Dziś znów w duchu pamiętnikarskim. Wczoraj w Hradku koło Pragi zmarł były prezydent Czech, Vaclav Havel. Rano media podały natomiast, że życie zakończył dyktator Korei Północnej Kim – Dzong – Il. Dwie śmierci, dwie różne sytuacje. W pierwszym przypadku odszedł bohater walki o wolność. Ktoś kto za owo dążenie do wolność zapłacił wieloletnim więzieniem. Człowiek, który – obok Lecha Wałęsy – dla cywilizowanego świata był głównym architektem upadki komunizmu w Europie Środkowej.
W drugim przypadku odszedł jeden z ostatnich dyktatorów systemu, z którym tak zażarcie walczył właśnie były prezydent Czech. Człowiek, który własny naród utrzymywał w reżimie iście stalinowskim, choć od śmierci Stalina minęło już prawie sześć dekad. Człowiek, który własnych współziomków utrzymywał po prostu w najzwyklejszym głodzie.
Jak te dwie, jakby symboliczne śmierci interpretować? To prawdziwa zagadka Opatrzności. Mnie nasuwa się inna interpretacja, a jest ona taka, że oto odchodzą starego typu zagrożenia wolności, odchodzą więc i ci którzy z nim walczyli. Dziś zagrożeniem dla wolności jest terroryzm, konflikty regionalne, a może nawet kryzys finansowy. I w tym sensie – niemal równoległa – śmierć Vaclava Havla i Kim – Dzong – Ila jest symbolem pewnego końca XX wiecznego świata.
Jan Filip Libicki
-asd
„…W pierwszym przypadku odszedł bohater walki o wolność. Ktoś kto za owo dążenie do wolność zapłacił wieloletnim więzieniem. Człowiek, który – obok Lecha Wałęsy – dla cywilizowanego świata był głównym architektem upadki komunizmu w Europie Środkowej….” – bez przesady, taki z niego bohater jak z Milana Kundery – literat. Jak mówił Ksawery Dunikowski „widywałem juz rzeźby z rożnego materiału, ale z wazeliny – jeszcze nigdy”.
Ad Piotr.Kozaczewski – idealny cytat.
Cóż, wstąpiło się do jedynej prawdziwie konserwatywnej partii to trzeba się kumplem Michnika pozachwycać… Ale doceniam, ze juz piąty raz nic o PiS-ie.
Od tych mądrości, to już wolę te neofickie ataki na PiS.
Widać, że staje się Pan z wolna prominentnym członkiem PO. Ale nie wiem, czy pan Tusk tak bardzo lubi, jak mu się włazi w dupę.
To nawet już nie dno, a pukanie w nie od dołu.