Kibic, kibol i 'normalne społeczeństwo’

Idziesz na mecz i krzyczysz hasła sławiące twój klub, zaś później wyrażasz sprzeciw wobec rządowych pokazówek, inicjowanych przez premiera szukającego tematów zastępczych, umożliwiających ukryć przykre dlań prawdy o kiepskich wynikach gospodarczych i braku jakichkolwiek realnych sukcesów. Kim jesteś – kibicem czy już „kibolem”? Jak to możliwe, że w ciągu kilku sekund możesz przejść cudowną przemianę z kibica w „kibola”? W jednej chwili, stojąc na trybunie, akcentujesz hasła zachęcające twoją drużynę do walki, by po chwili skandować antyrządowe slogany. Jesteś dwoma osobami w skórze jednej? 

Innymi słowy, zależnie od widzimisię paru dziennikarzy ten sam człowiek może w ciągu paru minut przeistoczyć się z kibica w kibola i na odwrót.

Już na pierwszy rzut oka taka logika wydaje się absurdalna.

Po prostu słowo „kibol” nie niesie za sobą żadnego merytorycznego desygnatu, stanowiąc mniej lub bardziej zręczną pałeczkę do biczowania osób, których działania wielu są po prostu nie na rękę. Za czasów poprzedniego ustroju można było protestujących robotników określać mianem „warchołów”, dziś nie zgadzających się władzą ludzi nazywa się „kibolami”. Co charakterystyczne, „kibol” to wcale nie ten, który narusza czyjąś nietykalność cielesną tudzież atakuje niewinnych ludzi, ale osoba wyrażająca swój sprzeciw wobec często absurdalnych zjawisk. 

To doprawdy godna podziwu konsekwencja mediów, że wciąż epatują tym określeniem. Co ciekawe, nie pierwszy raz wykazujący się celną ironią ludzie chodzący na stadion zaczęli autodefiniować się jako „kibole”. Zrozumieli, że pojęcie to jest na tyle absurdalne, że kategoryzowanie się za jego pomocą nie może im zaszkodzić w oczach ludzi kształtujących swoje poglądy nie tylko w oparciu o medialne kalki. Ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z bójkami czy wandalizmem zaczęli nazywać się kibolami, chcąc odebrać broń rozmaitym pismakom, pragnącym nadać pojęciu „kibol” negatywne konotacje.

Zresztą, zasadne wydaje się pytanie czy w odpowiedni sposób zdefiniowany „kibol” nie stanowi chociażby dla bywalców legijnej „Żylety” trafniejszego określenia niż „kibic”. Bo – zastanówmy się – kim tak naprawdę jest „kibol” a kim „kibic” w świetle medialnych opisów?

W istocie podział jest – kibic to, sądząc po rozmaitych opisach, osoba która przyjdzie na mecz najeść się popcornu zagryzanego kiełbaską, na siedząco poklaskać piłkarzom, gdy wygrywają i nawymyślać, gdy przegrywają, zaś kibol – osoba mająca określoną tożsamość, której uzasadnienie wyboru tego a nie innego klubu wykracza poza to, że jego barwy reprezentuje Messi. Bo Messi gra raz tu, a raz tam, a tradycja i legenda klubu jest niezmienna.

Wydaje się, że większość mylnych wyobrażeń nt. osób chodzących na stadion bierze się – tak w przypadku osób je generujących, jak i tych je powtarzających – z niewiedzy połączonej z przekładania ich systemu wartości na świat, z którym nie mają wiele wspólnego. Ewentualnie – dosłownego interpretowania pewnych form aktywności, bez chęci dostrzeżenia ukrytej za nimi symboliki.

I tak – można zżymać się na „Starucha”, że podobno zaatakował kibica innego klubu. Tyle, że zarówno „Staruch”, jak i osoba zaatakowana przyjęły, przynależąc do świata kibiców pewien kodeks wartości. Przystąpiły do niego dobrowolnie, przez nikogo w najmniejszym stopniu nieprzymuszane. Nikt z kibiców nie miałby pretensji do słynnego już „Koziołka”, że poskarżył się na czyn „Starucha” policji, gdyby nie fakt, że przynależy do świata, w którym – najogólniej rzecz biorąc – nie jest to mile widziane. Innymi słowy, sam dobrowolnie przyjął kodeks wartości, któremu później się sprzeniewierzył. Przyznajmy, że w jakiejkolwiek grupie osoba, która wypacza przyjęte przez nią zasady nie cieszy się szacunkiem. To po pierwsze.

Napisałem powyżej, iż swoją rolę odgrywa również dosłowne interpretowanie pewnej symboliki. I tak np. chętnie imputuje się kibolom „antysemityzm”, choć – jestem o tym głęboko przekonany – nazwanie przeciwnika „Żydem” absolutnie nie ma żadnego związku z realnym antysemityzmem. Stosowanie tego określenia może nam się podobać lub nie, lecz trzeba przyznać, iż fan Legii nazywający „Żydami” kibiców Widzewa tudzież używający pojęcia „dżihadu” raczej nie pójdzie po meczu wysadzić się pod ambasadą Izraela. Podobnie kibic jednego klubu nazywający „kur…” fanów innego raczej nie twierdzi, że widział ich przy trasie katowickiej. Tym właśnie pojęcia pojmowane expressis verbis różnią się od tych, którym nadaje się znaczenie symboliczne. 

I wciąż będę podkreślać, że to nie kibice stanowią zagrożenie dla „normalnego społeczeństwa”, lecz to raczej przedstawiciele tego ostatniego bądź też osoby przedstawiające się jako jego reprezentanci starają się interpretować świat kibiców w świetle kategorii nie przystających do niego w najmniejszym stopniu.

Jacek Tomczak
aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kibic, kibol i 'normalne społeczeństwo’”

  1. Przyznam, że teza, iż „Staruch” to nie jest zwykły bandyta jest dla mnie dziwna, a w ustach człowieka prawicy wprost szokująca.

  2. Artykuł doprawdy żenujący i zakłamany…, panie Tomczak Pan swoim przykładem dobitnie pokazuje czym jest w dużej mierze środwisko kibiców i jakie konotacje za sobą niesie.

  3. @AW Pan Piotr nie jest bandyta.Sady nie skazuja bandytow na wyroki w zawieszeniu.To jest typowy rębajło, siedemnastowieczny szlachetka, a to co innego. Ale mam nadzieje, ze teraz zaprzestanie juz kibicowania, ze powroci do przerwanych studiow, zas zdobyte doswiadczenie przywodcy moze wykorzystac w przyszlosci jako np.przedsiebiorca.Sad wyraznie opowiedzial sie za pacyfikacja nastrojow, osobiscie sie tego nie spodziewalem, trzeba umiec z tego skorzystac.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *