Dwie drogi Leszka Millera. Będzie katechonem czy grabarzem SLD?

Na ostatnim zjeździe PZPR Bohdan Poręba wypowiedział znamienne dla przyszłości polskiej lewicy przesłanie – albo będziecie partią narodową, albo nie będzie was wcale. 

Wydaje się, że po z górą dwudziestu latach prawda ta nie straciła nic ze swej aktualności. Nowy-stary lider SLD stoi przed podobnym wyborem. Miller, który wygrał walkę o szefostwo w klubie sejmowym, szykując się do boju o przewodnictwo w całej partii, dotychczas kojarzony był z jej skrzydłem narodowym i zachowawczym. Bez względu jednak na to, jaki będzie wynik kongresu, nadal aktualne będzie pytanie o kurs, jaki przyjmie lewica pod kierownictwem nowego przewodniczącego. Póki co, pomimo iż szefem klubu jest właśnie Miller będący zwolennikiem daleko posuniętej autonomii w stosunku do Ruchu Palikota, (w odróżnieniu np. do Kalisza, który o mały włos szeregów Ruchu przed wyborami nie zasilił), obserwujemy próbę licytowania się SLD z partią Palikota na hasła radykalne światopoglądowo. Miller zapowiedział wsparcie wniosku o usunięcie z sali obrad krzyża (nie wierząc co prawda w powodzenie podjętych działań) oraz w imieniu Sojuszu zapowiedział złożenie do Sejmu projektu ustawy dotyczącej „związków partnerskich gejów i lesbijek”. Nowy szef klubu, podejmując próbę przebicia w sferze obyczajowej libertynów Palikota, wybrał zatem klasyczną metodę ucieczki do przodu. Pomysł ten wydaje się z góry skazany na klęskę, na tym polu bowiem Sojusz z całą pewnością Palikota nie przebije, co więcej, sam może stracić resztę zachowawczego i konserwatywnego obyczajowo elektoratu (głównie osoby starsze), który jeszcze przy SLD pozostał. Po co było bowiem wypychać Biedronia i jemu podobnych z list Sojuszu, jeżeli tuż po wyborach realizuje się ich program? Nie jest chyba też dla nikogo zagadką, że szereg posunięć Napieralskiego, na czele z „wycięciem” przedstawicieli wiadomych mniejszości i antyklerykałów, spotkało się z cichą aprobatą Millera.

Czy jest jednak przed Sojuszem inna droga? W jednym z ostatnich numerów „Przeglądu” prof. Bronisław Łagowski, oceniając wynik osiągnięty przez SLD w ostatnich wyborach, pisze: „Typowy wyborca SLD jest przywiązany do obyczaju konwencjonalnego, tradycyjnego. Opowiada się, oczywiście, za legalizacją zapłodnienia in vitro, za liberalizacją zakazu aborcji, dałby się przekonać do eutanazji, ale czy to z powodu pruderii, czy głębszych powodów jest przeciwny upolitycznianiu tzw. orientacji seksualnych. Nie jest zrozumiałe, dlaczego homoseksualizm znalazł się w Polsce wśród tak zwanych wartości lewicowych (…) Był tylko jeden sposób na to, aby SLD utrzymał swój 30-procentowy elektorat: jak najdłużej podtrzymywać spór o Polskę Ludową, jedyny temat, na który wyborcy żywo reagowali. Wierchuszka SLD jednak od tego przede wszystkim chciała uciec”. Krakowski profesor wskazuje zatem jasno kierunek, który pozwoli Sojuszowi przetrwać kryzys i odbudować dawne wpływy. Jest nim powrót do elektoratu tradycyjnego (który paradoksalnie popiera dziś w dużej mierze PiS) oraz odwołanie się do (a przede wszystkim obronę) pozytywnej spuścizny po PRL. Bardzo interesująca jest również kolejna sugestia Łagowskiego: „…ludowcy zadowoleni z siebie przystępują niemal triumfalnie do koalicji rządowej. Gdyby byli bardziej ofensywni i nie tacy zadowoleni z tego, co mają, mogliby część SLD przyciągnąć do siebie, powiększyć klub, rozszerzyć elektorat i stać się partią bardziej ludowo-narodową (podkreślenie moje – M.M.) niż tylko chłopską. Inną część SLD wyraźnie ciągnie do Palikota i tam powinna się znaleźć”. Blok, który zdaje się sugerować Łagowski, gdyby przyjął zasadę neutralności światopoglądowej (nie zajmując doktrynalnego stanowiska pozostawiając kwestie światopoglądowe, jako indywidualną sprawę każdego członka formacji) mógłby spotkać się także z poparciem tych środowisk, które dotąd z pewnością nie leżały w polu zainteresowań tak lewicy, jak i ludowców. Czy jednak dawny założyciel „Polskiej Lewicy”, w razie osiągnięcia na nadchodzącym kongresie partii sukcesu, wybierze wariant sugerowany m.in. przez Łagowskiego, czy też będzie dalej brnął po bezdrożach zarezerwowanych dla współczesnej nowej lewicy, tożsamej nie z tradycyjną lewicą, a zwykłym lewactwem, pozostaje pytaniem otwartym.

Maciej Motas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *