Dwa powroty

Pozornie wszystko je dzieli. Dawny przywódca post-komunistów wraca wszak do polityki z ponownymi szansami na pierwszą ligę, jako poważne zagrożenie dla rządzącej Platformy Obywatelskiej, ale także i jako potencjalne zagrożenie dla Polski w związku z treściami, wokół których chce budować swoją Europę Plus. Z kolei historyczny przywódca „Solidarności” po prostu zaskoczył swych stosunkowo świeżych fanów jedną, ale konsekwentną wypowiedzią dotyczącą roli mniejszości w państwie demokratycznym. Innymi słowy, Kwaśniewski jest tam, gdzie się go od dłuższego czasu spodziewano. Po raz kolejny stara się zrealizować „historyczny kompromis” między lewicą post-solidarnościową i post-komunistyczną z zasadniczym dodatkiem tych, którzy tamte post- mają daleko gdzieś. I o ile Olka uda się wystarczająco długo utrzymać z dala od alkoholu – plan ten ma spore szanse powodzenia.

Z kolei w przypadku Wałęsy uderza zaskoczenie jego wypowiedzią, z której zrozumiano tylko to, że nieszczególnie lubi homoseksualistów. Tymczasem po pierwsze Lechu okazał się nadspodziewanie spójny w swym rozumowaniu tłumaczącym, że skoro mamy demokrację – to polega ona na rządach większości, którym mniejszość (dowolna) winna się podporządkować. W rozumieniu Wałęsy (czyli na typowy dla niego zdrowy chłopski rozum) – jest to wszak argument pro-rządowy, bijący raczej w hałaśliwe grupy na ulicach, które (niczym anty-wójtowa pikieta w serialu „Ranczo”) wprawdzie nie potrafią wygrać wyborów, za to wiedzą na pewno, że władza i tak powinna odejść.

TVN-owski „dziennikarz” zamiast jednak poprzestać na tym opowiedzeniu się ex-prezydenta po stronie ładu („Partii Oporu”) – drążył temat, domagając się zrobienie oczywistego dla siebie wyjątku. Przyjął więc „logikę” typową dla establishmentu, zgodnie z którą mniejszością, którą ma się podporządkować jest np. katolicka, heteroseksualna większość narodu, zaś faktyczne mniejszości i marginesy – są wiodącą forpocztą postępu i elitą. Wałęsa postrzelił to „rozumowanie” brutalnie, ale skutecznie, co dowodzi zresztą tylko prawdy znanej przez cały okres jego prezydentury – że to wprawdzie łobuz, ale z własnym kodeksem moralnym, który paru świństw (w rodzaju właśnie promocji zboczeń czy zgody na aborcję) nie zrobi.

Niestety, porównując reakcje na słowa obu prezydentów – można zauważyć jedno. Kwaśniewski trafia generalnie do swojej grupy docelowej – jakby jej nie określić, „lemingami”, „młodymi dobrze wykształconymi…”, czy po prostu zmęczonymi rządami PO. Słowa Wałęsy zaś, choć ważne – trafiają na razie w polityczną próżnię. Tzw. „prawica” w Polsce nie może się bowiem zdobyć na przyklaśnięcie Lechowi i osłonięcie go przed nagonką Olejnik i innych co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – bo to przecież „Bolek”. I tak obłędna historia z machaniem teczkami sprzed lat 40 faktycznie skutecznie psuje debatę polityczną w Polsce, czyli zachodzi zjawisko, przed którym paru rozsądnych ludzi ostrzegało od 1992 r. Po drugie zaś – centroprawica i „prawica” trwa w dużej mierze w błędnym przekonaniu, że np. sprawa małżeństw homoseksualnych jest „tematem zastępczym”, a to wobec Smoleńska, a to obniżki podatków. Jasne, że wysuwanie hasła „praw gejów” służy w jakiejś mierze odwracaniu uwagi. Skoro już jednak kwestia ta została podniesiona – to nie tylko nie jest nieważna, ale przeciwnie, dotyka kwestii fundamentalnych dla Narodu, jak wychowanie kolejnych pokoleń, moralność, a także poruszona przez Wałęsę sprawa organizacji politycznej społeczeństwa i relacji większość-mniejszość i stosunków prawo-etyka.

Wałęsa jako urodzone zwierzę polityczne może jednak czuć, że wprawdzie obecnie nie ma zorganizowanego środowiska, które stanęłoby jeśli nie w jego obronie – to w każdym razie po tej samej stronie, jednak nie znaczy to, że nie ma ludzi i całych grup myślących tak samo jako on. Tak jak Kwaśniewski chce więc wykorzystać falę obyczajowego progresywizmu, na której chciał poślizgać się Tusk – tak Wałęsa odpalił balon próbny w stronę konserwatywnego obyczajowo centrum, w którym też od paru miesięcy trwają próby sformułowania jakiejś oferty programowo-wyborczej.

Skądinąd można też zauważyć, że Kwaśniewski nie ma jednak tak różowo, o czym świadczą reakcje Kongresu Kobiet na jego ofertę współpracy, którą nieść miał Ryszard Kalisz. Babochłopy obrażone na Janusza Palikota od razu warknęły, demaskując tym razem styl powiatowego podrywacza i klepacza w tyłek, charakteryzujący tak Olka, jak i Ryśka, na który to prymitywny sexim przez lata sufrażystki przymykały oczy. Europa Plus dostała więc z miejsca ostrzeżenie, że tym razem na przychylność salonu trzeba będzie zasłużyć większym autentyzmem niż np. SLD, który też różne rzeczy postępowcom obiecywał, ale nigdy nie zamierzał ich dotrzymywać. Środowiska progresywne liczą na rozpoczęcie licytacji między Kwaśniewskim a Tuskiem na spełnianie ich zachcianek, co wobec dziwacznego zapętlenia premiera, który sam rwie zadzierzgnięty przez siebie obyczajowy spokój społeczny – może okazać się szczególnie niebezpieczne.

W tej sytuacji głos Lecha Wałęsy jest pewnym punktem odniesienia, który mimo swej pozornej brutalności (czyli dla normalnych ludzi – oczywistości) powinien jeśli nie pomóc w organizowaniu się środowiska politycznego, to przynajmniej w ukierunkowaniu debaty publicznej w Polsce nie na kwestie teczek i mgieł, ale na sprawy fundamentalne.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Dwa powroty”

  1. Akurat podziału na partię ruchu i partię oporu sam nie wymyśliłem, jak Adamie wiesz 😉 Poza tym wybacz, ale ja akurat rządów Platformy za jakiś nadzwyczajny „porządek” nie uważam 😛

  2. PO czyli Partia Oporu wobec społeczeństwa polskiego! Panie Wielomski! Jak mozna totalny balagan nazwać „porzadkiem”? Czyżby bał się Pan o swoją profesórę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *