZPRowcy mieli swoje słuzby i twierdzę, że łatwiej mogli sprawdzić, czy jakis kandydat na biskupa nie jest np. agentem GeStaPo/BND/CIA. Obłędna i łajdacka deklaracja „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” pokazuje dobitnie, że PRLowski kntrwywiad dał dupy. Lata 1989-2015 dobitnie pokazały, że te siły istniały w czasach Piaseckiego, próbowano je „uwalic” w 1968 roku, ale nie bardzo wyszło, istniały „za Solidarności”, istniały podczas „wojny Jaruzelskiej” i podczas „okrągłego stołu”. Mało tego, po „okragłym stole” zuchwale podniosły łeb i panoszą sie do dzis. Deklaracją „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” Episkopat cudownie wpisał się w niemiecka politykę historyczna – zrównanie ofiar i katów. To ten sam styl, co „polskie obozy koncentracyjne”. Dlatego obecne koscielne ubolewanie nad „polskimi obozami koncentracyjnymi” brzmi szczególnie smrodliwie. Podobnie, broniąc „kompromisu okrągłego stołu” i „pokojowego przekazania władzy” Kosciół, a raczej Episkopat, ew. jego „znacząca część” de facto, zdradził Polaków i stanał po stronie Niemców, ale też Żydów i Anglosasów, ale gł. chodzi o Niemców, którzy mogli teraz bezkarnie realizować swoje post-nazistowskie plany wobec Polaków. Okropnymi pod wzgledem skutków dla polskiego instynktu samozachowawczego były: 1/ bajania o tzw. „starszych braciach” 2/ wszechobecny, nachalnie powtarzany i przez wszystkie przypadki odmieniany wyraz „miłosierdzie” w jego Wojtyliańskiej, karykaturalnej postaci.

  11. Nie widzę związku, żeby zarzuty wobec JP2, które uważam za naciągane stosować w obronie Piaseckiego. Jeśli JP2 popełniał błędy, to należy usprawiedliwiać innych błędy? Na jakiej podstawie Pan twierdzi, że JP2 mianował pedałów na biskupów? Może za „Sunday Times”, który twierdzi,że JP2 tuszował pedofilskie wybryki swojego przyjaciela kar.Groera, który miał w ciągu dekady molestować 2 tyś.chłopców? Łatwo policzyć ,że musiałbym co 2 dni molestować nowego chłopca. Absurdów nie zamierzam prostować. „PZPRowcy mieli swoje słuźby i twierdzę, że łatwiej mogli sprawdzić, czy jakiś kandydat na biskupa nie jest np. agentem GeStaPo/BND/CIA”.Pan należy do tych, którym jak się wytknie głupotę to będzie ją na siłę usprawiedliwiaj, żeby tylko nie przyznać się do błędu. Proszę podać przykład państwa, organizacji, która zgodziłaby się na typowanie kandydatów do władz przez wrogą organizację. Pan nie dostrzega w tym absurdu i usprawiedliwia bezsensowną argumentacją. Postać Piaseckiego jest złożona i można w niej dostrzec realizm,koniunkturalizm i utopijne poglądy małżeństwa katolicyzmu z komunizmem. To idee są źródłem cywilizacyjnej rzeczywistości.Niebezpieczniejszy jest jeden porządny heretyk niż 100 biskupów homo. Piasecki miał niebezpieczne poglądy, co KK potwierdził. Można się zastanawiać czy jego postaci nie traktować jako mniejszego zła, ale nie jako wzór do naśladowania. Ponadto Piasecki mógł dostać kare śmierci, ale został wypuszczony i dostał zielone światło na działalność polityczną. Dodatkowe motywy jego działalności mogły być związane z tym faktem. Do reszty wątków się nie odniosę, nie lubię grochu z kapustą w dyskusji.

  12. Drogi Panie, ten „groch z kapustą” zawiera, moim zdaniem, sprawy najistotniejsze. „Madrość ludowa” głosi, że Kościół zawsze sprzyjał interesom Polski, Polaków etc. Ja tego nie uważam za dogmat, tzn. przestałem uważać za dogmat, a zacząłem uważać za tezę/hipotezę którą da się obronić, lub nie. I albo wypowiedź typu „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” była zgodna z niemiecką polityka historyczna albo nie. Albo b yła w interesie Polski i Polaków, albo nie. Albo „pobłogosławienie” tzw. „okrągłego stołu” i pacyfikowanie społeczeństwa bredzeniem o „starszych braciach” i „miłosierdziu” było w interesie Polski i Polaków, albo w interesie aktualnych okupantów Polski. To są kwestie absolutnie fundamentalne. A ze nikt / prawie nikt tych kwestii nie stawia? Moim zdaniem właśnie dlatego, że TO są kwestie istotne, do których ustosunkowanie się mogłoby całkowicie zmienić obraz obecnej sytuacji w oczach „mas”. Dlatego podrzuca się tematy zastępcze, aby nie atakować kwestii istotnych. A sprawa jest prosta: „po owocach ich poznacie”. Poznacie okupanta, „żyda, ubeka, masona i pedofila”, po ich plugawych owocach.

  13. „… Proszę podać przykład państwa, organizacji, która zgodziłaby się na typowanie kandydatów do władz przez wrogą organizację. …” – kto jest wrogiem, a kto nim nie jest, też bywa dyskusyjne – zależy to od (aktualnych) interesów i układu sił. Nie wykluczam sytuacji, w której ktos, kto z punktu widzenia Koscioła jest wrogiem, z punktu widzenia polskiego interesu narodowego – nie jest nim. Np. biskup działajacy na rzecz niemieckiej polityki historycznej, z wielu wzgledów dla Koscioła moze nie być szkodliwy, a nawet byc pożądany (Niemcy sa głównym „płatnikiem” świetopietrza, czy jak mub tam). Natomiast z punktu widzenia polskiego interesu narodowego – może to byc szkodnik, którym powinien zając sie knntrwywiad …

  14. Albo Bóg jest i objawił się w Chrystusie albo nie. Jeśli Boga nie ma, to nie jesteśmy braćmi, miłować nieprzyjaciół nie musimy i miłosierdzia żadnego nie ma, podobnie jak grzechu. Obowiązuje nas tylko etyka naturalna. Najbardziej przekonująco można ją obecnie wyłożyć za pomocą teorii gier. Sprowadza się ona do tego, że „pozdrawiamy tylko tych, którzy nas pozdrawiają”, czyli nic szczególnego. Jeśli jednak Bóg jest, to odmierzy nam taką, nieszczególną miarą, jaką sami mierzymy i zostaniemy potępieni. Dla ludzi wierzących w Ewangelię sprawa jest jasna: „starajcie się przede wszystkim o Królestwo Niebieskie a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6,33). To jest właśnie „społeczne panowanie Chrystusa”, o którym mówi Magisterium. Jedynie Kościół katolicki zachował to nauczanie, ponieważ zarówno wspólnoty protestanckie jak i kościół prawosławny uznały zwierzchność Lewiatana (władzy doczesnej) czyli prymat siły, interesów etc.. Katolicy mają ten luksus, że nie muszą czcić żadnej rzeczy na świecie. Dlatego KK jest nienawidzony przez cały „świat” podczas gdy protestanci i prawosławni mają przecież zupełny spokój. Czy ktoś słyszał, żeby opluto i wyszydzano protestantów za to że są protestantami lub prawosławnych za to, że są prawosławni? Dlatego wcale nie jest oczywiste, że strukturami Kościoła ma się zajmować kontrwywiad, gdy tylko uzna, że działają wbrew interesom narodowym, państwowym i wszystkiemu temu, co „ma być nam dodane”. Swąd Szatana w Kościele jak to nazwał Paweł VI. Od razu należy zaznaczyć, że to, co ma być nam dodane nie może być nam zabrane. Nie jest tak, że Ewangelia jest zagrożeniem dla człowieka. Ewangelia nie nakazuje dawać się oszukiwać, wpuszczać w maliny, wykorzystywać i eksploatować. Jest konkordat, który również hierarchowie muszą przestrzegać, jest dyplomacja. Można „szkodników” uznać za persona non grata. W końcu każdy człowiek może pobłądzić.

  15. „…Jest konkordat, który również hierarchowie muszą przestrzegać, jest dyplomacja. Można „szkodników” uznać za persona non grata. W końcu każdy człowiek może pobłądzić. …” – jak mawiał biskup Krasicki „wszystko to być może … jednak … ja to między bajki włożę”. Od zajmowania się szkodnikami jest m.in. kontrwywiad, i tej instytucji bardziej bym ufał. Kwestie liturgii, sakramentów, nawet kwestie rozmnażalniczo-okołorozporkowe – OK. Ale współgranie z obcą/wrogą polityką informacyjna/dezinformacyjną szkodliwą dla narodu – sorry, to jest sprawa dla kontrwywiadu.

  16. „….Nie jest tak, że Ewangelia jest zagrożeniem dla człowieka. …” – oczywiście, że nie. Ale interpretacja Ewangelii – już może być zagrożeniem. No bo przecież większość, o ile nie wszystkie dokumenty kościelne, i innych denominacji chrześcijańskich także, w jakiś sposób powołują się na Ewangelię i/lub ją interpretują. Nie zdziwiłbym się, gdyby protestanckie elukubracje wzywające do akceptacji aborcji i pedalstwa także twierdziły, że robią to w duchu Ewangelii, no, bo przecież Pan Jezus nie wykluczał, bo „kto z was jest bez winy”, etc., etc.

  17. Groch z kapustą robi się wtedy gdy z jednego tematu przeskakuję się na inne mnożąc nowe wątki w dyskusji. Mamy Piaseckiego, JP2, KK który zdradza Polaków, okrągły stół,Żydzi, polskie obozy koncentracyjne. Odniosę się jednak do niektórych ziarenek grochu. Kościół Katolicki jest instytucją której celem jest stanowienie rzeczywistości w oparciu o chrześcijański światopogląd. KK nie można oceniać przez pryzmat interesów poszczególnych państw. KK nie może kierować się interesem państwa polskiego, niemieckiego gdyż jego interesy są zdefiniowane chrześcijańską teologią, a nie państwowością narodową. Jeśli twory państwowe wyodrębniają swoje interesy poza KK, to zgodnie z nauką KK są to byty fałszywe, złe. Historia potwierdziła, że państwowości, które zerwały z teologiczną koroną KK wysłały do piekła telegram „drzwi otwarte zapraszamy”.Te drzwi w 3RP i innych europejskich państwowościach są nadal otwarte. Powrót państwowości polskiej do korony KK powinna być nadrzędnym celem polskiej prawicy. Takimi bohaterami jak Piasecki tych celów prawicy nie uświadomimy.

  18. Spór o inwestyturę to stara rzecz. Ja przyjmuję rozwiązanie katolickie i tyle. Nie zgadzam się na to, żeby interesy narodowe dyktowały sposób powoływania się na Ewangelię (to jest przecież przedmiotem kuszenia Pana Jezusa na pustyni: jeśli jesteś Synem Bożym to zrób to i tamto). Interpretacja Ewangelii jak każdego teksu ma się stosować do dyrektyw logicznych. Nie stanowi żadnych kłopotów odróżnienie praw od reguł np. dyrektywy miarkowania kary (łaska) od zniesienia podstawy jej wymierzania (prawo). To że istnieje prawo (grzech) nie oznacza, że nie ma łaski. Jest to jednak rzeczą Kościoła a nie kontrwywiadu. Protestanckie elukubracje są przykładem do czego prowadzi przeciwny pogląd, który kieruje się interesami.

  19. „… KK nie może kierować się interesem państwa polskiego, niemieckiego gdyż jego interesy są zdefiniowane chrześcijańską teologią, a nie państwowością narodową. …” – OK. Ale: „po owocach”. Skutki „przyklepania” tzw. „okrągłego stołu” przez Kościół są, moim zdaniem, opłakane, z punktu zbawienia nadrzędnej racji Kościoła, która podobno jest „zbawienie jak największej ilości dusz”. Mamy tu do czynienia z działaniami, które były „przeciw-skuteczne” nawet z punktu widzenia własnej „funkcji celu” Kościoła. A że ta „funkcja celu” była zgodna z funkcją celu Narodu Polskiego – to inna sprawa. mamy więc „wywałkę” na co najmniej 2 polach. Ci sami (w sensie ideowym), których zwalczał Piasecki, Gomułka, czy Moczar, z błogosławieństwem Kościoła po 1989 roku wprowadzili taki rozgardiasz, jaki mamy. I to, moim zdaniem, kończy temat.

  20. Nie wiedziałem, że okrągły stół to dzieło Kościoła. Myślałem, że to owoc gen. Kiszczaka. Polska państwowość od Mieszka I opierała się o Kościół ideowo i administracyjnie. To administracja kościelna stworzyła Państwo Polskie trzymała w kupie Polaków pod zaborami, pozwoliła scalić kraj po 1918 roku i przetrwać komunizm po 1945 roku. Zarówno Niemcy jak i Rosjanie rozumieli to bardzo dobrze i dlatego w pierwszym rzędzie rozwalali kler. Przy czym komuniści byli mądrzejsi (niebezpieczniejsi) bo naprodukowali duchownych-kolaborantów a nie jak Niemcy męczenników. Naszym nieszczęściem jest to, że polska inteligencja była (od XVIII wieku) i jest niewierząca (lub żydowska). Już przed II wojną światową, jak wspominał Bocheński OP w seminariach byli głównie chłopi. A powołania daje tylko warstwa wierząca. Kard. Wyszyński nie miał wyjścia i oparł się o tzw. ludowy katolicyzm. Dlatego Żydzi, tradycyjnie stanowiący w Polsce znaczną część inteligencji, tak łatwo zaczęli brylować w kulturze. Katolicyzm ludowy nie ma przyszłości (chyba, że wrócimy do jaskiń). Chłop go porzuci, gdy tylko pójdzie do miasta, bo nie jest w stanie go przemyśleć i twórczo zaadoptować do nowych warunków, co właśnie obserwujemy. W każdym razie pomysł zwalczania administracji kościelnej z powodów narodowych jest dla mnie chory. Jeśli ktoś zachowywał się lojalnie wobec państwa to właśnie biskupi.

  21. „…Nie wiedziałem, że okrągły stół to dzieło Kościoła. …” – bo nie jest. „…Myślałem, że to owoc gen. Kiszczaka. …” – owszem, ale „pobłogosławiony” przez Kościół. Podobnie jak zbójecko/kompradorski podział łupów. I podobnie, jak „znieczulanie” na drani za pomocą schematów „starsi bracia”, „miłosierdzie”, „no, może i tak, ale JP2 mówił inaczej…”. „… W każdym razie pomysł zwalczania administracji kościelnej z powodów narodowych jest dla mnie chory. …” – oczywiście, ale nie o tm mówiłem. Cały czas mówię, w zasadzie, o LOJALNOŚCI, o wykrywaniu szkodnictwa i nielojalności. A także o wyleczeniu się z naiwności, gdy ktoś szkodnictwo chce uzasadnić, zasłaniając się Ewangelią. „… Jeśli ktoś zachowywał się lojalnie wobec państwa to właśnie biskupi. …” – niektórzy – z pewnością. Ja bym raczej powiedział, że „w swej masie” lojalni byli wiejscy i małomiasteczkowi proboszczowie. „…Naszym nieszczęściem jest to, że polska inteligencja była (od XVIII wieku) i jest niewierząca (lub żydowska). …” – tu niestety ma Pan racje. Nota bene, gdy pewnemu „zawodowemu patriocie” przedstawiłem podobną tezę, zarzucił mi, że uległem stalinowskiej indoktrynacji. Ale, bez złośliwości: spotkał się Pan z jakimś pomysłem, co z tym fantem, realnie, można zrobić?

  22. Nie mam pojęcia. Ludowa religijność kończy się bo wieś przestaje istnieć. Ludzie idą na tzw. studia i tracą wiarę. Wg Wittgensteina poznanie jest społeczne więc wiara nie może funkcjonować w ateistycznym środowisku. Bocheński mówił natomiast, że trzeba uczyć ludzi samodzielności (takie rady dawał np. rządzącym w Ameryce Południowej). Problemem jest państwo, które nie zostawia żadnej przestrzeni prywatnej wszędzie się pakując. Potrzeba liberalnego modelu, respektującego zasadę pomocniczości. Trzeba byłoby znieść powszechny obowiązek szkolny i wrócić do szkół katolickich. To by przerwało indoktrynację. A szkoły katolickie powinny przyswoić sobie współczesną wiedzę tak, żeby to nie powodowało żadnego wstydu z powodu anachronizmu. Nauka wiary powinna być taka jak u Tomasza: prosta, kierowana pytaniem: czy niewykształcona staruszka (vetula) może w to wierzyć? Natomiast filozofia ma być taka jak scholastyka: nowoczesna, realistyczna, analityczna, zwrócona na przedmiot, świat, nauki. Precz z humanizmem, dialogiem, egzystencjalizmem i temu podobnymi. Taki model powinien dać wierzącą i trzeźwo myślącą inteligencję zamiast tej obecnej, która jest albo trzeźwa i niewierząca albo wierząca ale z głową w oparach romantycznego absurdu i pseudomistycyzmu, nie potrafiąca odróżnić sądów rozumu od emocji. Ta pierwsza oczywiście wykorzystuje tą drugą, która daje się wodzić jak dziecko.

  23. Właśnie zdałem sobie sprawę, że taki I.M. Bocheński OP był po 1989 roku wydawany, gdzieś tak do 1993 roku. Nawet na maturze z polskiego były z niego tematy. A potem cisza i szlaban. Po 1993 znam trzy publikacje z których tylko ostania Wydawnictwa „W drodze”: „Poza logiką jest tylko absurd” nie była wydawnictwem „niszowym”. Dlaczego?

  24. „… Ludowa religijność kończy się bo wieś przestaje istnieć. Ludzie idą na tzw. studia i tracą wiarę. …” – może. Ale mam chyba powody do optymizmu, patrząc na moja wioskę. Rozrosła się z ok. 300 osób do ok. 1500. Na mszach nasz średniowieczny kościółek pęka w szwach, na różańcu, drodze krzyżowej, gorzkich żalach, roratach – to samo. Ciągle jakieś nowe twarze. I przychodzą, ci nowi miastowi, także/zwłaszcza (!) ci z meroli i porszaków, na te wszystkie „ludowe” nabożeństwa. Może to kwestia naszego x. Proboszcza (posoborowy-ale-tradycyjny-do-bólu – spodobałby się Panu, ja tez go baaardzo lubię, chociaż nie lefebrysta…).

  25. A u nas na Wschodzie wsie się wyludniają a Unia każe nam sadzić las. Młodzi uciekli do Anglii. Prawie nie ma rodziny, żeby ktoś nie wyjechał. Córka ciotki wyjechała do Anglii i wyszła za mąż za Irlandczyka, który nie jest nawet ochrzczony. No nie trzeba być lefebrystą, żeby być tradycjonalistą. Jest Bractwo Kapłańskie św. Piotra. Ks. Wojciech Grygiel, zajmujący się filozofią nauki (nie tomista) do niego należy. Tradycjonalizm jest kompatybilny z tym co podaje współczesna nauka, psychologia poznawcza itd.

  26. U nas lasu nie sadzą, ale rolnicy wyprzedają ziemię. Aż zal patrzeć, jak powstają kolejne centra logistyczne i montownie (no bo nie fabryki). A ci, co nie mają co sprzedać, bo pracowali w PGRach – chleją na umór. Niektórym da sie pomóc przez lokalne Stowarzyszenie Mieszkańców / Ruch Odnowy Wsi, ew. przez Radę Sołecka, albo Radę parafialną – w sumie to prawie to samo, :-). Na szczęście ci, którym wiedzie się dobrze, są skłonni do pomocy (np. zebranie ponad 150-200 tys. złotych na odbudowę domu dla pogorzelców trwało dosłownie parę tygodni). tak, ze to jest OK., chrześcijańska wieś DZIAŁA, także na „miejski element napływowy”, :-). „Miastowi” sie integrują – wychodzą z osiedla ze szlabanem, zaczynają bywać na potańcówkach „na dechach”, czy na andrzejkach albo sylwestrze w wiejskiej świetlicy. No i, co Proboszcz podkreśla, przewaga narodzin/chrztów nad zgonami/pogrzebami, :-). Kobity rodza po 2-4 dzieci, serio. No, ale to bogata, podmiejska wieś. Ostatnia krowę w wiosce znajomy sprzedał 2 lata temu …

  27. W mojej rodzinnej wsi (o sielskiej nazwie „Siedlanów”) zostało kilku gospodarzy. Reszta to emeryci, renciści i nieco napływowych nie wiadomo skąd. Łąki leżą odłogiem, łosie po nich łażą (nie widziałem, ale ślady widziałem). Sklep upadł z 15 lat temu bo we wsi głównie się śpi a nie pracuje. Jest wyremontowana remiza i diecezjalny dom rekolekcyjny z obszerną kaplicą ale dla przyjezdnych. A jak byłem mały to było ponad sto gospodarstw. Wiem bo jaja zbierało się co roku po wsi dla księdza. Były młyny, przetwórnie, kolej. Teraz nie ma nic. Kongresówka po prostu (dlatego pewnie ja nie rozumiem ludzi, którzy tak kochają Rosję: Rosja ma ropę i gaz, my nie mamy). Jeśli na zachodzie Polski jest inaczej to fajnie. Ale tradycjonalizmu w tym co Pan pisze za bardzo nie ma. Pamiętam, że Oliveira w swojej słynnej obronie Akcji Katolickiej jako objawy zepsucia podawał: tańce, stroje i plaże (jakby w średniowieczu tego nie było).

  28. „…Ale tradycjonalizmu w tym co Pan pisze za bardzo nie ma. …” – pewnie tak. Co jest, to jakieś „wejście 'miastowych’ w ludową pobożność” i jakaś-tam integracja/próba integracji z lokalną społecznoscią. Z drugiej strony, może to być wyłącznie „warstwa estetyczna” – są to zamozni ludzie, mogła im się przejeść popkultura, a na miejscu maja resztki tradycji pod nosem, wystarczy skorzystać. No, ale nie sa od tego „wiejskiego zycia” uzaleznieni. Za wyjatkiem garstki ludzi pracujacych w domu – jeżdżą do roboty do miasta.

  29. „…dlatego pewnie ja nie rozumiem ludzi, którzy tak kochają Rosję..” – są różne doświadczenia. Rodzina mojej zony pochodzi z Wołynia i z Podola. U nich Niemcy przynieśli ulgę po Krasnej Armii. Ja pochodzę z zachodniej Kongresówki (< 20 km od granicy na Prośnie), u nas Niemcy rozrabiali okrutnie, a Ruskich naprawdę witano jako oswobodzicieli. Z kolei swoje własne kontakty w młodości z Rosjanami i Rosją, czy to naukowe, czy sportowe, czy u nas, czy u nich, wspominam bardzo mile, pewne znajomości przetrwały próbę czasu (podobnie, jak z kumplem Bawarczykiem, opowiadajacym niewybredne dowcipy o Prusakach, i znajomym, polskim Szlezjerem z Pszczyny, bardzo sympatycznie zresztą nastawionym do Polski i Polaków). "...Jeśli na zachodzie Polski jest inaczej to fajnie. ..." - na zachodzie jest b. róznie. W okolicach Stawów Milickich istnieją tak biedne wioski po-PGR-owskie, że w moim rodzinnym łódzkiem takiej biedy się nie znajdzie. Widok typy, bose dzieci z obesranymi pieluchami, ganiajace po drodze, jak w jakimś socrealistycznym opisie folwarcznej biedoty. Żal patrzeć. W sklepach - zakupy na zeszyt, a jak przyjdzie zapomoga czy renta, to kobity kupuja najnowsze, właśnie reklamowane, środki piorące, batoniki i inne pierdoły... Zgroza.

  30. @. W. Kowalik Tradycjonalizm jest herezją, potępioną przez papieży, to tak na marginesie. Ks. Grygiel jak i całe FSSP nie jest więc tradycjonalistyczne, co najwyżej propagujące katolicką liturgię zwaną dla niepoznaki formą nadzwyczajną , to tak całkowicie na marginesie .

  31. Zarówno Stary Testament jak i Ewangelia (Dobra NOWINA) potępiają tradycjonalizm. Pan Jezus mówił, że mądry nauczyciel (tzn. faryzeusz) wyciąga ze swego skarbca rzeczy nowe i stare. Św. Paweł miał znane opory przed wlewaniem młodego wina do starych bukłaków itd. Pozostaje tylko pytanie co jest potępionym tradycjonalizmem a co Tradycją? Historycznie biorąc przez cały XIX wiek zarzut „nowinkarstwa” był znacznie silniejszy niż zarzut „tradycjonalizmu” aż doprowadziło to do zmiany paradygmatów (przejście fazowe?) na ostatnim soborze (zresztą o co najmniej sto lat spóźnionym) ze znanymi tego skutkami. Zasadniczo nie uznaję opozycji opozycji progresizm – tradycjonalizm (rewolucja – kontrrewolucja), ale stosuję się do reguł znaczeniowych, żeby być rozumianym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *