Family values contra rodzina

Społeczeństwo ludzkie to społeczeństwo polityczne. Jest ono polityczne w tym sensie, że społeczeństwo organiczne realizuje się w πόλις, w ktόrej władza państwowa nie jest rόżna od pulsacji społeczeństwa.Tak pojęta πόλις jest instytucjonalizacją dobra wspόlnego, zaś dobro wspόlne jest systemem żywych zależności między instytucjami i obywatelami, ktόry to system oparty jest na cnocie.

Cnota (ἀρετή, virtus) jest siłą, nawykiem stałego działania dla realizacji celόw moralnie dobrych i szlachetnych. Cnota zakłada użycie przemocy wobec samego siebie. Najczęściej jest to przemoc wobec własnej inteligencji i wobec własnej woli. Takie społeczeństwo zwane jest zamkniętym.

Termin społeczeństwo zamknięte traktować trzeba jako termin roboczy. W rzeczywistości powinno się mόwić tylko społeczeństwo zachodnie, charakterystyczne dla Cywilizacji Zachodu.

W społeczeństwie zamkniętym rodzina jest zawsze otwarta. Jest to podstawowe prawo socjologii.

Rodzina otwarta, charaterystyczna dla Zachodu jest niedoskonałą społecznością złożoną z oddzielonych substancji ludzkich wchodzących autonomicznie w jej skład – rodzina jako całość i jej członkowie nie są ze swej istoty w stanie sami zrealizować naturalnych dla ich bytu celόw. Ani rodzina ani jej członkowie nie są własnością administracji. To byłby jankesko-sowiecki kolektywizm.

Każdy członek rodziny otwartej jest obywatelem i partycypuje we wspόlnym pomnażaniu dobra πόλις. Rodzina funkcjonuje jako ośrodek przekazu, rozwoju i uprawy cnoty. Rodzice odgrywają w niej dominującą rolę. Dzieci przysposabiane są do służby dla dobra wspόlnego.

Synom i cόrkom rodzice wpajają cnoty właściwe ich plci. To płeć i wyłącznie płeć determinuje katalog cnόt do przekazania i do wykształcenia. Rodzina jest częścią Rzeczypospolitej i funkcjonuje w łączności z wojskiem, strażą pożarną, kołem łowieckim, miejscowym kołem gospodyń domowych, szkołą, parafią. Wszystko nakierowane jest na dobro wspόlne. Mόwi się wtedy o etosie państwowym i mόwi się tak bardzo niesłusznie.

W πόλις społeczeństwo jest substancjalnie tożsame z państwem, tak jak devotio jest tożsama z caritas, będąc jedynie jej wyostrzeniem, wierzchołkiem i sterem. Panstwo jest ostrzem i sterem spoleczenstwa. Należy mόwić po prostu społeczeństwo i rodzina.

Normalna rodzina to taka, gdzie ojcec nigdy nie mόwi że „my home is my castle” tylko gdzie rodzina jest fragmentem Rzeczypospolitej – jest otwarta na dobro wspόlne. Poświęcenie, porządek i moc są cnotami ktόrymi rodzina stoi.

Śmiertelnym wrogiem społeczeństwa jest społeczeństwo otwarte. Społeczeństwo otwarte nie jest w ogόle społeczeństwem, tylko workiem z indywiduami i tak jak worek z bułeczkami, nie czyni ono z bułeczek – indywiduów w nim zawartych żadnej społeczności! Jego causa exemplaris jest piekło.

W społeczeństwie otwartym rodzina staje się zamknięta. Następne prawo socjologii. Jeżeli rodzice są porządnymi ludźmi, katolikami, tradycjonalistami etc. być może rodzina taka skutecznie zamknie się przed wszelkim złem. System prywatnych szkol wyznaniowych przekaże młodemu pokoleniu jakąś tam pobożność. Życie i śmierc Śp.François Brunet swiadczą o tym, że może się zdarzyć nawet swięty.

Ale taki zamknięty system jest redukcją dla Indian. Na ogόł w takim systemie wychowanie ma charakter klasowy i to jest jego potężną wadą. Jeżeli rodzice są źli i przewrotni (dziś – 85 % masy ludzkiej w Europie) rodzina zamknięta staje się środowiskiem przekazu i rozwoju wad moralnych i cynizmu. W Polsce i w Rosji wielu młodym ludziom z dobrych rodzin udaje się przetrwać dzięki klubom sportowym i dzięki kibicowaniu. We Francji dobre rodziny uciekają we wspόlnotowość. Są to bez wątpienia jakieś tam środki zaradcze, ale wszystko to prywata.

Co w takim razie robic?

Zachowywać się tak, jakby Rzeczpospolita nadal istniała. Ojciec rodziny, ktόry zrezygnuje z pogoni za zawrotnymi zarobkami, z pogoni za wakacjami w Chorwacji i za najlepszym samochodem, ktόry nauczy małżonkę i dzieci życia skromnego, pełnego poświęcenia dla parafii, porządku, wyrzeczeń, troski o słabszych, ktόry zrezygnuje z wlasnego wygodnictwa – wygra życie swoich dzieci.

Nie można obkładać pasty do zębόw cukierkową pobożnoscią albo okładać ją pasem. Obydwie „metody wychowawcze” produkują wyrachowanych egoistόw. Ratowanie cywilizacji przebiega więc przez wyłączenie pompki z przyjemnościami, o ktόrej już pisałem i przez świadome zwrόcenie się ku dobru wspόlnemu, ku służbie i ku życiu pojętemu jako służba.

Inaczej cała prawica przez kolejne wieki będzie bredzić o przywrόceniu monarchii i o polsko-węgierskiej Ukrainie indoeuropejsko-sławiańskiej 🙂

Na koniec chylę czoła przed Doktorem Adamem Dankiem i przed Panem Ronaldem Laseckim, ktόrzy jako jedyni w Polsce zauważyli, że family values są tylko i wyłącznie metastazą indywidualizmu i wielkim zagrożeniem dla dobra wspόlnego.

Choć w publicystyce tych Autorow zawarte są bardzo liczne błędy, to jednak ich krytyka nowożytności jest godna uwagi. Osobiscie, jesli o mnie chodzi, nie placze wcale po nowozytnosci.

Bon débarras!
O cześć wam panowie magnaci!

Antoine Ratnik

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Family values contra rodzina”

  1. Co za brednie! Cnota zakłada działanie z przyjemnością. Trzeba by całe „De passonibus” Akwinaty cytować. „Uczynki cnotliwe sprawiają w naturalny sposób przyjemność, trzeba bowiem dodać, że sprawianie przyjemności przez nie w sposób konieczny należy do cnoty i wchodzi w jej definicję. Żaden człowiek nie jest dobry ani cnotliwy, jeśli nie znajduje radości w dobrym działaniu” [De virtutibus, 4]. Działanie pod przymusem powoduje smutek, gdyż jest wynikiem przemocy narzuconej z wewnątrz. Konieczność użycia przemocy wobec samego siebie jest nie tylko znakiem braku cnoty ale znakiem istnienia poważnych konfliktów wewnętrznych (nerwicy). „Łagodność czyni człowieka panem siebie przez zmniejszenie gniewu” [ST. II,II, 157,4; I-II, 24,3]. Natomiast przemoc wobec własnej inteligencji i wobec własnej woli to już znaki opętania. Rozum i wola to najwyższe władze umysłowe, podmiot działania cnót teologalnych: wiary nadziei i miłości. „Wewnętrzny człowiek ma we mnie upodobanie zgodne z prawem Bożym” jak pisze Apostoł. Społeczeństwo „zamknięte” w rozumieniu p. Ratnika, polegające na przemocy wobec własnej inteligencji i woli to po postu społeczeństwo niewolnicze.

  2. Jeszcze beda 2 felietony idace w tym samym kierunku, jesli Pan Bog i Redakcja portalu pozwola. Panskie oburzenie zacheca mnie do dalszego pisania. Jesli cos sie nie podoba modernistom – dobry znak.

  3. Siedzi Pan w Paryżu a ja mieszkam w regionie o 15% bezrobociu, skąd młodzi od 20 lat uciekają na ten Pana zgniły Zachód. Pańskie możliwości rezygnacji z zawrotnych zarobków, wakacji w Chorwacji i najlepszego samochodu dla mnie są faktem i rzeczywistością a nie wyborem. Ja się co najwyżej zastanawiam, czy zezłomować swój 21 letni samochód i chodzić piechotą. Dla mnie to Pan jesteś modernistą, owocem zgniłego Zachodu, ze swoją wolnością wyboru stylu życia. Ja za Koheletem uważam, że to wszystko marność.

  4. Szczerze mówiąc, czytając p. Ratnika kilka razy miałem ochotę napisać coś podobnego co p. Kowalik powyżej, chociaż w bardziej grzecznej formie. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i korci, żeby podsumować teorie p. Ratnika stwierdzeniem w stylu „od dobrobytu im się w tej Francji w głowach poprzestawiało”. Ja co prawda mieszkam w rejonie o niższym bezrobociu, ale i tak chętnie bym popatrzył jak sobie szanowny Autor radzi w Polsce za polskie wynagrodzenie (może być nawet trochę powyżej średniej krajowej, coś o tym wiem). Mając do utrzymania rodzinę. P.S. A samochód mamy o trzy lata młodszy od samochodu p. Kowalika i widać, że też już długo nie pociągnie, chociaż do tej pory sprawował się b. dobrze.

  5. Różnica między mną a p. Ratnikiem jest w tym, że ja nie muszę się zmuszać do służby, gwałcąc swój rozum i wolę oraz odmawiając sobie przyjemności. Pan Ratnik zaś musi, stąd cierpi na brak energii życiowej i frustrację, za którą winę zwala na społeczeństwo (def. z wikipedii: reakcja na niemożliwość osiągnięcia celu, pomimo dążenia do niego; łączy się z nakładem pracy nie doprowadzającej do osiągnięcia celu, wyrzuty sumienia wobec siebie samego siebie znajdujące ujście pod postacią frustracji, kompulsji, przeniesienia lub natręctwa; mechanizm spontaniczny, instynktowny i nieświadomy wynikający z jednostkowych uwarunkowań i doświadczeń). P. Ratnik ulega zabobonowi altruizmu: „Od czasów A. Comte’a rozpowszechniony jest zabobon głoszący, że człowiek nie ma prawa dbać w pierwszym rzędzie o samego siebie, że powinien zawsze i wszędzie dawać pierwszeństwo innym, a zwłaszcza ludzkości. Jeśli tego nie czyni, jest pogardy godnym egoistą. Zdrowy rozsądek twierdzi, że prawda jest wręcz odwrotna, mimo że od wieków usiłuje się w ludzi wmówić podobny do egoizmu zabobon. Sądzi mianowicie, że człowiek ma także potrzeby społeczne, że powinien zatem dbać także o innych – w pewnych warunkach nawet poświęcić się za nich – ale że jego obowiązki wobec innych opierają się ostatecznie na obowiązkach wobec samego siebie. Spełnienie tych obowiązków nie jest więc nie tylko niczym złym, ale przeciwnie, podstawowym obowiązkiem moralnym. Bo obowiązki wobec innych oparte są na ich częściowej tożsamości z nami. Tak np. największe obowiązki mają rodzice wobec dzieci, bo te są im najbliższe, są częścią ich samych. Kto więc odmawia człowiekowi prawa do zabiegania w pierwszym rzędzie o siebie, podrywa tym samym podstawę wszystkich obowiązków wobec innych. Ten zabobon połączony jest przy tym zwykle z dwoma innymi: z kolektywizmem i z egalitaryzmem moralnym (p. równość). Pierwszy każe stawiać dobro gromady, a zwłaszcza ludzkości, ponad dobro własne, drugi przeczy, by bliscy mieli pierwszeństwo przed obcymi i domaga się, byśmy o wszystkich dbali w równej mierze. Zabobony dotyczące egoizmu zawdzięczają swoją popularność okoliczności, że wielu ludzi przywiązuje, w rzeczy samej, zbyt wielką wagę do potrzeb indywidualnych, zapominając o społecznych. Wypada jednak zrozumieć, że potrzeby społeczne są także potrzebami jednostki i że kto ich nie zaspokaja, przygotowuje sobie prawdopodobnie zły los w przyszłości. Ale z tego, że należy uwzględnić także i te potrzeby, nie wynika wcale, byśmy nie mieli prawa dbać o siebie, jak chciałby egoistyczny zabobon” [Bocheński OP]. I tyle. Taki to tradycjonalista tyle, że od Augusta Comte’a. Mentalność pozytywistów XIX wieku utożsamiona z Tradycją (wynik absurdalnej epistemologii). PS. Mój samochód ma w dowodzie rejestracyjnym rok produkcji 1991. Ma więc 23 lata. Nie będę go złomował bo, o zgrozo, PRZYJEMNIE GO MIEĆ.

  6. Ad Włodzimierz – to trochę jak z wrogami kapitalizmu czy różnymi ekologami. Siedzą sobie w miastach w dobrobycie głównie w pierwszym świecie i gadają o ascezie, o powrocie do natury. Takie oderwane od życia teoryjki. Gdyby nie kapitalizm, rewolucja przemysłowa w ogóle by się mogli nie urodzić (w XIXwieku ludność Europy wzrosła aż z 200 do ok 400 mln-jak nigdy wcześniej). Tak samo francuscy ultratradycjonaliści gadający o ascezie, a sami nie chcący nawet pomieszkać w kraju drugiego świata, jakim jest Polska. My tu w Polsce nie musimy mieć dodatkowej ascezy, bo samo życie ją przynosi 🙂

  7. Joker, mnie bardziej chodzi o to, że asceza jest w gruncie rzeczy przyjemna. Asceza to tyle co ćwiczenie i jak wszystko jest napędzana „pompką z przyjemnościami” (vis concupiscentia) a kierowana umiarkowaniem. Dotyczy również nas w drugim świecie (np. plaga otyłości w Polsce). Ratnik zaś robi z niej heroiczną ofiarę, powodując, że lekarstwo staje się bardziej gorzkie od choroby. Po odłączeniu „pompki z przyjemnościami” działanie staje się czysto wolicjonalne i przesycone emocjami użyteczności (vis irascibilis). Nie ma żadnej „organicznej pulsacji społeczeństwa” tylko czysty utylitaryzm. Takiego lekarstwa nikt nie weźmie chyba, że nie będzie miał innego wyjścia. Na hurrra-kapitalizm nie zgadzam się.

  8. „Lipne te dyskusje”. Pewnie, że lipne. Widział Pan kiedyś dyskusję z tradsem? Niedawno była w Watykanie. Gadanie do ściany. Do dyskusji potrzebny jest język i rozum. A oni tylko: „boimy się nie wolno”. Taka postawa uniemożliwia dyskusję. Jedyne co zostaje to szantaż. To emocja a nie rozum. „Pan Kowalik słuszną uwagę odnośnie cnoty okrasił wycieczką ad personam i św. Tomaszem, którego odrzucał w innych dyskusjach w imię nowej teologii, która jeszcze nie powstała”. Wyjaśnię. Św. Tomasz zbudował swoją teologię w ścisłym (tfu) dialogu z ówczesnymi naukami. Jego myśl jest racjonalistyczna i empiryczna. Dziś wszelki tomizm jest zupełnie oderwany od jakiekolwiek nauki, ani racjonalny ani empiryczny. Do dupy jest po prostu. Dlatego nie ma żadnej nowej teologii, która dopiero się wykuwa. Moje stanowisko jest takie jak Bocheńskiego: „nie jestem zwolennikiem zastąpienia Tomasza bełkotem”. A zatem Tomasz tak, Summa tak, ale jego uczniowie od Idziego i Kajetana począwszy – nie. Kłopot w tym, że wiedza w XIII wieku była porównywalnie żadna i nie da się pism Tomasza traktować jako czegoś wprost aktualnego. A nikt tego zaktualizować nie potrafi bo jak jest filozofem to nie ma pojęcia o naukach a jak jest naukowcem to nie ma pojęcia o Tomaszu. Np. we współczesnej kognitywistyce stanowisko klasyczne prawie nie istnieje, bo filozofy się tym się nie interesują. Jak ktoś twierdzi, że w Kościele uprawia się naukę to niech mi ja pokarze, bo ja szukam i uwielbiam takich ludzi. Scholastyka, Tomasz, Albert Wielki, Ockham to była nauka. A teraz nie ma. Nic. Nie można żywcem przenieść scholastyki bo tam są również zupełne głupoty. Nawet tradycjonaliści by je odrzucili, gdyby znali cokolwiek ze scholastyki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *