Co znaczy „nihil est potestas nisi a Deo”?

Nie wiem kto jest bezpośrednim adresatem upomnienia od prof. Wielomskiego do „zasłaniających się tomizmem” [1], niemniej chętnie wezmę je do siebie, odpowiadając tak. Co do mnie, tomizmem się nie „zasłaniam”, jeno u Tomasza odnajduję najbardziej, na ile to możliwe, precyzyjną odpowiedź na pytanie, co wynika z Pawłowych słów „nihil est potestas nisi a Deo”, wieńczącą także wielowiekowe dyskusje Doktorów Kościoła na ten temat (a przecież Tradycja się rozwija, n’est-ce-pas? Sam Pan Profesor tego w niejednym miejscu dowodził, toteż np. stanowisko św. Augustyna może być uznane za niekompletne w stosunku do św. Tomasza). Nie to jest przecież problematyczne czy w s z e l k a władza pochodzi od Boga, bo pod tym względem słowa św. Pawła są jednoznaczne, toteż musimy przyjąć, że j a k o ś ona od Boga pochodzi, nie wyłączając żadnej, a więc i tych, których piastunami są najbardziej odrażąjące figury, lecz nieoczywiste samo w sobie, przeto wymagające interpretacji jest to, w jaki sposób ta czyjakolwiek władza od Boga pochodzi oraz to, jakie (i ze względu na jakie okoliczności) wynikają z tego konsekwencje dla poddanych owej władzy? Ten, kto by twierdził, że w samym owym fragmencie Listu do Rzymian zawarte są już wszystkie możliwe rozstrzygnięcia w owym zakresie, nie tylko negowałby sens wszystkich interpretujących wypowiedzi Doktorów Kościoła (oraz nauczania papieży!) – toteż literalnie traktowane wezwanie „powrotu do św. Pawła” z pominięciem tamtego nauczania tchnie protestanckim „sola scriptura”, więc jest chyba trochę nieprzemyślane – ale również zapomina, że np. przykazanie Dekalogu „nie zabijaj!” też nie jest w analogicznym sensie „jednoznaczne” i ma całe spectrum interpretacji, od integralnie pacyfistycznego „nie zabijaj nigdy, nikogo, z jakichkolwiek powodów i w jakiejkolwiek sytuacji” po Hobbesowskie „nie zabijaj nikogo bez rozkazu władzy”, i akurat obie te „ekstremalne” interpretacje z pewnością nie są katolickie. Nie wchodząc już w dalsze szczegóły (w końcu pisałem o tym wielokrotnie, więc nie chcę się powtarzać), można powiedzieć, że nawet z najbardziej „uległej” postawy wobec wszelkiej władzy – i wykluczającej wszelką możliwość oporu czynnego – nie wynika przecież nakaz jej uwielbiania.

Nadto (to już uwaga raczej pod adresem niektórych dyskutantów, a zwłaszcza p. Salwowskiego), autorzy „zasłaniający się” św. Pawłem, aby usprawiedliwić akceptującą bierność wobec władzy złej de facto, zdają się zupełnie nie zauważać dwu niebłahych okoliczności.

Po pierwsze, żaden z Ojców i Doktorów starożytnych i chrześcijańskich, ani nawet natchniony Duchem Św. Apostoł Narodów nie zetknęli się z sytuacją zupełnie niewyobrażalną w ich czasach, to jest władzy, która źródło swojej prawomocności wyprowadza z czynnika całkowicie immanentnego czyli albo ludu/narodu (demokracja), albo tautologicznie (statolatria, np. faszystowska, ale także pozytywizm/normatywizm – z hierarchicznie uporzadkowanych norm prawa pozytywnego), albo z „praw historii” (heglizm, marksizm), świadomie przy tym co najmniej ignorując źródło nadprzyrodzone/boskie. Pogańscy cezarowie, wobec władzy których zalecał chrześcijanom posłuszeństwo św. Paweł nie negowali przecież tego źródła, tylko byli ignorantami co do prawdziwości Boga. Zachodzi zatem pytanie – na które oczywiście odpowiedzi nie znamy – co św. Paweł lub Augustyn miałby do powiedzenia w sytuacji władzy programowo ateistycznej lub agnostycznej; pytanie, które można sformułować dokładnie tak: czy władza taka nadal korzysta ze swoistego „immunitetu” swiętości, jako pochodnej od świętości Boga, skoro tej (i Boga samego) nie zna i znać nie chce?

Po drugie, nawet jeśli mielibyśmy zgodzić się z „mocną” tezą, że pouczenia dotyczącego posłuszeństwa wobec władzy nie należy „depersonalizować”, toteż dotyczy ono nie tylko principium władzy, ale i (zawsze) jej konkretnych piastunów („przywódców”, „cesarzy”, „królów”), to i tak może odnosić się to wyłącznie do tego, co w XIX-wiecznej niemieckiej terminologii konstytucyjnej nazywano „państwem zwierchniczym”, a więc takim, w którym władza jest wyraźnie oddzielona od poddanych/obywateli, natomiast rozmywa się to kompletnie w odniesieniu do ustroju demokratycznego, jeśli tylko potraktujemy poważnie jej „doktrynę legitymizacyjną”. W niej przecież jedynym władcą/suwerenem („przywódcą”, „cesarzem”, „królem”) jest wyłącznie podmiot kolektywny, zbiorowość, lud/naród, natomiast prezydenci, premierzy, posłowie – nawet królowie w „ukoronowanych demokracjach” nie są żadnymi władcami/suwerenami, a jedynie zwykłymi, wymienialnymi funkcjonariuszami, sprawującymi quasi-władzę delegowaną przez „prawdziwego” władcę – „namiestnikami Ludu”, jak pisze Maritain. Wobec tego wszystkie predykaty dotyczące władzy, na czele z jej „świętością i nietykalnością”, jak również eminentne wyrazy szacunku, należą się wyłącznie Ludowi/Narodowi, a nie np. p.Komorowskiemu czy Tuskowi, bo to Lud, a nie ci dżentelmeni, jest w demokracji „cesarzem” i „królem”.

Jacek Bartyzel

Przypis:

1. Chodzi o wpis A. Wielomskiego na fb: „Czas wrócić do św. Pawła, wy wszyscy rewolucjoniści, co się tomizmem zasłaniacie. Św. Paweł nie pozostawił dwuznaczności: wszelka władza pochodzi od Boga., https://konserwatyzm.pl/artykul/9809/krzysztoforski-wielomski-wobec-wladzy

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Co znaczy „nihil est potestas nisi a Deo”?”

  1. Tradycja może i winna rozwijać sens ukryty zawarty w Literze, czyli przechodzić z implicite do explicite. Problem w tym, że w kwestii tej scholastycy nie tyle ten sens rozwinęli, co zaprzeczyli jego pierwotnemu zapisowi. Ew., możemy interpretować ich interpretację za zgodną z Literą pod jednym warunkiem, tak jak czynił to np. F. Suarez: prawo do oporu wobec władców doczesnych jest możliwe i dopuszczalne, za zgodą i na znak Biskupa Rzymu, gdyż to on jest autentycznym suwerenem świata chrześcijańskiego. Rzecz w tym, że po rozkładzie pontyfikalnego imperium zanikł element teokratyczny tej doktryny i pozostało zwykłe prawo do buntu, a to stanowi wypaczenie tego, co napisał św. Paweł. Tekst Pawłowy jest jasny, czytelny i współczesny tomizm całkowicie go wypacza.

  2. Dziękuję Panu Profesorowi Bartyzelowi za ten tekst. Zawiera on jedyną możliwą wg mnie do przyjęcia interpretację słów św. Pawła oraz wykładnię posłuszeństwa władzy z katolickiego punktu widzenia.

  3. „Czy władza taka nadal korzysta ze swoistego „immunitetu” swiętości, jako pochodnej od świętości Boga, skoro tej (i Boga samego) nie zna i znać nie chce?” A od kogo pochodzi władza Diabła, który też Boga nie zna i znać nie chce? „Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci nie była dana z góry” – powiedział Pan Jezus do Piłata, gdy ten go sądził. I w innym miejscu, dotyczącym tej samej sytuacji: „Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd”. Argumentowanie poprzez przeciwstawianie „czynników całkowicie immanentnych” jakiemuś „źródłu nadprzyrodzonemu” jest raz błędnym kołem a dwa pomieszaniem kategorii. Wynosi świat pojęć poza świat realny. Nadaje się światu realnemu rzeczywistość przez pokazanie, że pochodzi on od pojęć: coś jest immanentne a coś nadprzyrodzone, bo są takie nazwy . Podczas, gdy właściwa metoda jest odwrotna: to pojęcia są wtórne wobec świata realnego. Łatwo jest ulec złudzeniu (czym w większości jest filozofia), ponieważ mózg nie zajmuje się światem realnym (jest to obliczeniowo niemożliwe) lecz jego reprezentacjami, które tworzy, a które my odbieramy jako pojęcia. Mózg zajmuje się głównie sam sobą, dzięki czemu jest skuteczny a my możemy działać, co by odbieramy jako „duchowość” (czyli poznanie swego własnego poznania). Można dość łatwo pokazać, że metafizyka Arystotelesa jest analizą spontanicznej fizyki, spontanicznej biologii i spontanicznej psychologii ludzkiego mózgu, służącej do podstawowego odróżniania kamieni od roślin, od zwierząt, od innych ludzi a nie analizą samej rzeczywistości. Jednocześnie nie mamy innego dostępu do rzeczywistości niż przez mózg, w tym również do tej ściśle wewnętrznej, jaką nazywamy duchową. Najprościej można to pokazać na przykładzie motywacji i podejmowania decyzji. Eksperymentalnie wykazano, że podjęcie decyzji o działaniu (chodziło o proste czynności poruszania palcem) jest wynikiem nieświadomych procesów, których rezultat staje się świadomy dopiero, gdy aktywacja kory ruchowej osiągnie dostatecznie wysoki poziom by pozostałe części mózgu mogły ją jednoznacznie skategoryzować, a więc by pojawiała się jako treść doświadczenia wewnętrznego. Dopóki aktywność kory ruchowej nie osiągnie dostatecznego poziomu, nic nie mogę o niej wiedzieć. Zaburzając działanie kory ruchowej lub owych pozostałych części mózgu (np. przez magnetyczną stymulację przezczaszkową) można uzyskać odpowiednio świadomość działania bez samego działania lub działanie bez świadomości działania (jeszcze bardziej to odnosi się do intencji). Netomizm tak tragicznie odpadł od nauki, że pogrążył się z kretesem w introspekcji, wspomaganej czytaniem historycznych teksów. Nie ma nic banalniejszego niż fakt, że wraz z wzrastającą liczba lektur, rośnie liczba powstających w mózgu reprezentacji. W końcu zajmuję się już tylko reprezentacjami reprezentacji reprezentacji, nie mającymi żadnego odpowiednika w tzw. realnym świecie.

  4. @Włodzimierz Kowalik: „…A od kogo pochodzi władza Diabła, który też Boga nie zna i znać nie chce?…” – diabeł Boga zna, ale odmawia Mu autorytetu i kompetencji.

  5. Nie wiem, czy Diabeł zna Boga, czy nie zna. Teolodzy mają dość miałkie pojecie o powodach buntu Szatana. Wszystko jedno zresztą. Ważne, że Szatan jest stworzeniem, tak samo jak i inne stworzenia. Kwestia jego pochodzenia jest zatem jasna, tak samo jak kwestia pochodzenia władzy. Kluczowa jest inna kwestia a mianowicie: czy Pan Jezus poddał się władzy Diabła na krzyżu, czy nie? Można odpowiedzieć i tak i nie. Obie odpowiedzi będą właściwe. W pewien sposób poddał się (jak sam zapowiedział) a w pewien nie. Panowie Bartyzel i Wielomski twierdzą natomiast, że tylko jedna odpowiedź jest właściwa. Bartyzel-nie, Wielomski-tak. I takie hocki – klocki składają się na dyskusję intelektualną polskiej prawicy.

  6. Na marginesie: czemu pisze Pan „diabeł” z małej litery? Nazwy własne pisze się z dużej litery tym bardziej nazwy osób. Neguje Pan osobowość zła, czy jak?

  7. „…Kluczowa jest inna kwestia a mianowicie: czy Pan Jezus poddał się władzy Diabła na krzyżu, czy nie?…” – powiem tak: 1/ Pan Jezus pozwolił się diabłu zamordować, ale … 2/ była to de facto pułapka, która umożliwiła Panu Jezusowi przeprowadzenie do końca „Operacji Zbawienie”. Innymi słowy, mordując Niewinną Istotę Doskonała, diabeł „przegiął pałę” i zniweczył swoje dotychczasowe wysiłki mające na celu totalną zagładę/ totalne potępienie rodzaju ludzkiego.

  8. Pisząc „kluczowa” miałem na myśli niniejszą dyskusję o władzy. Pana model tłumaczący zbawienie można jak najbardziej przyjąć. Dokładnie tak samo formułował go np. Lewis. Jednak użył Pan słowa „ale”. To słowo jest źle widziane u chrześcijańskich ekstremistów, którzy lubią powtarzać, że każde „ale” wyklucza z chrześcijaństwa. Wg mnie między św. Pawłem a współczesnym tomizmem nie ma sprzeczności a wg obu adwersarzy jest.

  9. Wydaje się, że za te polaryzacje odpowiada charakteryzujący konserwatystów fundacjonizm, czyli przekonanie, że istnieją ostateczne, pojęciowe ujęcia rzeczywistości. Jeden będzie takie ujecie widział u św. Pawła, czy Augustyna drugi u tomistów itd. Konserwatyści na ogół nie uznają ewolucji stanów umysłu, lub mają ją za zło. Będą twierdzić, że każda zmiana poznawcza to od razu heglizm, czyli dialektyka sprzeczności. Tymczasem wszystko wskazuje, że sam fundacjonizm jest fałszem. Pojęcia są wynikiem pracy mózgu, przynajmniej w takim sensie, że od niego zależą. Objawienie dociera do nas tak samo jak i wszelkie inne dane. Każda artykulacja Objawienia jest zatem zależna od stanu artykułującego to Objawienie. A mózg się uczy. Pojęcia Ewangelii nie są pojęciami Starego Testamentu, scholastyka to nie Ojcowie Kościoła itd. Stąd jest w ogóle sensowność pojęcia tradycji, jako czegoś żywego a nie tylko powielającej się matrycy (nawet geny tego nie robią). Dla mnie jest charakterystyczne, że Pan Jezus niczego nie napisał. Nie zostawił żadnej doktryny.

  10. @Włodzimierz Kowalik: „…Teolodzy mają dość miałkie pojecie o powodach buntu Szatana. …” – bynajmniej. Pan Bóg ukazał Lucyferowi, że zamierza stworzyć ludzi – istoty materialne, mające mieć „fun”, tak jak Bóg, z możliwości „zabawy materią”. Oczywiście, posiadanie materialnego ciała stwarzało „pewne ograniczenia i niedogodności”, stąd, aby ludzikom pomagać w „zabawie materią”, potrzebny był „support” ze strony Aniołów, także i samego Lucyfera. Ten ostatni jednakowoż, obejrzawszy „projektowanych” ludzi – odmówił współpracy. Powołał się na tychże ludzi „dalekoidącą niedoskonałość”, zanegował też sam pomysł stworzenia istot materialnych obdarzonych duszą. Nota bene, ładnie to opisuje Tolkien w „Silmarilionie” …

  11. Tradycyjnie podawano motyw wcielenia, jako powód buntu aniołów (pycha). Ale nie jest to dogmat ani jakaś prawda objawiona, tylko teologiczna spekulacja. Grzech duchowego bytu, którego natura jest kontemplacja prawdy jest niezrozumiały. Musiałby mu wysiąść intelekt, co oznacza defekt i niedoróby planu stwórczego. Podobnie jak w przypadku grzechu pierworodnego człowieka, wszystkie próby wyjaśnienia zmierzają ku quasi boskiej woli, czyli takiej której nic nie warunkuje poza nią samą, do wolności poza naturą, czyli do dualizmu jakiego nie obserwujemy.

  12. „…Grzech duchowego bytu, którego natura jest kontemplacja prawdy jest niezrozumiały. Musiałby mu wysiąść intelekt, co oznacza defekt i niedoróby planu stwórczego….” – Dlaczego? Wystarczy, że dopuścimy wolną wolę jako KLUCZOWY element designu. Ja patrzę na to z punktu widzenia teorii optymalizacji. Jeśli mamy „czynić sobie Ziemie poddaną”, to skuteczniej będziemy to robić nie będąc prymitywnymi „automatami skończonymi”, w szczególności, „random walk”, byle w ramach „dopuszczalnego zbioru kierunków” jest bardzo dobrym algorytmem optymalizacji globalnej, niezależnie jak popieprzona byłaby topologia funkcji celu. W szczególności, algorytm, który ma możliwość, że tak powiem „jazdy po bandzie”, ale pilnuje się, żeby nie przegiąć, jest szczególnie skuteczny. I ta „konieczność pilnowania się” implikuje „możliwość grzechu”. Ja tam jestem wdzięczny Stwórcy za „możliwość jazdy po bandzie bez trzymanki” – trza się tylko pilnować, :-).

  13. Możliwość jazdy po bandzie bez trzymanki bardzo mi odpowiada. Mniej więcej tak działają biologiczne organizmy. Wątpliwości biorą się z klasycznego, tomistycznego ujęcia w którym grzech pierworodny i jego przekazywanie są niewytłumaczalne. Jestem ciekaw jak teoria optymalizacji radzi sobie z neuro-kognitywnym uwarunkowaniem woli? My sobie mamy świadomość intencji zapoczątkowującej wolne działanie. Tymczasem okazuje, że bez uprzedniej, wystarczająco silnej aktywacji kory ruchowej (której, rzecz jasna, jesteśmy nieświadomi, tak jak całej aktywności mózgu), pozostałe części mózgu nie skategoryzują tej aktywności i w efekcie nie będzie świadomej intencji. Co więcej można zaburzyć działanie kory ruchowej lub obszarów mapujących ją (np. przezczaszkową stymulacją magnetyczną) otrzymując w efekcie działanie bez świadomej intencji, lub intencję działania bez samego działania. Pytam bez podtekstów: nie znam teorii optymalizacji.

  14. „…Jestem ciekaw jak teoria optymalizacji radzi sobie z neuro-kognitywnym uwarunkowaniem woli? …” – nie potrafie powiedzieć. Natomiast nieźle sobie radzi z „pilnowaniem sie”. Najprostszy schemat to predyktor/korektor. Predyktor mówi: iddź w kierunku V na odległość S. Korektor sprawdza 1/ czy kierunek V jest dopuszczalny, innymi słowy, czy „po drodze” nie chodzimy po manowcach 2/ czy punkt docelowy jest dopuszczalny. Dodatkowo, może 3/ zmodyfikować kierunek z V na V’, jego zdaniem lepszy lub przynajmniej dopuszczalny 4/ zmodyfikować długość kroku z S na S’ tak, by punkt końcowy był dopuszczalny. Wreszcie OPTYMALIZATOR może szukać jeszcze lepszego punktu S” wokół S’ na kierunku V’.

  15. Domyslam sie, że Pańskie pytanie może dotyczyć NATURY PREDYKTORA, 🙂 ? Tutaj jest do wyboru – do koloru: losowe, z gradientem sprzężonym (tzn. uwzgledniajace dotychczasowy najlepszy kierunek), bezgradientowe (gdy mało wiemy o funkcji albo jest ona „popieprzona”, rózne specjalizowane: liniowe, kwadratowe, sekwencyjno-linoiowe, sekwencyjno-kwadratowe etc. etc… I różne mniej lub bardziej dziwaczne kombinacje. Podobnie z korektorami. Czasem wręcz trudno rozstrzygnąć, co jest korektorem, a co predyktorem, jeśli np. wynik predyktora zależy od historii procesu optymalizacji …

  16. Tak. Moje pytanie dotyczy tego, co przyczynuje wolną wolę? Jeden jej wolny akt jest powodowany innym wolnym aktem i tak w nieskończoność, czy może każdy akt wolnej woli powstaje ex nihilo? Moim zdaniem oba wyjścia są absurdalne. Tomasz powiada, że wola jest jest naturalnym pożądaniem sprzężonym z równie naturalnym poznaniem. Wola nie jest ponad naturą. Wolna wola zakłada świat, w którym może być wolna. Ten świat musi mieć dwie własności: REGULARNOŚĆ, żeby wolne stworzenie mogło się w nim odnaleźć i orientować na podstawie powtarzających się doświadczeń, oraz PRZYPADKOWOŚĆ, żeby można było rzeczywiście coś uczynić a nie tylko automatycznie powtarzać zadany algorytm. Np. gdyby geny nie miały regularności lub gdyby replikowały się bezbłędnie to życie byłoby niemożliwe. Szczególnie dotkliwy i wymowny przykład: gdyby test zgodności DNA był 100% skuteczny to limfocyty zabijałyby 100% zarodków, jako intruzów, skoro każdy zarodek zawiera nie tylko DNA matki (rozpoznawane przez jej organizm) ale i DNA ojca (którego organizm matki nie rozpoznaje); a tak dzięki brakowi precyzji zabijają tylko do 70%; wszyscy zatem zostalibyśmy zabici jako embriony jeszcze w łonie matki przez jej system odpornościowy. Dzięki błędom przeżywamy ten „holokaust” ale przez to samo mamy np. choroby, katastrofy itd. To jest na wszystkich poziomach tzw. przyrody. Tomasz by tu mówił o nieusuwalnej potencjalności każdego stworzenia, warunkującej możliwość zła ale tu nie chodzi o samą potencjalność. Różne modele matematyczne dość dobrze pokazują, jak się rodzi ta optymalizacja. Tylko, że my nie mamy do tego poziomu wewnętrznego dostępu. My to subiektywnie odczuwamy jako emocję, że coś chcę, coś poznaję a potem to racjonalizujemy jako np. imperatyw moralny czy obowiązek np. miłość bliźniego. Ale tak naprawdę nie mamy w to wglądu. Przyroda robi to za nas. Najlepszy przykład nasze dyskusje o aborcji, pokazujące, że nie mamy zielonego pojęcia o przyrodniczej rzeczywistości

  17. Pana „predyktor” przypomina mi układ dopaminergiczny, który odpowiada za uczenie się. Możliwość uczenia się wynika z ograniczeń. Gdyby mózg ludzki analizował rzeczywistość to nie mógłyby się niczego nauczyć. Mózg jednak nie analizuje rzeczywistości (obliczeniowo niewykonalne) tylko jej reprezentacje. Nie zapamiętujemy wszystkich kotów, jakie widzieliśmy w życiu (na nic więcej nie zostałoby już miejsca) tylko ideę kota, „kotowatość” i kilka szczegółów dla odróżnienia poszczególnych kotów. I dzięki temu funkcjonujemy. Z tego wynika, że tworząc reprezentacje mózg „tnie” dane wg nabytych wzorców i „ocenia” przyszłe bodźce . Jeśli jakiś bodziec będzie sklasyfikowany jako lepszy niż oczekiwany, uruchamia się dopamina i bodziec jest dodatkowo przetwarzany a nie „cięty” wg wzorca. To właśnie jest uczenie się. Tym sposobem wiemy już, że lanie dzieci chociaż je warunkuje, jednak niczego je nie uczy. Dopamina bowiem nie jest związana z układem kary lecz wyłącznie nagrody.

  18. „…Moje pytanie dotyczy tego, co przyczynuje wolną wolę? …” – obawiam się, że problem jest nawet na poziomie metodologicznym nierozstrzygalny, chyba nawet ktoś to pokazał, że stosowna hipoteza byłaby niefalsyfikowalna, tzn. nierozstrzygalna w drodze eksperymentalnej … Czyli, zgodnie z neopozytywistycznym paradygmatem, sam problem nie jest naukowy w sensie metodologii nauk przyrodniczych , :-).

  19. „…lanie dzieci chociaż je warunkuje, jednak niczego je nie uczy …” – to zależy. Tzw. „funkcje kary” niosą z soba pewną „wiedzę”, w senie „nie chodź tam, nie rób tego”, bo jest to niekorzystne dla procesu optymalizacji. Algorytmy „miekkiej selekcji” z funkcją kary szybciej znajduja globalne optimum, niż algorytmy wyłącznie nagradzające. „Funkcja kary” umożliwia unikanie błedów podobnych do juz popełnionych oraz dokonywanie pewnych generalizacji. „Wiedza negatywna” jest także bardzo konkretna i wartosciową wiedzą.

  20. Paradygmat neopozytywistyczny był pewnym (solidnym i rzeczowym) programem i ten program się załamał (dlatego właśnie, że był rzeczowy i solidny, czego nie można o innych powiedzieć) . Nauka nie działa w myśl tego paradygmatu. Nie widzę zatem powodów by nie stawiać w nauce zagadnienia wolnej woli czy świadomości. Behawioryzm załamał się w psychologii, tak samo jak neopozytywizm w nauce. Jeśli się zgodzić na Pana stanowisko to kwestie umysłu trzeba odłożyć do pozbawionej znaczenia sfery mitów, bajek, emocji i poezji (dokładnie w myśl paradygmatu pozytywistycznego). ———– Rzeczywiście badania pokazują większą skuteczność „miękkiej selekcji” z funkcją kary niż strategii wyłącznie nagradzających tak samo jak pokazują nieskuteczność strategii wyłącznie lub jednostajnie karzących. Problem jest zbyt złożony by go tu obawiać. W każdym razie nie można ze strachu nauczyć się matematyki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *