Konserwatyści polscy wobec insurekcji łamanej przez rewolucję

Konserwatyści w XIX wieku byli przeciwnikami polityki insurekcyjnej. Ta ostatnia cieszyła się popularnością w dwóch charakterystycznych grupach społecznych. Pierwszą z nich była szlachecka młodzież, zwykle dobrze wykształcona w duchu klasycznym, oczytana w polskich narodowych pisarzach i poetach, patriotyczna, ideowa. Grupę tę cechował absolutny idealizm, połączony z zupełnym brakiem znajomości rzeczywistego świata. Ci młodzi ludzie wierzyli, że decydujące znaczenie polityczne i militarne ma wola, duch, a przede wszystkim racja moralna. Wszelkie pakty, negocjacje z zaborcami traktowali jako przejaw zdrady narodowej i zaprzaństwa uważając, że prawdziwy Polak ma tylko dwie możliwości: albo wygrać albo umrzeć. Była to formuła polityczna wpisująca się w narrację i sposób oglądania świata przez Romantyzm, który akurat triumfował w świecie literackim. Dobre wykształcenie humanistyczne szlacheckiej młodzieży, połączone z jej naiwnością polityczną, czyniło ją wyjątkowo podatną na agitację rewolucyjną i powstańczą, która nie liczyła się z realiami.

Pośród polskiego ziemiaństwa można wyróżnić dwa stanowiska w kwestii powstańczej: starsze pokolenie było bardziej świadome odpowiedzialności za kraj, rodzinę i odziedziczone majątki. Z tego powodu opowiadało się za układami z caratem, a w latach 1815-30 do instytucji Królestwa Kongresowego podchodziło wręcz z entuzjazmem, ponieważ było świadome, że jakakolwiek forma oddzielnego bytu państwowego czy autonomii wynika wyłącznie z dobrej woli Moskwy. Po 1830 roku sprawę odzyskania niepodległości starsze pokolenie wiązało z ewentualną interwencją mocarstw zachodnich (co było iluzją). Młodszemu pokoleniu brak było tej politycznej bystrości i rwało się do walki, zwykle zresztą kosztem własnej klasy społecznej. Młodzi radykałowie chcieli kupić do powstania chłopstwo kosztem ziemi należącej do ich rodziców, a do walki rwali się pomimo represji, które spadały przede wszystkim na posiadaczy, gdyż grupę tę łatwo było karać za polskie powstania w postaci kontrybucji, podatków etc. Szlacheccy radykałowie walczyli więc o egalitarną polską republikę wbrew własnym interesom i kosztem własnych majątków. Nie dbali jednak o to, ponieważ byli nazbyt niedojrzali, aby zrozumieć meandry polityki. Musimy pamiętać, że decyzję o wywołaniu Powstania Styczniowego podjął student mający zaledwie 22 lata (Stefan Bobrowski)[1]!

Bardziej zrozumiały jest żywiołowy aplauz dla insurekcji ze strony ubogich przedmieść wielkich miast, szczególnie Warszawy, który zadecydował o sukcesie powstania w noc listopadową 1830 roku i rozkazie wycofania wojsk poza miasto. Uboga robotnicza i rzemieślnicza ludność z przedmieść jako żywo psychicznie i poglądami przypominała znakomicie opisane w literaturze pro-jakobińskie przedmieścia paryskie. Rewolucyjne nastawienie ludności z przedmieść jest łatwe do wyjaśnienia. Sankiuloterii nie grożą kontrybucje w razie nieudanego buntu; w sytuacji braku powszechnej służby wojskowej nie jest także pociągana do późniejszego udziału w walkach powstańczych. Czyli wydarzenia rewolucyjne i powstańcze dają jej szansę na objęcie władzy, krótką chwilę bezkarnej grabieży, karierę dla ludowych demagogów. Jako klasa sankiuloteria nie jest pociągana do odpowiedzialności. Może jedynie zyskać na powstaniu lub rewolucji, gdyż nie wiele ma do stracenia.

W sytuacji braku na ziemiach polskich XIX wieku wykształconych ideologii rewolucyjnych, takich jak anarchizm Bakunina i Proudhona czy marksizm (ten pojawia się dopiero pod koniec XIX wieku i eksploduje po raz pierwszy w czasie Rewolucji 1905 roku), rolę rewolucyjnych doktrynerów przyjmują romantyczni poeci. Piszą wielkie patriotyczne dzieła, pełne patosu i żywej nienawiści do rosyjskich władz, które są czytane po dzień dzisiejszy przez młodzież szkolną jako literatura obowiązkowa. Te patriotyczne traktaty pisane są zwykle na obczyźnie, pośród popowstaniowej emigracji. Atmosfera militarnej klęski, wyobcowania w zagranicznym otoczeniu, beznadziei tak dla sprawy narodowej, jak i osobistej (wielu z nich na obczyźnie żyło w nędzy) skłaniała do werbalnego radykalizmu. Wielu badaczy Romantyzmu twierdzi, że nurt ten jest rewolucyjny sam w sobie, ponieważ głosi prymat indywidualistycznego uczucia nad tradycyjnymi strukturami społecznymi, normami i obyczajami[2]. Polscy emigracyjni poeci tworzą rewolucyjno-insurekcyjną mieszankę skierowaną przeciwko całemu zastanemu porządkowi politycznemu, dodając tu wątki niepodległościowe, przez co sprawę rewolucyjnej walki z monarchią absolutną połączono z walką przeciwko monarchii rosyjskiej.

Niestety, wszystkie powstania – wywołane przez radykalną młodzież i ochoczo wsparte przez przedmieścia – zakończyły się klęską, prowadząc do kolejnych represji, utraty najpierw niepodległego bytu (1830), a potem z tak wielkim trudem wywalczonej, przez margrabiego Wielopolskiego, ograniczonej autonomii (1863). Klęska Powstania Listopadowego zaowocowała utratą własnego państwa,  konstytucji, rządu, armii, praw i sejmu; podobna klęska Powstania Styczniowego zniszczyła reformy szkolne i administracyjne, praktycznie prowadząc do włączenia Kongresówki do Rosji. Po każdym powstaniu polskość dramatycznie cofała się, tracąc wielkie połacie cywilizacyjnych wpływów na wschodzie (tzw. ziemie zabrane)[3]. Po nieudanym zrywie nie pojawiała się refleksja krytyczna, lecz kolejny raz rzucano hasło gloria victis i w realnej porażce militarnej usiłowano dostrzec przejaw polskiej moralnej wyższości.

Tak pojęty patriotyzm – w istocie skrajnie destruktywny dla narodu – stał w jaskrawej sprzeczności z poglądami konserwatystów. Konserwatywna mentalność polityczna wychodzi z zupełnie odmiennych źródeł niż romantyczna. Nie jest tutaj specjalnie istotne jak świat powinien wyglądać, lecz jak wygląda realnie. Konserwatyści nie lubują się w wielkich ideach i manifestach opisujących świat lepszy i sprawiedliwszy od zastanego, gdyż wiedzą, że ten zastany wynika z natury ludzkiej. Ta zaś zawsze była, jest i będzie taka sama, a więc wszelka idea melioryzacji rzeczywistości wymagałaby uprzedniej cudownej odmiany człowieka. Zasady tego politycznego realizmu dotyczą tak stosunków wewnętrznych (struktury społeczeństwa), jak i spraw międzynarodowych.

Z tej realistycznej koncepcji stosunków międzyludzkich i między narodami wynikała pesymistyczna ocena szans odzyskania niepodległości. Nie można było w tej sprawie liczyć na żadne szlachetne porywy serca czy to ze strony zaborców czy mocarstw zachodnich, ponieważ każde państwo kieruje się tylko i wyłącznie swoją raison d’être. Interesy państw zawsze były, są i będą takie same i to bez względu na ich monarchiczny lub demokratyczny charakter. Wiarę romantyków, że zdemokratyzowana Europa uzna polskie racje moralne uznawano za kompletnie naiwną. Żadne z państw zaborczych, nawet republikańskich i zdemokratyzowanych, nie odda ani piędzi polskiej ziemi z pobudek altruistycznych. Żadne z mocarstw zachodnich nie zaryzykuje śmierci swoich żołnierzy dla walki o restytucję niepodległej Polski. Państwa zaborcze lub zachodnie mogą podnieść sprawę polską tylko wtedy, gdy będą miały w tym swój interes i doprowadzą ją do szczęśliwego finału, jeśli przyniesie im to korzyść. Jeśli interesu takiego mieć nie będą, to nie można w tej kwestii liczyć na jakiekolwiek sentymenty. Póki co wszystkie trzy mocarstwa zaborcze są żywotnie zainteresowane utrzymaniem status quo, podczas gdy Anglia i Francja będąc w sporze z którymś z nich, zwykle są w sojuszu z którymś z pozostałych. Dlatego w Europie XIX stulecia nie ma znaczących sił gotowych do realnych działań w polskiej sprawie.

Konserwatyści niezwykle pesymistycznie patrzyli na szanse samodzielnego powstania, wywołanego bez wsparcia zewnętrznego. Wynikało to z dwóch realistycznych przesłanek:

         1/ siły zbrojne, które Polacy mogli przeciwstawić Rosji – głównemu zaborcy – były zbyt małe, aby realnie myśleć o wywalczeniu niepodległego bytu. Wynikało to z ogromnej różnicy potencjałów obydwu krajów, mimo że Rosja była zapóźniona i przy niej Kongresówka mogła uchodzić za nowoczesny i uprzemysłowiony region. Była to jednak epoka, gdy potencjał demograficzny miał znaczenie dominujące w prowadzeniu wojen.

         2/ Ewentualny sukces w wojnie z Rosją, acz nieprawdopodobny, wcale nie doprowadziłby do odzyskania niepodległości, ponieważ do rozwiązania tego nie dopuściłby Prusy, które przeprowadziłyby interwencję zbrojną, aby pomóc w stłumieniu polskiej rebelii, ewentualnie po to, aby przyłączyć nadgraniczne tereny Kongresówki do własnego państwa[4].

Skoro pokonanie zbrojne zaborców nie było możliwe, pozostawało jedynie ułożenie się z nimi. Chodziło tu szczególnie o Rosję, którą – nie bez przyczyny – uważano za głównego zaborcę. Warunki takiego porozumienia, jednostronnie podyktowane przez cara Aleksandra w 1815 roku, były dla Polaków znakomite: uznanie cara jako króla w zamian za własne państwo połączone unią realną, z oddzielnym rządem, sejmem i armią. Niestety, katastrofa l. 1830-31 doprowadziła do zagłady Kongresówki. Tracąc oddzielny byt polityczny i armię Polacy utracili najważniejsze atuty takiej umowy społecznej, acz nie utracili wszystkich. Okupacja Kongresówki nie była dla Rosjan korzystna, gdyż była bardzo kosztowna, wymagając stałego stacjonowania olbrzymich mas wojsk. Poza tym despotyczne metody rządzenia tą najbardziej cywilizowaną częścią imperium blokowały liberalne reformy całego państwa. Stąd zgoda moskiewskich elit na zawarcie kompromisu z Polakami w postaci ograniczonych reform Wielopolskiego (1861-62)[5]. Niestety, radykalna część polskiego społeczeństwa i tym razem udaremniła jakiekolwiek pakty, wywołując najpierw powstańczą ruchawkę („czerwoni”), a następnie wymuszając na bardziej umiarkowanych („biali”) udział w tym samobójczym przedsięwzięciu. Konserwatyści okresu Kongresówki i reform Wielopolskiego ponieśli klęskę, ponieważ nie mieli po swojej stronie społeczeństwa; gorzej, nie popierało ich nawet ziemiaństwo.

Adam Wielomski


Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Konserwatyści polscy wobec insurekcji łamanej przez rewolucję”

  1. „…Po każdym powstaniu polskość dramatycznie cofała się, tracąc wielkie połacie cywilizacyjnych wpływów na wschodzie (tzw. ziemie zabrane)[3]. …” – bardzo ciekawa uwaga. Co ciekawe, po 1795 roku obszar polskich wpływów na „ziemiach zabranych” (Smoleńszczyzna, bodajże Witebszczyzna etc.) regularnie się powiększał, gł. w wyniku działania polskich szkół (zdaje się, założonych jeszcze przez KEN). Dość powiedzieć, że ok. 1825-1830 roku ok 25% „Białorusinów” (proszę mi wybaczyć ten anachronizm) należało do polskiego obszaru językowego. W szczególności, praktycznie całe duchowieństwo prawosławne było polskojęzyczne albo polsko-i-ruskojęzyczne. Car tolerował sieć polskich szkół, bo po prostu one już istniały, i, po, prostu, były dobre. Co ciekawe, niekoniecznie wiązało się to z przejściem na katolicyzm: dopiero po upadku powstania styczniowego doszło do definitywnej polaryzacji Polacy-katolicy i Rusini-nie-katolicy. O czym to wszystko świadczy. Ano, o paru rzeczach: 1/ Polskość była atrakcyjna dla ludności ruskiej 2/ Polskość niosła cywilizację i była postrzegana jako atrakcyjna dla Imperium Rosyjskiego. 3/ Polskość nie była zwalczana, o ile nie wiązała się z działaniami na szkodę Imperium. A teraz najważniejsze: Bez polskiego państwa, ale w obecności polskiej kultury i oświaty, skuteczniej polonizowano „kresy wschodnie” (w ciągu 30 lat, liczba „polskojęzycznych wzrosła z 5-10 % do 25-30%). Ale „prawdziwi patrioci” nawet to potrafili zaprzepaścić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *