Krwawy koreański dramat miłosny rozpisany na pięć scen, czyli co naprawdę zdarzyło się na dworze Kim Dzong-una

SCENA 1

ROKU 1995 DNIA 15 CZERWCA

(Potężny Pałac Kŭmsusan, siedziba władcy Kim Dzong Illa. Przy pałacu obszerny dziedziniec, a za nim barwny ogród na którego równym trawniku spoczywa młody Kim Dzong Un. Leży on pod wielką śliwą, a towarzyszy mu wierny sługa Mao Tsin Bao, nazwany tak na część ulubionego bibliotekarza swego ojca, który zerka na młodego następcę tronu ukradkiem czyszcząc broń myśliwską)

DZONG UN

(zadumany)

Wielki świecie, kręcisz się bez końca, a ja marny cień twego słońca,

plączę się pośród pastwisk i zerkam na wielkie pola mego ojca,

(Dzong Un wygląda zza wysokiego ogrodzenia i obserwuje pola uprawne; widzi kobiety zaprzęgnięte do ciężkich pługów i starych rolników brodzących w błocie po kolana)

Gdzie nie spojrzę tam widzę dobrobyt wielki,

czyn mega ojca spełnion pod słońcem Wielkiej Korei,

Ja sam jednak samotne życie wiodę,

Jestem jak ta baba na polu, głodna i chłodna, ugięta od ryżu kiści,

sto we mnie uczuć, sto uwiędłych glonów liści,

(Mao strapiony widokiem zamyślonego Una odstawia złotą pepesze i siada naprzeciw niego)

MAO

Nad czym tak młody panicz rozmyśla?

DZONG UN

Samotność doskwiera drogi Mao,

Wielka smętność me synapsy wypełnia,

Tam na polu stara baba swych obowiązków dopełnia,

Opowiedz Mao wnet jedną z opowiastek swych,

Coś z chlebem, coś radosnego,

przerwij pasmo smutków mych,

MAO

Jaką opowieścią mam waszmościa uraczyć?

DZONG UN

(zerka mglistym wzrokiem na MAO, przegryza gałązkę szafranu, rzuca okiem na baby brodzące w błocie na polach)

Opowiedz mi Mao o wielkim Kim Ir Senie

MAO

Azali powiadam ci, że dnia 15 czwartego miesiąca roku kimowskiego 1912,

Na świat przyszedł generalissimus, którego blask przyćmił wodzów całego świata,

Z pól i drzew zerwały się ptaków miliony, jakoby oznajmić przybycie dziecka szczęścia,

Urodzon był on w rodzinie klasowo nienagannej: I matka i ojciec czynny udział walce,

Z Imperialnymi szumowinami brali,

Młody Kim walkę ze zbrodniarzami kapitalizmu już w wieku lat 6 rozpoczął,

Ku uciesze swych rodziców, wiernych komunistów,

Przysięgam na Kima, wodza wszechmogącego, wiernych komunistów,

Walczył z japońskimi zwyrodnialcami, organizował partyzantów, głodnym chłopom,

Raczył dać pierw bochem pszaśnego chleba, a następnie broń,

Wkrótce młody Kim stanął na czele Koreańskiej Armii Ludowo – Rewolucyjnej,

(Dzong Un unosi brew i szarpie nagle swą wypielęgnowaną dłonią spodnie MAO)

DZONG UN

Tej armii? Nie kłamiesz Mao?

Zaiste, nieprawdopodobne rzeczy powiadać raczysz,

Niezwykła odwagą wykazał się nasz Wódz…

MAO

(kładzie palec na ustach mlodzieńca)

Racz nie wątpić w powieśc moją,

Albowiem co mówię prawdą jest najwyższą i najracjonalniejszą,

Niech tak mi dopomoże nasz wódz Kim Dzong Il,

Powiadam ci młody Unie, iż jak Sen, nasz wódz,

Gwiazda na niebie Wielkiej Korei,

Miał lat zaledwie 4, to już wtedy,

Albowiem biegłość jego rozumu równych sobie nie miała,

Skacząc ze skały w pobliżu swego rodzinnego domu,

Wpadł na pomysł jak zdławić japoński żywioł,

I raz na zawsze uwolnić ojczyznę naszą

(Zafrasowany nieco młodzian, posępnym wzrok skierował ku ziemii)

DZONG UN

Ach, Mao, prawdę mówisz,

Nie śmiem bynajmniej zaprzeczać,

Proszę nie miej mi za złe młodzieńczych wybryków,

Widzisz oto ja zerkam za ogrodzenie i widzę,

I słyszę i czuje z serca całego jak wielki dobrobyt,

Raczył ofiarować nam nasz Dżucze,

Ale widzisz mój drogi Mao, marazm wielki mą duszę przygniata,

Nie jestem w stanie powstać, jestem jak żuk gnojny pod nawałnicą kału cuchnącego,

Tak mnie jestestwo dobija, marazm powiadam, nudność i bezczynność wielka,

Ja też chce Mao niszczyć imperializm w zarodku,

I rzucać się w przepaść z granitowych bloków skalnych,

Rozmyślając jak pokonać japońsko-amerykański kapitalizm złowieszczy,

Jak gąsienice od ich stalowych czołgów rozerwać w pył,

Jak miny na kijach japońskie złamać i rzucić w otchłań nieskończoną,

Ale tutaj ja przed tobą leżę, biernie, kolejne lata mego życia mijają,

Bezpowrotnie mijają, nie wiem co czynić, nie wiem jak działać,

Pragnienia wielkie, ale sił brak,

(młodzieniec wywrócił się na swój drugi bok, albowiem tuszy był soczystej, mimo, iż jeszcze pierwszy włos łonowy nie raczył zawitać na jego królewskim kroczu, to tłuszczyk wylewał się spod królewskiego surdutu i muskał zieloną trawę lubieżnie)

MAO

Młody Un roztacza wizje mroczne,

Raczy rozchmurzyć się, jak nie dla mnie,

To choć dla ojca swego i dla wielkiego Dżucze,

Powiadam porywczość normalną sprawa u młodych jest,

Szukasz wielkich przygód i wrażeń,

Czemuż nie szukasz daru najbardziej obfitego?

DZONG UN

O jaki darach raczysz wspominać Mao?

Czy o złotych karawanach pełnych krewetek,

Które Dżucze ofiarował wiosce nawiedzionej przez imperialną stonkę?

Czy o kontenerach pełynch darów dla powodzian,

Co w prowincji Mangyungbong ofiarował własnoręcznie?

MAO

Miłość drogi Unie, miłość,

Pozwól, że odważę się jeszcze jedną opowiastkę przytoczyć,

Króka ona będzie, ale z morałem niesamowitym,

Oto Wielkiego Dżucze żona, niezmiernie oddana,

Wybrała się raz nad rzekę i zerknęła na góry,

Piękny góry Wielkiej Korei, majestatyczne,

Wnoszące się ku niebu, ku gwiazdom, ku immanentnej transcendencji,

Zapragnęła młoda żona naszego Dżucze wybrać się na przechadzkę w góry,

I już miało jej czółenko spocząć na moście linowym,

Ale wtem przyszłą jej do głowy myśl ważna,

Albowiem pora dnia byłą to wczesna, ale wiedziała,

Iż jeszcze obiadu nie zdążyła ugotować,

Przed decyzją więc stanęła taką:

Czy wspiąć się na góry, piękne góry Wielkiej Korei i podziwiać bezmiar nieba swej ukochanej ojczyzny, czy ruszyć wnet do domostwa i sporządzić obiad dla swego ukochanego…

DZONG UNG

I jakąż to decyzje podjęła?

Powiedz natychmiast!

MAO

Nawet nie przyszło jej na myśl, aby męza porzucić,

O pustym brzuchu pozwolić mu rozważać o sprawach dla narodu ważnych?

Nigdy!

Zrozumiała, iż hańbą bezkresną okryła by swą osobę,

Gdyby zechciała kroczyć górami i oddawać się huciom i swawolom doczesnym,

Zamiast przyrządzić obiad dla swego ukochanego,

Danie, które pobudzi jego szlachetny umysł i ciało,

Pozwoli dzialać i trwać, ku chwale Wielkiej Korei

(Młody Un, zdziwiony nie lada historią powyższą, zatopił jeden ze swych pulchnych niczym paróweczka paluszków w kąciku ust i zdaje się wypełniać radością)

DZONG UN

Pod wrażeniem wielkim jestem jej oddania,

Wiele zła na świecie toczy się przez lubieżność płci przeciwnej,

Mao widzisz, straszliwe rzeczy propaganda imperialna pomuje w umysły niepomnych,

Oto na kanałach ich telewizyj horrendalne harce pokazywać raczą,

Roznegliżowane na plażach południowoamerykańskie niewolniczki w rytm Bailando,

Dziwni skandynawowie o lalkach „Barbie” śpiewać pragną,

To wszystko napawa mnie wstrętem niesamowitym,

Ale teraz jak słyszę jak wielką odwagą i oddaniem wykazała się żona naszego Dżuczę,

To me serce nadzieja wypełnia…

Teraz wiem, drogi Mao, czegóż w życiu szukać muszę

Wielka miłość, bezkresna miłość, mistyczna miłość, pragnę więcej, pragnę teraz

(Mao rzuca ostatni uśmiech w stronę młodzieńca i wraca do swych obowiązków. Dzong Un zaś zamyka swe królewskie oczęta i oddaje się drzemce, marząc o miłości wielkiej)

SCENA 2

ROKU 2001 DNIA 1 LIPCA

(Pyongyang. Ulice nie zbrukane ludzką obecnością, cudowne blokowce reprezentujące najprzedniejsze nurty brutalizmu wznoszą się dumnie nad asfaltowymi ścieżkami. 18-letni Dzong Un, odziany w garnitur wzorowany na tym, który nosil Terrence Trent D`Arby w teledysku „Wishing Well”, złotym łancuchem z wizerunkiem Dżucze wokół szyi i custom-made okularami Rayban, przybywa na występ Hyon Song-wol – znakomitej wokalistki)

DZONG UN

Powiadali wiele na wiecach partyjnych,

O bujnych trawach, o bogactwie rolników,

O nieskończonej sile naszej armii i wielkiej mocy ojca mego,

Wielki Dżucze świadkiem mi jednak, że niegodzien będę przejąć władzy,

Dopóty na swej drodze nie poznam niewiasty godnej,

Skromnej i płodnej, gotowej towarzyszyć mi do końca mych dni,

Gotowej walczyć ze mną o Koreę Wielką i Sprawiedliwą,

Dlatego dziś posłuchać przybyłem koncertu wokalistki utalentowanej,

Wszak i o niej na wiecach partyjnych rozpowiadano,

(Dzong Un zajmuje miejsce na honorowej loży, zarezerwowanej specjalnie dla jego osoby, zerknąwszy na salę zaskoczony jest, że pierwsze 10 rzędów wypełniają znajome twarze z posiedzeń KC)

Światła gasną, nad sceną powoli zaczyna unosić się czerwona kurtyna. Po kilku chwilach reflektor oświetła smukła sylwetkę koreańskiej śpiewaczki. Jej reczital porywa tłum, każdą uwerturę kwitują oklaski partyjnych dygnitarzy. Żadna ekstaza tłumu nie była jednak równie porywcza i nieprzewidywalna, co żar miłości rozpalony w trzewiach młodego Una. Pierwsze zwrotki śpiewaczki uderzyły go niczym strzała kupidyna; wyciągnąwszy się na swym pozłacanym krześle, poprędce wyciągnął ze swej aksamitnej kieszeni garnituru a`la Terrence Trent D`Arby złote binokle i przytknął je czym prędzej do oczu. Na scenie wyglądała niczym srebrzysty łosoś rzucony na lśniące skały, światło wokół niej niczym spienione wody Bałtyku, kaszmirowa suknia udekorowana milionem cekinów dodawała jej mikrej figurze blasku tysiąca słońc – wielkich słońc, koreańskich słońc, czerwonych, bezkresnych. Kolejne zwrotki bombardowały serce i jaźń młodego spadkobiercy tronu; myśli poczęły kłębić się w jego głowie, zbereźne i sprośne niczym teledyski jego ulubionego wykonawcy znaleźionego na imperialnej satelicie – DJ`a Bobo. Zacisnął pięść i schował binokle, oparł się na krześle i odetchnął ciężko, jakoby dając upust gorącej parze wytworzonej w jego rozpalonym sercu.

(Dzong Un zwraca się do sekretarza Dzing Pai Tunga)

DZONG UN

Powiedz mi, o sekretarzu,

Kim jest ów niewiasta, o głosie leśnej gołębicy,

Wdziękach godnych syreny z najgłębszych wód Atlantyku?

DZING

To Hyon Song-wol, najjaśniejszy panie,

Najwybitniejsza wokalistka koreańskiej ziemii,

Legendy kaznodziejów Pyongyaskich powiadają,

Że jej ojciec walczył u boku Dżucze podczas słynnej wojny ze spekulantami….

DZONG UN

Nie może być,Wszak wojna krwawa była,

zaiste tragiczne rzezie miejsce miały,

Imperialne rzezie, kapitaliści przelewali krew niewinnych,

Ich bezeceństwa końca nie miały,

Zwierzęta parszywe, blade lica kobiet naszych strach oblewał na sam ich widok,

DZING

I w tych starciach straszliwych z barbażyństwem wielkim,

Jej ojczym, ramie w ramię z Wielkim Dżucze,

Mieczem i Ogniem wojował, wielkim męstwem się wykazał,

Powiadają w kazamatach Komitetu Centralnego,

Że po jednej z bitew z kułactwem zamorskim,

Ojciec Hyon ściął jedną z miliarda złotych głów kapitalistycznej hydry,

I cisnął nią do wulkanu, spluwając na plugastwo,

Następnego dnia, na wieczerzy u rybaków wdzięcznych za ocalenie nadmorskiej wioski,

Gospodarz był tak wdzięczny dzielnemu pogromy kapitalistycznych hydr,

Iż obdarował go skarbem dla siebie najwartościowszym – ręką swej córy,

Pobrali się nazajutrz i wyruszyli konno do Pyongyang,

Po 7 dniach i 7 nocach podróży przybyli do miasta,

I otrzymawszy błogosławieństwa od Dżucze,

Ratyfikowali swój związek na spotkaniu KC,

9 miesięcy później poczęta zostałą Hyon,

Dziecie od najmłodszych lat talentami wielakimi popisywać się miało,

Żaden jednak z talentów tak jaskrawy nie był,

Jak głos anielski, niczym gołębicy, jak najjaśniejszy pan raczył zauważyć,

DZONG UN

Niech gotów jesteś pojąć, drogi sekretarzu,

Jakiś ucisk między żebrami ujarzmił mnie podczas jej występu,

Czułem jakby stado bawołów przetoczyło się przez me aorty,

Jakby tysiące żołnierzy Wielkiej Armii Ludowo – Rewolucyjnej,

Przemarsz zorganizowało wewnąrz mego serca,

Pragnę poznać niewiastę o głosie szlachetnej gołębicy,

Nie spocznę, póki jej ręki nie ujmę w swe dłonie

Nie spocznę, póki chociaż dane mi będzie musnąć swymi ustami, (a mięsiste to usta, powiadam)

Dłoni jej

(sekretarz poprawił swój garnitur, rozejrzał się wokół siebie i odkaszlnął)

DZING

Powiadam, najjaśniejszy panie,

Iż o wielkie przysługi prosisz,

Nie godzien byłby jednak swego stanowiska w partii,

Gdyby odmówił pomocy w tej sprawie,

Widząc pot ściekający po królewskim policzku,

Nie śmiem myśleć, że to przez ostry sos Vifon spożyty rano z porcją tłustych frytek,

Szczególnie słysząc te dramatyczne wyznanie z boskich ust waszych,

Pomogę wnet, zaaranżuje spotkanie,

Racz jednak wziąć pod uwagę mocium panie,

Iż papiery muszą się zgadzać

DZONG UN

(wywraca oczy zażenowany, jakoby przewidując słowa rozmówcy)

Gdzie podpis swój złożyć mam?

DZING

Dostawa kartofli do prowincji Pang-Dang natychmiast potrzebna,

Straż graniczna głodem przymiera,

A godność munduru powstrzymuje ich przed zatopieniem dłoni w stawach i strumykach,

Choć gotów jestem poświadczyć, iż obfitość ryb w nich nieziemska

DZONG UN

Spełnię życzenie twoje,

Niech kartofle toczą się na furmanach do prowincji, którą wskażesz,

Jeśli jednak nie zorganizujesz mi spotkania z aniołem o gołębim głosie,

Przysięgam na ojca swego i dziada wielkiego, iż każe rozstrzelać,

A rodzinie oznajmie, żeś do obozu pracy na ruskich stepach wysłan,

(sekretarz przełyka ślinę i wyciąga dłoń)

DZING

Niech Wielki Dżucze mi świadkiem,

Zaufania rodziny Kimów nigdy nie nadwyrężę,

Przybądź młody Unie dnia jutrzejszego.

Gdy kogut zapieje 10 razy,

Na plac w Pyongyang,

Pod pomnik dziadka swego, Wielkiego Dżucze

SCENA 3

ROKU 2001 DNIA 2 LIPCA

(Na placu w Pyongyang spotykają się Dzong Un i sekretarz Dzing)

DZONG UN

Nie jestem w stanie opisać,

Jakież katusze cierpiałem podczas snu,

Oto, po spożyciu obfitej kolacji,

W której skład wchodziła wielość sosów i mięs,

Spokoju snu zaznać nie mogłem,

Z jednej strony targany przez wzdęcia piekielne,

Niestrawności i zgagi, na które najprzedniejsze proszki imperialne pomagać nie zdołały,

Z drugiej przez pragnienie miłości nieposkromione,

Obraz anioła o gołębim głosie pojawiał się i znikał,

Niczym umykający zając na pastwisku,

Chwycić w garść i zachować w sercu pragnąłem z całych sił,

Ale siły nieczyste miotały me ciało i szarpały me duszę,

Prowadz najprędzej do Hyon Song-wol

Chwili nie wytrzymie…

DZING

Stresować się waszmość nie musi,

Dokonał wszelkich starań,

Aby spotkanie odbyć się mogło,

(Dzong Un i Dzing wsiadają do Czarnej Wołgi. Auto rusza z placu i przemyka opustoszałymi ulicami Pyongyangu „mój kraj, taki piękny” wzdycha w myślach młody spadkobierca tronu. Po chwili jazdy pojazd dociera pod szary szary blok z wielkiej płyty. Na 7 piętrze, z 7 okna wystają dwie doniczki bukszpanu. Dzong Una wzrok, niczym prowadzony dłonią boskiego Kima w czerwonych przestworzach, wiedziony jest w stronę doniczek)

DZONG UN

(zapatrzony w doniczki z bukszpanem)

Czy już jesteśmy na miejscu, drogi sekretarzu?

Żar w mym sercu niczym tłoki dieslowskiego silnika koreańskiego traktoru,

Niepowstrzymany, silny, mocny, czerwony, nieokiełznany,

Prowadź prędko do kobiety mych snów

(sekretarz prowadzi pod drzwi mieszkania Hyon. O dziwo to te same, którego okna udekorowane są w przepiękne bukszpany)

DZING

Za tymi drzwiami poznasz kobietę swych snów,

Najjaśniejszy panie, twa mądrość wieczna,

Nie godzien jestem pouczać,

Miej jednak rozum królewskiego członka,

Kobieta każdy jest niczym jabłko najsmaczniejsze,

Ale nawet je może toczyć glizda przebrzydła,

Skore do zdrad i intryg są to istoty,

Miej się na baczności młody Unie

(Dzong Un, lekko poirytowany, marszczy brew i zerka posępnie na sekretarza)

DZONG UN

Pouczeń od waszmości przyjmować nie muszę,

Straszliwe alegorie raczysz serwować,

Bój się Dżucze porównywać tę gołębicę lśniąca do jabłka zgniłego,

Pamiętam za młodu, gdy wylegiwałem się na trawnikach mego ojcowskiego sadu,

I depresja wielka przygnitała me ciało,

I żadna porcja pączków z polewą ani wołowiny w sosie,

Zdolna była ujarzmić ciemną energię wiercącą dziurę w mej duszy,

Oto ja wtedy pragnął podbijać góry i toczyć boje,

Jak mój ojciec i jak Wielki Dżucze,

Zerkając jednak poza ogrodu mury,

Tak daleko jak sięgały oczy me,

Tak daleko widziałem dobrobyt niezmierny, bogactwo,

Kobiety, dzieci i chłopi obfitość warzyw posiadający,

Nowoczesne maszyny rolnicze,

Stłamszone kułactwo,

Nikczemna burżuazja po kątach schowana,

Wystraszona, mizerna, splugawiona przez lata swych przestępstw,

Prosty chłop i robotnik na piedestał wywyższon,

Wszystko piękne, wszystko dobre, wszystko syte,

I jakież wojny pozostało mi toczyć?

Przeciw czemu?

Przeciw komu?

Rad więc byłem, gdy mój wierny sługa Mao,

Uraczył mnie opowieścią o miłości gorętszej niż islandzkie gejzery,

Ja zapragnąłem sam takiej szukać,

I przemierzyłem stepy szerokie Korei Wielkiej,

I pokonałem niejedną górę, niesiony w lektyce przez 6 rosłych chłopów,

I odwiedzałem wioski i miasta mlekiem i miodem Wielkiej Korei płynące,

Aż wreszcie usłyszałem anielicę o gołębim głosie,

Wrzeszcie poczułem żar rozrywający me żyły,

Tym razem nie wysoki cholesterol,

Nie miażdżyca i chora tarczyca,

A miłość gorąca rozpaliła me trzewia

SCENA 4

(Dzong Un wkracza do mieszkania Hyon. Młoda wokalistka spoczywa na tapczanie, na stole stoją dwie filiżanki i imbryk z unoszącą się z niego parą)

(nieco nerwowy, nieśmiały)

DZONG UN

Witajcie towarzyszko,

(przełknąwszy ślinę oczekuje odpowiedzi)

HYON

(staje na baczność i zerka prosto w oczy Una)

Witaj najjaśniejszy panie,

DZONG UN

(zajmuje miejsce na tapczenie, Hyon siada obok niego)

Wczorajszego wieczora cię ujrzałem,

Twój śpiew…

(odwraca na chwile głowę po czym nagle zerka głęboko w oczy Hyon)

Twój głos był niczym trąby rozrywające mury Jerycha,

Niczym skowyt tysiąca stad dzikich wilków,

Niczym ryk morświna w zatoce puckiej,

Żadne porównania nie oddadzą tego,

Jak wielki żar w mym sercu powstał, słysząc i czując kolejne zwrotki,

(nie zauważywszy tego, chwyta dłoń delikatną dłoń Hyon)

Zerkając z wysoka nie mogłem uwierzyć,

Jakimi wdziękami Wielka Korea cię obdarzyła,

Dzięrżąc dłoń twą dotykam skóry twej,

Aksamitnej niczym pancerz na czołgu P’okp’ung-ho

(Hyon zmieszana wyrywa dłoń z uścisku Una i zrywa się z tapczanu. Staje przy oknie)

HYON

Najjaśniejszy…

DZONG UN

Nazywaj mnie Un,

Pomińmy te szaradę..

HYON

Każdego razu, gdy śpiewam na wielkiej scenie Pyongyańskiej opery,

Nie zrozum mnie źle,

Ale gdy zerkam na widownię,

I widzę te same twarze,

I tych samych dygnitarzy,

I tych samych jegomości,

Serce me smutek wypełnia,

Oj proszę, nie zrozum mnie źle,

Czuję się niczym papużka w złotej klatce,

Ćwierkam swemu panu,

Widownia ta sama,

Dramatyczność mego losu,

Zwierzam się niepotrzebnie…

(Hyon zatapia swą twarz między dłońmi i poczyna szlochać)

Zdradzam Wielką Korę pomstując na swój los,

Niegodne to wokalistki,

Wszak wypełniam swą powinność

DZONG UN

(zrywa się stanowczno, choć niezgrabne, z racji tuszy, z tapczanu)

Krew w twym sercu gotuje ten sam ogień,

Który niegdyś podpalał żar mej duszy,

Nie bój się o aniele,

Obawiasz się luf karabinów zwróconych w twe kredowe lica?

Nie musisz, albowiem rozumiem dobrze ból cię trapiący,

Oto ja sam często uwięziony się czuje niczym w kole tajemniczym,

Mogłem być kimś,

Będę niczym…

(Dzong Un delikatnie układa dłonie na ramionach Hyon)

DZONG UN

Wielka Korea mocarna,

Wielka Korea bogata,

Nic tu po wielkich wodzach gotowych ucinać głowy kapitalistycznym hydrom

(Hyon, wyraźnie pobudzona nawiązaniem do bohaterskich czynów jej ojca, odwraca nieznacznie głowę w stronę Una)

HYON

Złoto, dobrobyt,

Tego u nas ci w brud,

Nie śmiałabym zaprzeczać,

Jednak, drogi Unie, Nie tylko chlebem człowiek żyje,

Hulaj dusza, piekła nie ma – tako rzekł wielki przyjaciel Korei z ziemi w cebulę obfitującą,

Serce szalone, dusza rozpasana,

Wielkie marzenia, niespełnione pragnienia,

Kabanosy i szynki lśnią na półkach koreańskich społemów,

Ale cóż za świat poza murami?

Cóż poza złotą klatką?

Ciekawość dobija się do drzwi…

DZONG UN

(obejmuje dłońmi biodra Hyon i wskazuje palcem na panoramę Pyongyangu za oknem. Hyon podąża za wodzowskim palcem)

Za czasów mego dziada ściernisko, nicość, pchła pożerała pchłę,

Teraz Cudowne brutalistyczne struktury powstały tutaj,

Bogactwo, obfitość nieznana żadnym ludom,

Po cóż ktoś miałby opuszczać krainę wolną od imperialistycznych knowań?

Po cóż uciekać od szcześcia?

Wielokrotnie zadawano mi te same pytania,

Wielokrotnie baczyłem na mądre słowa komisarzy i sekretarzy,

Jednak hulaj dusza, piekła nie ma,

Serce, jak mówisz, szalone, a dusza niczym dzika świnia biegnąca pośród krzewów,

Świat poza krajem Dżucze i mego ojca to świat srogi,

Surowy, niesprawiedliwy, pozbawiony czci,

Gdzie człowieka mają za nic, a nicość mają za wzór,

Nihilizm im przyświeca i samodestrukcyjne hucie,

Ale masz rację…

Ciekawość dobija się do drzwi,

Ciekawość dobija się do okien

HYON

Ale przecież kraj nasz taki cudowny,

System kartkowy działą znakomicie,

Krew całego świata toczy burżuazja

DZONG UN

Masz rację, reglamentacja chleba,

A także dóbr spożywczych potrzeby pierwszej,

Przebiega w mym… znaczy naszym państwie bez problemów jakichkolwiek,

Dostatek wędlin na półkach sklepowych,

I każde mieszkanie przydział na meble otrzymuje,

I żaden rolnik, chłop, robotnik czy dygnitarz sam zostawiony nie jest,

HYON

Cóż mamy więc począć?

Nasze dusze i ciała skazane na niełaskę,

Ślepa ciekawość poprowadzi nas na manowce…

Tak jednak pragnę bardzo zobaczyć świat poza Wielką Koreą,

Srogość, surowość, niesprawiedliwośc,

Dzikie rządzę, chciwość,

To takie ludzkie,

Zepsute, ale ludzkie

(Obydwoje zerkaja sobie w oczy, długi pocałunek. Dzong Un podekscytowany)

DZONG UN

Któż nas powstrzymać może?

Niech dzieje się wola boska,

niech zniknie wszelka troska!

Gdym był młodym jeszcze Kimem,

Korea błyszczała blaskiem tysiąca słońc i miliona księżycy,

Jednak już wtedy dusza ma pragnęła więcej,

Tron po ojcu odziedziczę,

Wtedy nastanie czas obowiązków,

Ale teraz młodości tracić nie mogę,

Pragnę zwiedzać, pragnę czuć,

Pragnę snuć wielkie wizje i marzyć,

Pragnę opalać się na plażach zepsutego liberalizmem Miami,

Pragnę spijać rum z orzechów kokosowych na Tahiti,

Pragnę wylegiwać się z tobą na polach elizejskich,

Pragnę…

HYON

(w jej oczach pojawia się błysk, jej lica czerwienieją)

I odwiedzić Disneyland!

DZONG UN

Twe pragnienie mym rozkazem!

HYON

I zobaczyć operę na australijskiej prowincji Sydnej!

DZONG UN

I pożerać kurczaka z papierowych kubłów!

HYON

I lecieć ponad górami,

I muskać chmury,

I zerkać daleko, daleko, daleko poza horyzont…

Tak rozpoczęło się największe Love Story w historii półwyspu koreańskiego. Dwoje szalonych młodych ludzi, splecionych w miłosnym uścisku, postanowiło poddać się ognistemu uczuciu. Młody Dzong Un, nie skąpiąc dolarów z ojcowskiego skarbca, postanowił wyruszyć z wybranką swego serca w podróż dookoła świata. Z pokładu prywatnego odrzutowca marki Gulfstream para zakochanych mogła podziwiać zachód słońca nad Los Angeles i blask złotych kopuł Kremla. Kolejne miejsca wycieczek wyznaczali jeżdżąc palcem po drewnianym globusie – Dzong Un, fan starych książek przygodowych, nalegał na tę metodę nawigacji – odwiedzali najdroższe hotele i stołowali się w najwykwintniejszych restauracjach. Żar miłości działał jak opium; karmili się truskawkami maczanymi w bitej śmietanie na plażach Ibizy; jeździli oklep na czystej krwi arabskich rumakach po plażach Dubaju; wciągali kokainę ze Stevenem Tylerem backstage na koncercie Aerosmith w Montrealu; zjeżdżali na nartach w Alpach, w hotelu wylegując się nago na skórze z niedźwiedzia i popijając rum przynoszony przez specjalnie wytresowanego bernardyna; klaskali w pierwszym rzędzie podczas występu Chóru Aleksandrowa; ściskali ręce liberyjskich pastorów, którzy przed nawróceniem brali udział w wojnach i nosili tak zacne przydomki jak „General Butt-Naked” albo „General Bin Laden”; ugniatali swymi stopami winogrona na francuskich prowincjach; przemierzali amerykańskie bezdroża posrebrzanym hummerem; ścigali się w gokartach na Nurburgringu i wreszcie napawali się swoją obecnością każdego dnia, zasypiając razem i budząc się zwróceni twarzami do siebie – wielka miłość pulchnego Kim Dzong Una i anielskiej gołębicy Hyon Song-wol.

30 rozkosznych dni i 30 rozkosznych nocy trwały swawole pary zakochanych. Nie dane jednak bylo im napawać się wzajemnym szczęściem wiecznie. Albowiem gdy wrócili do Wielkiej Korei czekał na nich ojciec Dzong Una. Oznajmił on swemu pierworodnemu, że przekazać władzy mu nie będzie mógł, jeśli syn odpowiedniej edukacji nie zdobędzie. Oświadczył mu, iż wykształcenie zagwarantuje mu elitarna szwajcarska szkoła. Jęczał i błagał młody Dzong Un, nie chciał porzucić miłości swego życia, ale Kim Dzong Il nie zwracał uwagi na błagania syna. Nadszedł czas gorzkiego rozstania. „Zakochane dzieciaczki” jak pieszczotliwie nazywał ich ojciec Una, musiały odstawić swe żarliwe uczucie na półkę. Młoda Hyon wróciła do pracy w operze, a Kim Dzong Un, mężczyzna, który ujarzmił jej zwierzęcą ciekawość, udał się do małego miasteczka pod Bernem, gdzie przez kolejne lata uczył się języków.

Pisali do siebie listy, Hyon na każdej kartce papieru pozostawiała swój całus, Dzong Un nie szczędził swych mięsistych ust także. Jednakże kwiat bez wody usycha. Ich miłość była mistyczną drogą dwóch osób dających upust swej ciekawości; żarliwe uczucie stanowiło węzeł gordyjski, który spajał kochanków i umożliwiał im wspólnie zerkać daleko poza horyzont; zmierzając w prostej linii ku wieczności, ku transcendencji. Zerwanie tej bliskiej więzi było tragiczne w skutkach. Wkrótce listy stawały się coraz rzadsze, aż wreszcie obydwoje zaprzestali pisania.

Los podyktował ich życiu innych scenariusz. Kim Dzong Un objął władzę po swym zmarłym ojcu. Ożenił się z Ri Sŏl Ju, która wkrótce zaszła w ciążę. Być może jednak już nigdy drogi życia Dzong Una i Hyon by się nie skrzyżowały, gdyby nie jeden niefrasobliwy incydent który na nowo rozpalił żar w trzewiach młodego wodza i żar ów zawładnął po raz kolejny jego ciałem, rozumem i duszą.

SCENA 5

ROKU 2013 DNIA 25 SIERPNIA

(Do gabinetu wodza Kim Dzong Una wkracza sekretarz Dzing. W dłoniach dzierży reklamówkę pełną kaset VHS)

DZING

Najjaśniejszy wodzu, gwiazdo polarna Korei,

Czy mogę prosić wasza majestatyczność o chwilę uwagi?

(Dzong Un wykonuje niechętny ruch dłoni dając sekretarzowi do zrozumienia, że zamienia się w słuch)

DZING

Przykro mi oznajmić to waszej najobfitości,

Ale zdaje się, że artyści Wielkiej Korei dokonali zbrodni straszliwej,

Me słowa nie są w stanie opisać, jakich bezeceństw się dopuścili

Wódz pozwoli, że pokaże nagrania z taśm, które dzierżę w tej reklamówce,

Darowanej mi jako prezent z okazji 10-lecia w strukturach KC

(Obejrzywszy skandaliczne nagrania Kim Dzong Un ociera pot z czoła)

DZONG UN

Szkarłatny szatan podkusił tę diablicę!

Miałeś rację, drogi Dzing,

Każda kobieta jest niczym czerwone jabłko toczone przez obrzydliwą glizdę,

Zaufałem żmiji, dałem się ponieść sercu,

Ogień w sercu przetoczył żyłami narkotyk beznadziejny,

Ciekawość, demoniczna, nie znająca granic,

A wszystko pod pozorem smukłej anielicy o gołębim głosie,

Zarzekam się na grób mego ojca,

Nie dam się zwieść już nigdy!

DZING

Wasza majestatyczność, proszę się frasować zbytnio,

Rozum rozpłynął się w oparach miłosnego ognia,

Niczym szary papier z przydziału rzucony do pieca kaflowego,

Mądrość waszego ojca jednak, odwiodła młodego od błędów dalszych,

Teraz dzierży władzę Wielkiej Korei,

Odpowiedzialność na barkach spoczywa wielka,

DZONG UN

(wstaje z fotela i wygania sekretarza. Oddaje się kontemplacji pożerając łapczywie całą paczkę żelków Haribo. W jego oczach pojawia się łza)

Zgubne były me pragnienia!

Miłość była wielka,

Szaleństwo ze wszechmiar cielesne, ale uczucie gorące,

Bijące od wewnątrz, niesamowicie gorące,

Cóż jednak z tego,

Latarnia na nieboskłonie mej młodości oddała się nierządowi strasznemu,

Oto tarza się po flanelowej pościeli ze spoconym trębaczem,

Pamiętam, jak jeszcze za życia ojca klaskaliśmy na ich koncertach,

A teraz miłość mego życia tapla się we własnych płynach ustrojowych,

Oddaje się huciom w pościeli nabytej na przydział za śpiewanie,

Była ciekawa, a ciekawość zgubna bywa,

Życie ostre niczym brzytwa Okchama,

Najprostsze przewidywania okazały się prawdziwe,

Pamiętam jak przez mgłę,

Gdy jeszcze za młodu raczyłem się teledyskami kapitalistycznych marionetek,

Był ci wtedy wykonawca czarnoskóry, co śpiewał o zdradzie,

Me serce złamała diablica cudowna,

(You lied to me…)

Jej skóra delikatniejsza niż najlepsze jedwabie,

Serce młodego Kima wypełnione żarem przerażającym,

Dał się zwieść, dał się oszukać,

(All those times I said that I loved you, You lied to me…)

Miłość ma była najszczersza z najszczerszych

Najprawdziwsza z najprawdziwszych,

Gotów był skoczyć w przepaść,

Za niewiastą o głosie anielskim,

(Cause she said she’d never turn on me,You lied to me…)

Młody był i głupi,

Całe szczęście mądrość ojca odwiodła go od dalszej zguby,

Gdy zerkam w otchłań czuje, że otchłań zerka na mnie!

Powstałem niczym feniks z popiołów

(You know that I’ll be back…)

Zdobyłem żonę wierną i sprawiedliwą,

Wydałem kolejnego potomka królewskiego rodu!

Drżyj szmacisko przeklęte!

Jak szlochała w mych ramionach,

Ciekawość diabelska w niej była tak silna,

Tak wielki był jej strach przed lufą karabinu!

(Return of the mack…)

Pokaże jej co znaczy prawdziwy strach!

(Kim Dzong Un wzywa sekretarza Dzinga spowrotem)

DZING

Wasza majestatyczność,

Cóż mamy czynić?

(Młody wódz wyrzuca do kosza folię po swoich ulubionych żelkach, cmoka lekko ustami i pręży się opierając swą obfitą tuszę o hebanowe biurko)

DZONG UN

Rozstrzelać!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Krwawy koreański dramat miłosny rozpisany na pięć scen, czyli co naprawdę zdarzyło się na dworze Kim Dzong-una”

  1. Kategoria „przestępstw przeciwko obyczajowości” może sobie być tylko karanie ich śmiercią uważam za grubą przesadę. Może oprócz gwałtu i pedofilii jeśli wrzucimy te przestępstwa do takiej kategorii. Odpowiedzialność zbiorowa jest z kolei ideą z gruntu chorą. Nie odpowiadam za to co robią moi rodzice czy siostra gdyż nie jestem w stanie ich upilnować. Ustrój Korei Północnej to zwykła tyrania. Oczywiście nie każdy dyktator czy jedynowładca jest tyranem. Ale Kim jest, jego ojciec był i tak samo jego dziadek. Cały ten ród ponurych bandziorów najchętniej bym zmielił i przetopił. Mając do wyboru północnokoreańską wersję stalinizmu i zachodnią liberalną demokrację z homosiami i tak wybieram to drugie. Przynajmniej tu mogę legalnie posiadać Biblię. Liberalna demokracja jest tylko śmieszna i głupia. Kim to zbrodniarz i psychopata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *