Dlaczego nie zostawiamy Ruskich w spokoju

Wobec tego trzeba też stale rozprawiać się z rzekomymi dowodami na „rosyjską agresywność”, takimi jak „zabór Krymu”, który wciąż używany jest jako argument wobec zdezorientowanej, pozbawionej pełnej informacji polskiej opinii publicznej. Nie znając sytuacji etnicznej (ani zresztą prawno–politycznej w ramach autonomii przy Ukrainie) półwyspu – Polacy wciąż wierzą w wizję jego „rosyjskiej okupacji” – i komplementarną „rosyjską inwazję” Donbasu, w wojnie na Wschodzie nie dostrzegając oczywistej analogii choćby z powstaniami śląskimi. Dzieje się tak pomimo wyjątkowej prymitywności propagandy lejącej się z głównych publikatorów, przeważnie bowiem decyduje nie tylko uprzedzenie, ale także szum informacyjny, w którym nie razi już nawet, że separatyści z uporem maniaka bombardować mają nawet kontrolowane przez siebie miasta. „Ba, widać Ruskie tak mają…” – rzuca przeciętny słuchacz i przerzuca na inny kanał utwierdzony w utrwalonym już przekonaniu, że „jak jest tak jest, ale pewnie coś jest na rzeczy”, a w najlepszym razie, że „jedni drugich warci!”. Ten drugi pogląd zresztą i tak stanowi pewien postęp, przynajmniej bowiem impregnuje na bezkrytyczne popieranie jednej tylko, kijowskiej strony, aż do wręczania jej 4 miliardów złotych prezentu. Jest to więc punkt wyjścia – na którym jednak nie można poprzestać i jakkolwiek by to było niepopularne – niestety nadal kłamstwa na temat sytuacji na Wschodzie trzeba głośno prostować.

Weźmy to na rozum

Ba, tylko jak to robić? Cóż, czasem działają argumenty zdroworozsądkowe – a nawet sam fakt, że ma się i zgłasza jakiekolwiek. Polak bowiem z reguły niby nie wierzy mediom, ale w istocie nawet nie zauważa, kiedy automatycznie powtarza imprintowane mu poglądy. Kiedy więc słyszymy wygłaszane bezmyślnie „te Ruskie to są, tak wziąć i napaść” – odezwijmy się, bo często kogoś wybije z rytmu proste zakwestionowanie telewizyjnych mądrości. Oczywiście, jeden popatrzy jak na wariata, inny uprze się dyskutować – i jak to przy rodzinnym stole, w sklepie czy na przystanku awantura gotowa, jednak przy okazji parę szturchniętych mózgów może choć drgnie w nierównej walce kogo się bardziej nie lubi: Ruskich, tych z telewizji, czy własnych polityków?

Siłą rozbrajania antyrosyjskości jako usprawiedliwienia bezkrytycznego wspierania Kijowa – jest posługiwanie się samą prawdą, tylko prawdą – i to w dodatku wyjątkowo prostą. Dla przykładu – przecież nawet gdyby dało się Rosji udowodnić czynną agresję na Ukrainę (choć gdyby taka miała miejsce – to mielibyśmy wspólną granicę w Dorohusku), to przecież nie ma chyba terytoriów zwartego zamieszkania większości (czy nawet mniejszości) rosyjskiej/rosyjskojęzycznej w Polsce? (dopóki sobie tego nie uzmysłowimy – fosząc się na Rosję będziemy niczym Lloyd George oburzający się na Polaków, że chcą zabrać Turkom Cylicję… – ale tego może lepiej głośno często nie mówmy, bo za dużo by trzeba dodatkowo wyjaśniać). Choćbyśmy więc nie wiem ile usłyszeli opowieści o wspólnocie sprawy polskiej i ukraińskiej – to relacje obu nacji z Rosją są i były przecież zasadniczo odmienne.

Inny popularny pogląd – to preferowanie za naszą granicą wschodnią „słabej Ukrainy, a nie silnej Rosji” (nb. często wyznawany przez osoby i środowiska utrzymujące, że ta silna Rosja jest jednocześnie właściwie całkowicie już upadła). Hmmm, ale jeśli nasz sąsiad powinien być słabszy (czyt. – niegroźny), to czemu rząd – obecny rząd! – tego samego sąsiada wzmacnia i to polskimi pieniędzmi? Kolejne opowieści są już zupełnie dziecinne, w typie „Jak Ruskie zabiorą Ukraińcom Donbas – to Niemcy zabiorą nam Śląsk” – przy czym szalenie ciężko uzyskać wyjaśnienie co jedno z drugim miałoby mieć wspólnego. Wyznawcy uważają, że tak już jest, połączenie istnieje niczym Morskiego Oka z Adriatykiem – i stosunkowo ciężko w tym przypadku odwołać się do logiki, choć przynajmniej na niektórych może ona jednak zadziałać.

Kto tu jest agresywny?

Podobnie – jak oczywiste porównanie ile wojen w ostatnim ćwierćwieczu rozpętała Rosja – a ile USA i NATO. Ile te drugie przedsięwzięły interwencji zewnętrznych – a ilu dokonali Rosjanie. Ile baz wojskowych wreszcie Waszyngton utrzymuje nad granicami Federacji Rosyjskiej – a jaka jest odpowiedź rosyjska. Jasne, nikt od tego Ruskich nie polubi, niektórzy obrażą się, że „biją murzynów” – to jednak są oczywiste dowody, że to nie Rosja we współczesnym świecie jest państwem agresywnym, a więc ani nie mamy powodów, by się jej obawiać – ani tym bardziej nie ma podstaw by przeciw nieagresywnej Rosji zawierać sojusz z jak najbardziej agresywnym nacjonalizmem ukraińskim.

Takich miazmatów, bajek, prawd pozornie oczywistych, jak te losowo wskazane wyżej – każdy słyszał zapewne więcej. Oczywiście są one czymś więcej, niż tylko tradycyjnym przejawem głupoty, propagandy i bezmyślności, typowych dla systemu demokratycznego. W istocie celem wszystkich tych pułapek na polskie umysły jest jedno – wymuszenie milczącej akceptacji dla ładowania polskich pieniędzy w Kijów, celem wzmacniania tam władzy oligarchicznej w kształcie, skrajnie uległej wobec zachodnich (ale nie polskich!) interesów ekonomicznych i ekstremistycznie szownistycznej, banderowskiej – czyli nazistowskiej. A środkiem do wyzwolenia umysłów i zapobieżenia dalszej realizacji planów, grożących w skrajnej wersji nawet wojną światową i kolejnym ludobójstwem na Polakach – są słowa prawdy o tym, co się naprawdę na Wschodzie dzieje. Dzieje się zaś to – że tylko polityka rosyjska, tylko upór Putina (za który bywa zresztą także krytykowany przez rodzime jastrzębie) chroni świat (a Polskę szczególnie) przed popadnięciem w śmiertelny, globalny konflikt, w którym nie pomoże nam ani świdnicki czy mielecki helikopter, ani trzy brygady obrony terytorialnej, ani nawet szpica NATO.

Dlatego właśnie nie możemy „dać sobie spokoju” – i musimy nadal, uparcie tłumaczyć potrzebę ułożenia obopólnie korzystnego modus operandi z Rosją, tego bowiem wymaga polska racja stanu i polski interes narodowy. A dokładniej – nasze przetrwanie.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *