I tak rozumieć trzeba Jałtę…

Szeroka i bardzo zróżnicowana ideologicznie (w kwestiach wewnętrznych, czy społecznych) międzynarodowa koalicja na rzecz zakończenie wojny i ludobójstwa, którego na mieszkańcach Noworosji dopuszczają się Ukraińcy – obradowała w miejscu, które szczęśliwie uniknęło losu Donbasu dzięki szybkiej i zdecydowanej akcji miejscowej ludności, wspartej następnie przez Federację Rosyjską. Rzeź w Odessie, ataki na ludność cywilną, dzielnice mieszkalne i inne cele niewojskowe w republikach ludowych, rzezie, jakich dopuszczają się w Noworosji banderowcy z „Gwardii Narodowej”, prowokacyjne zestrzelenie malezyjskiego samolotu – z dzisiejszej perspektywy widać jak ważne było szybkie i radykalne załatwienie kwestii krymskiej, bez oglądania się na kłamliwą propagandę Kijowa i przed intensyfikacją ekonomicznych nacisków z Zachodu, jawnie już finansującego wojnę i zbrodnie wojenne w Donbasie.

Po pół roku w składzie Federacji widać wyraźną zmianę oblicza Krymu – przede wszystkim poprawę sytuacji ekonomicznej obywateli, a także – wbrew propagandzie mediów z Polski – także zaopatrzenia i relacji cenowo-dochodowych. To, co odróżnia Sewastopol, Symferopol czy Jałtę od innych miast Federacji – to nieustająca demonstracja radości, patriotyzmu i przywiązania do rosyjskiej macierzy, objawiana choćby wszechobecnością flag (tak biało-czerwono-niebieskich, jak i czarno-złotych), a także portretów prezydenta W. Putina. Przy tym zaś mieszkańcy Krymu cieszą się wprawdzie z uniknięcia losu Szachtarów, jednak stoją zdecydowanie na stanowisku niesienia im humanitarnej, politycznej i czynnej pomocy, niezależnie od wojennego podżegactwa Kijowa, który w swej propagandzie wciąż próbuje wracać do kwestii statusu półwyspu i braku jego międzynarodowego uznania.

Z punktu widzenia obserwatora z Polski trzeba zaznaczyć, że trudno sobie obecnie wyobrazić jakąkolwiek zmianę sytuacji prawno-państwowej Krymu. Jeśli powtarzającym kijowskie bajeczki i waszyngtońskie groźby komentatorom wydaje się, że ktoś w Rosji w ogóle mógłby rozważyć rozmawianie o „oddaniu Krymu Ukrainie” – to żyje w świeci fikcji. Takiej możliwości nie ma i nie będzie. Krym jest i pozostanie rosyjski i nikt ani z mieszkańców, ani uczestników Konferencji nie miał w tym zakresie żadnych wątpliwości.

W odniesieniu do spraw noworosyjskich – istotne jest ich mocne osadzenie w kontekście globalnym, w tym przede wszystkim kryzysu gospodarki Stanów Zjednoczonych, jednoznacznie zainteresowanych w eskalacji konfliktu i eksporcie chaosu na cały obszar post-sowiecki. Wyraźnie mówił o tym doradca prezydenta W. Putina, Siergiej Głaziew. Z kolei Igor Druź z Donieckiej Republiki Ludowej podkreślał, że dopuszczenie do upadku Noworosji – sprowadziłoby bezpośrednie zagrożenie destabilizacją i rozpadem Rosji i Białorusi. Walka Szachtarów stanowi więc osłonę dla całego projektu eurazjatyckiego i zabezpieczenie przed rozlaniem się potencjalnie światowego konfliktu zbrojnego na wielką skalę.

Różnice zdań wśród noworosyjskich liderów dotyczą natomiast bieżących celów wojny. Pełne wyzwolenie DRL i Ługańszczyny to jedynie zadania bieżące. W dalszej kolejności Druź i Aleksiej Mozgowoj mówili o wyparciu sił junty z całej Noworosji, a więc także Charkowa, Dniepropietrowska, Zaporoża, Chersonia, Mikołajowa i Odessy. Zdaniem przywódców szachtarskich – rozwinięcie zwycięskiej ofensywy w tych kierunkach jest tylko kwestią czasu. Aktualnym pytaniem pozostaje więc nie „walczyć czy rozmawiać” w sytuacji, gdy junta nie widzi innego rozwiązania, niż kontynuacja genocydu w Donbasie – ale co uznać za faktyczne zwycięstwo: czy wyrzucenie okupantów z Noworosji i podział Ukrainy na dwa lub więcej państw, czy obalenie junty, przywrócenie porządku w Kijowie i nową organizację polityczną federalnego, czy konfederacyjnego państwa? Dyskutujący w Jałcie bardzo poważnie zastanawiali się też nad przyszłością zachodu Ukrainy, a padające głosy rozkładały się od pozostawienia banderowców na ich własnych śmieciach – do konieczności pełnego wytępienia tej zbrodniczej ideologii i niepozostawiania nawet Haliczan pod jej rządami. Do tej ostatniej opinii skłania się zwłaszcza A. Mozgowoj, wyrastający obecnie na najsilniejszą osobowość w kierownictwie ruchu ludowowyzwoleńczego.

Atmosfera Konferencji z pewnością zszokowałaby dyżurnych komentatorów głównonurtowych, wciąż przekonanych, że „zdławienie terrorystów” jest tylko kwestią czasu, wystarczą tylko kolejne miliony, broń, sprzęt i najemnicy przybywający z Zachodu, w tym także z Polski. Tymczasem Noworosja już zastanawia się nie nad samym osiągnięciem zwycięstwa, ale nad organizacją życia mieszkańców po jego nadejściu. W tym zakresie szczególnie ważna była deklaracja S. Głaziewa, zapewniającego o możliwej szybkiej integracji gospodarczej wolnego Donbasu z Rosją i całą Unią Celną, a także ustanowienia preferencji handlowych, które przecież jeszcze przed kijowskim puczem ofiarowywano całej Ukrainie.

Różnica między W. Putinem a np. Petro Poroszenko czy Arsenijem Jaceniukiem jest taka, że wprawdzie ci drudzy są częściej i obficiej cytowani przez warszawskie media – ale to właśnie tego pierwszego warto słuchać dokładnie, bo jego słowa przeważnie mają znaczenie. Kiedy prezydent Federacji mówił o uregulowaniu statusu państwowego Donbasu nie była to czcza deklaracja, ale zapowiedź reorientacji polityki Kremla w kierunku uznania specjalnego statusu republik ludowych. A raczej nie tyle reorientacji, co ustalenia kierunku działania zgodnego w istocie z wcześniejszymi zamiarami Moskwy, pacyfikacji sytuacji na Ukrainie przy jednoczesnym utrzymaniu więzi (zwłaszcza ekonomicznych) z bardziej rozwiniętą częścią tego kraju, obecnie u progu faktycznej suwerenności. Przekazane Kijowowi wspólne stanowisko władz w Doniecku i Ługański idzie dokładnie w tę samą stronę, zaś analizy S. Głaziewa wskazują, że Rosja bardzo poważnie traktuje kwestię włączenia byłego ukraińskiego wschodu do organizmu gospodarczego Eurazji. Konferencja jałtańska była więc w tym kontekście zarysowaniem odpowiedzi o przyszłość Donbasu i Ukrainy już po zakończeniu wojny tak, by faktycznie możliwie wszyscy Szachtarzy i przynajmniej część Ukraińców (oraz mniejszości nieukraińskich) znalazła się poza wpływami banderowców.

W popularnym skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju w Jałcie to Churchill i Roosevelt przegłosowują Stalina domagając się, żeby Polska znalazł się w bloku wschodnim. Patrząc na bałagan, a także zapisy umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE – w istocie to Europa powinna prosić W. Putina, żeby nie ulegał USA i zabrał całe państwo ukraińskie pod swoje skrzydła, inaczej chaos może rozlać się bynajmniej nie na Wschód, od którego banderowców skutecznie odgradzają Szachtarzy, ale na Zachód. A w pierwszej kolejności – na Polskę. Jest kwestią wielkiej odpowiedzialności Rosjan i przywódców republik ludowych – że starają się chronić nie tylko siebie, ale także inne państwa i nacje zagrożone eskalacją i rozprzestrzenieniem wojny oraz ekspansją banderyzmu. Polscy mieszkańcy Ukrainy coraz głośniej powtarzają przecież „skończą mordować Rosjan – wezmą się za nas”. Dlatego właśnie tak ważne jest uzgodnienie stanowisk i wspólna refleksja (połączona z intensywną pracą) nad przyszłym ułożeniem stosunków środkowoeuropejskich z pożytkiem tak dla Noworosji i Ukrainy, jak i Rosji, Białorusi oraz Polski.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “I tak rozumieć trzeba Jałtę…”

  1. Jakoś nie bardzo wierzę w perspektywę rozlania się terroryzmu banderowskiego na zachód. Jakie korzyści mieliby z niego jego sponsorzy (oligarchia et consortes)? Co najwyżej na sile może przybrać ideologiczna ofensywa Banderlandu we władzach samorządowych. „Gwardziści” prędzej wyładują się na mieszkańcach Zakarpacia i innych mniejszościach narodowych w zachodnich obwodach.

  2. Czy nie jest tak, że neobanderowcy maja sie wykrwawić na wschodzie Ukrainy, a to po to, by nie zaczęli zwalczać chazarskiej oligarchii, której przestali juz byc potrzebni? To by tłumaczyło opieszałość i zadziwiająca nieskuteczność armii ukraińskiej w walce z ca. 15 tysiącami tzw. separatystów.

  3. ” Europa powinna prosić W. Putina, żeby nie ulegał USA i zabrał całe państwo ukraińskie pod swoje skrzydła” – es sei doublement impraktikabel:)

  4. Na tegorocznej pielgrzymce spotkałem wielu Ukraińców i posługującego na Ukrainie księdza pallotyna o. Waldemara Pawelca. O.Pawelec był na tzw. majdanie, gdzie umieścił figurę Matki Bożej Fatimskiej ze swojego sanktuarium. Po tym zdarzeniu majdan się skończył. Opowiadał co tam się działo, kto zaczął, kto strzelał. Rozmawialiśmy dużo o sytuacji na Ukrainie. Wg moich rozmówców (co prawda wszyscy byli katolikami, choć niektórzy konwertytami) banderowcy mają na Ukrainie znikome poparcie (poniżej procenta). Janukowycza mają za kryminalistę i oszusta podobnie jak rządzących krajem oligarchów. Rosji niestety nienawidzą (niekoniecznie Rosjan). Ciekawe, że Putina nie traktują poważnie, bo nie wierzą, aby Putin rządził Rosją. Mają go tylko za oficera wyznaczonego do tej roli przez oligarchów rosyjskich. Śmiali się z mojej naiwności, gdy mi o tym mówili. Tzw. separatyści to są zbrojne bandy terroryzujące ludność wschodniej Ukrainy, finansowane przez Rosję. Rosja poza Moskwą to bieda z nędzą i takich ludzi łatwo się werbuje. Ciekawe rzeczy wyrabia się w Cerkwi, gdzie wszyscy chyba duchowni są prześwietlani przez Moskwę. Ukraińcy nie pogodzili się też z utratą Krymu, ale Ukraina nie ma sił, jest państwem słabym, gospodarczo i surowcowo zależnym od Rosji i uważanym w Moskwie na swoją strefę wpływów, jeśli nie wprost za Rosję. Ludzie na Ukrainie żyją nędznie, jeśli wierzyć tym opowieściom. Nie chcą Rosji i nie chcą tego co mają u siebie. Chcą, żeby było jak u nas. Zazdroszczą nam. Spontaniczna społeczna próba wyrażenia tego (majdan) spowodowała całą sytuację. Powodem tego jest fakt, iż władze Ukrainy nie utożsamiają się ze swoimi obywatelami i zwyczajnie oszukiwali, gdy mówili o kursie na Zachód. No i tak to nieciekawie tam wygląda. Pytałem ich o stosunek do banderowców i rzezie Polaków z czasów wojny. Oni w tej chwili nie są gotowi na rozliczenie się z tego. Są bardzo podobni po Polski za PRL-u: nie identyfikują się ze swoimi władzami. Tak samo można pytać Polaków o odpowiedzialność za 1956, 1968, 1970, 1980 stan wojenny itd.. My uważamy, że za stan wojenny odpowiada gen. Jaruzelski. Oni podobnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *