Dlaczego Generał

Chodziło o materiał z „Myśli Polskiej”, do której – jak się okazało – Generał zaglądał, w którym opisywałem „Mity stanu wojennego”. Omawiając tekst z typowo neofickim zapałem przekonywałem gen. Jaruzelskiego, że miał wprawdzie rację decydując się na akcję pokazową w kopalni „Wujek”, odwodzącą inne strajkujące zakłady od kontynuowania protestów, natomiast z całą pewnością wprowadzając stan wojenny dopuścił się wraz z całą Radą Państwa naruszenia prawa formalnego. Generał znosił cierpliwie moje wywody, „Wujka” kwitując jako oczywistość, tłumacząc jednak po raz kolejny wywód legalizacyjny dla decyzji 13. grudnia – co do zasady i realizacji przecież słusznej i właściwej, czego rzecz jasna nie kwestionowałem.

Generał kilkakrotnie komentował jeszcze niektóre moje teksty, zawsze wykazując się wielką wiedzą historyczną, szerokim spojrzeniem, klasą i horyzontami niedostępnymi dla wielu współczesnych polityków, których z racji zawodowej zmuszony byłem poznać. Przenikliwy we wnioskach z reguły skupiał się na detalu, pomijanych często przyczynkach do podejmowania decyzji mających dalekosiężne skutki dla Polski i świata. Ostatniemu polskiemu dyktatorowi miałem zresztą zaszczyt być przedstawiony kilka lat wcześniej, gdy rekomendował mnie mój wieloletni redaktor naczelny, Mieczysław F. Rakowski, mający pewien sentyment do swego redakcyjnego konserwatysty. Charakterystyczne, że właśnie podczas pierwszego spotkania z Generałem byłem świadkiem dyskusji, jaką stoczył z Józefem Oleksym na temat… Romana Dmowskiego (w kontekście podejmowanej wówczas przez Sejm uchwały oddającej cześć twórcy narodowej demokracji). Generał podnosił, że wprawdzie fundamentalne różnice między stanowiskiem endecji a podejściem lewicowym zwłaszcza do spraw społeczno-gospodarczych w żaden sposób nie uległy zatarciu, jednak nadal należy podkreślać punkty styczne, związane z granicami zachodnimi, oparciem o „ścianę słowiańską”, czy monoetnicznością państwa polskiego.

Bezpieczny we własnym państwie, silny naród, świadomy swych interesów i zabezpieczony efektywnymi, a nie deklaratywnymi („egzotycznymi”) sojuszami, rządzony, a nie atomizowany – to podstawowe wartości, na bazie których jasne staje się poparcie i uznanie dla polityki generała Jaruzelskiego jako polskiego dyktatora ze strony części środowisk narodowych i konserwatywnych. Różnice światopoglądowe, czy spory odnośnie formacji społeczno-ekonomicznej mają wobec tak rozumianej racji stanu znaczenie dalszorzędne, co nieraz na łamach zwłaszcza Konserwatyzm.pl i „Myśli Polskiej” omawialiśmy1.

Wspomnianym wartościom, nadrzędnym celom polityki polskiej Generał wierny był całe swoje życie. Walcząc z Niemcami, pacyfikując UPA, organizując polskie wojsko, pomagając pozbyć się z niego osób obcych sprawie polskiej i winnych systemowych zbrodni, broniąc spoistości Bloku Wschodniego, czyli geopolitycznego gwaranta bezpieczeństwa Polski, wreszcie przejmując pełnię odpowiedzialności za państwo, likwidując zagrożenie wewnętrznej destrukcji i obcej interwencji – generał Jaruzelski dobrze zasłużył się narodowi polskiemu. Jego błędy – bierny udział w obaleniu Władysława Gomułki, czy dostosowanie się do realiów międzynarodowych i nacisków m.in. kościelnych skutkujące oddaniem władzy post-Solidarności – są z kolei przyczynkami do uznania mocno niesamodzielnej, a z czasem coraz słabszej pozycji Polski w otoczeniu geopolitycznym.

Bez wątpienie Generał był człowiekiem środka, dalekim od podejmowania radykalnych, przełomowych decyzji, czy kreślenia śmiałych wizji politycznych. Przeciwnie, w warunkach polskich gen. Jaruzelski symbolizuje raczej stabilizację i refleksyjność, przy jednoczesnej rzadkiej u naszych rodaków dokładności, precyzji i pracowitości, czego stan wojenny był bodaj czy nie najlepszym przykładem. Rzecz jasna można dziś dywagować, czy najnowsza historia Polski nie przebiegłaby lepiej, łatwiej, szczęśliwiej dla narodu i państwa, gdyby ster rządów znajdował się w rękach kogoś prędszego w używaniu broni palnej (zwłaszcza na gąsienicach) i mającego mniejszą cierpliwość do elementów destrukcyjnych. Tego typu analizy polityczne i historiograficzne są jednak skrajnie odmienne od ostatnich histerii medialnych i chuligańskich wyczynów na Powązkach.

Pseudo-patriotyczny burdel, jaki próbowano urządzić przy okazji pogrzebu Generała, podobnie jak i kabotyński wyskok Ruchu Narodowego – są zresztą marginalnymi w istocie, ale jednak ostatecznymi argumentami rozstrzygającymi „kto gdzie stoi” w polskiej polityce. Generał, dyktator, prezydent – przy wszystkich swych słabościach i wadach symbolizuje polską państwowość i naszą rację stanu. Wrzeszczący, protestujący, bluzgający cyrkowcy pod cmentarzem – są polskiego interesu narodowego krańcowym zaprzeczeniem, jako narzędzia w rękach czynników antypolskich, które poprzez fałszowanie naszej historii – chcą nam też odebrać przyszłość. Dlatego pomimo wielu różnic – my stoimy tam gdzie Generał, oni tam gdzie hitlerowcy, upowcy, niemieccy agenci w Czechosłowacji, stalinowcy wygnani w 1968 r., czy trockiści z KOR-u. Tertium non datur.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Dlaczego Generał”

  1. Niech sobie będzie nawet zdaniem kogokolwiek innego. Obawiam się, niestety, że akapit ten jest zdaniem prawdziwym, co stanowiłoby element diagnozy tragicznego stanu swiadomości polskiego społeczeństwa obecnie.

  2. Utożsamienie diagnozy z chorobą jest możliwe w heglizmie, w którym sprzeczne są nawet „lewy” z „prawym”. Oczywiście, że stan świadomości polskiego społeczeństwa obecnie jest tragiczny, w znacznej mierze dzięki Generałowi zresztą, który uczył Polaków myśleć bez alienacji za pomocą sowieckich bagnetów. Wiadomo – był mądry – więc polskich głupoli mógł uczyć. Rzadki przypadek przekonanego komunisty. Chociaż załamał się przed samą śmiercią i nawrócił na katolicyzm. Ale i to można przecież wykorzystać: zaczął jako katolik , skończył jako katolik, zatem: katolik, co więcej tradycyjny, bo nie słuchający modernistycznego Rzymu. Dlatego trzeba nam, pomimo wielu różnic, stać tam gdzie (leży) Generał, a nie tam gdzie hitlerowcy, upowcy, niemieccy agenci w Czechosłowacji, stalinowcy wygnani w 1968 r., czy trockiści z KOR-u. W tym celu trzeba świadomość tubylczą naprawić, zmienić, choćby po to, żeby naród tubylczy nie dowiedział się, iż Generał wolał oddać władzę trockistom z KOR-u, czyli byle jakim czerwonym, Żydom, masonerii niż Polakom. Doprawdy narracja godna francuskiego postmodernizmu. Tylko po jaką cholerę być Polakiem, kiedy się Polski, Polaków i wszystkiego co polskie nienawidzi?

  3. @Alek: Raczej nie. Jaruzelski chyba wierzył w to, co robił. O. Giertych OP w „Jak żyć łaską” podawał stanu wojennego jako przykład zastosowania klauzuli sumienia. Ocenę czynu należy dokonać z perspektywy samego działającego a nie „obiektywnie” (tak stoi w „Veritatis splendor”). Dlatego należy powstrzymać się z osądem. Sumienie, czyli perspektywa działającego nie są nam bezpośrednio dostępne (dlatego na spowiedzi penitent musi sam się oskarżyć). Poza czynami zawsze sprzecznymi z prawem moralnym powinniśmy zatem powstrzymać się od oceny. Jednak powstrzymanie się od oceny (potępienia) to jedno a uznanie i zgoda na te czyny to drugie.

  4. „…Generał wolał oddać władzę trockistom z KOR-u, czyli byle jakim czerwonym, Żydom, masonerii niż Polakom…” – gdy w Magdalence „po pijaku” płodzono kolejne wcielenie „pokracznego”, byli tam nie tylko wyżej wymienieni, ale też „posoborowi”. Oni też woleli wyżej wymienionych od Polaków. A Genarał? No cóż… Opuszczony przez zajętą przygotowaniami do pierestrojki Moskwę, miał już w Polakach, otumanionych po śmierci Kardynała Wyszyńskiego, już tylko wrogów. I tych wrogów dzielił z „wyżej wymienionymi”. Gdyby w stanie wojennym spolaryzował opozycję na „polską” Solidarność i totalnie obcych i wrogich „doradców Solidarności”, i tych ostatnich wysłał do „domu (ich) ojca – diabła”, byłoby pewnie zupełnie inaczej.

  5. @ WK: Pańskie pytanie nie ma zakreślonego podmiotu, dlatego potraktowałem je bardziej ogólnie i odniosłem do „grupy trzymającej generała”. Sam Generał jest postacią trudną do jednoznacznej oceny, ale przecież zarówno pisowcom, jak i tutejszym chodzi o politykę historyczną, a nie o historię. Generał dobrze współgra z współpracą z Rosją oraz gadkami o realizmie i dlatego jest używany. Ciekawa jest tutejsza pogarda dla polskości, bo przy wszystkich naszych wadach, to my jako naród jesteśmy całkiem niezłym katechonem. Interesujące jest pytanie o istotę współczesnej rusofilii, o to co jest w niej sednem, co taktyką, a co historyjką na sprzedaż. Oczywiście może to wyglądać inaczej u różnych osób.

  6. „@PK: A Generał? No cóż… Opuszczony przez zajętą przygotowaniami do pierestrojki Moskwę, miał już w Polakach, otumanionych po śmierci Kardynała Wyszyńskiego, już tylko wrogów”. Bardzo trafne. Bez poparcia Moskwy miał w Polsce tylko wrogów. W tym kontekście „nawet” Piłsudski wychodzi na prawdziwego polskiego patriotę. Jak jednak śp. Jaruzelski mógł nawiązać do „polskiej” Solidarności, skoro była mu „totalnie obca i wroga” jak i cała Polska? Mógł nawiązywać tylko do tych, których nie wysłał do domu ich ojca – diabła. Przecież robił dla Moskwy więcej niż Moskwa wymagała! Przekombinował Pan tym razem i argumentuje przeciwko samemu sobie. Nie można być i komunistą i katolikiem. @alek: „Interesujące jest pytanie o istotę współczesnej rusofilii, o to co jest w niej sednem, co taktyką, a co historyjką na sprzedaż. Oczywiście może to wyglądać inaczej u różnych osób”. Oczywiście. Ja się często zastanawiam, kto utrzymuje ten portal? Bo przecież nie składki jego publicystów.

  7. „…Przecież robił dla Moskwy więcej niż Moskwa wymagała!…” – tego nie wiemy, choć brzmi to atrakcyjnie i „po linii”. Co do „istoty rusofilii” – moim zdaniem jest tak: 1/ rodzaj poczucia bycia oszukanym przez „styropian” 2/ dekonspiracja „styropianu” jako 2.1/ jaczejki żydo-masońskiej 2.2/ obcej agentury 3/ poczucie bezsilności wobec demoliberalizmu i Zachodu 4/ obcość wobec propozycji świata zachodniego (rodzaj nieprzystosowania), przy czym nie chodzi mi stronę ekonomiczną, raczej o obcość kulturową 5/ coraz słabiej skrywana arogancja Zachodu wobec krajów nie chcących przyjąć „lichwy i pedalstwa” 6/ poczucie opuszczenia przez Kościół (poza własnym x. Proboszczem) i zajmowanie przez nominalnie katolickie media pozycji zblizonych do GW (poza sferą obyczajową, ale i to, za obecnego pontyfikatu, może się zmienić, obym sie mylił) 7/ zmiany w Rosji za czasw W. Putina 7.1/ swoisty „konstantynizm” 7.2/ występowanie przez Rosję w obronie chrześcijan na forach miedzynarodowych 7.3/ dekonspirowanie przez rosyjskie media brudnych taktych „sponsorowanych rewolucji” etc. etc. 8/ realna siła militarna Rosji i swiadomość, że po ewentualnym upadku Rosji demoliberalizm, masoneria i satanisci urządzą chrześcijanom „Wielki Ucisk”, jakiego jeszcze nie było.

  8. A ja myślę, że generał Jaruzelski rozumiał Polskę i Polskość jako przystawki do Moskwy. Poza ten ukształtowany szlakiem bojowy horyzont wyszedł nieco dopiero pod koniec życia, kiedy światło dzienne ujrzały wiadome notatki, a Wiktor Kulikow, w emitowanym przez telewizję dokumencie, ironicznie skwitował pozę męża stanu. Cios i drwina przyszły ze wschodu – wtedy było mi szczerze po raz 1. generała żal. Przykro mi, ale niczego poza czytaniem oczekiwań wschodnich mocodawców nie da się Generałowi w kwestii polskiej przypisać. Dyskusja pod tekstem p. Rękasa jest tego doskonałym dowodem. Pozdrawiam.

  9. @ WK: Mnie zastanawia postać autora tekstu. Czy ma Pan wrażenie, że sednem jego publicystyki jest polski patriotyzm? A może katolicyzm? To może jakaś ideologia (obojętnie jaka)? Jeśli facet mający na utrzymaniu bardzo liczną rodzinę pisze dla niedochodowego portalu, to przecież musi mieć jakiś poważny motyw. KR w swojej publicystyce uprawianej w wielu miejscach wspiera bardzo realne podmioty, a nie jakieś tam idee dla pięknoduchów.

  10. @alek: Myślę, że postawę KR znakomicie wyjaśnia ostatni akapit: „… Dlatego pomimo wielu różnic – my stoimy tam gdzie Generał, oni tam gdzie hitlerowcy, upowcy, niemieccy agenci w Czechosłowacji, stalinowcy wygnani w 1968 r., czy trockiści z KOR-u. Tertium non datur. …”. W największym skrócie: jest to patriotyzm, jaki pamiętam z końca lat 60-tych, z pokolenia moich Dziadków i ich znajomych , taki gorzko-realistyczny patriotyzm w stylu Gomółki: 1/ jest jak jest 2/ Zachód nigdy nam dobrze nie życzył 3/ na Niemców, Żydów i Anglosasów trzeba zawsze uważać 4/ 1939 rok brutalnie zweryfikował polską butę i zachodnia przyjaźń 5/ co by nie mówić, w 1945 roku to Armia Czerwona realnie OCALIŁA Polaków przed stopniową zagładą z rąk Niemców i to ROSYJSKICH żołnierzy witano jako wyzwolicieli (niezależnie od ich pijaństwa, gwałtów i rabunków) 6/ po 1945 roku Polske zmodernizowano niewspołmiernie mocno w stosunku do tego, co zrobiono w 20-leciu miedzywojennym 7/ podczas II Wojny Światowej niekoniecznie partyzantkę AK było najbardziej „widać” w walkach.

  11. Z jednym się nie zgadzam, mianowicie ze zdaniem: „…symbolizuje polską państwowość i naszą rację stanu. …”. Ja sformułowałbym to tak: Do 1988/89 roku symbolizOWAŁ polską państwowość i naszą rację stanu. W 1989 roku przeszedł na pozycje antypolskie, podobnie jak umaczana w Magdalenkę „sekta posoborowa”. I Generał, i „świątobliwi” oddali Polskę w arendę. Ekonomicznie lichwiarzom, a kulturowo i obyczajowo – żydo-pedało-masonerii. Generał przekreślił tym całe swoje życie. Tak jak przeciwko m.in. arendzie zbuntowali sie zaporoscy Kozacy, tak, mam nadzieję, zbuntują sie kiedyś Polacy. Ale w ich oddziałach nie bedzie już „posoborowych” kapelanów, noie bedzie „miłosmierdnictwa” przeżatrych pedofilią łbów.

  12. Przepraszam, ale mówić o wyzwolicielskiej Armii Czerwonej może tylko ktoś, komu serial „Czterej pancerni i pies” pomylił się z katechizmem. Zapewne 17 września 1939 roku Armia Czerwona też nam udzieliła bratniej pomocy wobec bankructwa „potworka Traktatu Wersalskiego”? Potworka urodzonego przecież przez masońsko-żydowskie USA i ich jakobińskie brednie o samostanowieniu narodów. Widział to dobrze tow. Stalin, który zaczął eksterminację Polaków już w 1937 roku w ramach „akcji polskiej” i ostatecznie rozwałkował polskie elity o wiele skuteczniej niż Hitler. Po to przecież Stalin osadził w Polsce żydowskie NKWD, które się tym zajęło. A mógł to zrobić, bo dzięki USA nie musiał przenosić się z Moskwy na Syberię w trybie przymusowym. Z kolei polscy komuniści próbowali w rewanżu odesłać swoich kolegów do Izraela aby potem pod wodzą Gierka zadłużyć nas u międzynarodowych lichwiarzy. W tej optyce pozostaje wybierać: lichwiarze czy KGB? Tertium non datur. Wiara w siłę Rosji jako tarczy przed „wielkim uciskiem” chrześcijan jest głupia. Po pierwsze Rosja traktuje chrześcijaństwo tak samo instrumentalnie jak potraktowała gen. Jaruzelskiego (zgadzam się tu całkowicie z wpisem „Zara”). Był „użytecznym idiotą”. Po drugie Rosja jest słaba. USA nadal mają potencjał równy następnym 30 państwom razem wziętym. Ponieważ Rosjanie dobrze o tym wiedzą to sobie pogrywają chrześcijaństwem i rolą jego obrońcy. Ale tylko w propagandzie i wewnątrz dla utrzymania porządku (rehabilitacja opium dla ludu po upadku komunizmu) bo na zewnątrz żadnego chrześcijaństwa nie mają zamiaru stosować, tak samo jak i wszystkie inne państwa (tu się kłania Doktor Łaski, który to zdiagnozował, którego prawosławie też uznaje za doktora). Nawiasem mówiąc ucisk był zawsze dla małej trzody Pana korzystny bo odróżniał prawdziwie wierzących w tej trzodzie od jedynie przestraszonych, szukających możnego protektora i łudzących się millenaryzmem.

  13. Panowie redaktorzy w swoim uwielbieniu dla generała zapominają chyba, że stan wojenny to nie tylko nie jedyna ale najmniejsza zbrodnia popełniona przez Jaruzelskiego.

  14. „…Z kolei polscy komuniści próbowali w rewanżu odesłać swoich kolegów do Izraela aby potem pod wodzą Gierka zadłużyć nas u międzynarodowych lichwiarzy. …” – manipulacja: kto inny desyjonizował, kto inny – zadłużał.

  15. Dla Pana manipulacja dla mnie taktowne uproszczenie (wiadomo, że czystki realizował Generał). Ale skoro jesteśmy przy precyzji to zapytajmy, kto witał „wyzwolicielską Armię Czerwoną”?

  16. „…ostatecznie rozwałkował polskie elity o wiele skuteczniej niż Hitler …” – proszę sprawdzić, ilu polskich księży zamordowano w niemieckich kacetach, a ilu na UB, i czy UB zabijało za „bycie polskim ksiedzem katolickim”, czy za „działalność” uznawana przez UB za antypaństwową (niezależnie od tego, czy kryteria akceptujemy, czy nie). Nastepnie, czy polskich profesorów z Krakowa i Lwowa mordowali Sowieci, czy Niemcy? Jakim cudem polscy matematycy z Lwowa znaleźli się we Wrocławiu? Skąd po wojnie wzieli się w Polsce konstruktorzy samolotów, helikopterów, motocykli, statków, wykształceni przed wojną i nieopuszczający Europu Sr.-Wsch.? Idąc dalej: jakie „elity” wymordowano w 1940 roku? Czy nie jest tak, że w duzym stopniu byli to „utrwalacze sanacyjnej władzy” (wojsko, policja, wymiar sanacyjnej „sprawiedliwości”)? Co do witania Armii Czerwonej: radość była powszechna, gł. z tego że Ruski pogonił Szwaba. O ile wiem, nie odmawiano sołdatom kromki chleba, flaszki samogonu, czy peczka cebuli – a wiecej nie posiadano pod władzą Uebermenschów-Kulturtraegerów.

  17. Rzeczywiście UB na pewno nie mordowała tzw. księży-patriotów (nota bene kto celebrował pogrzeb śp. Generała?). Reszcie pozwalano działać w ramach lojalności wobec władzy. Stalin miał wobec katolickiej Polski odmienną politykę wyznaniową od tej którą prowadził u siebie (likwidacja tradycyjnej religii). Tradycja samodierżawia i cerkwi prawosławnej pozwała na to. W Polsce pierwszym etapem miała być ateizacja społeczeństwa (marksizm kulturowy) a dopiero potem likwidacja kleru. W Analogicznie jak w rolnictwie: najpierw uwłaszczenia (dla pozoru) a potem kolektywizacja. Dzięki kard. Wyszyńskiemu ta polityka nie wypaliła. Zostało to osiągnięte dzięki, tradycyjnej, ciemnej, emocjonalnej, rytualnej, nierefleksyjnej i Bóg wie jeszcze jakiej religijności polskich chłopów. Hitler nie walczył natomiast z religią jako taką, nikogo nie ateizował, lecz z POLSKIM KATOLICYZMEM (http://prawica.net/28985). Dekapitował warstwę przywódczą a tą stanowił głównie kler. Zresztą otwarcie to mówił. Chciał zrobić z Polaków ludzi drugiej kategorii. Stalin chciał natomiast „podnieść” Polaków z burżuazyjnej zapaści. Nie zmienia to faktu, że obaj dogadali się w 1939 roku! To jakoś zupełnie do Pana nie trafia. Podobnie jak fakt, że wredna sanacja postawiła się Hitlerowi a do Sowietów nie kazała strzelać. Skoro to fakty, tym gorzej dla faktów. Prawda? „Przychylność” komunistów dla Kościoła znam z własnego doświadczenia i nie muszę słuchać bajek na ten temat. Co do konstruktorów (i ogólnie elit technicznych) to o jakich mówimy? Przedwojenni wyemigrowali a powojennym Ruscy pozwolili zaprojektować samolot szkolny i trałowiec. Niestety nie dogadamy się. Na pewno bliżej mi do sanacji niż do stalinowskiego komunizmu.

  18. Nawiasem mówiąc do sanacji moglibyście Panowie tylko wzdychać i kto wie, czy tego po kryjomu nie robicie. Piłsudski był przecież dyktatorem. Nie był zawziętym demokratą. Popierał katolicyzm jako religię państwową. Nie był komunistą. Nie był nacjonalistą. Był politykiem samodzielnym. Kierował Polską autentycznie niepodległą i suwerenną. Opierał się na armii (wzory jakby nie było pruskie). Gdzie Jaruzelskiemu do Piłsudskiego? Nawet pogrzebów nie sposób porównywać! Przyjechał Goring a Hitler przysłał kondolencje. Żałoba narodowa trwała sześć tygodni i nawet narodowcom nie przyszło do głowy jej zakłócać. Nawrócenie i spowiedź też były! A św. Faustyna Kowalska pisała nawet w „Dzienniczku”, że został (choć z trudnością) zbawiony. Trzeba mieć kłopoty umysłowe lub określone zobowiązania, żeby zrobić z Piłsudskiego kmiota a z Jaruzelskiego męża stanu. Osobiście nie bardzo wiem, jakie zarzuty można by postawić Piłsudskiemu, prócz tych, które lewica stawiała gen. Franco?

  19. @Włodzimierz Kowalik – na tym portalu kryterium podstawowym jest stosunek do Rosji i jej mutacji. Piłsudski Rosji nie lubił.

  20. „Trzeba mieć kłopoty umysłowe lub określone zobowiązania, żeby zrobić z Piłsudskiego kmiota a z Jaruzelskiego męża stanu.” – elegancka argumentacja w stylu niejakiego Daleckiego, przy okazji zawierająca manipulację, ale przywykłem do tego. Piłsudski był reprezentantem obcych interesów w Polsce, w wielkim skrócie mówiąc – reprezentował interesy lichwiarzy z City of London. I ten fakt upodabnia rok 1926 do 1989. „…Przedwojenni wyemigrowali a powojennym Ruscy pozwolili zaprojektować samolot szkolny i trałowiec. …” – manipulacja.

  21. 1. Jasne. Piłsudski reprezentował interesy lichwiarzy z City of London i to nie jest manipulacja. Natomiast gen. Jaruzelski nie reprezentował ŻADNYCH interesów, tylko Matkę Boską i Polską Rację Stanu dyktowaną oczywiście z Moskwy. Pewnie dlatego ganiał po całym kraju peregrynującą w tajemnicy kopię częstochowskiego wizerunku. Zanim zacznie Pan projektować kolejną, polską elektrownię atomową w ramach komunistycznego hight tech, chciałbym wykorzystać Pana niezrównaną znajomość ISTOTY RZECZY i dowiedzieć się czyje interesy realizowano przed 1926 rokiem? 2. „Przedwojenni wyemigrowali a powojennym Ruscy pozwolili zaprojektować samolot szkolny i trałowiec. …” – manipulacja. Kłamstwo. Za sanacji budowaliśmy bombowce, myśliwce, czołgi (porównuję poziom techniki). Była szkoła lwowsko-warszawska. Informatyka do dzisiaj używa tzw. polskiej notacji Jana Łukasiewicza. Za komuny nie mogliśmy nawet projektować samolotów bojowych. Pozwolono nam zaprojektować trałowiec, wydzierżawiając i sprzedając wyeksploatowane graty. Eksportować broń mogliśmy najwyżej do krajów III świata. I to jest sama prawda. Ja sam uczyłem się w technikum mechanicznym technologii rodem z XIX wieku, potrzebnych do budowy czołgów. Obrabiarka numeryczna (oczywiście ze zgniłego Zachodu) to był szczyt techniki. A szczytem filozofii był marksizm-leninizm a potem postmodernizm prof. Baumana. No ale przecież nie było sensu inwestować w kraj przewidziany jako pole użycia taktycznej broni jądrowej. Jaka szkoda, że wszystko popsuł ten masoński lichwiarz Regan, przedstawicielka lichwiarzy z City of London oraz ten modernista św. Jan Paweł II.

  22. Ależ Pan skacze po tematach. Nie mogąc się ustosunkować do moich (kontr)argumentów nt. sowiecka-vs-niemiecka-eksterminacja-elit, wypisuje Pan wszystko, co Pan wie o osiągnieciach, faktycznych lub rzekomych 20-lecia międzywojennego. Jescze tylko powiem coś n.t. „samolotów bojowych”. 1/ W PRLu budowano licencyjne MiGi jako LiMy, nie pamietam, Lim-2, Lim-3, w swoim czasie całkiem niezłe 2/ Nie potrafiono skonstruować samolotu bojowego z tego samego powodu, z jakiego PZL-50 okazał się niewypałem: rzemieślnicze technologie przestały wystarczać, zwłaszcza w inżynierii silnikowej. tak było od ca. 1935 roku a dzisiaj jest tylko gorzej. Ile krajów obecnie jest w stanie zaprojektować samolot bojowy? A ile silnik do niego?

  23. Sam Pan podnosi temat rzekomej supremacji technicznej pod egidą Moskwy i naszej nicości cywilizacyjnej. Powtarza Pan tezy komunistycznej propagandy o zgodności komunizmu z polską racją stanu i potworkowatości Polski międzywojennej. I o korzyściach ze stalinizmu w porównaniu z faszyzmem. Zapomina Pan, że my z Niemcami byliśmy (nad czym ubolewam) w stanie wojny a z ZSRR nie. Ale to do Pana nie dociera. Manipulacja – jak to Pan mawia. Migi były niezłe, ale to były samoloty radzieckie, budowane na licencji. Moskwa nie udzieliła zgody na projektowanie maszyn bojowych. I dlatego żadnej nie zaprojektowano. Bo przecież nie dlatego, że brakowało przedwojennych i innych inżynierów. To była celowa polityka w całym militarnym i gospodarczym spektrum. Cała produkcja bazowała na radzieckich licencjach. A jej liderem był An-2 (ponad 11 tysięcy sztuk). Sympatyczny dwupłat ze stałym podwoziem i płóciennym pokryciem płatów. Odwrotnie niż za sanacji, kiedy licencje kupowano celem rozwinięcia własnej produkcji np. zakup licencji na samolot Wiabault, celem opanowania konstrukcji półskorupowej. Technologie „sanacyjnego” PZL były w połowie lat 30-stych na światowym poziomie. Dowodem, że odrzucono ofertą licencyjną amerykańskiego Lockheeda. Jerzy Dąbrowski uznał, że technologie Lockheeda są już wdrożone i PZL nie ma się czego od Lockheeda uczyć. To PZL sprzedawała licencje na P11 czy P24 należąc do elitarnego klubu 5 państw świata – eksporterów maszyn wojskowych! To tak jakby dzisiaj sprzedawać licencje na samolot klasy F16. Nieporównywalne sprawy. Jak Pan zauważył: ile krajów jest dziś wstanie zaprojektować samolot bojowy? Jak można pisać, że „nie potrafiono skonstruować samolotu bojowego z tego samego powodu, z jakiego PZL-50 okazał się niewypałem: rzemieślnicze technologie przestały wystarczać”? To nawet nie manipulacja tylko fałsz. PZL w Warszawie, Mielcu i Rzeszowie były nowoczesnymi, zdolnymi do rozwinięcia produkcji seryjnej zakładami a nie manufakturami. Nie były nimi zresztą ani PWS w Białej Podlaskiej ani LWS w Lublinie. Polskie lotnictwo myśliwskie jako pierwsze w świcie przesiadło się na samoloty całkowicie metalowe. Kłopot w tym, że to było aż za nowoczesne jak na polskie warunki. Przemysł lotniczy działał w próżni, w kraju w którym nie było nawet przemysłu samochodowego. Program PZL-50 nie wypalił z braku silnika odpowiedniej mocy (ten sam problem mieli np. Japończycy) a nie rzekomego nieudacznictwa polskich konstruktorów. Konstruktor „Jastrzębia” Wsiewołod Jan Jakimiuk. pracował w czasie wojny u De Havillanda. W roku 1951 podjął pracę we Francji w wytwórni SNCA-SE (Sud Est), gdzie zaprojektował odrzutowy samolot myśliwski SE-5000 Baroudeur (oblatany 1 czerwca 1953, nie wszedł do produkcji). Został konsultantem przy projekcie odrzutowego samolotu pasażerskiego SE-210 Caravelle (oblatanego 27 maja 1955 roku, zbudowano 282 szt.). Jerzy Dąbrowski (konstruktor P-23, P-37, P-44) pracował po wojnie na Zachodzie w Anglii musiał od nowa użyskiwać tytuł inżyniera. W 1955 roku przeniósł się do USA i rozpoczął pracę w wytwórni samolotów Cessna (uczestniczył w konstruowaniu samolotu pasażerskiego Cessna 620). Od 1958 w Stanley Aviation pracował nad fotelami wyrzucanymi oraz oddzielaną awaryjnie kabiną naddźwiękowego bombowca B-58 Hustler. Od kwietnia 1959 pracował w wytwórni Boeinga w biurze studiów. Zajmował się tam m.in. konstrukcją kabiny statku kosmicznego Gemini. Itd. itd. Szkoda gadać.

  24. Co do eksterminacji polskich elit przez sowietów nie warto się wypowiadać, wobec obustronnej, drastycznej różnicy w wartościowaniu. Dla Pana eksterminacja elit sanacyjnych, jako podlejszego gatunku Polaków/ludzi, jest z gruntu dobra. Nie można Stalinowi czynić zarzutu, że wymordował U SWOJEGO SOJUSZNIKA oficerów, AK-owców, inteligencję i kogo się dało, czyli że robił to samo, co Hitler ze swoim było nie było wrogiem, z podobnych zresztą pobudek, tylko według nieco innych kryteriów. Pomijając, że dane liczbowe są nader różne (trochę namieszali londyńscy lichwiarze, układ Sikorski-Majski, II Korpus – wyprowadzając z granic ZSRR tysiące Polaków itd.) ja nie akceptuję Pańskiego wartościowania. Uprawia Pan jakiś darwinizm społeczny rodem z XIX wieku.

  25. „…nie rzekomego nieudacznictwa polskich konstruktorów …” – gdzie coś takiego napisałem? Istniała próżnia technologiczna, innymi słowy: brak szeroko pojetej infrastuktury technologicznej w dziedzinie obróbki maszynowej, powtarzalności etc. etc. Geniusz (autentyczny) Dabrowskiego czy naszych aerodynamików, czy speców od pokryć elastycznych (bodajże f-ma bracia Mostowscy, ci od sklejki dla Wilka) – nic nie zmienia. A poza tym – ja absolutnie nie deprecjonuje polskich konstruktorów. Napisałem, że sporo z nich przeżyło, i to przezyli ci, co nie dostali się, jak inz. Kocjan (ten od szybowców…) w łapy Uebermenschów. Innymi słowy, Ruscy nie byli zainteresowani eksterminacja polskich elit naukowych, technicznych, religijnych a „tylko” – sanacyjną administracją. Podobnie, nie byli zainteresowani zamianą Polaków w bydło, które ma stopniowo wyzdychac, robiąc miejsce dla niemieckich osadników.

  26. Dyskusja obraca się wokół problemu, co jest lepsze: tyfus czy dżuma? Mnie nie podoba się żadna z tych chorób. Nie przekona mnie Pan, że komunizm jest lepszy od faszyzmu. Hitleryzm kosił wedle swoich kryteriów rasowych i kulturowych a stalinizm wedle swoich. To jest cała różnica. Stalin nie zabijał inżynierów potrzebnych przemysłowi ale tzw. kułaków czyli bogatszych chłopów nie miał względów. A w wojsku nawet za Jaruzela obowiązywał ateizm, co Hitlerowi nawet do głowy nie przyszło. Masy mogły żyć chyba, że się stawiały lub miały pecha, bo formalnie to był ustrój robotników. Moja babcia mówiła, że Armia Czerwona chodziła boso a zamiast mundurów mieli jakieś łachmany. Jedli cebulę i srali, gdzie stali. Od takich Stalin nie wymagał deklaracji lojalnościowych. Ustrój oparty na przymusie i autorytecie sankcji. Wolę lichwiarzy i masonów. Żeby dostać się do masonów, trzeba samemu chcieć i namęczyć się trochę. Lichwiarze też nie udzielają pożyczek pod przymusem. Sami chcemy brać. Ulegamy własnej pożądliwości. Gdy UPR proponowała kiedyś konstytucyjny zakaz deficytu budżetowego to Sejm zatrząsł się ze śmiechu i oburzenia. Gdyby to uchwalono, mielibyśmy z głowy lichwiarzy. Sami chcieliśmy. Wolna wola. To jak z diabłem o którym pisała św, Teresa z Avila: budzi się w nocy a tu obok leży … Diabeł. „A to znowu ty” – mruknęła a i odwróciła się na drugi bok. Komunizm nie daje żadnego wyboru. To jest różnica. Wiatr wieje trawa się ugina.

  27. „…Wolę lichwiarzy i masonów. …” – dlaczego mnie to nie dziwi? „… Żeby dostać się do masonów, trzeba samemu chcieć i namęczyć się trochę. …” – trudno zaprzeczyć, jednakowoż do SS czy Komsomołu też nie przyjmowano byle leszczy. „… Lichwiarze też nie udzielają pożyczek pod przymusem. …” – a z tym to już różnie bywa, zwłaszcza przy zadłużaniu państw lub narodów. „…Sami chcemy brać. …” – nie zawsze. Ostatnimi czasy często to tzw. władza zadłuża obecne i przyszłe pokolenia, czyniąc z ludzi niewolników lichwiarzy. I jeszcze jedno, nawiązując do Nowego Testamentu. Nie pamietam już, czy to Pan jezus czy Święty Paweł Apostoł ostrzegał, aby nie bać sie tych co dybią na ciało, lecz raczych tych dybiacych na duszę. Bolszewik czy faszysta dybał raczej na ciało. Lichwiach/mason/tolerasta/demoralizator – dybie na duszę. Oczywiście, bolszewik czy naziol także demoralizował, jednak w niepomiernie mniejszym stopniu (w Rosji Sowieckiej – raczej za Lenina i towarzyszki Kołłątaj, Józef Wissarionowicz wolał specyficznie pojety heroizm w służbie imperium, niż trockistowską „ruję i poróbstwo”. Podobnie SS – było na swój sposób ascetyczne, choćby w tym, że woleli kobiety przeciwnika bestialsko zamęczyć, niż zgwałcić, 🙂 ).

  28. To Pan Jezus ostrzegał, żeby bać się o swoją duszę (Mt 10:24-33). Między Jezusem a Pawłem jest zresztą ciekawa różnica. Ta sama, którą później wielokrotnie będzie można obserwować w dziejach. Jezus twierdzi, że zło pochodzi „z wnętrza człowieka”, dlatego należy zabiegać (tylko) o czystość serca. Paweł natomiast uważa, że „człowiek wewnętrzny” w nim i tak ma upodobanie zgodne z prawem Bożym. Grzech natomiast mieszka w członkach (w ciele) a nie w duszy. Istotne w unikaniu grzechu jest zatem asceza ciała a nie sam duch. Św. Tomasz z Akwinu też uważał, że dusza (byt prosty) nie może na nic chorować, jednak nie przenosił akcentu życia duchowego na ascezę, gdyż „wraz z miłością wlane są wszystkie cnoty moralne”. Jest to w dużej mierze kwestia czysto semantyczna. Człowiek i tak jest jednością i nie dzieli się na dwa różne „kawałki”. W Biblii termin „ciało” często oznacza również „duszę” np. „ofiary ani daru nie chciałeś, ale mi utworzyłeś ciało” (Hbr 10,4-10) itd.. Pan to tylko bezlitośnie wykorzystuje. Aborcję w Polsce wprowadzili Hitler i Stalin. Można uznać, że dybali w ten sposób na ciało nie na duszę. Ale ten drugi wprowadził również przymusowy ateizm. Nie wiem, gdzie Pan był za komunizmu w Polsce, ale ja dość dobrze to pamiętam. Pańska okultystyczna SS wartości czysto witalne, nietzscheańskie (na tych bazował narodowy socjalizm Hitlera) stawiała co najmniej na równi z „heroizmem”, o który ją Pan posądza. Co do lichwiarzy i masonów to Pan Jezus mówi WYRAŹNIE, żeby się ich NIE BAĆ: „Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego DOMOWNIKÓW tak nazwą. WIĘC SIĘ ICH NIE BÓJCIE! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. (Mt 10:24-33)

  29. „…Aborcję w Polsce wprowadzili Hitler i Stalin. …” – Hitler tak, Stalin – nie. O ile wiem, dopiero po odwilży 1956 roku, w ZSRR aborcję na żądanie wprowadził Chruszczow, a w Polsce – niestety, niestety, mój w pewnym senie, ulubiony, albo raczej: „mimo-wszystko-szanowany”, tow. Wiesław. I tego nie pojmuję. W imię czego to było? Zachodniactwa? Masoństwa? Albo może Gomułka chciał się po prostu przypodobać Chruszczowowi?

  30. Z tym ateizmem było tak, że bez wsparcia PZPR i bez „ateizmu na pokaz” niespecjalnie można było zrobic tzw. karierę zawodową. Dlatego, np, inżynier-specjalista od silników lotniczych musiał pracę w PZLu zamienic na jazdę ciężarówką, a potem na posadę kierownika stacji obsługi w bazie PKSu, a matematyczka-specjalistka od geometrii rózniczkowej, pracę w PANie na pracę w wiejskiej szkole 30 km od miejsca zamieszkania. Z drugiej strony, jak ktos ze szkoły na 1 maja nie poszedł, to nie pamietam, żeby ktokolwiek sie czepiał. Tak samo, nie pamietam, żeby ktoś sie czepiał o to, że np. dzieci chodziły na różaniec, nabożeństwo majowe, albo sypały kwiatki w procesji Bożego Ciała. Oczywiście, ci, których dzieci to robiły, to nie była ówczesna „elyta”, typy sekretarz powiatowy PZPR. Syn sekretarza powiatowego oraz syn presesa spłdzielni mieszkaniowej, oraz synkowie dyrektorów loklnych dużych firm, chodzili ze mną do podstawówki, i np. do ! Komunii szli w małych, wiejskich parafiach, gdzieś „u rodziny na wsi”, jak mówiła mama jednego z kumpli „ze wzgledu na stanowisko męża”. Tak w „swiecie powiatowym”, wyglądała za mojej młodości, słynna ateizacja.

  31. Ustawa z dnia 28 października 1950 roku o zawodzie lekarza wprowadziła wymóg, aby konieczność przerwania ciąży przez wzgląd na zdrowie kobiety ciężarnej była potwierdzona orzeczeniem komisji lekarskiej a uzasadnione podejrzenie, że do zapłodnienia doszło w wyniku zgwałcenia, kazirodztwa bądź współżycia z małoletnią poniżej lat 15 stwierdzone stosownym oświadczeniem prokuratora (Dz. U. z 1950 r. Nr 50, poz. 458). Doprawdy niesamowity Pan jest w tym wybielaniu stalinizmu, więc nie dziwię się, że nie pojmuje Pan, skąd może być jakieś zło w stalinowskim terrorze. Stalinizm opierał się na założeniu, że „walka klasowa nasila się wraz z postępem rewolucji”, czyli był „prawicowym” (w Pana terminologii) odchyleniem od rozwiązłego marksizmu-trockizmu. A przecież Stalin okresowo wstrzymał terror wobec Cerkwi Prawosławnej (Wielka Wojna Ojczyźniana). Ludzki pan! Czyżby Kościół oszukiwał mnie, twierdząc, że w PRL-u nie było ateizacji? Była! Tylko, że bardziej duchowa (czyli groźniejsza, bo unicestwiająca duszę) niż cielesna. W książkach była. Adama Schaffa Pan nie czytał, czy co? Pamiętam biologię i fizykę w szkole podstawowej. Człowiek pochodzi od małpy, zatem Boga nie ma. Gagarin był w kosmosie, i nieba nie wiedział, zatem Boga nie ma. Jeszcze na studiach (prawo) mnie uczyli marksistowskiej wizji historii (przekształcenia czynników produkcji). Bez przerwy słyszało się o „światopoglądzie naukowym”? Który z Zachodnich filozofów XX wieku głosił jakiś „światopogląd naukowy”? Typowo marksistowski wymysł. To tylko u nas. Pamiętam ciągłe dyskusje o krzyżach w szkole, modlitwie w szkole (pamiętam, że w I klasie była a wyrzucono ją jakoś potem), pozwoleniach na budowę kościołów (współpracujesz – dostajesz), przydziałach cegieł, kapliczkach przydrożnych, na religię chodziłem się do prywatnych domów, przez cały okres nauki w szkole. Co to niby jest, jak nie ateizacja? No, nie taka, żeby za wiarę zaraz wbijać na pal. Ale to świadczyłoby tylko, że komuniści w Polsce nie mieli żadnych przekonań, tylko umiłowanie władzy. A proszę pamiętać, że wiara jest „na pokaz”. Liturgia jest przecież na pokaz. A katolicyzm to nie „wsobny” protestantyzm. Wiara nie jest w nim sprawą prywatną, tylko właśnie „pokazową”. „Kto się przyzna do mnie PRZED LUDŹMI” – mówi Pan Jezus. Zresztą, to jest oczywistość. Nie ma reguł prywatnych. Każda reguła jest tylko i wyłącznie społeczna. Wiara o ile zawiera jakie reguły jest zawsze społeczna. A to sądzi inaczej – anatema sit… 🙂 „Słynna ateizacja” była zatem bardzo skuteczna. Uczyła żyć, jakby Boga nie było.

  32. „komuniści w Polsce nie mieli żadnych przekonań, tylko umiłowanie władzy” – oczywiście. I raczej nagradzali „ateizm na pokaz” niz karali „wiare na pokaz”, chociaż zdarzało się, oczywiście „odebranie przywilejów” jako kara za „wiarę na pokaz”, a więc technika typowa dla obecnych raczej czasów (odwołanie do chciwosci, taka nowa „micha soczewicy”).

  33. Komuna Polski nie zateizowała nie dlatego, że nie chciała, tylko dlatego, że trafiła na trudny materiał. Katolicyzm nie był elitarny, lecz ludowy. Nie był wystudiowany, a obrzędowy, zwyczajowy, habitualny. Było sklejenie polskości i patriotyzmu z katolicyzmem. Zaraz po wojnie trwały jeszcze walki ze zbrojnym podziemiem. Potem był prymas Wyszyński, był papież Jan Paweł II, było Radio Wolna Europa, potem Solidarność z mszy zrobiła manifestacje sprzeciwu wobec tyrana. Nawet niewierzący na nich bywali. To jest splot okoliczności, które nie musiały tak wyglądać. Tam gdzie komuna trafiła na bardziej podatny grunt, tam poradziła sobie z dziełem zniszczenia. Wystarczy zerknąć na inne demoludy.

  34. @PK: Niestety nie rozumiem Pana poglądów na władzę. Komunizm został potępiony nawet w latynoskiej wersji teologii wyzwolenia (św. JPII zastosował prostą zasadę: rozmawiamy z tymi, którzy przystępują do sakramentów, a reszta: won). Trudno znaleźć podobne stanowisko wobec kapitalizmu. Gdy władza zadłuża poddanych to jest wina lichwiarzy, czy tej władzy? Rozumiem, że lichwiarzy. Skoro władza jest dla władzy (vide: towarzysz W. Gomółka) a nie dla służby, to co ją obchodzą, jakieś tam, długi poddanych? Skutek opisywanych przez Pana praktyk jest taki, że masy zachowały wiarę a elity nie. Dlatego nie doczekaliśmy się w Polsce katolickich elit. A co za tym idzie katolickiej władzy. Czyja to wina? Masonów i Żydów. Zostaje chyba tylko dziękować Bogu, że polscy komuniści to byli oszuści, bo gdyby to byli stalinowcy, to by nas zagłodzili jak Ukraińców. Ale za to nie byłoby pornografii, ewentualnie tylko …. wspólne żony. @Alek: ja zawsze wyznawałem zasadę Akwinaty i Arystotelesa, że szczęście daje refleksja (teoria/kontemplacja) a nie dobra doczesne, czy cnoty. A niestety w świecie intelektualnym komunizmu promocja ateizmu była potworna. Siłą rzeczy odczuwał ją jednak tylko ten, kto się tym światem interesował. A że polska inteligencja była (i jest) niewierząca to już Bocheński pisał przed wojną.

  35. @ WK – Polska inteligencja nie jest w całości niewierząca. Obraz jest bardziej złożony. @ PK Czy mógłby Pan zdefiniować lichwiarza? Trzymanie pieniędzy na lokacie się mieści?

  36. Niewątpliwie obraz inteligencji jest złożony ale i tak dość brzydki. Mam bardzo złe doświadczenia prywatne. Część niewierząca ma się za „racjonalistów”, wyznaje jakiś tam „światopogląd naukowy”. Chyba tylko w Polce jest to możliwe. Skąd to się bierze? Moim zdaniem to skutek komuszej propagandy. Poza lewicą nikt przecież nie wierzy w światopogląd naukowy, bo coś takiego nie może istnieć. Ale może się mylę. W końcu jest taki Dawkins, czy Dennet. Natomiast inteligencja wierząca jest na ogół anachroniczna. Nie ma kontaktu ze współczesną myślą, której się boi, nie rozumie. Spotykam wiele osób wierzących, które podświadomie uważają, że w gruncie rzeczy rozum jest sprzeczny z wiarą. Jak się napiją, to tak sami mówią. W najlepszym razie będzie tomista, który swoje metafizyczne dobre samopoczucie wywodzi z ignorancji.

  37. @ WK „Spotykam wiele osób wierzących, które podświadomie uważają, że w gruncie rzeczy rozum jest sprzeczny z wiarą.” Między innymi to złożenie miałem na myśli. Ono jest całkiem popularne. Takie sobie światy równoległe 🙂 Może to być zinternalizowany ruski wpływ.

  38. „…św. JPII zastosował prostą zasadę: rozmawiamy z tymi, którzy przystępują do sakramentów, a reszta: won…” – rozumiem, że B’nai B’rith przystępuje do JAKICHŚ sakramentów? A może nie muszą, ze względu na bliskość rasową/etniczną i „szczególne umiłowanie”?

  39. „…Skoro władza jest dla władzy (vide: towarzysz W. Gomółka) a nie dla służby, to co ją obchodzą, jakieś tam, długi poddanych? …” – przepiekna manipulacja. Gomułka nie wycierał klamek i kleczników w Watykanie, Polski tez nie zadłużył. Władza jest obecnie narzucana, na rzecz lichwiarzy i masonów, za pomocą środków twardych (interwencje, sankcje, przemoc finansowa) jak i miekkich (media, korupcja, „mentalna kastracja” społeczeństw, szantaż moralny – różne „miłosmierdzia” i inne wynalazki). Politykami w świecie zachodnim/demoliberalnym zostaja tylko kukiełki lichwiarzy. Politycy sa tylko ręką, głową jest lichwiarstwo. Polityk chcacy się zerwać ze smyczy – przestaje rządzić, w taki czy inny sposób. Wyjatki są nieliczne (Rosja, Białoruś, Iran, Wenezuela, Chiny …).

  40. „rozumiem, że B’nai B’rith przystępuje do JAKICHŚ sakramentów? A może nie muszą, ze względu na bliskość rasową/etniczną i „szczególne umiłowanie”? Kto? Pan mówi do mnie? Z B’nai B’rith znam (korespondencyjnie) jedynie prof. Woleńskiego. Z tego co mi wiadomo, nie przystępuje on do żadnych sakramentów. Co ciekawe, podejrzewał mnie o tzw. lefebryzm. „Przepiękna manipulacja. Gomułka nie wycierał klamek i klęczników w Watykanie, Polski tez nie zadłużył”. Podobnie jak jak i Piłsudski, który w odróżnieniu od tow. Gomółki nie jeździł na zjazdy Czerwonej Międzynarodówki Związków Zawodowych w Moskwie. A zatem to nie odraza do watykańskich klęczników i zachowawcza polityka finansowa decyduje o Pana sympatiach politycznych. Jest Pan razowym komunistą i tyle. „Władza jest obecnie narzucana”. Niech Pan nie będzie śmieszny. Władza zawsze jest narzucana. Na tym polega. Nawet w „realnym komunizmie”: „walka klasowa zaostrza się w miarę postępu rewolucji”. Autorytet (władzy) może opierać się na sankcji (często) lub na solidarności (rzadko). Nie ma innych możliwości. „A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści”.

  41. Moim zdaniem jest Pan płatnym żydowskim propagandystą, członkiem tzw. hasbary, innymi słowy – płatnym mącicielem i trollem. Ile Panu płacą? Standardowe 50 szekli za wpis?

  42. Jako, że komuniści to urodzeni kłamcy, więc trudno mi nawet złościć się za to Pana walenie jak cepem na oślep. Nie jestem członkiem żadnej hasbary (właśnie dowiedziałem się z googla, co to jest). Ciekawe, czy niemile tu widziany p. Michalkiewicz też jest członkiem hasbary? Oprócz połajanek za pisanie na konserwatyzm.pl nie dostałem od nikogo ani grosza. Ale Pan tego nie zrozumie, bo kasa i kiełbasa (mamona) to jest szczyt Pańskich horyzontów intelektualnych.

  43. Nie odpowiadam za korespondencje w Pańskiej wyobraźni. „Wszystko jest przyjmowane na sposób przyjmującego” – jak napisał Arystoteles. Korespondowałem z Janem Woleńskim, który jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Nie rozmawialiśmy o B’nai B’rith tylko o logice i filozofii nauki. Czasem człowiek zdaje jakieś egzaminy. Skądinąd wiem (znów google), że Woleński jest wiceprezydentem loży B’nai B’rith. A za studia w Krakowie to na razie ja płacę a nie mi płacą.

  44. Pan Piotr uważa się za ważnego dla Żydów, skoro myśli, że ten oszczędny naród wydaje 100 szekli, za internetowy post skierowany do niego. Takie uczestnictwo w „klawiaturowej geopolityce” musi być pochlebiające 🙂 PS. Z drugiej strony sam jest pożyteczny, bo daje zarobić 🙂

  45. Żydzi już dawno zdiagnozowali p. Piotra. Hipoteza Kahnemana i Tversky’ego: ludzie podejmują decyzje kierując się nie racjonalnymi przesłankami i ścisłymi regułami rozumowania, ale heurystykami. Heurystyki to uproszczone reguły wnioskowania, pozwalają szybko formułować sądy, sądy te charakteryzują się dużym stopniem subiektywnej pewności. Najważniejsze heurystyki: /1/reprezentatywności, /2/dostępności, /3/zakotwiczenia i /4/dopasowania, np. większość ludzi uznaje, że bardziej prawdopodobnym jest wylosowanie w totolotku liczb 2,9,34,13,19,29 niż 1,2,3,4,5,6. Tak samo p. Piotr uznaje, że jestem na liście płac hasbary, bo akurat ta teza jest: reprezentatywna, dostępna, zakotwiczona i dopasowana do tego, co akurat generuje plątanina neuronów pod jego czaszką.

  46. A propos studiów, to szkoda, że J. M. Bocheński nie wychował godnych następców i musi Pan się udawać do Woleńskiego i spółki.

  47. O. Bocheński miał wielu wychowanków ale na ogół za granicą, gdzie uczył (głównie we Fryburgu). W Polsce był cenzurowany, bo prowadził studia sowietologiczne. PWN wydało raptem jeden zbiór jego prac (1993 r). Wcześniej PAX wydał „Logikę religii” ale fatalnie edytorsko i „Ku filozoficznemu myśleniu”. To drugie obowiązywało nawet kiedyś na egzaminie na studia filozoficzne. Wydawnictwo „Philled” amatorsko wydało sporą część prac Bocheńskiego, potem była reedycja w „Antyku”. Na pracach teologicznych dominikanie trzymają łapę. Coś tam po uniwersytetach się studiuje, ale ton „recepcji” nadają tomiści z KUL-u i USKW, niechętni filozofii analitycznej. Bocheński (słusznie) nazwał neotomizm nieporozumieniem to mu się odwdzięczają. Metafizykę analityczną robił u nas prof. Nieznański. Przyznawał się do Bocheńskiego Jan Parys, minister obrony narodowej w rządzie Olszewskiego, prof. Perzanowski. Nawiązują ks. prof. Michał Heller, prof. Bartosz Brożek z Krakowa, czy Anna Brożek z UW. Polska filozofia zaczyna się zasadniczo od Kazimierza Twardowskiego, który był uczniem Brentany. Koło krakowskie Bocheńskiego to był odłam szkoły lwowsko-warszawskiej. Filozofia jako nauka a nie apologetyka katolicka (tomizm) czy komunistyczna (marksizm). Ja natomiast u Woleńskiego nie studiowałem (miał mnie zresztą za durnia). On po prostu napisał książkę o szkole lwowsko-warszawskiej. I wszystko.

  48. Te fakty są mi znane, ale przyzna Pan, że nie ma jakiegoś jasnego kontynuatora. Jego najbardziej znaną wychowanką za granicą jest Anna-Teresa Tymieniecka, a to przecież inna filozoficzna bajka. Jan Parys jest bodaj spowinowacony z Bocheńskimi, więc trudno, żeby się nie przyznawał, ale wózka nie pociągnie. Ks. prof. Michał Heller jest czytany ze względu na powagę i postawę naukową, ale filozofii analitycznej, ani teologii według postulatów J. M. Bocheńskiego nam nie zrobi. Trawestując Gombrowicza, znaczenie fra Innocenzo dla polskiego kościoła jest takie, że: „Bocheński wielkim umysłem był!”. Z tego powodu mu honoris causa dali na ATK – obecnym UKSW. PS. Chciałem kiedyś pogadać z magistrem filozofii z UKSW o Bocheńskim. Wiedział, kto to, ale gadać wolał o Tischnerze. Innym razem z doktorantką teologii (podobno piszącą pracę z teologii moralnej), chciałem pogadać o Woronieckim, ale … nie wiedziała kto to. Widząc moje zaskoczenie, nie przyznała się do tego, gdzie studiuje… (gdzieś w północnej Polsce, ale bała się, że zaszkodzę jej karierze…).

  49. Bocheński sam przyznał, że w programie unowocześnienia myśli katolickiej poniósł zupełną klęskę. Miał z tego powodu jakąś zadrę. O tomistach mówił zwykle per „zatabaczone dziady” bez zrozumienia dla logiki i języka np. krąpcowa koncepcja analogii bytu opiera się na nieistniejącym prawie logicznym „odwrotności treści i zakresu” – Bocheński niemiłosiernie z tego kpił, twierdząc, że to kartezjańska logika z Port Royal, że w Summie logicznej Piotra Hiszpana, czyli Jana XXI takich głupot nie ma. O tradycyjnych tomistach miał równie złe zdanie: Garrigou Lagrange’a miał za heglistę (mnie uświadomił, że współczesny tomizm przejmuje całkowicie kartezjański problem pewności ludzkiego poznania). Uprawiał to, co pozwolono mu uprawiać: historię logiki, historię filozofii, dydaktykę a nie badania metafizyczne, jak chciał. Dlatego wychował bardzo wielu bardzo różnych uczniów nie zostawiając po sobie żadnej szkoły. Nie tylko fenomenologa(żkę?) Tymieniecką ale nawet heglistów! Lobkowicz to znowu politolog a Zander publicysta. Z drugiej strony Krąpiec zostawił szkołę i co z tego? Tischnera, jak wiadomo, Bocheński wcale nie uważał za filozofa tylko kaznodzieję. Cenił Stróżewskiego. Podkreślał, że koledzy z Polski nie utrzymują z nim kontaktów. W zasadzie nie ma kto go kontynuować. Natomiast filozofowie z drugiego obozu (niewierzący) nie radzili sobie zupełnie z Ojcem Innocentym. Osobiście bardzo lubię „Logikę religii”. Uwielbiałem jej tezami wkurzać różnych ateistycznych „racjonalistów”. Byli kompletnie zdezorientowani: neopozytywistyczny fideista, naukowy chrześcijanin, kruchta w nauce? Oratorium w laboratorium? Gdzie, co, jak? „Logika religii” 20 lat temu brzmiała prawie jak „kwadratowe koło”. Trzeba jednak pamiętać, że kręgi kościelne też często miały Bocheńskiego za pozytywistę, a całą filozofię analityczną za neopozytywizm (co nie przeszkadzało tomizmowi wyznawać neopozytywistycznej filozofii nauk przyrodniczych). Ks. Heller natomiast, o ile go rozumiem, nie wierzy w filozofię, jako samodzielną naukę (tak samo zresztą jak Arystoteles czy św. Tomasz z Akwinu). Zbyt często nauka dyskredytowała najbardziej „solidne” pomysły filozoficzne, co osobiście obserwował. Zatem filozofia o ile gra dużą rolę w kontekście odkrycia, o tyle w kontekście uzasadnienia nie ma znaczenia. Program aksjomatyzacji teologii wydaje się dziś anachroniczny. Współczesna kognitywistyka potwierdza bowiem filozofię języka II Wittgensteina a falsyfikuje esencjalistyczne pojmowanie języka jako kalki istot rzeczy (od Arystotelesa do neopozytywizmu). Przy czym napływ danych jest lawinowy i to z różnych dziedzin: neurobiologia, lingwistyka kognitywna, psychologia rozwojowa, poznawcza i ewolucyjna itd. Aksjomatyzacja analogii, jaką zrobił Bocheński, jest dziś raczej rodzajem zabawy formalnej. Narzędzia logiczne są zbyt ubogie formalnie np. w porównaniu z zaawansowaną matematyką. Ontologia logiczna jest jakaś …. zbyt prosta. Do praktycznego użycia trzeba by to sparafrazować, używając metafor, a to daje w zasadzie „analogiczne poznanie” neotomizmu. Ale na głębszym poziomie Heller jest całkiem w duchu Bocheńskiego: język, logika, analiza, przedmiot. Filozofia to ostatecznie nauka (filozofia w nauce), tak samo jak u Bocheńskiego: nauka „bardziej oderwana”. A formalizacja metafizyki i tak pozostaje poza zasięgiem. Whitehead był ostatnim wielkim metafizykiem. A i jego wizja pachnie dziś myszką.

  50. Ja częściowo rozumiem, dlaczego Bocheńskiego się boją. Taka logika religii wpędzi w konsternację zarówno ateistę, jak i inteligenta katolickiego. Tak jak ateiści chcieliby dowodu na „nielogiczność religii”, tak wierzący by chcięli logicznego dowodu istnienia Boga. Tymczasem IMB takowego nie wynalazł, a kilka pobożnych życzeń rozjechał. To po co go lansować? Tak chyba to musi wyglądać. Co do Stróżewskiego, to próbowałem coś czytać, ale niestety, to nie jest umysł formatu IMB. Nie ta jasność myśli. PS. Ostatnio UE i USA przekazały spore sumy na badania mózgu – i to tak na wyścigi. Chyba coś się kroi.

  51. Pan może mieć rację. IMB był bezkompromisowym filozofem. Zauważył, że filozofia analityczna jest powrotem na pozycje scholastyki (logika, język, przedmiot, analiza) wbrew tzw. filozofii podmiotu. Zarówno neotomiści jak i Bractwo Piusa X koncentrują się na praktyce reguł (na formacji) np. istnienie Boga można udowodnić (reguła wiary, dogmat) zatem ISTNIEJE dowód: jest nim któreś z historycznych rozumowań. W kościele nigdy nie było zgody, które to rozumowanie. Musimy zatem któreś wybrać i jeszcze osiągnąć subiektywną pewność co do niego (dowód). Kartezjański problem. Rozwiązuje się go za pomocą formacji odrzucającej współczesną naukę. Rzeczywiście badania mózgu są obecnie zaawansowane. Ładuje się w to pieniądze, bo to daje kontrolę nad umysłami. Mamy zatem empiryczną naukę o umyśle, która – wg Hellera – będzie większym wyzwaniem niż Galileusz i Darwin (a nie oszukujmy się, że masy zrozumiały Galileusza). A przygotowanie jest żadne, bo przez metodologiczne dyrdymały tomiści wyeliminowali się z dyskusji. W konsekwencji za rzeczników tradycji uchodzi np. taki prof. Judycki, który identyfikuje duszę ludzką z niektórymi doświadczeniami psychicznymi (qualiami) i podobno doznaje jej przy zasypianiu. Empiryczna nauka o umyśle nie może zatem istnieć. Z takimi rzecznikami klęska jest murowana (zob. np. http://www.uwolnijmyslenie.pl/ debata druga). U św. Tomasza duszę trzeba oczywiście wyrozumować, jako przyczynę aktów duchowych. Dusza (tak samo jak łaska) nie jest żadnym fenomenem. Tylko, kto o tym wie? Jan od Krzyża jest idealnie zgodny z neurobiologią, ale o tym też nikt nie wie. Bocheński twierdził, że ontologia podmiotu jest bardzo trudna. Że trzeba ją zaczynać od przedmiotu. I właśnie jesteśmy świadkami jak taka „ontologia podmiotu” (ontologia w sensie Quine’a) powstaje na naszych oczach. Dlatego sam wybrałem na studiach specjalizację „neurobiologia i nauki ewolucyjne”. Jak Centrum Badań Interdyscyplinarnych Kopernik robi w Krakowie konferencję o mózgu to przychodzą tłumy! Te tłumy są otwarte na konsternację! Nie wiem zatem, czy „to musi tak wyglądać”.

  52. Kilka lat temu interesowałem się bardziej kognitywistyką, ale w zasadzie stan wiedzy mnie rozczarował. Psycholodzy poznawczy przyznawali, że neurobiologi nie znają, bo to nie ich działka. I tak np. psychologowie poznawczy mają pamięć krótkotrwałą określaną dość prymitywnie jako 7 elementów +-2, a neurolodzy mają pamięć świeżą, która jest czymś innym. Zresztą w zastosowaniach terapeutycznych pod względem skuteczności kierunek poznawczy był bity przez psychoanalizę, więc coś do czego współczesna nauka się nie przyznaje. Ciemno to jeszcze wygląda.

  53. Kognitywistyka miała trzy paradygmaty. Historycznie pierwszy był paradygmat „komputerowy” (komputacjonizm: umysł to program wykonywany przez biologiczną maszynę Turinga). Potem był paradygmat ewolucyjno-poznawczy. „Wywodził się z psychologii ewolucyjnej i zgadzał się z założeniem, że nasz mózg to bardzo złożony biologiczny komputer. Dodaje jednak istotny postulat, mianowicie modularnej budowy umysłu. Owe umysłowe moduły miałyby powstawać w trakcie ewolucyjnej historii człowieka, np. odpowiedzialne za język, rozpoznawanie twarzy czy wykrywanie kłamstw”. Trzecie podejście nazywa się po angielsku embodied-embedded mind, co można przetłumaczyć jako „umysł ucieleśniony i osadzony w kulturze”. I ten jest bardzo owocny. Zbiera dane z wielu dziedzin: od prymatologi do informatyki. Dla mnie to nic innego jak psychologia tomistyczna. Tylko, że naukowcy nie znają tradycji klasycznej. Jak któryś ma zacięcie filozoficzne jak np. Damasio to szuka teorii uczuć i cnót u … Spinozy. Ale generalnie widać, że nawet ateusze nawiązują do teorii cnót Arystotelesa np. Patricia Churchland („Moralność mózgu”) zob. http://www.ccpress.pl/katalog/cat-Kognitywistyka-3.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *