Koniec pewnego mitu

Jesteśmy świadkami końca pewnego bardzo popularnego u nas mitu, wedle którego „niepodległa” Ukraina sprawi, że Rosja nigdy nie będzie mocarstwem, a jej „idea imperialna” legnie z gruzach. Tak twierdzą do dziś i chyba w to święcie wierzą wyznawcy teorii Jerzego Giedroycia.

Ba, ale w ten mit wierzyli także przeciwnicy polityki wygrywania przez Polskę Ukrainy przeciwko Rosji. Tak na przykład twierdził Roman Dmowski i w czasach, kiedy to głosił – miał rację. W 1920 roku Piłsudski zagrał kartą ukraińską przeciwko Rosji i przebudził potężne siły, sprawił, że biali zjednoczyli się z czerwonym i o mały włos nie doprowadzili do upadku dopiero co zmartwychwstałej Polski.

I oto dzisiaj możemy skonstatować, że teza o tym, że Rosja bez Ukrainy nie może być potężna i silna – okazuje się mitem właśnie. Od lutego 2014 roku Ukraina nie jest już „rosyjska”, jest „amerykańska”. I co się dzieje? Czy Rosja straciła swoje światowe znaczenie? Czy upadła gospodarczo i politycznie? Nic z tych rzeczy, jest wręcz przeciwnie – Rosja, broniąc się przed geopolitycznymi manewrami Waszyngtonu, zdobyła nowych sojuszników, nowe rynki zbytu, umocniła się wewnętrznie, politycznie i moralnie. Ukraina, a raczej masa upadłościowa jaka po niej została – nie jest jej do niczego potrzebna.

Rosja zorientowała się szybko, że głównym celem zamachu stanu w Kijowie nie jest obalenie Janukowycza, to tylko wstęp do wyrugowania jej wpływów z Krymu, łącznie z wyrzuceniem z Sewastopola Floty Czarnomorskiej. Reprezentant giedroyciowskiej sekty Kazimierz Wóycicki krzyczał w audycji radiowej na początku 2014 roku, że wyrwanie Krymu spod wpływów Rosji będzie „geopolitycznym przewrotem kopernikańskim”. Dlatego Moskwa zdecydowała się na tak szybkie działania – i cel osiągnęła – Krym bezboleśnie włączyła w swoje granice. Tak oto cały misterny plan Ameryki runął jak domek z kart. Rosja wcale nie chce przyłączania dalszych terenów np. Donbasu – nie jest to jej potrzebne, ale Donbas będzie latami kołkiem wbitym w ciało Ukrainy, tak jak miał nim być Krym, tyle że odwrotnie.

Wniosek jest jasny – jedynym przegranym tej gry jest sama Ukraina i jej mieszkańcy, a sprawcami jej nieszczęść, których końca nie widać – są jej „przyjaciele”, także ci z Polski, „mędrcy” od Giedroycia i Geremka.

Jan Engelgard

Myśl Polska, nr 31-32 (2-9.08.2015)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Koniec pewnego mitu”

  1. Nie ma sensu walczyć z upraszczającymi i anachronicznymi skrótami myślowymi. Co by jednak nie mówić, Rosja może być co najmniej ZAGROŻONA, jeśli na terytorium „amerykańskiej” Ukrainy umieszczono by np. tzw. tarczę antyrakietową. A to mianowicie z tego powodu, że rakiety używane przez tarczę, to końcowe człony rakiet balistycznych-miedzykontynentalnych, tyle, że uzbrojone w głowice odłamkowe. Przezbrojenie takiej rakiety w głębokopenetrującą głowicę jądrową, zdolną zwalczać rosyjskie bunkry-wyrzutnie, to kwestia ok. 30 minut. Rosji nie chodzi wiec o to, by Ukraina była rosyjska, lecz by nie stacjonowały na niej siły/środki stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla rosyjskiego interioru.

  2. „…Rosja wcale nie chce przyłączania dalszych terenów, np. Donbasu..”, „…Donbas będzie latami kołkiem wbitym w ciało Ukrainy…” – dokładnie tak, i Ukraina będzie od tego kołka ropieć i gnić, i nikt nie zaryzykuje umieszczenia na niej poważnego strategicznego uzbrojenia. Ważne jest „gnicie Ukrainy”, aby nie zainstalowano tam jankeskich rakiet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *