Gabiś: Po szczycie NATO, czyli poznaj strategicznego sojusznika swego!

Polskie „stronnictwo polityki realnej” przyjmuje do wiadomości aktualne geopolityczne położenie Polski w amerykańskiej strefie wpływów (w NATO) i uważa radykalne kwestionowanie aktualnego systemu sojuszy wojskowo-politycznych za pozbawione politycznego sensu, niezgodne z polską racją stanu i stanowiące, pod pewnymi względami, kontynuację naszej nieszczęsnej tradycji insurekcyjnej (*). Nie oznacza to jednak bezkrytycznego przejmowania od naszego strategicznego sojusznika jego wyidealizowanego (auto)wizerunku. Jak wiemy od Carla Schmitta polityczny sojusznik nie musi być piękny i dobry, a polityczny wróg – brzydki i zły. Desygnując inne państwo na sojusznika musimy kierować się wyższymi racjami politycznymi, a nie estetycznymi, moralnymi czy ideologicznymi. Zawsze jednak warto więcej o nim wiedzieć, o jego sprawach i sprawkach, aby móc bardziej realistycznie ocenić łączące nas z nim stosunki. Spójrzmy zatem na amerykańskiego sojusznika oczyma jego rodzimych krytyków.

Na przykład Michael J. Glennon autor książcki National Security and Double Government (2014) dowodzi, że w USA istnieje „system podwójnego rządu” czy też „równoległego państwa”. Jest to ukryty przed oczami opinii publicznej „network” złożony z kilkuset biurokratów i menedżerów z agencji wojskowych, wywiadowczych, dyplomatycznych i aparatu sprawiedliwości, w jego skład wchodzą ponadto szefowie wielkich think-tanków i medialni insiderzy ­– ta „sieć” działa poza konstytucyjnymi i wyborczymi ograniczeniami i kontroluje coraz więcej dziedzin życia społecznego, politycznego i gospodarczego, ponieważ nie ma dziś dziedziny, która byłaby neutralna z punktu widzenia „bezpieczeństwa narodowego”. To ci wysoko postawieni i niewybieralni, przed nikim nieodpowiedzialni, mężczyźni i kobiety tworzący amorficzną grupę, bez lidera i formalnej struktury, stanowią „prawdziwy rząd”, a nie widoczni, wybrani w wyborach „przedstawiciele narodu”. Na końcu prezydentura, sądy w tym Sąd Najwyższy, Kongres i inne „czcigodne” konstytucyjne instytucje będą – zdaniem Glennona ­– już tylko „instytucjonalnymi eksponatami muzealnymi”.

Z kolei Mike Lofgren w książce The Deep State: The Fall of the Constitution and the Rise of a Shadow Government (2015) pokazuje, że istnieje wprawdzie konstytucyjny, widzialny rząd zlokalizowany w Waszyngtonie, ale obok niego funkcjonuje inny – trudno definiowalny, o zamazanych konturach. Nie występuje on w podręcznikach do wychowania obywatelskiego i nie zobaczą go turyści w Białym Domu lub na Kapitolu. To, co oglądamy w telewizji, to jedynie czubek góry lodowej, reszta ukryta pod powierzchnią, to „głębokie państwo”, działające według wskazań własnego kompasu. niezależnie od tego, kto formalnie sprawuje władzę.

Jako że krytyki Mike`a Lofgrena i Michaela J. Glennona są dość umiarkowane, warto sięgnąć po bardziej radykalną, fundamentalną krytykę systemu autorstwa niezależnego amerykańskiego marksisty i postsytuacjonisty Thomasa Fletchera (1952–2014) piszącego też pod pseudonimem Max Kolskegg (zob. http://nowadebata.pl/2016/04/05/guy-debord-i-gianfranco-sanguinetti-o-terroryzmie/. W swoich tekstach Fletcher tworzy obraz historii USA ostatnich 70 lat i opisuje mechanizmy funkcjonowania współczesnego systemu parapolitycznego w tym kraju. Oto jego niektóre główne tezy:

– mamy dziś w USA do czynienia z tajnym czy też „głębokim” systemem politycznym, w którym najpotężniejsi członkowie kapitalistycznej klasy panującej rywalizują o realną władzę;

– system tajnej kontroli politycznej w znacznym zakresie określał kurs powojennej historii USA; zrozumienie tego systemu jest ważniejsze niż pasjonowanie się tym, w którą stronę wychyla się wahadło – ku polityce „liberalnej” czy „konserwatywnej”, obecnie zredukowanych do nieodróżnialnych od siebie polityk – „neoliberalnej” i „neokonserwatywnej”;

– na powierzchni istnieje szerokie spektrum zwyczajnych środków rządowej i korporacyjnej kontroli, takich jak otwarty przymus i propaganda, używanych w rutynowej, widzialnej wojnie klasowej toczącej się w łonie społeczeństwa kapitalistycznego; natomiast w ramach tajnej „podziemnej” struktury politycznej grupom walczącym o władzę dostępne są odmienne techniki panowania: zamachy stanu, zabójstwa polityczne, skrytobójstwa, uprowadzenia, „zniknięcia” ludzi, tortury, rozsiewanie oszczerstw i potwarzy, kampanie dezinformacyjne, przekupstwo, „operacje psychologiczne”, mind control, szwadrony śmierci, „samobójstwa”, przemyt narkotyków, przemyt broni, pranie brudnych pieniędzy, spekulacje akcjami przy użyciu poufnych informacji (insider trading), oszustwa, prowokacje i sfabrykowany „terroryzm”;

– działające jawnie ciała planujące to np. Rada Stosunków Międzynarodowych, Komisja Trójstronna, Grupa Bilderbergu, niezliczone think-tanki; opracowane przez nie plany wprowadzają w życie, również jawnie działające, instytucje typu Światowa Organizacja Handlu, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Unia Europejska, G-8, Światowe Forum Ekonomiczne, NAFTA itd. Wszystkie te ciała i organizacje spotykają się na zamkniętych, tajnych spotkaniach i spiskują przeciwko ludziom pracy na całym świecie. Jednakże spiskują otwarcie; można powiedzieć, że mają zagwarantowane prawo do spiskowania. Równolegle, pod podszewką tych jawnych struktur kłębi się istna menażeria tajnych grup spiskowych oraz „operation units”, które starają się realizować strategie różnych, rywalizujących ze sobą, ośrodków władzy kapitału;

– do „strategii napięcia” i „stabilizacji przez destabilizację” należą prowokacje na wielką skalę, operacje specjalne zaplanowane i dokonywane pod „pod fałszywą banderą” (false flag operations) przez grupy „łajdackich” (rouge) funkcjonariuszy i agentów, skomplikowane „czarne” operacje przeprowadzane przez tajne struktury z USA i podporządkowanych im obcych rządów, działające w interesie, pod auspicjami i z pomocą najwyższych szczebli władzy korporacyjnej;

– „wojna z terroryzmem” to jedno wielkie oszustwo, jej celem jest zachowanie carte blanche dla coraz bardziej desperackiej agendy amerykańskiego kapitału;

– jednostki przeprowadzające „operacje specjalne” nie wahają się zawierać kontraktów z prywatnymi przestępcami, korporacyjnymi sitwami i organizacjami jakimi jak mafie, kartele narkotykowe, komórki terrorystyczne, banki off-shore, firmy-wydmuszki etc. Kwestie te omawiają Rodney Stich w książce Defrauding America: Encyclopedia of Secret Operations by the CIA, DEA and Other Covert Agencies oraz Daniel Hopsicker Barry and “the Boys”: the CIA, the Mob, and America’s Secret History;

–główna działalność prywatnych zleceniobiorców (płatnych zabójców) to eliminowanie agentów lub śledczych, którzy „wiedzą zbyt dużo”, zwykle poprzez ich zamordowanie upozorowane (lub za takie oficjalnie uznane) jako wypadki lub samobójstwa;

–zasadniczym powodem powołania do życia CIA było stworzenie systemu nielegalnego „prania” zysków z przemytu narkotyków, przemytu broni i innych przestępczych operacji w skali globalnej; CIA kontroluje większość tych operacji na świecie i przekierowuje uzyskane z nich pieniądze do banków z Wall Street;

– wielu ludzi wciąż jeszcze żywi złudzenie, że CIA jest rządową “agencją wywiadowczą”, kontrolowaną przez prezydenta i Radę Bezpieczeństwa Narodowego, ale to nie jest prawda, lub, dokładniej rzecz biorąc, jest prawdą tylko częściową i to tylko od czasu do czasu; z uwagi na to, że duża część operacyjnego budżetu CIA pochodzi z podatków, to musi istnieć paralelna, jawna rządowa struktura kontrolna, mająca pewien wgląd w operacje agencji. W rzeczywistości jednak CIA kontrolowana jest przez „Secret Team” (termin Fletchera Prouty`ego) władzy korporacyjnej, która umieściła agentów CIA we wszystkich agendach i ministerstwach rządu federalnego, jak również w rządach stanowych, policji, uniwersytetach, fundacjach i korporacjach medialnych. Stopniowa penetracja przez agentów CIA całej widzialnej struktury władzy sprawia, że po kilku latach „na posadzie” mogą oni realizować cele „Tajnego Zespołu” bez wiedzy swoich, mianowanych na okres przejściowy, politycznych przełożonych. Nie prezydent, nie Narodowa Rada Bezpieczeństwa rządzi, ale „Secret Team”. Jego agenci realizują interesy i wykonują polecenia grupy sprawującej realną kontrolę; w CIA granice pomiędzy władzą państwową i władzą prywatną (korporacyjną) są całkowicie zamazane – w istocie obie te sfery władzy stapiają się w jedną;

– realna CIA przenika wszystkie agendy rządu federalnego i jest czymś szerszym niż agencja opisywana w oficjalnych dokumentach, jest ona częściowo agencją rządową, a częściowo narzędziem prywatnych, „niewidzialnych” sił; zatem de facto wszystkie agendy rządu federalnego przeprowadzają nielegalne tajne operacje, często współdziałając dla realizacji swoich planów z przestępczymi syndykatami, z pozarządowymi agentami pracującymi „na zlecenie”, pod kierownictwem swoich kontrolerów w CIA. W rzeczywistości sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bowiem agencja ma rywali, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz rządu. (**) Inne „agencje wywiadowcze” w Pentagonie (Defense Intelligence Agency, Office of Naval Intelligence, National Security Agency), w Departamencie Sprawiedliwości (FBI, Secret Service, Drug Enforcement Administration) i w innych ministerstwach, prowadzą własne “operacje specjalne”, często bez ich skoordynowania z CIA lub w opozycji do niej, zaś innym razem jako partnerzy tworzący „joint ventures”;

– mass media, łącznie z lewicowymi, są korporacyjnym narzędziem aparatu propagandowego państwa – ich zadaniem jest podtrzymanie iluzji demokracji;

– na wzór faszystowskiego korporacjonizmu współczesny aparat państwowy zlewa się w jedną całość z dominującymi sektorami korporacyjnymi (banki, firmy zbrojeniowe, kompanie energetyczne, instytucje finansowe, wielkie uniwersytety, wielkie fundacje itd.);

– rząd USA jest prowadzony w całości przez ukrytych „power brokers”, prezydenci to wyselekcjonowani przez nich frontmeni;

– realna polityka naszych czasów jest ukryta, i została zredukowana do tajnych porozumień lub walk o kawałek tortu pomiędzy rywalizującymi kryminalno-politycznymi gangami; jawny system polityczny nazywany „demokracją” lub „systemem dwupartyjnym” jest widowiskiem dla „zeków”, którzy są zbyt głupi, by rozpoznać partyturę spektakularnego procesu politycznego służącego celom wszystkich hierarchicznych instytucji współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego.

*****

Barack Obama o Jarosławie Kaczyńskim po zapoznaniu się z jego poglądami na temat Trybunału Konstytucyjnego: „suk…syn, ale nasz suk…syn”. Jarosław Kaczyński o Baracku Obamie po zapoznaniu się z analizą Fletchera: „suk…syn, ale nasz suk…syn”.

Tomasz Gabiś

www.tomaszgabis.pl
Napisz do autora na adres: tomasz.gabis@gmail.com

(*) Natomiast nie ma żadnych powodów, aby w Polsce nie mogły otwarcie i legalnie działać poważne, lojalne wobec władzy państwowej, ugrupowania i środowiska reprezentujące inne niż obecnie obowiązująca orientacje w polityce zagranicznej np. prochińską, prorosyjską, proeuropejską (zwolennicy Imperium Europejskiego) czy proniemiecką (zakładającą, że wyzwolone spod obcej kurateli Niemcy staną się suwerennym mocarstwem). Gdyby takie orientacje nie wyłaniały się spontanicznie, rząd (a dokładniej jego odpowiednie służby) powinien sam powołać je do życia, aby po pierwsze pokazać, że Polska jest czempionem politycznego pluralizmu i swobód politycznych, po drugie, aby zwiększyć sobie swobodę politycznego manewru, po trzecie wreszcie, aby mieć coś na podorędziu, kiedy naszemu strategicznemu sojusznikowi przyjdzie do głowy przeprowadzić u siebie „pieriestrojkę” i obrać kurs „izolacjonistyczny” albo też przytrafi mu się coś złego np. zbankrutuje.

(**) Uwzględniać należałoby ponadto walkę frakcyjną wewnątrz Centralnej Agencji Wywiadowczej pomiędzy jej „prawym” i „lewym” skrzydłem.

tekst pierwotnie ukazał się na portalu nowadebata.pl

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

3 thoughts on “Gabiś: Po szczycie NATO, czyli poznaj strategicznego sojusznika swego!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *