Dobre i złe strony faszyzmu. I

Z numerem dzisiejszym redakcja „Myśli Narodowej” rozpoczyna druk odczytu A. Nowaczyńskiego, który został wygłoszony w Krakowie 8 grudnia 1922 r.

…Na ciebie, coś wyszedł z ludu, lud patrzy z wiarą! Niech na drodze sławy miłość Cię oświeca i tak ci dopomóż Bóg…

Tymi słowami depeszowała do Mussoliniego dnia 20 listopada poetka proletariatu włoskiego, znana i w Polsce od lat 25, Ada Negri.

        Odpowiedział jej na to dyktator:

Słuszne oczekiwania nie będą zawiedzione. Może mi zabraknąć sił. Nigdy woli. Ojciec mój był kowalem…

Tak, ojciec jego był kowalem i to bardzo ważne. Kuć żelazo musiał puki gorące, póki nie zastygło. Kowalem był w Predapio pod Forli, blisko Bolonii i Rawenny, w prowincji Romagna, skąd idzie twardy gatunek włoski Savanarolich i Alfierich, zgoła odmienny od Piemontczyków, mądrych, elastycznych, jeśli wierzyć tym, co Włochy dobrze znają, najbardziej do naszych Górnoślązaków podobny. Chodził do szkoły w Forli do ojców Salezjanów. Długie lata był rewolucjonistą z ducha wypowiadającym się w socjalistycznych negacjach i doktrynach, formułach i frazesach. Z Włoch musiał jednak uchodzić nie za socjalistyczną, ale za anarchistyczna propagandę. Emigrował do Szwajcarii, gdzie jakiś czas zarabiał na życie jako pomocnik murarski. To trzeba sobie dobrze zapamiętać. Ojciec kowal, syn muruje. Przy tym jednakże się kształcił i tyle wreszcie wiedzy połapał, że mógł już zacząć pisywać w piśmie, które się zwało „La Revolte”. Co prawda żeby pisywać w „La Revoltach” dużej wiedzy nie potrzeba. Wszyscy kiedyś pisywaliśmy w takich „La Revoltach”, dopóki się nie przekonaliśmy, że wszystkie rewolty wychodzą teraz na dobre przede wszystkim tylko Judemokracji. „La Revolte” było oczywiście efemerydą. Założył je oczywiście Żyd. Wychodziła w roku 1894. Dlaczego specjalny nacisk kładziemy na datę? Dlatego że w tym samym roku także rozbudowano we Włoszech wielką twierdzę nowoczesnej judeo-germańskiej ekspansji i penetracji: „Banca Commerciale”. Złożyły się na tą twierdze trzy potęgi berlińskie: Deutsche Bank, Dresden Bank, Disconto-Gezellschaft z kapitałem jak na owe czasy ogromnym, bo 5 milionów lirów. Banca Commerziale miała pomóc pangermanizmowi w szybkim opanowaniu Italii. Między dyrektorami jednym z głównych był Żyd warszawski Toeplitz, stryj rodzony komunistycznego prowodyra, którego przyskrzyniono w tym roku, a mąż Polki Lulu Mrozowskiej, nieco aktorki a więcej kabotynki.         

W roku 1894 zatem Mussolini pisywał do „Revolty”, a warszawski rodem pająk, z pomocą całej chmary żydków wiedeńskich, berlińskich i włoskich oplątywał w swe sieci cały przemysł i całą bankowość włoską. Ale podczas gdy rekinowi Toeplitzowi wszystko się wiodło, Benito na banicji ssąc palce z nędzy, zaczął pisać tak ostre revolty, że wreszcie nawet ze Szwajcarii polecono mu się wynosić!… Maksymalista wraca do ojczyzny Mazziniego i Mamelego po to tylko, aby wejść na stałe do redakcji pisma „Avanti”. Trójprzymierze jest wtedy u szczytu. W willi Bülow schodzą się wszystkie nici i i druty germano – judejskiego planu podboju Italii. Kiedy wojna europejska wybucha Banca Commerziale ma już 400 milionów lirów kapitału zakładowego i kilka dzienników na utrzymaniu i faktycznie rządzi.

W senacie rzymskim zasiada 16 seantorów-semitów. W pałacu państwa Toeplitz odbywają się rauty, na których bywa cały korpus dyplomatyczny, generalicja, admiralicje; honory domu czyni erdgeist, demon ziemi Lulu Mrozowska. Pismo „Avanti” ma filie w trzech miastach i bije 200 tys. egz.. Na uniwersytecie rzymskim wykłada prawo obskurna kreatura z Triestu jeszcze ściślej di Tarnowia, wabi się Schanzer. Carlo Schanzer. Gdzie spojrzeć Żydzi, znakomici Żydzi w prasie, w parlamencie, w bankach, w teatrze, w ministerstwach. Ale już się rozbudza i poczucie rasowej wspólnoty z Francją i solidarności cywilizacyjnej z demokracjami zachodnimi. I oto jednym z pierwszych, w którym od razu wybuchowo łamiąc plugawą doktrynę skorupy Talmudu Marksa wyjawia się geniusz rasy romańskiej jest syn kowala z pod Forli… Mussolini. I Włochy się budzą. Nie pomagają kuszenia Berlina i obiecywania Bóg wie czego za neutralność za pasywizm. Ruch interwencjonistyczny wzrasta raptownie, wulkanicznie a w pierwszym rzędzie jego heroldów idą syn biednego oberżysty Rapagnetty i największy poeta włoski Gabriele d’Annunzio i syn kowala Mussolini. Już w listopadzie r. 1914 fundują pismo interwencjonistyczne „Popolo d’Italia”, kiedy cudzołożne Trójprzymierze się rozpada a Włochy przystępują do krucjaty, Benito „banita” przywdziewa mundur carabiniera, wyrusza w bój.

Dwa razy ciężko ranny na polu chwały leczy się z ran  oraz gruntownie z ideologii judo – germańskiej, z marksistowskiego Kruppa. Włoski „Naprzód”, włoski „Vorvärts”, jak wszystkie redaguje teraz „ebreaccio”, zbolszewiczały Seratti. Eks-banita i eks-socjalista z grupą młodych patriotów prowadzi „Popolo d’Itlaia”. Zostaje rutynowanym dziennikarzem, ale nie takim jak ten z „Wesela” sceptycznym, smutnym, czczym schyłkowcem, cynikiem, wyrobnikiem swego fachu, ale ale działaczem bojowcem, rewolucjonistą!

Nastaje pokój. Wracają do domów zwycięskie pułki i legiony. Na jednym tylko Vittorio Veneto zostało 22 tysiące rannych, w sumie padło pół miliona Włochów w Alpach, w Karscie, nawet w Wogezach, pół – milionowa hekatomba na ołtarzu wolności i niepodległości. Demobilizacja. Ale nie sama. Demobilizacja i rewolucja równocześnie, nie rewolucja jednorazowa, wybuchowa, barykady, wojna domowa, przewrót taki jak we Francji Burbońskiej lub Rosji Holsztein-Gottorpów, Rosji przez Germanów zorganizowanej a przez bakterie semiluesu stoczonej; inna rewolucja, rewolucja na raty, rewolucja w opłatkach, rewolucja-gangrena powoli tocząca organizm państwowy, straszniejsza choć bezkrwawa, groźniejsza – bo trudniej wyleczalna. Italia fatta, Italia maxima, powiększona terytorialnie zwycięska, zjednoczona, Italia fatta. Italiani da fare. Judemokraty i germanojudy wyzyskując koniunkturę chaosu powojennego obejmują rządu.

Jest Toeplitz z całą bandą Meyerów, Weilów, Singaglich, Trevesów, Labnolów, Fischermanów, Bompbardów, Modiglianich, Aragonów, Barzilaich, Luzattich, Aquenilich, Nathanów, Sonninów, d’Arragonów rozmieszczonych to na szczytach społeczeństwa to w dole, to w kantorach marmurowych, to na trybunach czerwonym suknem owiniętych. Joel Toeplitz „niemiecki Żyd z Warszawy” (Jak go nazywa dzisiejszy minister Federzoni). Toeplita, ten sam którego jako notorycznego agenta pangermanii w roku 1916 wpakowano i trzymano w więzieniu, teraz w roku 1919 dostaje wszystkie nici znów w swoje ręce. Agitacja komunistyczna, febra strajkowa, furia próżniactwa i używania szerzą się jak zaraza.

Na widownię polityczną wypływają wszystkie męty defetystyczne, wszystkie utrzymanki defetystycznego funduszu Bülowa, najokrutniejsze pro germany i aktywisty, jakieś ciemne, podłe kryminalojdy, zbiegłe ze Szwajcarii, z Austrii, Rosji. W walce konkurencyjnej z Banca Commerciale upada założona przeciw niej przez tuziemców zorganizowana Banca Italiana di Sconto.

Do Rzymu zjeżdża triumfalnie misja handlowo-polityczna sowiecka z opryszkiem z ghetto charkowskiego Wor-Worowskim i dwoma radcami, warszawskimi szubienicznikami Ehrlichem i Feinsteinem na czele. Wulkany rewolucji dymią i grożą. Burżujstwo, zastraszone, blade, tępe, chore na paraliż woli ustępuje krok za krokiem, piędź po piędzi, cofa się na z góry przygotowane pozycje, zadowolone, że żyje i egzystuje że mu nie podrzynają gardła nie skalpują i nie wsadzają w zawszone worki, jak to praktykowali z liberalną kadecką burżuazją sadystyczne żydłaki z rosyjskich czeryzwyczajek. W Rzymie parlament z 15 stronnictwami żrący się, kłótliwy z jawnymi dezerterami-szpiclami, eunuchami, ajentami berlińskich przedsiębiorstw jako liderami partyjnymi i oratorami. Inklinacje i sympatie judo – germańskie podsyca ta przykra okoliczność, że Italia victrix z wersalskiego jarmarku (na którym decydującą za kulisami rolę grali amerykańscy Żydzi z Wall Street i angielscy z Foreign Jewish-Office) Serenissima. Ilustrissima Italia, stara patrycjuszka wychodzi nieco orżnięta, oszukana, rozgoryczona i zniechęcona. Na takich predyspozycjach i nastrojach wypływają teraz wszyscy giolittianie, jeden po drugim. Wypływa więc Franz Nitti: jakiś zwyrodnialec opętany kultem Niemiec grafoman, wprost patologicznie nienawidzący Francji i Polski, jakiś dziennikarz z Princolo, zwany karłem z Pinerolo, de Facta, wreszcie już całkiem obskurny przybłęda z ghetta galicyjskiego, wrzaskliwy zapluty handełes dyplomatyczny, wabi się Schanzer… Nadchodzi rok 1922! Marzec: Genua… I wtedy dzieje się coś co przyszłe generacje, przyszłe wieki będą sobie przypominały z odrazą co my już wszyscy, co cała Europa dzisiaj w grudniu już przypomina sobie z odrazą: zjazd Genueński[1], ohyda ohyd! Schanzer reprezentujący ojczyznę Dantego, Michała Anioła, Machiavellego, Garibaldiego, Mazziniego, Cavoura… Shanzer! Rathenau reprezentujący naród Goethego i Schillera, Wallensteina, Lutra, Gutenberga… i banda żydowskich kryminalistów reprezentująca naród Tołstoja, Turgenieva, Dostojewskiego! Nie ma równie upokarzającego ludzkość indoeuropejską, Ariów europejskich momentu, jak ten miesiąc genueński! Zdaje się, że i w Watykanie i w Kwirynale i w Londynie i w Paryżu i wreszcie, wreszcie w Berlinie epizod powojennego chaosu wszyscy, wszyscy wspominają już dziś z najwyższym obrzydzeniem i niesmakiem!

To był moment kulminacyjny powojennej degrengolady w którym anonimowe mocarstwo doszło do potęgi, ale tutaj też na ścianach tego już powstającego imperium Antychrysta zarysowały się po raz pierwszy słowa: Mane-Tekel-Upharisim!

Początek dały Włochy. Reakcja Ariów zrodziła się w Genui. W momencie, kiedy przy asyście Schanzera, Sassona, Feinsteina, Ehrlicha, Joffa, Worowskiego, Komarnickiego, Rathenaua itp. plugastwa międzynarodowego, trącał się kielichem z wytrawnym degeneratem Cziczerinem purpurat i dostojnik kościoła, w tym momencie budziła się z letargu godność znieważanej od czterech lat białej rasy indo-europejskiej. Początek dały Włochy… nie Włochy dorosłe, stare, zaprzałe, burżujskie, nie! Początek dały Włochy młode, dorastające, żołnierskie, entuzjastyczne! Giovinezza! Giovinezza! Początek dał on! Syn kowala z pod Forli i jego drużyny w czarnych koszulach, chłopaki młode ze szkół, z uniwersytetów, z warsztatów, ze sklepów, studenci, akademicy, giovinezza, ale z inteligencji, z inteligencji. Jaka młodzież? Oto tego gatunku moralnego, jakiego część, część pewna tu w Polsce, tu w Krakowie poszła w Oleandry, poszła w najpiękniejszych, najszlachetniejszych intencjach służyć najszczytniejszej sprawie przez złych polityków NKN potem ku złym celom wyzyskana. Giovinezza włoska już od r. 1919 zaczęła wiązać się w małe kółka i grupy samopomocy społecznej, obrony narodu i ochrony państwa. Kiedy szły strajki za strajkami a bolszewickie gromady zaczęły przewracać tramwaje, gasić elektryczność, zamykać wodociągi, nie grzebać zmarłych, hamować ruch kolejowy, wreszcie zajmować fabryki i tworzyć fasci komunistyczne rycząc przy każdej sposobności: evviva Mosca! Evviva Lenin, Abasso Polonia, evviva Nitti! Kiedy poukrywani w pałacach i bankach zacierali już ręce Feinstein i Braunstein, Schanzer i Toeplitz, oczekując tylko tego momentu jak król będzie uciekał z dynastią a kościoły pozamienia się na kina i na hale meetingowe, kiedy panowie Kwirynału poprzez Europę wschodnią będą podawali ręce panom Kremla, pierwsze związki faszystowskiej młodzieży liczyły tylko kilka tysięcy. W r. 1920 już 30 tys. było zapisanych i zaprzysiężonych, w r. 1921 przeszło 100 tys., a kiedy do Genui przyjeżdżał Lloyd mit Huns, ilustrissima camorra liczyła przeszło 300 tys. ślepo wiernych, zdyscyplinowanych combattantów, czekających tylko na jedno skinienie Il Duce. I już dwa lata temu każdy gwałt odciskał się gwałtem na każdy terror odpowiadano także represjami. Ale ich nie prowokowano!

Jeszcze w r. 1920 w Rzymie czy we Firenze bywały dni, że domy i podwórza musieli zamiatać profesorowie uniwersytetu i zmobilizowane princessy i kontessy z najstarszej szlachty globu, a w szpitalach umierali chorzy wskutek blokowania przez służbę. Ale już w r. 1921 przeszli fasci do ofensywy, do „action directe” do wprowadzania w czyn idei Sorela i Lagardella. W Stanach Zjednoczonych już działał tajny „Ku-Klux-Klan” i usuwał szybko i bez hałasu zbyt egzaltowanych entuzjastów mongolskiego leninizmu. We Włoszech walka z anarchią i imperializmem pansemickim prowadzona była mniej brutalnie, ale równie konsekwentnie metodami, które tylko atoli pod pięknym niebem włoskim i w tym czystym powietrzu mają swą rację i sens i które tylko przy takim maksymalistycznym oszołomieniu socjalistycznego obozu no i przy takim zwyrodnieniu parlamentaryzmu jak we Włoszech znajdują swe pełne usprawiedliwienie.

Ten ostatni moment należy szczególnie podnieść. W przeciągu lat czterech trzy komplety poselskie rezydowały na Monte Cirocio, kolejno obierane, a coraz gorsze. Zróżniczkowanie partyjne doszło do tego, że na rok 1922 partii i frakcji było zdaje się 13, liczba zdaje się feralna. Omnipotencja tych wybrańców ludu doszła do największych granic. Wszystko polegało na rywalizacjach, kalkulacjach, kombinacjach, kompromisach, intrygach, targach i przetargach megalomanów i hersztów partyjnych. Każdy kolejny rząd był emanacją tego jarmarku próżności, ambicji, szacherek i szantażów. Na takim bagnisku oczywiście wyrastały takie ropuchy i płazie indywidualności jak pyskaty żyd d’Arragona, jak komunistyczny klown Bombacci (desygnowany na przyszłego Lenina Sowietu rzymskiego), jak bezczelny żyd Treves, jak dezerter Misiano, którego fasci musieli odręcznie wyrzucić z parlamentu, jak czerwony hrabia awanturnik i karierowicz radykalny Graziadei jak demagogiczna chorągiewka na dachu don Sturdza, lidera pipy czyli Popularów a podpora… Schanzera i jeszcze tuzin innych napęczniałych bufonów, prowincjonalnych ignorantów, którym się zdawało że w Monte Citorio rządzą światem, podczas kiedy tylko rozkradali państwo swą demagogią skarbową, egzempcją podatkową wyborców chłopów i robotników, swym etatyzmem, niekompetencją i iście potępieńczymi z dantejskiego piekła kłótniami i swarami, wobec których nasza sejmowa zapalczywość, zwady i niedołęstwo, jeszcze nawet nieco lepiej wyglądają.

To ta kamaryla partyjnych politykierów, ta to jak mówił Mussolini „próżniacza klasa intrygantów i głuptasów”, w których faszystowska nie tyle Chjena ile rzymska Wilczyca liczyła sobie tylko 31 deputowanych, ten to dobór „najgorszych” doprowadził Włochy na skraj przepaści, zdeprecjonował wartość lira do 27 centesimów, utuczył 60 tys. żydostwa włoskiego, ale sproletaryzował i spauperyzował naród. I na to reakcja musiała przyjść, Ku-Klux-Klan musiał zacząć działać, tej dekadencji ostatecznej rasa włoska, natio romana musiała raz powiedzieć swe veto! Tej gospodarce utracjuszów i szulerów musiała położyć kres. I wreszcie położyła. A jak położyła? Łagodnie, humanitarnie, bezkrwawo, najmniej efektownie i melodramatycznie jak tylko można. Nie ma ani w dziejach starożytnych, ani w krwawych kronikach angielskich lub włoskich przewrotu, który by się odbył tak legitymistycznie, tak spokojnie, prawnie, tak po filistersku powiedzmy sobie jak ten z genialną wprost precyzją, punktualnością i aktualnością przeprowadzony przez białogwardyjską czarnych koszul „La Revolte”. Nic w tym z Robespierra czy Marata, nic z Nachamkisa, Apfelbauma czy Bronsteina. Takiej rewolucji jeszcze ludzkość nie widziała.

Adolf Nowaczyński

Źródło: Dobre i złe strony faszyzmu, „Myśl Narodowa” nr 51 z 23.12.1922 r, s. 9-15.

Jest to fragment książki „Z bojów Adolfa Nowaczyńskiego. Wybór źródeł. Tom 1”, pod red. Arkadiusza Meller, Sebastiana Kosiorowski, Warszawa 2012, która ukazała się w serii wydawniczej „Biblioteka konserwatyzm.pl”.

Książkę można kupić m.in. w naszej księgarni: http://sklep.konserwatyzm.pl/z-bojow-adolfa-nowaczynskiego/

Polecamy zakup promocyjnego pakietu endeckiego: http://sklep.konserwatyzm.pl/pakiet-promocyjny.-endecki/


[1]     Mowa o konferencji w Genui (kwiecień 1922).

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Dobre i złe strony faszyzmu. I”

  1. @Tomasz Sz. : Czy obywatel/towarzysz/rebe złożył już stosowne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa?

  2. Panie Kozaczewski, nie mam zamiaru. To tekst historyczny, cenny dla poznania historii, idei, poglądów. Podstawmy sobie miejsce wszystkich określeń typu: „żydki”, „zażydzone” – „polaczki”, „zapolszczone” i zapytajmy czy jest ok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *