Koniec trasy?

Po co powstał RN?

Jak łatwo sprawdzić – o możliwości powstania formacji politycznej na bazie Marszu Niepodległości pisaliśmy na długo przed ogłoszeniem inicjatywy, firmowanej pierwotnie przez Przemysława Holochera i Roberta Winnickiego. Raz, że konspiracja wokół powstania przyszłego RN była tak głęboka, że o pomyśle tym nie słyszeli chyba tylko rycerze śpiący pod Giewontem, a dwa – że był to krok po prostu naturalny, niczym powołanie ROP po wyniku Olszewskiego w ’95, czy Platformy Obywatelskiej po sukcesie Olechowskiego w 2000 r. Tyle tylko, że tamte ugrupowania stworzono właśnie dla zdyskontowania uzyskanych rezultatów wyborczych, a Ruch Narodowy… No właśnie, po co powstał Ruch Narodowy – tego od samego początku nie byli pewni sami jego założyciele.

Pomimo tej, dość zasadniczej różnicy (czym innym bowiem jest 100 czy nawet 150 tysięcy maszerujących raz do roku luźnych sympatyków – a czym innym setki tysięcy faktycznie oddanych głosów), losy RN nieco jednak przypominają taktyczne zabawy we wczesnej PO. Jeśli bowiem pamiętamy genezę Ruchu – to łatwo stwierdzić, że za burtą ugrupowania znaleźli się jego pierwotni akuszerowie, tj. wspomniany już Przemysław Holocher oraz Ryszard Opara, bez którego funduszy i kontaktów maszerujący chłopcy utknęliby jeszcze na początku marszu. Z dawnych tenorów pozostał jedynie Winnicki, któremu jednak daleko do roli Donalda Tuska. Przeciwnie, jego pozycja w kierownictwie partii staje się coraz bardziej marginalna w stosunku do wysuniętych na plan pierwszy Artura Zawiszy, Krzysztofa Bosaka i Mariana Kowalskiego. To ten nowy tercet egzotyczny wziął zdaje się na siebie zadanie pogrzebania inicjatywy po paśmie dotychczasowych niepowodzeń wyborczych.

Przeciw politykierstwu

Z krytyką obecnego kierunku działania RN wystąpił aktualny kierownik generalny ONR, Aleksander Krejckant. W tekście pod celowym, a znamiennym tytułem „Naszym honorem jest wierność!”1 zarzucił on swym kolegom z kierownictwa Ruchu „wybujałe ambicje”, które doprowadziły to sytuacji, w której Ruch „utracił dynamizm, utracił świeżość”. Krejckant pisze: „Ruch Narodowy poszedł drogą ciągłego zbierania podpisów, występów w telewizji i populistycznych happeningów, pełnych pustych deklaracji. (…) Aktualnie partia RN, nie dysponuje ani zapleczem eksperckim, ani antysystemowym przekazem. Śmieszne sojusze z liberałami i ludźmi skompromitowanymi osadziły cały statek na ideowej mieliźnie. (…) Równolegle w partii RN już oficjalnie zaczyna triumfować ideowe warcholstwo. Umizgi do liberałów są z jednej strony obrzydliwe dla każdego nacjonalisty, a z drugiej świadczą o marnej wierności idei narodowej u tych, którzy je czynią”. Wreszcie pada zarzut najcięższy: „ZDRADA”, sprowadzająca się do oddawania spraw fundamentalnych za kilka jedynek na miejscach wyborczych, co zdaniem kierownika ONR jest ni mniej, ni więcej, tylko prostytucją.

W dyskusję, wywołaną wystąpieniem lidera środowiska bądź co bądź emblematycznego dla Ruchu – włączył się sam kandydat RN na prezydenta, Marian Kowalski, który nie widząc, że swym ofiarnym startem po prostu odwala brudną robotę dla Zawiszy i spółki, wyraźnie dał się ponieść emocjom, z wykrzyknikami w rodzaju „nigdy nie wybaczę…, uważam ich za zwykłych zdrajców i ludzi bez honoru…, moje obrzydzenie budzi…” – skierowanymi do kolegów, którzy zdecydowali się poprzeć innych pretendentów w wyborach prezydenckich. Nie jest bowiem tajemnicą, że spora grupa aktualnych i byłych ONR-owców i Wszechpolaków zaangażowała się w kampanię Grzegorza Brauna uznając, że ostatecznie mówi on to samo co Kowalski, tylko znacznie ostrzej i z jasnym wskazaniem wroga, nazwanego po imieniu, co kandydatowi amorficznego RN przez gardło przejść po prostu nie może.

Narodowy z nazwy

Problem z Ruchem polega bowiem od początku na tym, że jest on narodowy tylko z nazwy i może z instynktu sympatyków, natomiast z pewnością nie ze szczerych przekonań swych liderów, cokolwiek oni sami by na ten temat mówili. Zawisza to ultramontanin, który leżeniem krzyżem i szkaplerzem chce odpokutować grzeszne myśli, wyrywny charakter i wrodzoną pazerność; Bosak – produkt szkoły Giertycha, zgodnie z którą liczy się socjotechnika i wejście na niej do głównego nurtu polityki; Kowalski – przedziwny konglomerat sprzecznych „prawd” i poglądów, w którego głowie żadna nowa informacja nie kwestionuje prawdziwości pozyskanej wcześniej, naraz więc jest za Olszewskim i JKM, Lepperem i Wildsteinem, Kościołem Nowego Przymierza i Matką Boską, Dmowskim i Piłsudskim, a wszystko to wyrzuca z siebie pod dyktando dwóch poprzednich, szepczących „Marian, tylko nie przesadź! Marian, tylko nic o Żydach, bo nas do TV więcej nie zaproszą!”. Nic więc dziwnego, że np. niektórzy ONR-owcy pod taką czapą duszą się, czując wyjątkowo nie na miejscu i nie w swoim sosie, nie każdy bowiem ma takie zdolności adaptacyjne, jak jedyny w gronie ścisłego kierownictwa RN z grubsza przypominający endeka Robert Winnicki.

Wbrew pozorom problem nie dotyczy tylko taktyki i przyjętej frazeologii. Na tym samym portalu http://kierunki.info.pl na którym swe przemyślenia przedstawi Krejckant – z krytyką wmontowywania RN w plan budowy szerokiego frontu neo-liberalnego wystąpił Adam Seweryn, kierownik Sekcji Naukowo-Szkoleniowej ONR, zaznaczając, że „Obóz Narodowo-Radykalny jest przeciwny zarówno liberalizmowi, jak też socjalizmowi. Jednym z naszych najważniejszych celów na najbliższe lata jest stworzenie programu społeczno-gospodarczego inspirowanego myślą przedwojennego ONR-u i społeczną nauką Kościoła Katolickiego, a także wartościowymi elementami twórczości niezwiązanej ze środowiskiem narodowym”2. Chodzi więc o coś więcej, niż spór czy RN ma być klubem kolekcjonerów wlepek, maszerujących z okazji narodowych rocznic – co krytykują zwolennicy aktywności wyborczej, albo czy ma sprzedać swoje półtora procenta poparcia za powrót do Sejmu pojedynczych liderów – co potępiają ruchowi fundamentaliści.

Formacja czy elastyczność?

W RN znowu rozgorzał, a raczej nigdy w pełni nie wygasł stary kształt o charakter programowy organizacji, a więc czy ma być taką trochę młodszą, trochę bardziej krzykliwą centroprawicą (jak chcieliby obecni wodzowie, którym otwierałoby to drogę do niemal dowolnej koalicji wyborczej i sejmowej), czy też ma szukać odpowiedzi co to znaczy być ruchem narodowym, narodowym ośrodkiem polskiej myśli politycznej w drugiej dekadzie XXI wieku. Podstawowym i zasadniczym problemem, który zresztą spowodował, że od formacji odsunęło się wiele osób początkowo życzliwie obserwujących jej powstanie – jest fakt, że Ruchowi nie udało się połączyć dwóch ról tzn. zachować formacji endeckiej przy jednoczesnym elastycznym dopasowaniu się do wymogów współczesnej dynamiki politycznej.

Kryzys, jałowy bieg, w którym znalazł się obecnie RN – może dać asumpt do dwóch scenariuszy. Z jednej strony może skłonić kierowniczą trójkę bez sternika do jak najszybszego zwinięcia flagi i wkomponowania rozpadającej się partii w szerszy blok, np. z kuszącym takim rozwiązaniem Przemysławem Wiplerem. Z drugiej – reszta formacji, pozbawiona balastu wyborczego, może wrócić do swej ulubionej pracy formacyjnej, co jednak może grozić postępującą dekompozycją i ponową fragmentacją wciąż mało zżytego środowiska. Oba te warianty, występując łącznie – mogłyby w sumie cieszyć krytyków oczywistych słabości RN, który był wszystkim, tylko z pewnością nie formacją endecką i niepotrzebnie tylko zajmował (a raczej jeszcze zajmuje) całkiem ładną nazwę. W sumie jednak nie byłoby się z czego cieszyć, bo dla młodzieży entuzjastycznie zaangażowanej w Marsze, cieszącej się, że kol. Kowalski „znowu komuś dowalił” itp. – byłaby to lekcja niezasłużenie bolesna.

Z poprzedniej, związanej ze śmieszno-żałosną historyjką ujawnionych fejsbukowych ploteczek liderów – nie wyciągnęli oni żadnych pożytecznych wniosków. Czy inaczej będzie z obecnym, wewnętrznym, ale już przecież publicznym sporem – można wątpić znając osobowości zainteresowanych. Na razie jednak nie jest to koniec marszu – raczej, by zostać przy tej symbolice, zagonienie na most. Można z niego spaść, a można przebić. Wybór należy do RN.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Koniec trasy?”

  1. Tekst jak awsze analityczny niepotrzebnie potwierdza, że napisany jest przez działacza partyjnego, podobnie jak inni walczącego o przejęcie aktywu na zasadzie aktyw+aktyw i będzie masa. Pisżę o aktywie, bo zarówno Zawisza, jak i Krejckant mają tylko maszynki i aktyw, a nie mają wpływu na szersze kręgi. A więc Zmiana mogłaby coś dodać, ale nie spotęgować, do czego filuternie namawiam wszystkich na facebooku.

  2. Zapewne „życzliwie krytyka” na kilkanaście dni przed wyborami wypływa z troski i dobrych intencji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *