Kilka uwag na maginesie pewnego listu do Papieża Franiszka

W ostatnim czasie, na „prawej” stronie polskiego Internetu głośno się zrobiło w związku ze specyficznym „listem do Papieża Franciszka” (http://przedsoborowy.blogspot.com/2013/10/list-do-papieza-franciszka.html), jaki niedawno popełnił internauta „Krusajder”, znany w niektórych kręgach uczestnik tradycjonalistycznych forów dyskusyjnych. Ów tekst wzbudził zrozumiałe oburzenie ze względu na na swój arogancki styl i formę, w której autor zwraca się do aktualnego Biskupa Rzymu. Nie chodzi tu tylko o fakt, że „Krusejder” zwraca się w nim do papieża Franciszka na „per Ty”, ale rzecz w całym duchu pogardy, która przenika większość zdań tam zawartych. Doprawdy czytając „list do Papieża Franciszka” ma się wrażenia, jakby jego autor nie zwracał się do swego najwyższego położenia, ale do nielubianego przez siebie pracownika, którego ma zamiar za chwilę z radością zwolnić. Ale odłóżmy rozważania nad fatalnym stylem tego tekstu i przejdźmy do merytorycznego omówienia zarzutów, jakie są w nim podniesione.

A zatem:
1. Autor pisze: Liczyłem jednak, że będziesz zachowywał się (choćby i wbrew sobie) z minimalnym szacunkiem dla urzędu, który Ci powierzono. Że będziesz potrafił wznosić się ponad własną medialność, ponad swoistą skromność stanowiącą faktycznie jakże oryginalną odmianę pychy.
 
Pytam, skąd autor listu wie, iż „swoista skromność” Franciszka jest faktycznie „odmianą pychy”??? A może rzeczywiście, skoro pozwala się zwracać do niego „per Ty”, siedział sobie z papieżem Franciszkiem przy kielonku i ów mu rzekł w sekrecie: Wiesz Krusejder, ta cała moja skromność to w rzeczywistości medialne pozory. Ja po prostu lubię, gdy ludzie mnie chwalą i podziwiają za bycie skromnym. Po to np. mieszkam w domu św. Marty, a nie w papieskich apartamentach, aby być cenionym przez ludzi.
Gdyby rzeczywiście, papież Franciszek zwierzył się „Krusejderowi” z takich intencji swej skromności, to ów miałby prawo pisać, iż ta cała skromność to tylko „oryginalna odmiana pychy”. W przeciwnym zaś razie taki zarzut to w najlepszym wypadku bardzo lekkomyślny osąd intencji i czynów bliźniego swego, a w najgorszym ohydne i plugawe oszczerstwo (czyli świadome mówienie o kimś nieprawdy). W każdym razie „Krusejder” w drastyczny sposób naruszył tu jedną z tradycyjnie katolickich zasad mówiącą o tym, że w razie, gdy mamy wątpliwości co do godziwości czynów, słów i intencji swych bliźnich, to powinniśmy najpierw szukać korzystnej dla nich interpretacji, a dopiero, gdy nie da się takowej znaleźć przyjąć, że rzeczywiście takowe czyny, słowa i intencje były złe. Tymczasem autor owego listu zarzuca papieżowi Franciszkowi „oryginalną odmianę pychy”, w sytuacji, gdy:
– Franciszek nie wyjawiał mu swych intencji na ów temat,
– Franciszek w swych publicznych wypowiedziach nie twierdził ani nie sugerował, że za jego skromnością stoi chęć podobania i bycia podziwianym przez innych ludzi,
– „Krusejder” nie zna wypowiedzi bliskich współpracowników obecnego papieża, którzy relacjonowaliby mu wypowiedzi bądź zachowania papieża Franciszka wskazujące na to, że rzeczywiście ten jest w swej istocie pyszałkiem.
2. Autor pisze: mówienie o swoich poprzednikach jako o „narcyzach”, jest już zwykłą nieprawdą. Od kilkuset lat żaden z papieży nie żył w luksusach przekraczających status społeczny przedstawiciela włoskiej wyższej klasy średniej.
„Krusejder” sam sugeruje tu nieprawdę, bo bez żadnego rozróżnienia stwierdza, iż papież Franciszek nazwał swych poprzedników „narcyzami”. A więc nazwał wszystkich poprzednich papieży (albo przynajmniej wszystkich żyjących w przeciągu „kilkuset lat”) narcyzami. Nie – on powiedział, że „przywódcy Kościoła CZĘSTO byli narcyzami„.
A więc:
Często, co nie znaczy, że zawsze, wszędzie i bez wyjątku. Ba, nie musi to znaczyć nawet w przeważającej większości. Jeśli ja, powiem, że często mam bóle głowy to wcale nie musi znaczyć, że takowe mam przez większość dni w roku,
– papież Franciszek nie sprecyzował, który okres historyczny w dziejach Kościoła katolickiego ma szczególnie na uwadze. pisząc, iż jego przywódcy często byli narcyzami – stąd sugestia autora listu, iż dotyczy to ostatnich kilkuset lat jest zbyt pośpieszna,
przywódcy Kościoła to nie tylko papieża, ale również np. kardynałowie z poszczególnych watykańskich dykasterii.
Pomijam już to, że stwierdzenie Od kilkuset lat żaden z papieży nie żył w luksusach przekraczających status społeczny przedstawiciela włoskiej wyższej klasy średniej, gdyż dowodzi albo ignorancji albo wzgardy autora dla tradycyjnej dyscypliny kościelnej, która nakazywała duchownym wszystkich szczebli prowadzenie życia maksymalnie prostego i skromnego.
3. Autor pisze: Masz usta pełne walki z „lobby gejowskim”, ale Twoją pierwszą decyzją jest mianowanie jednego z jej przedstawicieli swoim pełnomocnikiem w Instytucie Dzieł Religijnych.
On jednak absolutyzuje ten jeden gest, ale pomija milczeniem inne, dokonane zaledwie w przeciągu kilku miesięcy, działania papieża Franciszka wymierzone w lobby pedofilskie bądź „gejowskie” (oba środowiska można na płaszczyźnie praktycznej traktować jako mocno powiązane ze sobą), a więc:
– usunięcie z funkcji trzech wysoko postawionych hierarchów, których podejrzewa się lub którym udowodniono pedofilię (ewentualnie kryjących tą nieprawość)
– ekskomunikowanie księdza popierającego LGBT (przypadek niezwykle rzadki w ostatnich 50 latach historii Kościoła katolickiego).

Mirosław Salwowski

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kilka uwag na maginesie pewnego listu do Papieża Franiszka”

  1. Ja mam bardzo prosty test, i jest on w toku. 1/ Czy Papież Franciszek coś będzie zmieniał przy „obrzędzie i materii Sakramentu Eucharystii”? 2/ Czy Papież Franciszek będzie coś zmieniał w przy obrzędzie Sakramentu Chrztu Świętego, w szczególności czy usunie z niego Egzorcyzm („Czy wyrzekacie się złego ducha etc. etc. …”). Wystarczy poczekać. Jeśli nie będzie „kombinowania przy Sakramentach” – to znaczy, że mamy do czynienia co najwyżej ze swoistymi „latynoamerykańskimi formami ekspresji” Jego Świątobliwości i nic groźnego się nie dzieje. Jeśli natomiast „kombinowanie” będzie, w szczególności jeśli z obrzędu Chrztu zniknie „Egzorcyzm” … no cóż …

  2. Znaczna część Tradycji poddaje pod wątpliwość święcenia biskupie Bergoglio. Niezależnie od tego, patriarchat greko-katolicki ekskomunikował biskupa Bergoglio za popieranie homoseksualizmu i całokształt. Zresztą i sam Bergoglio nie nazwał się nigdy papieżem, a jedynie biskupem Rzymu. Coś na kształt niby piotr, niby rzymianin. Odmówił zatem, w pierwszym wystąpieniu po elekcji, nałożenia mucetu i stuły papieskiej. Bardzo sobie cenię opinie p. Salwowskiego, ciekawym (pewnie nie tylko ja) Jego zdania w tej sprawie.

  3. @ Xall: Pan Salwowski jest prawnikiem, więc nic dziwnego że najwidoczniej zazwyczaj wychodzi od hipotezy do której nagina dobór materiału który ma jej dowodzić, stąd ciężko jest wywnioskować jakie przemyślenia go do niej doprowadziły, bo wywód jest już tylko dodatkiem. Natomiast mam do Pana prośbę o jakieś linki, bo napisał Pan bardzo ciekawe rzeczy, które dla mnie są zupełnie nowe – chodzi oczywiście o stanowisko grekokatolików i sprawę ważności święceń biskupich.

  4. @Xall && @ElDesmadre: „Ekskomunike” ogłosił nie Kościół Unicki (Katolicy obrządku greckiego), lecz tzw. „Prawowierny Kościół Greckokatolicki”, założony przez „patriarchę” Eliasza vel. Antonina Dohnala OSBMr, byłego czeskiego bazylianina, który nie mogąc się pogodzić z nowym egzarchą wraz z grupą mnichów bazyliańskich wyjechał na Słowację. Następnie na Ukrainę, gdzie osiadł w bazyliańskim klasztorze w Podhorcach. Stanął tam na czele ruchu ojców podhoreckich, który sprzeciwia się wszelkim reformom w Kościołach greckokatolickich. Wraz z pozostałymi eparchami z ruchu ojców podhoreckich założył Prawowierny Kościół Greckokatolicki i obłożył wraz z nimi imiennie klątwami kościelnymi wszystkich biskupów katolickich na świecie. 5 kwietnia 2011 roku został wybrany przez synod biskupów Prawowiernego Kościoła Greckokatolickiego na urząd patriarchy Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu na Ukrainie.

  5. Tzw. tradycja integralna ma jeden za to podstawowy kłopot. Ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Chce bowiem rozumieć chrześcijaństwo w ramach samej naturalnej religijności tj. jako (trudny aż do niewykonalności) ruch człowieka ku Bogu a nie jako ruch samego Boga ku człowiekowi. Bóg jest zawsze przedmiotem dążenia, wyrzeczenia, zachodu a nigdy spontanicznej przyjemności. Pobożność to tyle, co trudzenie się przy zachowaniu własnego życia tyle tylko, że wiecznego. Lęk przed światem jest zamieniony na lęk przed Bogiem, co było już problemem biblijnego Adana po grzechu. Następuje odwrócenie naturalnej relacji popędów przyjemności (vis concuscibilis) i użyteczności (vis irascibilis) ze wszystkimi tego psychicznymi konsekwencjami (przerost uczuć utylitarnych). W konsekwencji chrześcijaństwo to rodzaj moralizmu do kwadratu. O ile już Dekalog był trudny o tyle Ewangelia jest całkiem niewykonalna. Stąd tradycjonalizm chce powrotu chrześcijańskiej kultury ale nie uznaje chrześcijańskiego Ducha, który ją zbudował. Stąd jest pogańskie w zasadzie rozumienie sakramentów, ofiary, zbawienia (z prawa) itd. jako wysiłku człowieka wspieranego łaską (po pelagiańsku: najpierw natura potem łaska) a samego chrześcijaństwa jako kolejnej religii, tyle tylko, że z przymiotnikiem „prawdziwa”. Tradycjonaliście nigdy nie przyjdzie do głowy powiedzieć do Boga: „Tatusiu”, bo takie uczucia nie mieszczą się w popędzie użyteczności. Jest to nic innego jak odnowienie ewangelicznego sporu Pana Jezusa z faryzeuszami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *