Jaki jest duch karnawału?

Nie jest do końca pewne skąd pochodzi karnawał. Wiadomo, iż zwyczaj urządzania różnego intensywnego urządzania różnego rodzaju zabaw, przed rozpoczynającym się czterdziestodniowym „Wielkim Postem”, był już znany w średniowieczu. Nierzadko mówi się jednak, że pierwotne pochodzenie karnawału może sięgać czasów znacznie wcześniejszych. Wedle niektórych kulturoznawców  prawzorem dzisiejszego karnawału były obchodzone jeszcze za  pogańskich czasów święta, które za pomocą – nieraz bardzo zmysłowych i orgiastycznych – imprez – czciły początek nowego roku i odradzanie się przyrody (jednym z nich były starożytne rzymskie Saturnalia). Tak jak część innych pogańskich zwyczajów, praktyk i przekonań, również owe zmysłowe zabawy, miały przetrwać czasy nadejścia chrześcijaństwa. „Saturnalia”, wedle tej koncepcji, ostały więc zastąpione „karnawałem”, jednak sam sposób ich celebrowania, polegający na oddawaniu się różnego rodzaju uciechom, przyjemnościom i rozrywkom, miał się zasadniczo nie zmienić. Choć różne pierwotnie pogańskie święta i uroczystości, w ciągu stuleci, w miarę skutecznie zostały oczyszczone z ich złych (np. bałwochwalczych) konotacji, to można zadać sobie pytanie, czy i na ile (przyjmując tezę o pogańskich korzeniach karnawału za prawdziwą) udało się to uczynić w odniesieniu do karnawału?

Samba, „Boeufgras” i złoty cielec

Gdy przyjrzymy się bliżej temu, w jaki sposób odbywają się największe, a przez to najbardziej reprezentacyjne, zabawy karnawałowe na świecie, to można mieć ku temu duże wątpliwości.

             Jednym z najbardziej ewidentnych przykładów w tym względzie jest osławiony karnawał w Rio de Janeiro. Jego najbardziej rozpoznawalną wizytówką są parady szkół samby, których pewna część składa się z niemal całkowicie nagich tancerek przystrojonych tylko w barwne pióra i cekiny. Owe pochody roznegliżowanych i wijących się w zmysłowym tańcu niewiast wydają się być tylko wierzchołkiem góry nieprawości, jaka – szczególnie w ostatnich dniach przed Wielkim Postem – dokonywana jest w Rio de Janeiro. Wszakże nie bez powodu, władze tego miasta w tym czasie rozprowadzają wśród uczestników karnawału w Rio miliony prezerwatyw. Pouczający jest też widok ulic i wzgórz tego miasta w poranek kończący zabawy karnawałowe. Miejsca te są usiane tysiącami leżących ciał osób płci obojga i różnego wieku. Nie są to jednak ofiary karabinowych strzałów, lecz upici do nieprzytomności ludzie odsypiający w ten sposób libację ostatnich dni. Absolutną rzadkością nie stanowią też prawdziwie krwawe ofiary karnawałowych zabaw w Rio. W 1982 roku,  ponad 16 000 osób zostało w tym czasie rannych w wyniku bójek i wypadków, zaś przeszło 240 poniosło na ich skutek śmierć. W ostatnich dniach karnawału Rio de Janeiro staje się też wręcz światową stolicą homoseksualizmu. Warto wspomnieć, że już  w 1984 r. przy gorliwym poparciu władz tego miasta, zorganizowano swoisty maraton prawie 20 tańców karnawałowych z udziałem homoseksualistów.

             Innym, znanym na świecie karnawałem jest rokrocznie odbywające się w Nowym Orleanie „Mardi Gras”. Gdyby nie huragan „Katrina” to owe miasto zapewne znane byłoby głównie z powodu wielkiego rozmachu z jakim odbywają się tam karnawałowe imprezy. Mało kto jednak zwraca uwagę na prawdziwie bałwochwalczy charakter „Mardi Gras”. Otóż jednym z głównych symboli tego festiwalu jest figura, wielkiego tłustego byka (zwanego „Boeuf Gras”, czyli „Tłuszcz wołowy”), która jest wówczas przystrojona w wieńce, paciorki i koraliki, obnoszona po ulicach Nowego Orleanu i pozdrawiana przez tysiące uczestniczących w zabawie ludzi. W Piśmie świętym czytamy, iż figura „złotego cielca” (czyli w dosłownym tłumaczeniu „młody byk”) była czczona przez zbuntowanych wobec Mojżesza żydów. Dodatkowo, ów „złoty cielec” był otaczany przez nich czcią w trakcie zmysłowych zabaw i uczt, jakim się oni oddawali w czasie, gdy Mojżesz poszedł na górę Synaj po Dekalog (Wj, 32, 1-8). Innym fragmentem, w którym postać byka pojawia się jako przedmiot kultu, jest opis rządów króla Jeroboama próbującego zastąpić wiarę w jedynego prawdziwego Boga pogańskim bałwochwalstwem. W tym celu ów władca nakazał sporządzenie dwóch cielców ze złota i ogłoszenie żydom: „oto bogowie twoi, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej” (1 Król 12, 28). W przytaczanych wyżej wypadkach wizerunek byka oraz cześć mu okazywana była wyrazem buntu przeciw prawdziwemu Bogu oraz oddawania się grzesznym żądzom w miejsce poddawania swej woli Bożym poleceniom. Czy można przypuszczać, by – wychowani bądź co bądź w kulturze wciąż zawierającej niemało odniesień do biblijnej i chrześcijańskiej symboliki oraz światopoglądu – organizatorzy „Mardi Gras” nie wiedzieli, albo przynajmniej nie przypuszczali, co oznacza wytwarzanie atmosfery kultu wokół wizerunku byka. A gdy wspomnimy fakt, iż karnawałowy festiwal w Nowym Orleanie dosłownie obfituje w takie grzechy jak: nierząd, rozpusta, homoseksualizm, prostytucja,  bezwstyd, pijaństwo czy kradzież, to możliwość przypadkowego obrania postaci byka na jednego z patronów „Mardi Gras” wydaje się być zredukowana do minimum. Tak jak za czasów Mojżesza dzikiej, pozbawionej granic zabawie, towarzyszyło kłanianie się złotemu cielcowi, tak orgii nieprawości „Mardi Gras” patronuje „Boeufgras”, pozdrawiany za pomocą okrzyków i wzniesionych rąk przez uczestników tego festiwalu.

Dobra zabawa czy przyzwolenie dla grzechu?

Karnawał w Rio i Nowym Orleanie nie są oczywiście jedynymi przykładami tego, w jaki sposób ów czas jest wykorzystywany na dawanie większej swobody przeróżnym grzechom. Można by wszak jeszcze wspomnieć choćby o znaczeniu liczby „11”, która uznawana jest za symbol karnawału w Kolonii (rozpoczyna się on w tym mieście zawsze 11. 11 o godz. 11. 11 i trwa aż do środy popielcowej). Liczba ta symbolizuje wszak nadmiar, nieporządek i grzech. Można by też nadmienić, iż zabawy karnawałowe zazwyczaj wiążą się z organizowaniem damsko-męskich tańców i bali, które tradycyjnie były uważane przez Ojców, Doktorów i Świętych Kościoła katolickiego za będące zazwyczaj bardzo niebezpiecznymi i prowadzącymi do grzechu. Nawet popularność zakładania masek w trakcie różnych karnawałowych imprez nie wzięła się znikąd. Otóż, w dawniejszych czasach, bale maskowe cieszyły się chyba jedną z najgorszych opinii i uważano, że nieprzyzwoitość jest z nimi nierozłącznie związana. To przekonanie miało swe częściowe uzasadnienie w symbolice związanej z zakładaniem maski, która zakłada ukrywanie swej tożsamości co z kolei ułatwia robienie rzeczy, których nie czyni się w innych okolicznościach.

                O co więc chodzi? Na pewno nie to, że chrześcijanie powinni przez cały rok chodzić w workach pokutnych, pościć, posypywać swe głowy popiołem i unikać wszelkich przyjemności. Nie ma też nic złego w tym, iż przez pewien czas w roku je się nieco więcej, wykwintniej i  smaczniej czy też praktykuje się inne moralnie dozwolone rozrywki. Wszak jak mówi Księga Koheleta: „Jest czas płaczu i czas śmiechu” (tamże: 3, 4).

                 Zdecydowanie źle się jednak dzieje, gdy pewne okresy w roku stają się pretekstem do większego pobłażania grzechom i dyspensą od powinności prowadzenia uświęconego życia. O ile bowiem można czasami nieco więcej i wykwintniej zjeść, o tyle nie ma ani jednego dnia w roku, choćby był to i „tłusty czwartek”, w którym obżeranie się przestawało być nieprawością w oczach Boga. O ile, wino jest dobrym, stworzonym przez Boga napojem, o tyle zawsze aktualne są Boże przestrogi przed nadmiarem w piciu alkoholu, a słowa „Biada tym, którzy są bohaterami w piciu wina” (Iz 5, 22) nie tracą na swym znaczeniu w karnawale. Podobnie, nie ma ani jednego dnia, ani nawet jednej minuty, w ciągu całego roku, w którym czymś niewinnym stawały się nierząd, cudzołóstwo, rozpusta albo nieskromne i wyuzdane tańce. Choć to co piszę powyżej, powinno wydawać się dla każdego chrześcijanina oczywistością, to jednak wydaje się, iż sposób w jaki celebrowany jest karnawał sprzyja większemu przyzwoleniu na różne grzechy, jakie dokonywane są w tym czasie. Ten duch aprobaty dla nieprawości dostrzegają autorzy różnych komentarzy relacjonujący i opisujący czas karnawału. Na przykład, już w latach 80 tych XX wieku, tygodnik „Newsweek” pisał: „W Nadrenii (…) swobodę karnawałową oficjalnie uznaje się za usprawiedliwienie niemal wszystkiego z wyjątkiem zabójstwa lub kierowania w stanie nietrzeźwym„. Pismo „Time” donosiło swego czasu, iż „sędziowie (w Monachium) nie uważają cudzołóstwa w okresie karnawału za powód do rozwodu„.  Z kolei, profesor psychologii społecznej na Tulane University, Fred Koenig, tak opisuje duch panujący na „Mardi Gras”: „Możesz być trochę bardziej pijany, trochę bardziej dziki, trochę bardziej prymitywny. W karnawale ludzie są bardziej tolerancyjni dla was. Nie ma wówczas normalnych zasad, a tradycyjne reguły są zawieszone„.

              Wiele wskazuje więc na to, iż karnawał wciąż czeka na prawdziwą chrystianizację. Jeśli ma on istnieć, to powinien być czasem dobrej, niewinnej i stroniącej od niebezpieczeństwa grzechu, umiarkowanej zabawy, radości i wesołości. Nie zaś okresem, w którym zawiesza się moralne standardy, po to, by po dniach hulanek, szaleństw i swawoli, iść do kościoła i dać sobie posypać głowę popiołem.

Mirosław Salwowski

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Jaki jest duch karnawału?”

  1. Tekst jest głównie krytyką. Może większą odniósłby Pan korzyść, gdyby napisał Pan niekrótszy artykuł pozytywny o umiarkowanych zabawach, radościach i wesołościach? Karnawał w Rio ma swoją organizację, zwyczaje, urządzenia. Rozrywka potrzebuje co najmniej narracji, a Pan w kwestii pozytywnej pozostawia niedosyt i potem oponenci zarzucają Panu, że wyłącznie chce Pan „zakazać wszystkiego”.

  2. @Alek – wg. Salwowskiego nie ma pozytywnych zabaw (no chyba że tance jednopłciowe, jak u pedałów). Dla niego w zasadzie wszystko jest grzechem. Nie warto tego czytac – jak się niechcący weźmie to na poważnie to trzeba by zmienić Wiarę.

  3. Panie Tomaszu, gdy pisze Pan bez ceregieli np. o komuchach, to popieram Pana, bo chodzi o typy obrzydliwe, co do których rozmiękczanie oceny nie powinno mieć miejsca. Ze złym się walczy. Tymczasem Pan Salwowski, to człowiek bądź co bądź poczciwy, choć skupia się na grzechu i zagrożeniach w sposób nieco karykaturalny. Tym niemniej trzeba przyznać, że iskra prawdy w tych zagrożeniach, o których pisze jest (u niego wygląda bardziej jak ognisko). Zobaczymy czy uda mu się dla odmiany opisać schematy jakichś atrakcyjnych zabaw i rozrywek, co do których on sam nie ma zastrzeżeń. Niech to będzie wyzwanie.

  4. Pan Tomasz Dałecki w dosadny sposób ujął sedno sprawy. Od momentu polemiki z Panem Salwowskim dotyczącej libertarianizmu, mam ogromną dozę ostrożności przy lekturze Jego tekstów. Jak ktoś we wszystkim widzi zło, bo zaczyna być to formą obłąkania. Ja rozumiem, że faktycznie pewne impulsy prowadzą do grzechu, ale to, co wyczynia Pani Salwowski jest już chore. Taniec – zły, sporty walki – złe, Tomasz Adamek – zły etc. Zapomina się tu całkowicie o kwestii sumienia i intencji (podobnie z poprzednim tekstem o papierosach i ich nadużywaniu). Wizja człowieka według Pana Salwowskiego, to prawdopodobnie asceta we włosienicy i z depresją wynikającą z oceny świata zewnętrznego. Chorobliwie ponure, karykaturalne i momentami ksenofobiczne podejście wynikające z literalnego traktowania tekstów Kościoła, przed czym przestrzegali już scholastycy w walce z heretykami.

  5. Savonarolizm p. Salwowskiego nie raz budził i mój sprzeciw, nie mniej ten argument jest kontrskuteczny: „Karnawał w Rio ma swoją organizację, zwyczaje, urządzenia” – wielki terror jakobiński też miał, i niby co z tego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *