Kobeszko: Po pogrzebie „Inki”

Przy okazji dzisiejszego (28.8) państwowego pogrzebu zamordowanych 70 lat temu przez komunistyczny aparat represji Danuty Śiedzikówny „Inki” oraz Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” wśród prawicowych dziennikarzy i publicystów można spotkać się z opiniami, że przez „ostatnie 27 lat szkalowano i pluto na nią i jej podobnych i dziś pewnie się nie obędzie, bo cyngle do wynajęcia ostrzą długopisy, już marzą o tym by napisać – to faszyzm” (cytat z FB jednego z najpopularniejszych publicystów).

Tego typu sądy niebezpiecznie zbliżają się do poetyki wypowiedzi Tomasza Lisa i Elizy Michalik, opartych na zasadzie „przywalić przeciwnikowi istniejącemu tylko w mojej wyobraźni”. Jeżeli stawiamy wniosek, że „Inka i jej podobni” byli przez ostatnie 27 lat szkalowani i opluwani, „a i dziś się pewnie nie obędzie”, warto byłoby go podeprzeć chociaż kilkoma dowodami i źródłami. Kto, gdzie i kiedy „pluł i szkalował”, na jakich łamach, na jakiej antenie, w jakich wydawnictwach…?

W najnowszym „papierowym” wydaniu weekendowym „Gazety Wyborczej” (27-28.08, nr 200) na stronie 3 w kolumnie krótkich notek informacyjnych pt. „Kraj w skrócie”, znajdziemy zwięzłą informację o gdańskim pogrzebie, zawierającą podstawowe informacje o zamordowaniu Danuty Śiedzikówny przez UB w 1946 roku, nieznanym przez lata miejscu jej pochówku, jego odnalezieniu przez śledczych IPN przed dwoma laty oraz o obecności na pogrzebie prezydenta i premier RP. Notkę opatrzono nadtytułem „Ofiary komunizmu”. Jak więc mniemam, to ma być właśnie „szczucie i plucie” na „Inkę”…

Przyjmuję do wiadomości, że wiedza o żołnierzach wyklętych rozwijała się w III RP powoli, a ich obecne uznanie jest zjawiskiem stosunkowo młodym. Zgadzam się, że pamięć o tych postaciach na samym początku odbudowywały małe i nie mające wielkiego wpływu na życie publiczne środowiska pasjonatów, a dopiero od kilku lat mamy do czynienia z prawdziwą modą na wyklętych. Trudno jednak z ręką na sercu i pragnąc zachować podstawowy obiektywizm powiedzieć, aby w mainstreamowych mediach przez ostatnie 27 lat ktoś rzeczywiście „pluł” lub „szkalował” postaci w rodzaju „Inki”. Raczej było tak, że na samym początku III RP mówiło się o nich wciąż niewiele, ale też nie istniał jeszcze cały aparat badawczy i śledczy IPN, a wiedza na temat przebijała się do społeczeństwa stopniowo i powoli. Dopiero w 2000 roku powstał o „Ince” pierwszy spektakl zrealizowany przez tarnowski „Teatr Nie Teraz”, później były kolejne przedsięwzięcia w rodzaju słynnego już przedstawienia Teatru TVP „Inka 1946” z 2007 roku, które sprawiły, że postać ta stała się coraz bardziej popularna i stała się bohaterką płyt i przedstawień, koszulek, internetowych memów i facebookowych awatarów.

Ciekawi mnie, kto wtedy w mediach pluł i szkalował „Inkę” lub wyklętych? Robiła to „GW”, a może „Krypol”, „Polityka”, „Obywatel”, „Przegląd Polityczny” i „ResPublica”, (stara lub „Nowa”)? Głosy, które można nazwać „szkalującymi”, jeżeli już pojawiały się po 1989 roku, to w sferach absolutnego marginesu politycznego lub medialnego, mogącego bez problemu być zaliczone do zjawiska internetowego trollingu. Nawet dość krytyczny wobec żołnierzy wyklętych lewicowy tygodnik „Przegląd” prowadził na ten temat dyskusję ze sporą dozą kultury i spokoju, unikając zazwyczaj personalnych odniesień, koncentrując się na rozważaniach o losie Polski zdradzonej przez sojuszników i jak się wydaje – ze zrozumieniem skomplikowanych i tragicznych polskich życiorysów po 1944 roku.

W niektórych przypadkach, jak np. w kwestii „Burego” lub „Łupaszki” siłą rzeczy dyskusje, kontrowersje, wątpliwości oraz surowe oceny pozostają w mocy z uwagi na ich relacje z Białorusinami, Litwinami i przedstawicielami innych mniejszości narodowych. Daleko tu jednak do plucia i szkalowania, obydwu stronom dyskusji potrzebna jest szczerość, otwartość i próba wsłuchania się we wrażliwość drugiego.

W dyskusji nad kwestią stosunku niektórych mediów do „Inki” lub wyklętych, niektórzy jako przykład takiego „plucia” powołują się na przykład pisarki Magdaleny Tulli i jej wywiadu pt. „Najgorsze rzeczy robią porządni ludzie”, opublikowanego w łódzkim dodatku „GW” 7 lutego 2014 roku (dostęp: http://lodz.wyborcza.pl/…/1,35153,15409550,Magda……). Rozmowa z pisarką dotyczyła polskich tradycji romantycznych i martyrologicznych (do których Tulli odnosi się bardzo sceptycznie) oraz rosnącej popularności Marszów Niepodległości i żołnierzy wyklętych wśród przedstawicieli młodego pokolenia. Sądy autorki „Włoskich szpilek” są oczywiście dyskusyjne i kontrowersyjne, ale moim zdaniem mieszczą się w granicach normalnych zasad debaty publicznej. W wywiadzie, Tulli sama nie wypowiada w ogóle imienia „Inki”, pada ono jedynie w dość prowokacyjnym pytaniu przeprowadzającego rozmowę Igora Rakowskiego-Kłosa, podkreślającego młody wiek „Inki” oraz fakt, że ginęła z okrzykiem sławiącym Polskę.

Tulli wówczas odpowiedziała: „Zdarza się czasem, że trzeba umrzeć, ale nie powinniśmy się tym niezdrowo podniecać. Podniecanie się tym, że zginęła z okrzykiem na ustach, ma w sobie coś dwuznacznego. Możemy się martwić, że została zamordowana, możemy współczuć, możemy szanować wybór, ale ekscytować się? Hitlerowscy zbrodniarze skazani na śmierć też ginęli z okrzykiem „Heil Hitler”. Zgadzam się, że ostatnie zdanie i porównanie było w całym kontekście wysoko nie na miejscu i nie powinno zostać użyte przez osobę o poważnej randze społecznej. Można jednak, kierując się zasadą dobrej woli domniemywać, że pisarce chodziło jedynie o lapidarne opisanie pewnego mechanizmu psychologicznego i społecznego, a nie o ocenę i zestawianie ze sobą faktów i zachowań historycznych.

Czy ta powyższa, zakończona niestosowną uwagą wypowiedź, przywołująca jednakże smutek z powodu brutalnego morderstwa, szanująca wybór żołnierki i namawiająca do współczucia to rzeczywiście „plucie i szczucie”? Cóż, gdyby wszyscy w taki sposób szczuli i pluli, żylibyśmy w społeczeństwie utopijnego spokoju. Później, prawicowe portale i media opisywały wypowiedź Tulli jako „zrównywanie Inki z Hitlerem” (prawy.pl). „z hitlerowskimi zbrodniarzami” (fronda.pl), „z nazistami” (wpolityce.pl), co mimo wszystko było sporym nadużyciem.

Zacznijmy się nawzajem traktować poważnie. Rozmawiajmy o faktach, podawajmy konkretne i udokumentowane przykłady potwierdzające nasze tezy. Unikajmy sensacyjnych i „masakrujących” przeciwnika sądów na portalach społecznościowych. Zakładajmy dobrą wolę interlokutora. Szanujmy jego osobistą godność i po herbertowsku, patrzmy na innych nie jako na obiekty do okładania pałką naszych jedynie słusznych sądów, ale jak na kogoś, kto wzbogaca nasze postrzeganie świata. Być może wówczas uwolnimy się od internetowych nawalanek proponowanych nam przez współczesne gwiazdy dziennikarstwa z różnych stron politycznych barykad, a pamięć uczestników tragicznych wydarzeń z przeszłości zostanie godnie i dojrzale uczczona przez całą naszą wspólnotę.

Łukasz Kobeszko

za: http://www.mysl-polska.pl

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *