„Dobry wujek z Ameryki”

Ignorancki bufon z pretensjami

Z czasów swojej wczesnej młodości w latach 90-tych pamiętam fenomen „dobrego wujka z Ameryki”. Był to najczęściej ekonomiczny lub polityczny emigrant do USA, który po upadku realnego socjalizmu zyskał możliwość regularnego kontaktu i wpływu na sytuację w Polsce. Przyjeżdżał wtedy w odwiedziny, przysyłał paczki, czasem nawet próbował wrócić do Polski. Nie aklimatyzował się jednak zazwyczaj i w większości wypadków wyjeżdżał ponownie do USA lub do Kanady, narzekając że w Polsce jest „chamstwo”, „niewdzięczność”, „bieda”, „komuna”, „niezaradność”, „korupcja”, że „nie da się robić biznesu” i że w ogóle jest to wciąż „dziki kraj”. „Dobry wujek” nie spotkał się bowiem na ogół z przyjęciem takim, jakiego się spodziewał. Liczył, że krewni i dawni znajomi będą z rozdziawionymi z wrażenia ustami wysłuchiwać jego opowieści o życiu w Ameryce, uznają w nim mentora i będą się we wszystkim radzić, że będzie z wdzięczności całowany po rękach za to, że przysłał parę amerykańskich dżinsów lub koszulkę z nadrukowaną flagą USA. „Dobry wujek z Ameryki” był więc postacią dość irytującą, oferując bowiem amerykańską tandetę, oczekiwał hołdów i uwielbienia. Uciekłszy wcześniej z kraju i oderwawszy się od wspólnoty narodowej, liczył na szczególną pozycję po powrocie, chciał wszystkich wokół pouczać i bezpodstawnie uważał się za lepszego i mądrzejszego od mieszkających cały czas w Polsce. Postawa ta była tak absurdalna, że szybko musiała ulec kompromitacji i w drugiej połowie lat 90-tych fenomen „dobrego wujka z Ameryki” w życiu codziennym był już niemal nieznany. Wyśmiany i odrzucony, „dobry wujek” wrócił na Greenpoint, do Chicago czy do Mississauga, gdzie żyje sobie niekiedy do dziś jako zabawna skamielina minionych czasów.

Fenomen „dobrego wujka z Ameryki” pojawił się jednak także w życiu publicznym, szczególnie w prawicowej polityce i publicystyce. Nie było to zjawisko tak powszechne jak na przykład w Estonii lub w Gruzji, gdzie sfery bankowo-finansowe oraz korpusy oficerskie i podoficerskie niemal w całości powołane zostały spośród członków danej narodowości służących wcześniej w armii USA i mających obywatelstwo tego kraju, ale też w polskim życiu publicznym „dobry wujek z Ameryki” zadomowił się dzięki poparciu środków masowego przekazu o wiele lepiej, niż stało się to jego udziałem w społeczeństwie. I chociaż wraz ze słabnięciem globalnej dominacji USA jego głos stał się jakby mniej donośny, to wciąż mimo wszystko bywa niekiedy słyszany. Spróbujmy wskazać kilka cech charakterystycznych tego typu.

Wykorzenienie edukacyjne

„Dobry wujek” to ktoś, kto uciekł z Polski Ludowej w poszukiwaniu łatwiejszego życia, lub w obawie przed karą za popieranie demoliberalizmu i zachodniactwa. Wykształcenie „dobry wujek” uzyskał na uczelniach amerykańskich lub brytyjskich, w krajach anglosaskich również rozwijał swoją karierę naukową, dziennikarską lub ekspercką. Niekiedy, „dobry wujek” nie ma nawet polskiej matury i chlubi się tym w dyskusjach na portalach społecznościowych. Czasem jednak fenomen „dobrego wujka” jest bardziej złożony: w rolę tą może wchodzić ktoś co prawda urodzony i mieszkający w Polsce, ale towarzysko, finansowo i politycznie silniej związany z Polonią amerykańską lub ze swoimi amerykańskimi mocodawcami, niż z własnym krajem zamieszkania. Może być to na przykład zużyty satyryk lub kabaretowy tekściarz, którego nie słucha już nikt, poza polonusami z Chicago. Może to być historyk i dziennikarz wykarmiony co prawda w Polsce Ludowej, ale od lat 90-tych szukający swojego audytorium przede wszystkim wśród Polonii amerykańskiej i piszący tak, by zaspokoić jej oczekiwania. Może to być biorący pieniądze od amerykańskiego wywiadu dyrektor nadającej w czasie zimnej wojny na Polskę amerykańskiej propagandowej rozgłośni radiowej. Z którymkolwiek wariantem „dobrego wujka z Ameryki” nie mielibyśmy jednak do czynienia, wspólną dla nich wszystkich cechą jest wykorzenienie z polskiego ducha narodowego. „Dobry wujek” lepiej czuje się i bliżsi są mu ludzie „myślący po amerykańsku”, niż jego własni rodacy.

Wykorzenienie językowe

„Dobry wujek” dorastał w którymś z krajów anglosaskich, wobec tego dysponuje tam mniej lub bardziej rozległymi znajomościami i bardzo dobrze włada językiem angielskim. Często nawet lepiej, niż językiem polskim. Uważa ten fakt za niezwykle nobilitujący i podkreśla swoją znajomość angielskiego na każdym kroku. Może na przykład zaśmiecać swoje felietony amerykanizmami. Będąc korespondentem zagranicznym polskiej telewizji w USA, może w swoich reportażach mówić z groteskowo podkreślanym amerykańskim akcentem. Pełniąc stanowiska w rządzie, może osobiście egzaminować swoich podwładnych ze znajomości angielskiego i dawać na ten temat dyskretne przecieki do prasy. Żonaty może być z żydowską dziennikarką prasy brytyjskiej, a swoje dzieci posyłać do żydowskiej szkoły. Żadnych innych języków obcych poza angielskim „dobry wujek”na ogół nie zna i również uważa to za coś świadczącego o jego wyższości nad „anachronicznymi kontynentalnymi intelektualistami”. Nawet więcej – znajomość na przykład rosyjskiego świadczy w oczach „dobrego wujka” o podejrzanych postkomunistycznych sympatiach, znajomość francuskiego – o równie podejrzanej fascynacji „paryskim kawiarnianym lewactwem” etc. „Dobry wujek” to pyszałkowaty prowincjonalny ignorant, znający wyłącznie świat anglosaski i uważający go za jedyny godny uwagi.

Wykorzenienie ideowe

„Dobry wujek” kształcąc się i zdobywając doświadczenie zawodowe w USA lub w UK, nasiąknął klimatem intelektualnym właściwym tamtejszemu szkolnictwu i tamtejszym elitom umysłowym. W obszarze filozofii czy teorii polityki potrafi w kółko powtarzać tylko nazwiska Platona, Arystotelesa, Hobbesa, Locke’a, Hume’a, amerykańskich federalistów, oraz anglosaskich sowietologów i teoretyków stosunków międzynarodowych. „Dobry wujek”sam jest niekiedy uznanym sowietologiem, przedstawicielem studiów strategicznych lub nawet – dziś już na ogół o tym nie wspomina – „futurologiem”. Jakiej dyscypliny naukowej by jednak nie reprezentował, „dobry wujek” jest intelektualną i ideową kserokopiarką piśmiennictwa anglosaskiego, przedstawiając polskiemu czytelnikowi jako teorie naukowe koncepcje mające uzasadniać ideologiczną i geopolityczną supremację USA. Na ten przykład będąc historykiem, „dobry wujek” zajmuje się badaniami nad tzw. „holokaustem”, bezkrytycznie przyjmując anglosaską narrację o „ historycznie wyjątkowym i z niczym nie porównywalnym charakterze Holocaustu” (pisanego oczywiście wielką literą i przez „c”), a jedynie niejako przy okazji wspomina, przyjmując przy tym jednak całkowicie anglosaską wersję historii Europy, że „Polacy przecież ratowali Żydów i sami też byli ofiarami”. Przez liberalne i proamerykańskie środki masowego przekazu w kraju „dobry wujek” reklamowany jest jako „obrońca polskich interesów za Oceanem” lub „obrońca dobrego imienia Polski”. Jest to jednak tylko część prawdy, bo „dobry wujek” starając się wplatać motywy polskie w anglosaski obieg intelektualny, zarazem wyjątkowo bezmyślnie transmituje bezwartościowe poznawczo koncepcje amerykańskie do polskiego obiegu intelektualnego. Indagowany w jakiejkolwiek kwestii teoretycznej, „dobry wujek” nie ma na ogół do powiedzenia nic oryginalnego, za to przy każdej takiej okazji nieodzownie przypomni czytelnikom lub słuchaczom, że skończył studia w Oxford, że pracował w USA i że zna język angielski. „Dobry wujek” staje się w tym nie tylko ideokopiarką, ale również swego rodzaju folderem reklamowym uczelni anglosaskich.

„Dobry wujek” jest całkowicie wykorzeniony z tradycji kontynentalnej europejskiej filozofii i myśli politycznej. Często za Karlem Popperem większość jej przedstawicieli uznaje za totalitarystów. W jego pojęciu Rosja to komuniści, Niemcy – naziści, Francja – lewacy, zaś Izrael jest wysuniętym bastionem zachodniej cywilizacji pośród arabskiej dziczy. Myśli innej niż anglosaska „dobry wujek” nie zna i nie rozumie. Pod jej kategorie podstawia idee amerykańskiego liberalizmu. W swoim publicznym wystąpieniu może z uśmiechem na ustach powiedzieć, że istotą konserwatyzmu są „antykomunizm, antyrosyjskość i wolny rynek”. Feudalizm, porządek organiczny, społeczeństwo stanowe to dla niego przeżytki lub pozostające poza granicami jego wyobraźni abstrakcje. Monarchia ma znaczenie tylko o tyle, że ułatwiać ma w jego wyobrażeniach wdrożenie ekonomicznego liberalizmu. Powtarzał będzie bzdurne amerykańskie sofizmaty o tym, że „prawica popiera zharmonizowane ze sobą wartości: wiarę, rodzinę, tradycję, własność prywatną i wolność jednostki”. Ogłosi się „nacjonalistą jagiellońskim” (sic!), po czym zdefiniuje ten termin w taki sposób, że ów „jagielloński nacjonalizm” podejrzanie będzie przypominał amerykański „patriotyzm konstytucyjny”. „Dobry wujek”,w rzeczywistości jest wykorzenionym z polskiej tradycji anglosaskim liberałem. Próbuje zaszczepić w Polsce nazywany przez siebie „wolnościowym konserwatyzmem”amerykański prawicowy liberalizm i republikanizm, kierując swoje syrenie nawoływania do mogących potencjalnie stać się „partią amerykańską w Polsce” neoendeków, kolibrów czy „niepodległościowców” z kręgu wyznawców tezy o „zamachu smoleńskim”.

Wykorzenienie polityczne

„Dobry wujek” wszystkie odmienne od amerykańskiego i liberalnego sposoby zorganizowania życia zbiorowego i wspólnoty politycznej nazywa „totalitarnym monolitem”, „islamofaszyzmem”, „chamokomuną”, „socjalizmem” itp. Jego punkt widzenia jest atlantycki, liberalny, indywidualistyczny, „wolnorynkowy”, zachodniacki, amerykański. Nie rozumie kategorii władzy, państwa, wspólnoty, etniczności, rasy i nawet posługując się tymi pojęciami, interpretuje je na sposób liberalny, mieszczański i anglosaski. Robi to przy tym tonem mentorskim, starając się pouczać polską prawicę na temat tego, co powinna zrobić, by upodobnić się i dosięgnąć poziomu traktowanej przez niego jako naturalny wzór prawicy amerykańskiej. Wrogość „dobrych wujków” wobec rodzimej polskiej nieliberalnej „chamokomuny” jest zrozumiała: chodzi przecież o odwieczną wrogość „sił oceanu” wobec „sił kontynentu”. Oskarżenia o „moczaryzm” czy o „hasła antyżydowskie” (co czytać należy jako „antysemityzm”, choć „dobre wujki” używają eufemizmów, by nie skompromitować się w oczach antysemicko z reguły usposobionych narodowców spod znaku neoendecji, do których między innymi adresują swoje wypowiedzi) też nie dziwią, bo to stały element wokabularza środowisk liberalnych, anglosaskich i atlantyckich. „Dobry wujek” stara się polskiej prawicy narzucić liberalny, republikański i zachodniacki konsens ideowy, atakując wszystkich, którzy nie są gotowi kopiować anglosaskich idei liberalnych i iść na politycznym pasku neokonserwatystów i syjonistów.

Wykorzenienie religijne

„Dobry wujek” to agent atlantyzmu, reprezentujący interesy Waszyngtonu i Tel Awiwu. Widać to również na przykładzie jego zapatrywań religijnych. Może być konwertytą na protestantyzm. Może być agnostycznym Żydem, starającym się w swojej zamieszczanej na łamach PiS-owskich periodyków publicystyce reinterpretować katolicyzm tak, by odpowiadał zapatrywaniom syjonistów i neokonserwatystów. Zawsze jest szowinistycznie nastawiony wobec prawosławia, szczególnie rosyjskiego, któremu zarzuca „agenturalność” i „wysługiwanie się Kremlowi”; to właśnie w tych kręgach starano się sabotować i pomniejszyć znaczenie wspólnej deklaracji abp. Michalika i patriarchy Cyryla z sierpnia 2012 r. Stosunek „dobrego wujka” do dostojników kościelnych dowodzi niezrozumienia przez niego zasad hierarchii i autorytetu; zaszczucie abp. Wielgusa pod koniec 2006 r. było w znacznej mierze dziełem rodzimych mentalnie sprotestantyzowanych, proamerykańskich „teokonserwatystów”. „Dobry wujek z Ameryki” nienawidzi islamu, gdyż zagraża on globalnym interesom USA i bezpieczeństwu Izraela; może on za Normanem Podhoretzem powtarzać banialuki o „islamofaszyzmie”, lub na swoim „katolickim” portalu i w publikatorach papierowych nagłaśniać przypadki „prześladowania chrześcijan” w krajach muzułmańskich, „zapominając” jednak dodać, że chodzi na ogół o amerykańskich ewangelikalnych sekciarzy, nie o katolików, jak swoimi przemilczeniami sugeruje czytelnikom. Starając się podsycać islamofobię, „dobry wujek” wykazuje zarazem bardzo życzliwy stosunek do sekt protestanckich, do judaizmu i do demoliberalnych sposobów działania katolików w USA. Niekiedy wprost przyjmuje stanowisko „judeochrześcijańskie”, kiedy indziej interpretuje katolicyzm przez pryzmat kategorii amerykańskiego protestantyzmu, w innych wreszcie przypadkach, próbuje przenosić na polski grunt infantylne i tandetne formuły aktywności amerykańskich środowisk katolickich jak pikiety ze szkocką orkiestrą dętą, słanie petycji, rozdawanie breloczków, kolorowe marsze i festyny etc. Będąc doszczętnie zamerykanizowanym, „dobry wujek” przejmuje też anglosaskie stanowisko wobec relacji pomiędzy państwem i religią; szanuje religię, ale nie szanuje już hierarchii kościelnej i jest przeciwny „państwu wyznaniowemu”, czy w ogóle wszelkiemu „fundamentalizmowi”.Jego rozumienie relacji pomiędzy państwem i religią wyczerpuje się w amerykańskiej formule państwa religijnego, ale nie wyznaniowego. Kluczowa nie jest metafizyka, ale moralniactwo i obsesja na punkcie aborcji, homoseksualizmu i mieszczańskich „family values”.

Odesłać „dobrych wujków” z powrotem do Ameryki

„Dobrego wujka z Ameryki” z polskiego życia publicznego trzeba wypchnąć tak samo, jak wcześniej wypchnięty został z życia społecznego. Ktoś wykorzeniony z narodowej i europejskiej tradycji, niezwiązany od lat z krajem ani z jego mieszkańcami, kto z kraju wcześniej uciekł dla swojej osobistej wygody, ktoś mieszkający poza krajem i nie dzielący ze swoimi rodakami kolei ich historycznego losu, traci prawo do współdecydowania o sprawach kraju i narodu. Polskość definiuje się poprzez zakorzenienie i związek z ziemią. Polacy są narodem kontynentalnym. Nie zakładali nigdy zamorskich kolonii, nie uczestniczyli w wielkich wędrówkach ludów, nigdy nie byli narodem koczowniczym, lecz od zawsze osiadłym. Od czasów pradziejowych zajmowali się rolnictwem, a rolnictwo to proces kulturotwórczy – jest przekształcaniem ludzkiego otoczenia, przy jednoczesnym szacunku dla natury traktowanej jako współuczestnik tego procesu, nie zaś tylko jako surowiec lub przeciwnik, którego należy pognębić. Taka anglosaska, kolonialna mentalność obca była Polakom. Polskość jest przestrzennie określona; jest zakorzenieniem w geograficznym i przestrzennym konkrecie. Polacy odrywający się od swojej przyrodniczej ekumeny, od swojego środowiska i od swojego etnosu tracili bardzo szybko tożsamość. Czerpie ona bowiem siły życiowe z krajobrazu, przyrody, klimatu, z obcowania z ludźmi tej samej grupy etnicznej. Polacy, inaczej niż Żydzi i Amerykanie, mogą żyć razem i na swojej ziemi, albo wcale.

Zarobkowi i ideologiczni emigranci do krajów anglosaskich oderwali się od własnej wspólnoty i od własnego kraju, nie współuczestnicząc zaś w jego historii, tracą prawo do współdecydowania o jego przyszłości. Jestem przeciwnikiem powszechnego prawa wyborczego i ustroju parlamentarnego w ogóle, ale nawet nie podważając go tout court, bez większych trudności można przecież obwarować czynne i bierne prawo wyborcze zasadą domicylu. Ktoś, kto nie mieszka na stałe w kraju, nie powinien mieć w nim praw politycznych. Podobnie należałoby wprowadzić zakaz posiadania podwójnego obywatelstwa, które w oczywisty sposób rodzi konflikt lojalności. Nie można należeć do dwóch narodów równocześnie, tak jak nie można mieć jednocześnie dwóch panów. Ktoś decydujący się zostać Amerykaninem i zamieszkać na stałe w USA, przestaje być Polakiem. Należałoby także na wzór rosyjski wprowadzić zasadę określania jako „zagranicznych agentów” i obciążenia dodatkowymi kosztami tych podmiotów „trzeciego sektora”, które finansowane są zza granicy lub są formalnymi bądź nieformalnymi filiami podmiotów mających centralę za granicą. Wykluczona powinna zostać możliwość pełnienia odpowiedzialnych funkcji publicznych przez osoby, co do których istnieją podejrzenia współpracy ze służbami informacyjnymi obcych państw (na przykład brytyjskimi lub amerykańskimi – tego wątku „lustracji” nikt dotychczas nie podjął…). Potrzebny jest także rozumny mecenat wydawniczy i naukowy państwa oraz jego równie rozumna polityka w zakresie środków masowego przekazu, by popierać samodzielne intelektualnie i koncepcyjnie nurty w naukach humanistycznych i społecznych oraz na rynku medialnym, zamiast dopuszczać do symulowania nauki i bezczelnego kopiowania idei anglosaskich. Wszyscy chcący wobec Polaków i wobec polskiej prawicy odgrywać mentorską rolę „dobrych wujków z Ameryki” powinni być wyśmiewani i politycznie oraz publicystycznie marginalizowani. Tu, w Europie nie ma miejsca dla ich „wolnego rynku”, trójpodziału władz, „państwa prawa”, „wolnej prasy”, „solidarności transatlantyckiej”, zachodniactwa, indywidualizmu ani republikanizmu.

Ronald Lasecki

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “„Dobry wujek z Ameryki””

  1. To prawda – USA i świat anglosaski ma swoje wady. Jednak i tak wolę żyć w miejscu gdzie nikt mnie nie ściga jeśli nie uważam Ukochanego Przywódcy i Ojca Narodu za najlepszego przywódcę na świecie niż w jakiejś zasranej Korei Północnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *