Friedman: Polska potęgą, NATO nieefektywne, UE staroświecka?

Takie niewiarygodne tezy głosi George Friedman, amerykański geopolityk i politolog węgiersko-żydowskiego pochodzenia, doradca amerykańskich instytucji rządowych i głównych dowódców wojskowych, założyciel prywatnej agencji wywiadu Stratford – zajmującej się sprawami obronności, bezpieczeństwa i geopolityki, zwanej „cieniem CIA”.

            W wywiadzie dla PAP Friedman powiedział – z czym trudno się nie zgodzić – że NATO (w Europie) jest sojuszem militarnym, nie posiadającym siły militarnej. Co ciekawe, jako kraje najbardziej aktywne i w przyszłości decydujące o działaniach sojuszu wymienił 2 stosunkowo nowe państwa członkowskie: Rumunię i, przede wszystkim, Polskę:

            „NATO nie jest efektywną strukturą sojuszniczą. To sojusz militarny bez struktur militarnych. To oznacza, że obecnie region jest determinowany przez działania dwóch krajów: pierwszym jest Rumunia, a drugim, dużo ważniejszym – Polska. Dla mnie absolutnym początkiem, który może powstrzymać <<nową Rosję>> [określenie odnoszące się zarówno do Rosji Władimira Putina, jak i do separatystycznych regionów południowo-wschodniej Ukrainy] są relacje między Bukaresztem a Warszawą”.

            O ile z pierwszą częścią wypowiedzi Friedmana nie trudno się zgodzić, o tyle ta druga budzi co najmniej wątpliwości. Oczywiście, sojusz polsko-rumuński w przeszłości był istotnym elementem europejskiej polityki, a II RP bardzo dążyła do wspólnej granicy z Rumunią, marząc o rozszerzeniu swych wpływów na Bałkany i uzyskaniu choćby pośredniego dostępu do Morza Czarnego przez Rumunię. Ale obecnie? Jak wygląda polityczna, gospodarcza i militarna pozycja Polski w Europie doskonale wiemy – wygląda tragicznie, i nijak się ma do obrazu zacofanej i biednej, lecz ambitnie modernizującej się i budującej własną potęgę II RP lat 30-tych. A Rumunia? Przecież to najbiedniejszy kraj UE, piękny co prawda i posiadający przebogatą kulturę i historię – ale jeszcze bardziej słaby i biedny, niż III RP.

            Mimo to Friedman twierdzi, że zaangażowanie naszych władz w ukraińską zawieruchę, na której Polska tylko straciła finansowo, gospodarczo, politycznie i w kwestii bezpieczeństwa, świadczy o naszej sile:

            „Polska wyrosła na zdecydowaną potęgę. Nie jest jeszcze wystarczająco silna, by dokonywać fundamentalnych ruchów sama, ale jest wystarczająco silna, aby wywołać w Rosji koszmary senne”.

            To już, niestety, brzmi jak czarny humor. Polska nie wyrosła na potęgę, a zmarnowała i wyprzedała dorobek kilku dziesięcioleci, a „koszmary senne” w Rosji budzić może w takim samym stopniu, jak Litwa, Łotwa, Estonia, czy – to przykład z najnowszych wydarzeń – Ukraina. I chyba w tym miejscy Friedman zdał sobie sprawę, że zbyt daleko się zagalopował:

            „Jesteście przyzwyczajeni do pytania: Co zrobią Rosjanie, co zrobią Amerykanie? Co zrobią Niemcy? To nie jest dzisiaj właściwe pytanie. Najważniejszą kwestią jest – co zrobicie wy. Chcecie dostać 10 tys. żołnierzy – to nie jest niemożliwe dla Amerykanów, ale oni chcą widzieć 100 tys. dobrze uzbrojonych polskich żołnierzy. (…) potrzebujemy partnera, a nie kaleki. Nie mówię, że Polska jest kaleką, ale łatwo jest wywołać bijatykę razem z Ukraińcami, a potem krzyczeć na Amerykanów, że się nie angażują”.

            Słuszna uwaga. Wywołanie awantury razem z Ukraińcami – należałoby jeszcze dodać, że w interesie Berlina, UE i USA – i potem awanturnicze wołanie o pomoc z zewnątrz. A 100 tys. żołnierzy – nawet dobrze uzbrojonych i wyszkolonych – jak na kraj o powierzchni Polski i trzydziestu kilku milionach mieszkańców – to brzmi jak siły policyjne, a nie armia, przed którą drżeć ma Rosja.

            Dalej Friedman mówi, że Stany zawsze angażują się w konflikt zbrojny w Europie w ostatniej jego fazie, kiedy główne siły są już na wyczerpaniu, a trud zniszczenia przeciwnika wziął już na siebie ktoś inny. Tak było podczas I i podczas II wojny światowej. I wystawia tezę, że Polska w przypadku ataku musi 90 dni bronić się sama – wtedy Zachód przyjdzie jej z pomocą. To absurd – po pierwsze, dlaczego 90 dni, a nie 30, 60 czy 120? Czy Zachód potrzebuje 3 miesiące, by uruchomić swe siły, zmobilizować wojska, ruszyć dywizje z koszar? Przecież nie żyjemy w XVII czy XVIII wieku, kiedy królowie na pole bitwy docierali 2 miesiące. A po drugie – skoro Friedman mówi już o ewentualnej agresji ze Wschodu – to obecne polskie siły zbrojne mogą nie wytrzymać nawet 9 dni, gdyby tylko Rosja chciała użyć pełnego swojego potencjału militarnego (a nie, jak na Ukrainie, pojedynczych dywersantów prowadzących walkę partyzancka na własną rękę).

            Bardziej słuszne wydają się już uwagi Friedmana na temat UE. Amerykański ekspert mówi, że na skutek rozbieżności narodowych interesów, celów i problemów, a także różnic kulturowych, UE wydaje się być instytucją przestarzałą i staroświecką, odpowiadającą raczej naiwnym mrzonkom i „wishful thinking” (myślenie życzeniowe) po I wojnie światowej:

            „Grecy czy Hiszpanie mają 26-procentowe bezrobocie. Niemcy mają mniej niż 6% (…). Społeczeństwa w tych krajach prowadzą zupełnie różne życie, mają zupełnie inne problemy. Instytucja, która je łączy, nie rozwiązuje ich problemów. (…) Dużym znakiem zapytania są Niemcy, enigma Europy. (…) mierzą się teraz z czymś, z czym nigdy nie chcieli się znowu mierzyć”.

            Nie jest to jednak, jak mówi Friedman, kwestia rosyjska – bo z Rosją Niemcy żadnych problemów, mimo całego kryzysu ukraińskiego, nie mają. Jest to za to własna potęga, własna dominująca pozycja w Europie, i rola lidera, której Berlin jednocześnie się boi – i od której znów nie może uciec. Pytanie brzmi: jak te zmagania się skończą? Wiemy, jak kończyły się w przeszłości…

            Podsumowując: obok trafnych uwag na temat sytuacji NATO, UE i Niemiec – mamy bajdurzenie o potędze Polski i Rumunii. Friedman jest zbyt inteligentnym i wykształconym człowiekiem, by mówił takie rzeczy przypadkiem lub by w nie wierzył. Raczej mamy do czynienia właśnie z aktualnym amerykańskim „wishful thinking”: żeby Polska była na tyle silna, żeby realizować amerykańskie czy niemieckie interesy na Wschodzie. Żeby angażowała się, ingerowała sama, „suwerennie”. A w razie potrzeby – niech broni się przez 3 miesiące na własną rękę. Potem – może – na europejską arenę wejdą Stany. W ostatnim momencie, gdy wszyscy uczestnicy będą już zmęczeni i wyniszczeni. I znów rozciągną swój protektorat nad starym kontynentem.

Michał Soska

a.me.                

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Friedman: Polska potęgą, NATO nieefektywne, UE staroświecka?”

  1. Friedman wie, że Polacy są naiwni i wystarczy wcisnąć trochę kitu, by dostali orgazmu. Polska rozochocona czułymi słówkami z zachodu wykrwawi się w imię amerykańskich interesów, a Amerykanie w zamian za to podziękują i ustanowią stałą misję wojskową i dyplomatyczną, bo demokracja w Polsce będzie zagrożona.

  2. Obawiam się, że dla Polski szykowana jest ponownie rola „atlantyckiego wrzodu w sercu Europy”, a wszystko po to, by uniemożliwić integrację od Władywostoku po Lizbonę, która byłaby czarnym scenariuszem dla USA. Polskie pookrągłostołowe bękarcie elity już tę role prawdopodobnie zaakceptowały.

  3. Z kolei trzeba też, niestety, zapytać: Czy w Europie/Eurazji, zintegrowanej od Władywostoku po Lizbonę, byłoby miejsce dla Polski? Ewentualnie: dla Polski w jakiej formule, czy: dla Polski jak rozumianej jest/byłoby miejsce między rosnącą w siłę Rosją i rosnącymi w siłę Niemcami? Jak to widzi Rosja, jak to widzą Niemcy?

  4. Jako mocarstwu przydałaby nam się atomówka. Skoro mamy być sojuszniczą potęgą, to może nam pozwolą…

  5. Atomówka? OK, ale jakaś mała, może taka ruska-walizkowa (ca. 48 kg), tak, żeby można ją zawieźć do Moskwy na Kasztance.

  6. Na moskiewski Plac Czerwony z całą pewnością łatwiej wjechać na kasztance, niż nadlecieć polskim F-16. Mówię serio. Kiedyś bodajże niemiecki pilot-amator wylądował jakąś Cessną czy innym maleństwem u stóp Kremla … A naddźwiękowca Ruscy stuknęliby z łatwością. Zwłaszcza F-16.

  7. Skoro z jankesami, to na kogo, 🙂 ? A Kasztanka pięknie nawiązuje do Pierwszego Rusofoba „pokracznego bękarta” …

  8. Amerykanie nie mieli konfliktu zbrojnego z Rosją, a przeciw Niemcom wystąpili w 2 wojnach, więc nic nie jest przesądzone. Nawet to, że z Jankesami 😉 A użycie bomby atomowej przeciw stolicy innego państwa nie jest dobrym pomysłem. Taka broń służy do odstraszania. Nie byłaby ona dla Polski przydatna ofensywnie. Realne użycie mogłoby być tylko aktem rozpaczy w odpowiedzi na zniszczenie naszych miast i wróg takiego aktu desperacji musi się bać. PS. „Pokraczny bękart” to chyba pańska ojczyzna…

  9. A propos „pokracznego”: czym innym jest kraj, czym innym struktura władzy. „Pokraczny” to struktura władzy, czyli państwo jak je rozumiał Karol Marks (aparat ucisku w ręku aktualnie dominującej grupy). Atomówka juz jest passe. Niewykluczone, że polską specjalnością jest sarin, a zwłaszcza prowokacje z użyciem sarinu. „… Wydaje się, że junta w Kijowie i jego zachodni panowie są gotowi uciec się do wszelkich prowokacji, włącznie z użyciem bojowych środków chemicznych na miejscowej ludności, jak to się stało ostatnio w Syrii, a wcześniej w Iraku, gdzie przebywali Polacy, specjalizujący się w takich sprawach” – kończy Maliszewski. …” Całość tutaj: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/polskie-szwadrony-smierci-walcza-na-ukrainie-minister-sikorski-reaguje/txh4y Polski MSZ dementuje, więc niewykluczone, że jednak coś jest na rzeczy …

  10. Rozdział państwa i kraju to polska tradycja romantyczna. „Jeszcze Polska nie zginęła puki my żyjemy”. Po drugie marksistowskie rozumienie państwa jako aparatu ucisku jest niezgodne z doktryną wiary. Z połączenia mamy typową mentalność współczesnego Polaka. Insurekcyjną-jak ją tu nazywacie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *