„Już taki jestem…”

Oczywiście otwartą pozostaje kwestia, czy faktycznie coś takiego, jak „narodowy charakter” istnieje. Zapewne za pomocą badań socjologicznych oraz wiedzy historycznej można by nakreślić pewien schemat postępowania kierownictwa politycznego w Polsce na przestrzeni dziejów. Podobnie też można mniej więcej zarysować zbiór przyzwyczajeń i wskazać kalki myślowe dominujące u naszych rodaków. Sęk w tym, że przydatność takich obserwacji sprowadza się do tego, że łatwo rozpoznamy Polaka w tym, kto w Anglii próbuje pchać się do autobusu zamiast stać w kolejce na przystanku, w Holandii idzie na grzyby, a w Belgii szuka wódki na stacji paliw. Z punktu widzenia analizy politycznej nie są to jednak spostrzeżenia szczególnie użyteczne.

Co do reszty bowiem trudno oprzeć się wrażeniu, że owa rzekoma „polska dusza” jest nie tyle zjawiskiem faktycznie determinującym działania mas – co raczej pewną dominującą narracją jednego z nurtów kulturalnych z aspiracjami politycznymi, czyli romantyzmu. Łatwo przy tym zauważyć, że choć dziś romantyczne widzenie świata anachronicznie rozszerzane jest na wszystkie niemal epoki i zagadnienia życia, o tyle w chwili swych narodzin romantyzm Polsce stanowił polemikę tak z nurtem oświeceniowym, jak i pozostałościami sarmatyzmu, tak dziś chętnie absorbowanymi w jego obręb (jako ciekawostkę można dodać, że akurat ten nurt romantyczny, który faktycznie oparł się na starej tradycji polskiej, tworząc syntezę swego stylu z tamtymi wartościami, reprezentowany przez Henryka Rzewuskiego i Michała Grabowskiego – jakoś nie znajduje dziś uznania, jako sprzeczny z ideologią „duszy polskiej”). Z drugiej strony romantyzm chętnie czynił też wycieczki w strony pozornie impregnowane na jego wpływy. W sferze historiografii kierunek ten reprezentują choćby dwie głośne w swoim czasie na polskiej prawicy broszury ideowe „Duch dziejów Polski” Antoniego Chołoniewskiego (do dziś zresztą wznawiana i wyjątkowo szkodliwa) oraz „Ku czemu Polska szła” Artura Górskiego. Przede wszystkim jednak zainfekowanie to widać na płaszczyźnie „czynu” i propagandy – czyli choćby w dzisiejszej recepcji legendy Narodowych Sił Zbrojnych (mocno manipulacyjnie zresztą interpretowanej) i tzw. Żołnierzy Wyklętych.

Przed wszystkim jednak zaśpiew „już taki jestem…!” słychać przy okazji smutnych narodowych rocznic – takich jak 1. sierpnia. „My Polacy tak mamy…”, że nie tylko kupujemy w dyskontach, ale jeszcze od czasu do czasu organizujemy powstania – próbują nas przekonać historyczni determiniści. Ich zdaniem przeciętny Polak jest więc porywczy, naiwny, szlachetny, bezinteresowny, honorowy, szarmancki wobec pań, nieoglądający na czynniki materialne… Listę takich cech można rzecz jasna wydłużać. I choć każdy z nas na każdy z tych przymiotów mógłby wskazać konkretne przypadki rodaków jakoś nimi nie obdarzonych – to obowiązująca narracja przy patriotycznych okazjach wiedzę pochodzącą z obserwacji skutecznie głuszy. Jesteśmy głupi, ale fajni! – brzmi przekaz oficjalnych i „niezależnych” obchodów.

Akurat w związku z Powstaniem Warszawskim bajeczka o polskim charakterze narodowym co roku brzmi szczególnie mocno – bo też w inny sposób trudno wytłumaczyć co wydarzyło się w stolicy Polski latem 1944 r. Widać to już wyraźnie na łamach centroprawicowej „prasy niezależnej”, której niektórzy autorzy półgębkiem przyznają, że może faktycznie, decyzja o wybuchu nie była najrozsądniejsza, no ale „już tacy jesteśmy…”, że bić się musieliśmy. Co ciekawe, jednocześnie stawia się tezę, że tamten bój wywarł niezatarty wpływ na pokolenia Polaków, ucząc ich takiego samego rzucania się na przyczółki mostowe z trzema pistoletami i czterdziestoma filipinkami – by chwilę później utyskiwać, że wciąż większość mają lemingi, że na horyzoncie nie widać patriotycznej rewolucji, a naród jakoś nie stawia barykad, aby obalić tyranię Tuska i Putina. Coś tu się więc nie zgadza – naprawdę chodzimy w bój broni bez względu na okoliczności, naprawdę nie oglądając się na przełożonych rzucilibyśmy się na czołgi, albo chociaż ZOMO-wców? A może to tylko (nie)pobożne życzenia garstki doktrynerów marzących o ogłupieniu Polaków mitem „narodowego charakteru”? Na razie bowiem więcej wskazuje na to, że nasi rodacy woleliby raczej nieco znormalnieć, a marzenie o spokojnej konsumpcji wciąż jest silniejsze od nadziei na heroiczną śmierć.

Oczywiście jednak zwłaszcza dziś ton będzie nadawać raczej hałaśliwa mniejszość. Odbędą się marsze, śpiewogry, rekonstrukcje, w których jeden przebieraniec będzie miał na sobie więcej broni, niż cały powstańczy batalion przed 69 laty. Zawyją syreny. Będzie to wycie tęsknoty za zbiorową głupotą Polaków – ukochanym dzieckiem przywódców naszego narodu. Oby to jednak była tęsknota na próżno. Może już tacy nie jesteśmy…?

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “„Już taki jestem…””

  1. „Z dziejów głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego wciąż aktualne? Skuteczną receptę na wyleczenie się z urojeń na temat tzw. ducha narodowego podał o. Bocheński OP. Radził mianowicie zająć się egiptologią. Egipcjanie wg. Bocheńskiego stworzyli najbardziej religijną cywilizację świata. Mieli ducha co się zowie. Dziś po tej cywilizacji zostały skorupki, w których mozolnie staramy się odnaleźć dawnego ducha Egiptu. To samo mamy w swoim hymnie: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Podobnie jak genezę powstań: „co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy”. A sytuację dzisiejszą najlepiej ujmuje pewna przyśpiewka: „umarł Maciek umarł i leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze”.

  2. Trudno jest naszym propagandystom przyjąć do wiadomości, że przeciętny Polak jest właśnie… przeciętny. Ma gdzieś ganianie na barykady, patriotyczne porywy serca, obronę moralności, rodziny itd. chce tylko by dano mu święty spokój i pozwolono normalnie żyć.

  3. @Qba: I donrze. Z. Herbert w swojej „Martwej naturze z wędzidłem” opisuje pomnik w Lejdzie, zbudowany ku czci dowódcy, który zdobył Lejdę z rąk Hiszpanów, w malowniczy zresztą sposób. Ciekawa jest inskrypcja na pomniku. Otóż wzmiankowany bohater był bodajże szewcem. Napis głosi, że pomnik ufundowali czeladnicy róznych fachów, m.in. szewcy, którzy dzieki pokonaniu Hiszpanów mogli założyć swoje warsztaty, zostać majstrami, swobodniej uprawiać swoje zawody. A wiec: heroizm w słuzbie normalnosci. Bardzo mi sie to podoba.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *