Czy Korea Północna łamie prawa człowieka?

Pytanie to, pozornie, wydaje się być banalne. Korea Północna zdaje się łamać wszystkie możliwe prawa człowieka, ponieważ setki tysięcy obywateli tego państwa siedzi w więzieniach i obozach koncentracyjnych z powodów, które trudno określić inaczej jak tylko mianem „kuriozalnych”, „idiotycznych” i „ideologicznych”. Jedni siedzą, gdyż handlowali pietruszką i chcieli stać się „kapitalistami”; inni siedzą, gdyż wierzą, że Jezus jest Chrystusem, czyli są chrześcijanami; jeszcze inni za to, że za słabo symulowali płacz i rozpacz po zmarłym Ukochanym Przywódcy. Podobne powody prześladowań można łatwo wymienić i wszystkie z nich uważa się za karygodne naruszenie praw człowieka.

Mimo to twierdzę, że Korea Północna nie łamie praw człowieka i jestem w stanie w sposób bardzo prosty to udowodnić. Abym mógł pociąć taboret i zużyć go jako paliwo do pieca najpierw muszę mieć mebel o takiej nazwie; aby zjeść ciastko najpierw muszę mieć pachnący i słodki przedmiot o charakterze jadalnym. Czyli aby cokolwiek zrobić z jakąkolwiek rzeczą muszę ją wpierw dostać w moje ręce. Nie mogę połamać taboretu i zjeść ciastka jeśli ich nie mam w swoim zasięgu. Podobnie jest z komunistyczną Koreą Północną. Aby mogła połamać prawa człowieka najpierw musi uznawać ich istnienie na swoim terytorium. Musi także istnieć jakiś organ, który mógłby stwierdzić, że prawa człowieka są tutaj łamane. Obywatelom tego kraju nie przysługują – i nigdy nie przysługiwały – jakiekolwiek prawa człowieka, a więc trudno powiedzieć, że są one tutaj łamane. O zjawisku takim moglibyśmy powiedzieć tylko wtedy, gdyby Korea Północna uznawała istnienie praw człowieka, a mimo to porządki panujące w tym kraju wyglądałyby tak, jak obecnie wyglądają.

Dlaczego więc politycy i przedstawiciele prawo-człowieczej konfesji permanentnie twierdzą, że w Korei Północnej (i w wielu innych krajach, które nigdy nie uznawały czegoś takiego) prawa człowieka są „łamane”? Wynika to z ich rozumowania, że prawa te obowiązują bez względu na to czy dany kraj je przyjął czy też tego nie uczynił. Miałby one mieć charakter uniwersalny i obowiązujący bez względu na to czy pod daną szerokością i długością geograficzną są uznawane i czy kiedykolwiek były tam przyjęte. Pozwala to na roszczenia do wtrącania się w cudze wewnętrzne sprawy – w imię obrony praw człowieka właśnie – tym, którzy doktrynę tę wymyślili, skodyfikowali, a w tej chwili uważają się za jej jedynych prawowitych interpretatorów. Jest to więc niezwykle istotne i poręczne narzędzie propagandowe i polityczne w walce z tymi, którzy nie uznają naszych twierdzeń za uniwersalne co do czasu i miejsca. Gdy jest to wygodne, to zawsze można kogoś przymusić sankcjami gospodarczymi, interwencją militarną lub nalotami do przestrzegania praw człowieka (i to w naszej interpretacji), a gdy okaże się uparty, to można obalić rząd i ustanowić w jego miejsce bardziej „prawo-człowieczy”. Mówiąc wprost, doktryna praw człowieka jest narzędziem politycznych interwencji państw zachodnich w wewnętrzne sprawy reszty świata.

Konstatacja ta każe uznać tak pojęte prawa człowieka za formę myślenia totalitarnego o rzeczywistości. Zarazem trzeba zauważyć jak wielka jest różnica pomiędzy tego rodzaju myśleniem a nauczaniem Kościoła katolickiego, który także aspiruje do uniwersalności swojego nauczania. Mam w ręku Sumę teologiczną św. Tomasza z Akwinu, konkretnie zaś rozważania na temat stosunku chrześcijan do heretyków i pogan (II, II, 10). Z lektury tej wynika, że heretyk to ten, kto był i formalnie pozostaje chrześcijaninem, gdyż został ochrzczony. Z tej racji raz na zawsze należy do Kościoła i jest poddany obowiązkom przezeń nakładanym. Heretyk jest więc odstępcą, zdrajcą i należy wobec niego zastosować surowe represje, włącznie z karą śmierci w skrajnych przypadkach. Zupełnie inna sytuacja jest z poganami. Poganin to ktoś, kto nigdy nie był chrześcijaninem, a więc nigdy nie znajdował się we władzy Kościoła. Ten ostatni nie posiada tedy żadnej mocy przymuszania go do wiary, zmuszania do wyznawania ortodoksji, ochrzczenia go na siłę itd. Poganin to osoba zewnętrzna wobec chrześcijaństwa. Dlatego Akwinata uważa, że należy z nim kontaktować się wedle zasad prawa natury, szanując jego własność, prawa, władzę jeśli ją sprawuje itd. Wyjątek czyni tylko w tej sytuacji, gdy poganin nie szanuje praw naturalnych chrześcijan i zmusza ich np. do apostazji z własnej wiary. Pogański władca prześladujący chrześcijan sam zwalnia swoich chrześcijańskich poddanych z obowiązku posłuszeństwa wobec siebie.

Gdyby św. Tomasz z Akwinu żył dzisiaj, to powiedziałby, że ani Korea Północna, ani dynasta Kimów nigdy nie były chrześcijańskie. Nie ma tam heretyków wobec których Kościół ma jakiekolwiek prawa. Jedynie nieliczni chrześcijanie mogą zachować prawo do prawowitego buntu, skoro prześladuje się ich za sam fakt bycia chrześcijanami. Skoro Korea Północna jest pogańska, to wymyka się (potencjalnie) uniwersalnej władzy Kościoła. I to jest różnica pomiędzy chrześcijańskim scholastykiem mediewalnym a prawo-człowieczym scholastykiem współczesnym, dla którego prawem objawionym są prawa człowieka. Jakkolwiek demoliberałowie lubują się w zarzucaniu katolicyzmowi „nietolerancji”, to załączony przykład pokazuje jak bardzo – w porównaniu – sami są nietolerancyjni, ponieważ nie uznają jakiejkolwiek różnorodności świata. Wszyscy i wszystko powinno być zuniformizowane wedle wzorca opisanego w rozmaitych deklaracjach prawo-człowieczych napisanych przez zachodnich „postępowych” intelektualistów, którzy nie mają pojęcia o kulturze, religii i obyczajach innych ludów świata, tych, które nie pochodzą z tradycji zachodniej. Akwinata był człowiekiem nieporównywalnie bardziej tolerancyjnym niż współczesny demoliberał. Aczkolwiek płakał i ubolewał, że nadal są ludzie, którzy nie wierzą w Chrystusa, to przyjmował ten fakt do wiadomości i nie głosił, iż należy ich przymusić do wiary. Takie stanowisko dla kapłanów demokracji jest dziś kompletnie niezrozumiałe.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 2]
Facebook

0 thoughts on “Czy Korea Północna łamie prawa człowieka?”

  1. Uśmiałem się serdecznie. Niechcący, jak sądzę, prof. Wielomski wyłożył doktrynę o wolności religijnej II Soboru Watykańskiego, którą jako tradycjonalista, zaciekle zwalcza.

  2. @Włodzimierz Kowalik – Wolność religijna wg VS to „czy jesteś katolikiem, kalwinem, sunnitą czy czcisz Matkę Ziemię i Ojca Niebo będziesz tak samo zbawiony”; tutaj autor mówi, że jak ktoś nie jest chrześcijaninem nie podlega władzy Kościoła. Nie widzę tutaj równości tez.

  3. 1/Oczywiście, że to doktryna Akwinaty, Ewangelii a także II SW. „Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą”. Można zachowywać jedynie to prawo, które uznało się za własne. Dziwne, że taka prosta prawda, przypomniana przez II SW wywołuje takie kontrowersje. Symptomatyczne jest jednak jej zastosowanie, jako argumentu dla pognębienia dogmatycznych kapłanów demokracji. 2/ Cogito, nie można dyskutować o tekstach IISW, jeśli nie widziało się ich na oczy. Poza tym z Pana interpretacji wynika, że katolik jest niewolnikiem i pod tym względem niczym nie różni się od członka komunistycznej partii koreańskiej.

  4. Korea Północna od strony prawnej uznaje prawa człowieka, bo od 1991 r. jest członkiem ONZ, więc musiała przyjąć Kartę Narodów Zjednoczonych, w której już art. 1 zapewnia, że członkowie NZ respektują prawa człowieka.

  5. @Włodzimierz Kowalik – tyle, że wcześniej powiedziałeś o „wolności religijnej”, zatem (w wersji ogólnej) prawie do wyznawania dowolnej religii lub żadnej. Jeżeli chce już Pan rzucać wersami z PŚ to prosiłbym jednak o wersy bardziej jednoznaczne, bo ten o odmierzaniu równie dobrze może zostać użyty przeciwko sądom, które w końcu wszyscy mają obowiązek tworzyć i szanować (na mocy Siedniu Praw Mojżesza). Ba, każdy wers (wyrwany z całości, kontekstu, sąsiednich wersów) można użyć do dowolnej interpretacji np. Mt 10,5 jako to, że nauka Chrystusa powinna być skierowana tylko do Żydów. Co chcesz, to sobie wyciągniesz, jeżeli nie masz całościowej wiedzy nt. innych fragmentów PŚ, historii, różnic między językowych etc. Z całości PŚ wychodzi taki schemat – Żydzi będą sądzeni wg Starego Zakonu, chrześcijanie wg Nowego Zakonu zaś poganie wg swoich zwyczajów (konkretnych rozdziałów teraz Ci nie znajdę, ale znaleźć to nie problem). U Akwinity KK ma prawo stosować przymus wobec heretyków w celu powrotu na łono Kościoła, ale nie ma prawa zmuszać pogan do wcielenia się na to łono na tej samej, powyższej zasadzie. Czy to podlega pod zasasdę „Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą”? Raczej nie. Dalej. Można dyskutować o tekstach, które się ich nie widziało i będzie to całkowicie poprawne – przypomnij sobie czy na lekcjach historii otrzymaliście oryginały tekstów tj. „Konstytucja 3 maja” czy też „Manifest Lipcowy”? No właśnie, na kopiach, relacjach etc. też można opierać wnioskowanie. Dalej. Niewolnictwo – każdy jest niewolnikiem, ale innych aspektów. Np. ogólnie ludzkość jest niewolnikiem swej biologii. Permanentnej wolności nikt właściwie nie ma.

  6. Zestawienie z ciastkiem jest nieco naciągane (i nie tylko ono). Mogę zjeść ciastko, jeżeli obiektywnie istnieje w zasięgu mojego łapska. Nie ma tu nic do rzeczy, czy ktoś istnienie ciastka formalnie uznaje, czy nie. To jest jeden z tych tekstów, które należałoby zostawic do przemyślenia, a dopiero potem, po korektach, opublikować.

  7. „Starajcie się zrozumieć, co znaczy: chcę bardziej miłosierdzia niż ofiary”. Ewangelia głosi trudną do zdefiniowania wolność wewnętrzną, której „biologiczna niewola” jest niezbędną częścią. Błogosławieństwa są mówione z perspektywy osoby spełnionej i wolnej a nie z perspektywy powinności, prawa czy aspiracji. Św. Paweł głosi wolność nawet niewolnikom. Z tego powodu własne sumienie jest ostateczną zasadą czynu, nawet gdy zewnętrzne okoliczności mówią co innego. Mamy obowiązek słuchać sumienia, choćby było heretyckie lub błędne. „Co nie jest z przekonania jest grzechem”. Takie jest prawo Ewangelii. Heretyk jest wprawdzie „odstępcą, zdrajcą i należy wobec niego zastosować surowe represje, włącznie z karą śmierci” lecz osobną kwestią jest, kto jest heretykiem. Kopernikańska teza Galileusza została w 1616 roku uznana za „formalnie heretycką i filozoficznie absurdalną”. W 1992 roku uznano publicznie, że nie była heretycka nawet formalnie. Powstaje pytanie kiedy „formalny heretyk” staje się „heretykiem materialnym”? Rozumiem, że Pana odpowiedź brzmi: „kiedy mu władza karze”. W ten sposób mamy: władza<=>prawda. To właśnie raczył zakwestionować autor artykułu.

  8. Sumienie obowiązuje każdego, co nie stanowi przesłanki, by ustanowić prawo do zabijania. Tradycjonaliści zdają się to rozciągać na obszar wiary i twierdzą, że nie można ustanowić prawa do błędu, skoro wybór religii (także fałszywej) jest wiążący w sumieniu. Teza potępiona w Syllabusie: „15. Każdy człowiek ma swobodę wyboru i wyznawania religii, którą przy pomocy światła rozumu uzna za prawdziwą.” A współcześnie Benedykt XVI napisał w adhortacji Ecclesia in Medio Oriente: „26. Wolność religijna jest szczytem wszystkich wolności. Jest świętym i niezbywalnym prawem. Obejmuje ona równocześnie na poziomie indywidualnym i zbiorowym wolność sumienia w sprawach religijnych oraz swobodę kultu. Obejmuje też swobodę wyboru religii, którą uważa się za prawdziwą, i publiczne wyrażanie swojej wiary.”

  9. Ja tu widze jeszcze inny problem. KP znamy tylko dzieki mediom. Gdyby nie to, ze istnieja media – w ogole bysmy nie wiedzieli, ze taki kraj istnieje. Czy w takim razie istnienie mediow zmienilo etyke stosunkow miedzynarodowych?

  10. Anawim, teza 15 Syllabusa jest słuszna. Tylko, że w niej chodzi o tzw. religię naturalną (vide: „którą przy pomocy światła rozumu uzna za prawdziwą”). W końcu religii naturalnych jest sporo i jakoś trzeba wyjaśnić ich „niesłuszność”. Dzisiejsza nauka też twierdzi, że religii człowiek sobie nie wybiera „światłem rozumu” (np. Gazzaniga). Człowiek jest religijny z natury i szuka Boga po swojemu. Odpowiada za to cnota moralna z rodzaju sprawiedliwości. To ruch człowieka ku Bogu (prawo). Wiara natomiast to co innego, to cnota Boska, ruch Boga ku człowiekowi (łaska). Wiara chrześcijańska nie pochodzi ani ze światła rozumu, ani nie jest naturalną religijnością. Benedykt XVI powiedział to dosadnie: „chrześcijaństwo nie jest religią” za co dostał burę. Tradycjonaliści natomiast tak się zapędzili przeciwko Lutrowi, że wyznają usprawiedliwienie z prawa (skoro Luter uznawał tylko usprawiedliwienie z wiary). I dlatego nie przyznają „prawa do błędu”. Jeśli jednak nie ma prawa do błędu to usprawiedliwienie z wiary jest niepotrzebne. Krótko mówiąc Ewangelia staje się prawem naturalnym, wiara staje się religią, taką jak obecnie tzw. demoliberalizm, czy komunizm w Korei Północnej. Prof. Wielomski ładnie zauważył, że taki stetryczały scholastyk jak św. Tomasz był bardziej tolerancyjny niż dzisiejsze religie. Inna sprawa, że on to zauważył z taktycznych powodów. W gruncie rzeczy zazdrości zarówno demoliberałom i komunistom ich nietolerancyjnej religii naturalnej.

  11. Włodzimierzu, widzę, że interpretatora Gazzanigi interpretujesz (sic!) jako coś innego niż światło rozumu. Ok. Ale nie uważam, by wybór religii dało się zredukować do tego mechanizmu. Być może, leży on u podstaw dążenia do nadania sensu, jednak wybór religii obejmuje także działanie rozumu, np. badanie spójności twierdzeń religijnych. Ciekawe, że w takim ujęciu, w wyborze i wyznawaniu religii uznanej za prawdziwą przy pomocy światła rozumu, prym by wiedli np. sedewakantyści, a nie Bogu ducha winni muzułmanie wychowani w tamtejszej kulturze. Jeśli pod pojęciem wiary rozumiesz wyłącznie cnotę wlaną, to w zasadzie nie ma o czym dyskutować: wierzą tylko prawowierni katolicy (jedna herezja ruguje wiarę). Sam Benedykt jednak stosuje to pojęcie w znaczeniu szerszym, vide: „[wolność religijna] obejmuje też swobodę wyboru religii, którą uważa się za prawdziwą, i publiczne wyrażanie swojej wiary.” Nie rozumiem, dlaczego odmowa przyznania prawa do błędu miałaby skutkować brakiem potrzeby usprawiedliwienia z wiary. Przyjmijmy, że jeśli ktoś ma cnotę wiary, to przyjmuje wszystkie tezy wiary za prawdziwe (jeśli odrzuca jakąś tezę wiary, to nie ma cnoty wiary). Stąd by wynikało, że można nie mieć cnoty wiary i przyjmować wszystkie tezy wiary za prawdziwe (przypadkowo, jakby powiedział św. Tomasz o uznawaniu niektórych tez wiary przez heretyków). Dlatego nawet jeśliby nie było prawa do błędu (i ktoś przyjmowałby przez autorytet prawa wszystkie tezy wiary), to i tak występowałaby potrzeba usprawiedliwienia z wiary, jako koniecznej do zbawienia. Twoje twierdzenie miałoby sens tylko wtedy, gdyby wypełnienie prawa skutkowało zbawieniem. Innymi słowy: circulus vitiosus :).

  12. Chyba rozumiem ironię i przekaz Autora – i się z nią zgadzam. Istotnie: czym bowiem są prawa człowieka? To umowa. Jeżeli od jutra umówimy się, że prawem każdego człowieka jest rysowanie różowych słoni, to w krajach taką deklarację ratyfikujących będzie to prawo człowieka. Np. nigdzie w Europie posiadanie domu lub mieszkania nie jest zapisane w prawach człowieka, a zatem takim prawem nie jest. Podczas kiedy w Libii za Kadafiego – i owszem, było to zresztą zapisane w prawie tego kraju. Korea nie podpisywała tego, co obecnie uznaje się za PC, więc nie łamie konwencji, której nie ratyfikowała- i już. Nie utożsamia się kręgiem kulturowym, który to wymyślił. Podobnie, jak nie jest w stanie złamać np. przepisów strefy Schengen – bo do niej nie należy. Do lewicowych pyszałków z Francji nie jest w stanie dotrzeć to, że fakt, że ich zdanie nie jest zdaniem ludzkości.

  13. Anawim. Twierdzimy to samo. Przecież wypełnienie prawa skutkuje zbawieniem („Nie przyszedłem znieść prawo, lecz je wypełnić”). Pytanie tylko czy jest to wykonalne bez wiary, nadziei, miłości (łaski)? „Beze mnie nic nie możecie uczynić”. Przecież „wiara bez uczynków jest martwa”. „Dlatego nawet jeśliby nie było prawa do błędu (i ktoś przyjmowałby przez autorytet prawa wszystkie tezy wiary), to i tak występowałaby potrzeba usprawiedliwienia z wiary, jako koniecznej do zbawienia”. Używasz za dużo funktora Sheffera i przez to wychodzi Ci circulus vitiosus 🙂

  14. Włodzimierzu, no nie twierdzimy tego samego. Ty ciągle uważasz, że brak prawa do błędu, czyli prawo nakazujące uznać to, co podaje Kościół do wierzenia bez cnoty wiary (?) skutkuje brakiem potrzeby usprawiedliwienia z wiary. Przyjmując, że wypełnienie prawa skutkuje zbawieniem oraz że nikt nie może wypełnić prawa bez wiary, tylko potwierdzasz, że ten brak prawa do błędu nie wyłącza konieczności usprawiedliwienia z wiary. Bo nawet znając to prawo nie jesteś w stanie go wypełnić bez łaski. Czyż nie?

  15. Natomiast ciekawa jest uwaga, czy mózgowy interpretator Gazzanigi to światło rozumu (moim zdaniem niezupełnie – o czym dalej), mechanizm biologiczny czy jeszcze co innego (!). I w związku z tym, co odpowiada za wybór religii. W obecnej filozofii umysłu jest ciekawa sytuacja. Ponieważ tomiści i arystotelicy oddali pole (za co ci pierwsi będą się w piekle smażyć :-)) są tylko dwa stanowiska: przeważający monizm (np. fizykalizm) i gdzie nie gdzie dualizm (własności lub substancji). Skutkiem tego myśl klasyczna (i teologia) zostają zaliczone do dualizmu (dla czołowego, polskiego dualisty prof. Judyckiego, Akwinata jest typowym dualistą a kartezjanizm to złośliwe etykietowanie) i tym sposobem zmarginalizowane, jako fanaberie. Z dualizmem łączy się przekonanie o transcendentalnym, odrębnym umyśle, które wyklucza by mózgowy interpretator Gazzanigi to było światło rozumu. Dualizm nie ma za sobą żadnych, poważnych argumentów, gdyż wszystkie sprowadzają się do wykazania logicznej niesprzeczności dualizmu (jak zauważył Wittgenstein), która /1/ niczego nie wyjaśnia (chyba, że przyjmiemy ontologiczne sofizmaty Anzelma), /2/ nie znajduje żadnego empirycznego potwierdzenia i /3/ jest eksplanacyjnie bezużyteczna. Istnienie niezrozumiałej z istoty tajemnicy umysłu, niezrozumiale wpływającej na wydarzenia w świecie fizycznym w tym tajemniczo na mózg, nie może pretendować do miana wyjaśnienia (np. transcendentalny umysł Sokratesa „wyjaśnia” jego heroiczną śmierć, choć nie potrafi wyjaśnić jak Sokrates wyciągnął rękę, żeby wziąć naczynie z cykutą). Wyjaśnienie za pomocą niewyjaśnialnego nie jest wyjaśnieniem (przynajmniej dla mnie). Często podnoszony przez dualistów zarzut niezupełności eksplanacyjnej fizyki nie ma żadnego związku z umysłem. Umysł może być całkiem fizyczny nawet jeśli fizyka nie ma przywileju eksplanacyjnej zupełności (pomijam już fakt, że przekonanie, iż fizyka to nauka o materii jest urojeniem). Podstawowy argument dualistów to stary, leibnizjański motyw spaceru po mózgu powiększonym do rozmiarów młyna, w którym znajdujemy różne mechanizmy a żadnej myśli. Udoskonalony potem przez Nagela (jak to jest być nietoperzem?) i Johnsona (Mary-genialna neurolog). Argument ten jest nie na temat, ponieważ nawet z najbardziej fizykalistycznych teorii umysłu też wynika stan opisany przez Leibniza. Dopóki bowiem nie jestem podłączony do systemu nerwowego tak, jak jego właściciel, zawsze znajdę się w sytuacji trzecioosobowego obserwatora, który widzi połączenia układu ale nie widzi żadnej w nim myśli, generowanej przez ten układ. Tak zatem interpretatora Gazzanigi nie interpretuję, jako coś innego niż światło rozumu ale też nie utożsamiam go ze światłem rozumu.

  16. Tak się zastanawiałem, czy przejdziesz obojętnie wobec tego „OK” dla przeciwstawienia światła rozumu i interpretatora. 🙂 Wg mnie jest tutaj problem przekładu pojęć pomiędzy neurobiologią i antropologią. Nie wiem jakby się nie gimnastykować, pozostaje przyznać, że tradycyjnie rozumowanie nie odbywa się poprzez narząd cielesny; narząd cielesny dostarcza wyobrażeń. Próba nadania pojęciu rozumu znaczenia współczesnego poprzez mariaż antropologii z neurobiologią jest chyba anachronizmem. Należy odrzucić anachronizm i stwierdzić, że stosunek odczuwania, wyobrażania i pojęciowania do narządu cielesnego jest taki sam (tj. dostarcza „substratu” i odpowiada za samą czynność). Widać mechanizm układu nerwowego, nie widać wyobrażenia, uczucia i myśli. Wniosek ten sam: interpretator Gazzanigi nie jest czymś innym niż światło rozumu, ani nie nie jest tym samym.

  17. /1/ „Ty ciągle uważasz, że brak prawa do błędu, czyli prawo nakazujące uznać to, co podaje Kościół do wierzenia bez cnoty wiary (?) skutkuje brakiem potrzeby usprawiedliwienia z wiary”. Ja nie uważam (intuicyjnie), aby ta sytuacja była możliwa. Gdyby teolodzy wiedzieli jak skomplikowana logicznie jest ich materia, nie napisaliby ani słowa. /2/ „Próba nadania pojęciu rozumu znaczenia współczesnego poprzez mariaż antropologii z neurobiologią jest chyba anachronizmem”. Może anachronizmem ale dla katolika – koniecznym :-). /3/ „Należy odrzucić anachronizm i stwierdzić, że stosunek odczuwania, wyobrażania i pojęciowania do narządu cielesnego jest taki sam (tj. dostarcza „substratu” i odpowiada za samą czynność)”. Funkcjonalizm ujmuje to tak samo. Poza skrajnymi rodzajami fizykalizmu eliminacyjnego (tzw. qualia nie istnieją), wszystkie inne fizykalizmy uznają, że myślenie (umysł) nie jest cielesne. Fizykalistyczna teza o emergencji umysłu, jako „całości większej od sumy części” bardzo przypomina arystotelesowskie pojmowanie duszy i tłumaczy (inna sprawa czy prawdziwie) perspektywę trzecioosobowego obserwatora w argumencie Leibniza. Dualizm substancji niczego nie tłumaczy, więc gra jest chyba warta świeczki.

  18. /1/ Zważ, że moje rozumowanie opierało się na utożsamieniu „braku prawa do błędu” z „prawem nakazującym akceptację tez wiary”. Sęk w tym, że takiego utożsamienia nigdy nie było: przed soborem nie było prawa do błędu i nie było prawa pozytywnego w tym zakresie. No i najlepsze: niby czym miałoby być „wypełnienie prawa do błędu” i jak jego wypełnienie przyczynia się do zbawienia? 🙂 Co do teologów… Ostatnio jeden na stwierdzenie mojej żony, że Heller nie jest taki trudny w odbiorze, chce jej przysłać „Filozofię i wszechświat” z zaznaczonymi trudniejszymi fragmentami. /2/ No nie wiem, czy koniecznym. Problem pojawia się, gdy chcemy mówić o substancji odłączonej. Czym jest umysł bez ciała? Czym jest Czyściec? Do wiary w Czyściec nie jest konieczne właściwe przekonanie o „jak”. Chodzi mi o to, że nie ma potrzeby przenoszenia pojęć pomiędzy neurobiologią i teologią. A jeśli już, no to trzeba jasno wskazać na protokół rozbieżności. Innymi słowy: jeśli Kościół w XIX wieku stwierdził coś o wykorzystaniu światła rozumu w kontekście wyboru religii, to dopóki nie wypowie się o neurobiologicznych podstawach wyboru religii, trzeba włożyć sporo wysiłku w przekład. /3/ Wydaje mi się, że św. Tomasz uznałby, że relacje pomiędzy qualiami i mózgiem a wnioskowaniem i mózgiem są różne: qualia są stanem cielesnym a wnioskowanie nie jest stanem cielesnym. Ja uważam, że niesłusznie. A Ty?

  19. Ad. 1 Tak zauważyłem, „prawo do błędu” wymyślili sobie lefebryści dzięki brakowi elementarnej orientacji w logice, dla pognębienia zjawiska zwanego II SW (co dostatecznie objaśnia teoria markera somatycznego). Niedawno miałem starcie z pewnym włoskim księdzem (z neokatechumenatu dla odmiany, ale to ten sam rodzaj zacietrzewienia :)), który nie mógł uwierzyć, że „z fałszu wynika wszystko”. Ani matryca implikacji nie pomagała, ani oczywiste przykłady [jeżeli Wezuwiusz ma 5.000 m/fałsz/ to Wezuwiusz na więcej niż 300 m/prawda/]. Proboszcz zakończył, że teza jest dyskusyjna. Na co ja odpowiedziałem, że z nonsensami się nie dyskutuje i wyszedłem. Dokładnie ten sam problem jest z „prawem do błędu”. „Filozofia i wszechświat” jest rzeczywiście bardzo trudna. Za to „Teologia i wszechświat” to lektura wręcz rozrywkowa (i makabryczna z racji zarzynania tomizmu). Niestety często mam wrażenie, że teologia to w ogóle jest dyscyplina rozrywkowa i pewnie gdyby nie pozycje typu „Logika i teologia” pod redakcją Piechowicza, tak bym nawet sądził. Ad.2 Problem w tym, że dzisiaj mówi się o substancji odłączonej już w przypadku żywego człowieka, albo zaprzecza się jego duchowości! Dzisiejsi dualiści traktują qualia jako umysł bez ciała czyli jak duszę po śmierci (zob. np. dyskusja na portalu http://www.uwolnijmyslenie.pl). Tomista w dzisiejszej filozofii umysłu zająłby stanowisko materializmu nieredukcyjnego (jak Bremer we „Wprowadzeniu do filozofii umysłu”). Dlatego Heller ma rację, że neurobiologia to będzie trzeci jeździec Apokalipsy po Koperniku i Darwinie. Ad.3 Uważam, że qualia, podobnie jak wnioskowanie są stanami generowanymi przez mózg, co robi ze mnie „materialistę”. Funkcjonowanie i budowa mózgu pozwala pokazać, jak dokonuje się heureza pojęć. Tomasz nie wiedział w jaki sposób mózg dokonuje reprezentacji zmysłowej rzeczywistości (mózg to była podówczas chłodnica krwi), my wiemy. Dualista stoi przed pytaniem: po co jest mózg? W jego metafizyce mózg jest bowiem „organem bezfunkcyjnym”. Wszystkie funkcje przypisywane przez neurobiologa mózgowi, szczególności semantyka, u dualisty pełni bowiem niematerialny umysł. Oni to tłumaczą niezupełnością eksplanacyjną nauk przyrodniczych. Taki argument niczego nie dowodzi (a od kiedy jest przejście od myślenia do bytu, czyli od metodologii do metafizyki?). Równie słusznie mogę celować z dalekosiężnej artylerii na oko (np. na okręcie liniowym), twierdząc, że balistyka jest niezupełna eksplanacyjnie i to co mówi o celowaniu, nie wyjaśnia jak się trafia w cel. Zapisałem się na studia „Nauka i religia” ze specjalizacją „Nauki ewolucyjne i neurobiologia”. Jak skończę, to może będę mądrzejszy.

  20. Ad 1. Nie odpisywałem, bo zastanawiałem się; w pierwszej chwili pomyślałem, że to właśnie ujęcie pomijające logikę nie dozwala mówić o prawie do błędu. Ale… czy można powiedzieć, że Słońce i inne gwiazdy poruszają się, a Ziemia jest nieruchoma? Przyjmując pewne założenia – myślę, że tak i nie będzie to błędem. Na gruncie religijnym – każdy ma prawo przyjąć lub odrzucić dogmat podstawowy (ma lub nie ma cnoty wiary). Jeśli nie przyjmuje tego dogmatu, to odrzucając prawdy wiary nie jest w błędzie. Błąd by popełnił, gdyby twierdził, że np. dla danego dogmatu podstawowego, Maryja nie jest Dziewicą. (powyższe to tylko analogia – przejście od prostej obserwacji nieba nade mną do uznania heliocentryzmu, a potem modelu standardowego, jest uzasadnione w inny sposób, niż przejście od niewiary do wiary). Oczywiście, można powiedzieć, że Maryja jest Dziewicą, bez względu na czyjeś mniemanie. Ale błąd może wystąpić tylko w czyimś poznaniu. [dzięki za przykład z Wezuwiuszem; Filozofię i wszechświat właśnie czytam] Co do reszty – pozostaje się zgodzić, a pomysł ze studiowaniem – pochwalić. 🙂

  21. Nie. To nieznajomość logiki pozwala MÓWIĆ o prawie do błędu. Logika nie dopuszcza żadnych praw do błędu. Ale te sama logika zabrania sobie mówić o prawdzie wszystkich zdań, czyli po prostu o Prawdzie. Dziwne jest to samoograniczenie się logiki, ale właśnie dzięki niemu unikamy problemu samoodniesienia, który generuje paradoksy, takie jak „prawo do błędu”. Jeżeli bowiem istnieje zdanie o prawdzie wszystkich zdań, to odnosi się ono również do swojej własnej prawdy, a to rodzi sprzeczność. Dlatego z logicznych powodów nie wolno domykać pętli logicznych. Stąd nie ma żadnego „prawa do błędu”. To nic nie znaczy. Ani przyznanie sobie tego prawa, ani odmówienie go drugiemu. Sama do siebie to może się odnosić … Trójca Święta. Robienie z siebie Trójcy Świętej jest nie na miejscu….

  22. „Ale… czy można powiedzieć, że Słońce i inne gwiazdy poruszają się, a Ziemia jest nieruchoma? Przyjmując pewne założenia – myślę, że tak i nie będzie to błędem.”. Tu się nie zgadzam. To sprowadza naukę do konwencji. Bardzo popularne obecnie ujęcie i pewnie dominujące w najbliższych latach. Założenia można przyjmować różne, ale nie są one całkiem dowolne. Tutaj przyjąłeś dowolne i nieprawdziwe założenie o nieruchomości jednego z obiektów: Ziemi lub Słońca. A jeśli oba są ruchome? Wszystko na to wskazuje. Nawet u Arystotelesa nieruchomy jest tylko Pierwszy Motor. Doprawdy, ale teza o nieruchomości Ziemi jest … astrologiczna (wyobrażeniowa). Polecam „Metafory w naszym życiu” Johnsona i Lakoffa.

  23. Nie rozumiem, dlaczego logika nie dopuszcza prawa do błędu. Na gruncie prawa (popraw mnie, specu) błąd to niezgodność między rzeczywistością i jej odbiciem w świadomości (by wiki), np. nieświadomość lub urojenie. Jeśli wiara w Wisznu jest urojeniem, to prawo do wiary w Wisznu jest prawem do błędu. Na gruncie logiki, Twoje rozważania o Prawdzie mnie nie przekonują, bo tutaj nie chodzi o Prawdę, ale o określony zbiór zdań prawdziwych (prawdy wiary) i zdań fałszywych (niektóre tezy innych religii). Jeśli ja twierdzę, że masz prawo do uznania, że Jezus nie jest Bogiem to twierdzę, że masz prawo do przyjęcia za prawdziwe zdania fałszywego, czyli masz prawo do błędu. Czyż nie? Nie sprowadziłem nauki do konwencji, tylko religię do konwencji, o tyle, o ile akceptacja niektórych założeń naukowych jest uzasadniona (rozumowo), a założeń religijnych – nie. Chodziło mi o to, że gdy moja córka za jakiś czas powie mi, że Ziemia jest nieruchoma, a Słońce się rusza, to nie popełni błędu. Jedynie jej konotacja Słońca będzie Lakoffowa, a nie Hellerowa, do czego ma prawo, ze względu na niemożność zrozumienia lepiej uzasadnionych, mniej dowolnych założeń. Twoja kosmologia też jest „błędna” przecież, jednak nie znasz lepszej. I teraz trzeba sobie zadać pytanie o prawdziwość religii. Na gruncie logiki tezy religijne są prawdziwe lub fałszywe (zgodnie z ujęciem Bocheńskiego). Ale z drugiej strony znaczenia pojęć w religii podlegają tym samym, albo i większym ograniczeniom, co Twoje twierdzenia o ruchu we Wszechświecie. Bo kiedy mówisz, że Słońce i Ziemia się poruszają, to jesteś bliższy „istocie rzeczy”, niż kiedy mówisz, że „Bóg jest Ojcem”. Albo i nie. Pytanie: czy mam prawo wybrać założenie o nieruchomości Ziemi?

  24. Nie masz prawa wybrać założenia o nieruchomości Ziemi. Jeżeli uważasz, że masz, to pokaż mi taką regułę w metajęzyku fizyki, która dopuszcza przyjmowanie nieuzasadnionych (błędnych) tez fizycznych (w języku przedmiotowym). Ja uważam, że nie ma takiego prawa. Podobnie jak nie ma prawa robienia błędów w systemach aksjomatycznych. System z błędem jest nic nie warty. Nauka nie jest czarnoksięstwem. Choć trudno pokazać na czym polega staranność naukowa, nie polega ona na prawie do błędów. Jeśli Twoja córka nie popełni błędu mówiąc, że Ziemia jest nieruchoma (jak twierdzisz), nie będziesz miał żadnej racji, żeby ją poprawić. Definiując błąd przyjąłeś obrazkową teorię znaczenia („niezgodność między rzeczywistością i jej odbiciem w świadomości”). Wittgenstein też ją przyjął w „Traktacie” i tamże słusznie konkludował: każdy kto mnie rozumie wie, że to co powiedziałem nie ma sensu”. I tak jest. Nie da się zbudować obrazu rzeczywistości w świadomości, bo taki obraz musiałby obejmować również samą świadomość i samo jej odniesienie do rzeczywistości. Nie tak działa ludzkie poznanie. Poznajemy na zasadzie interakcji z jakimś wycinkiem rzeczywistości, której sami jesteśmy częścią. Jak wiara w Wisznu ma być urojeniem, skoro składają się na nią nie tylko deskrypcje czy tezy ale również performatywy, reguły i zachowania? Nie znam się na hinduizmie ale wg Bocheńskiego ich logika nie jest nawet zaksjomatyzowana. Przypuszczam, że wiara w Wisznu nie występuje w formie tez. Einstein w rozmowie z Rabindranath Tagore nie mogli ustalić nawet czy istnieje „rzeczywistość obiektywna”.

  25. Co do tez innych niż deskryptywne w religii – zgadzam się. Ale każda religia ma też pewne deskrypcje i wnioskowania. Odchodząc od Wisznu i jego inkarnacji, spróbujmy skupić się na bliższym nam przykładzie. W judaizmie przeprowadzisz wnioskowanie istnieje 1 Bóg Jahwe -> Jezus z Nazaretu nie jest Bogiem. Czy uważasz, że to błąd (ja tak uważam)? Czy dajesz prawo do akceptacji tej tezy? Czy to jest prawo do błędu? Dlaczego logika nie zezwala na prawo do tego błędu? Nie ma takiej reguły w metajęzyku fizyki, która pozwala na przyjęcie błędnych tez. Ale jest w metanauce i umożliwia w ogóle jej rozwój. Analogicznie, mam nadzieję, że umożliwi rozwój mojej córce. Nie jesteśmy fizykami, tym bardziej moja córka. Być może masz rację, że twierdzenie mojej córki, iż Ziemia się nie rusza, jest błędem. Tak samo być może jest błędem twierdzić, że osoba sparaliżowana się nie rusza, choć, jakby nie patrzeć, leci w stronę Andromedy z niebagatelną prędkością 100 km/s.

  26. Wiara, że Jezus z Nazaretu jest Bogiem jest łaską a nie prawdą dostępną naturalnemu rozumowi np. deskrypcją czy wnioskowaniem („Nie objawiły ci tego ciało i krew ale Ojciec, który jest w niebie” – mówi Jezus do Piotra wyznającego Jego Boskość). Brak takiej wiary nie jest błędem logicznym, skoro możliwe jest, że Jezus nie jest Bogiem (podobnie w wypadku każdej tezy empirycznej np. nie jest błędem logicznym utrzymywanie, że Ziemia jest płaska). Ateista Russell też uważał termin „Bóg” za deskrypcję, podobnie jak termin „obecny król Francji”. Prawo akceptacji lub zaprzeczenia dowolnej tezy języka przedmiotowego (prawda albo fałsz), jest z konieczności metajęzykowe i odwołuje się do przyjętych reguł uznawania twierdzeń (logika deontyczna, pragmatyka, metodologia, metanauka, etyka, zdrowy rozsądek, tradycja, religia, łaska itd.). Reguły zaś nie są twierdzeniami i dlatego ani w języku przedmiotowym (twierdzenia) i w metajęzyku (reguły) nie ma żadnego prawa do błędu. Logika zezwalająca na prawo do błędów byłaby całkowicie bezużyteczna. Błądzić możemy doskonale i bez logiki. „Nie ma takiej reguły w metajęzyku fizyki, która pozwala na przyjęcie błędnych tez. Ale jest w metanauce i umożliwia w ogóle jej rozwój”. Nie znam żadnej takiej reguły w metanauce. Znam twierdzenia o błędach ale to co innego. Twierdzenia o błędach są używane do ich unikania a nie popełniania. Równie dobrze (i bez sensu) mogę orzec, że niebyt jest warunkiem bytu (Heidegger, Sartre). Kognitywiści różnej maści uważają, że normatywność (wszak stosowanie się do reguł jest warunkiem koniecznym matematyki, logiki, prawa, kultury itd.) jest wynikiem ludzkiej zdolności do imitacji. Imitowanie zachowanie (neurony lustrzane) jest warunkiem świadomego umysłu, który takie zachowanie odbiera jako dobre, słuszne, nakazane, imperatywne itd. Słowem traktuje je jako regułę (a jeszcze wcześniej używa jako protoregułę). Reguła może być z czasem rozpoznana jako błędna i odrzucona co wcale nie będzie przejawem prawa do błędu (reguła błądzenia pozwalałaby nie błądzić tylko przypadkiem). „Analogicznie, mam nadzieję, że umożliwi rozwój mojej córce. Nie jesteśmy fizykami, tym bardziej moja córka. Być może masz rację, że twierdzenie mojej córki, iż Ziemia się nie rusza, jest błędem. Tak samo być może jest błędem twierdzić, że osoba sparaliżowana się nie rusza, choć, jakby nie patrzeć, leci w stronę Andromedy z niebagatelną prędkością 100 km/s”. Ale przecież nie wtedy, gdy Ziemia się nie rusza. Wyrażenia okazjonalne omawia Bocheński w „100 zabobonach” jako argument za „względnością prawdy”. A moim zdaniem z jakiegoś powodu (marker somatyczny) jesteś na bakier z fizyką i metodologią fizyki. To, że ludzie w praktyce nie myślą logicznie (por. znakomite „Pułapki myślenia” Kahnemana) nie ma nic wspólnego z prawem do błędu. Logika parakonsystentna zajmuje się sytuacjami poznawczo paradoksalnymi, w których są niespójności ale takie, które „nie przepełniają systemu”. W fizyce są takie niespójności. Dwie podstawowe teorie fizyczne (kwantowa i względności) są skaranie niespójne (nie rozumiemy, jak mogą być obydwie prawdzie, skoro jedna zaprzecza drugiej), ale się ich nie odrzuca, bo dają trafne i precyzyjne predykcje a ich moc eksplanacyjna jest potężna, więc „nie przepełniają systemu”. Lepsze takie teorie niż żadne. Dlatego reguła uznawania twierdzeń fizycznych, każe na te teorie uznać. Ale reguła uznawania nie należy to twierdzeń tych teorii. Jak znajdziemy teorię unifikującą wtedy te niespójne się odrzuci (tak jak mechanikę klasyczną) w oparciu o tą samą regułą. ALE DOPIERO WTEDY! W matematyce też (twierdzenia limitacyjne Goedla) są koszmarne niespójności. Jak ścierpieć to, że każdy dostępny naszym głowom a dostatecznie silny system arytmetyczny jest albo niezupełny albo sprzeczny? Nie da się w nim udowodnić twierdzeń uznawanych w nim za prawdziwe! Toż to horror! Prawo do błędu? Nie. Prawo do błędu powstaje tylko w wypadku wzajemnego SAMOODNIESINIA języka i tego o czym ten język mówi, języka i metajęzyka, semantyki i syntaktyki, czy języka (symbolu) i interpretacji. Jeżeli reguła JEST twierdzeniem, to wtedy przysługuje jej wartość prawdy lub fałszu i wtedy można mówić o prawie do błędu. Dowód ontologiczny Anzelma opiera się na takim samoodniesieniu (myśl „jest” tym, co jest myślane). DNA jest takim samoodniesieniem (zapis genetyczny „jest” żywym organizmem). Świadomość działa dzięki samoodniesieniu (impulsy nerwowe „są” świadomością). Jaźń jest przecież poznaniem własnego poznania i jakimś relacyjnym utożsamieniem obydwu w jedności „ja”. Początek świata jest samoodniesieniem praw do istnienia. Wreszcie Trójca Św. też jest samoodniesieniem. Uznając to wszystko za błąd na mocy jakiegoś, domniemanego „prawa” uznawalibyśmy nihilizm skrajny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *