Kryzys Unii i polska prawica. Janowi Engelgardowi w odpowiedzi

Nie przypuszaczłem nigdy, że przyjdzie mi polemizować na tym portalu z Janem Engelgardem. Będzie to polemika złośliwa, choć w sumie przyjazna, co jeszcze bardziej mnie samego zaskakuje. Polemika ta musi być przyjazna, bo przez sfałszowanym referendum akcesyjnym też jeździłem po Polsce i namawiałem do głosowania przeciwko. Potem zaś w książce z 2005 roku i czasopismach przez lata pisałem o fałszerstwie referendalnym. Oczywiście nie tylko ja zwracałem uwagę na fakt, że faktycznie przeciwko akcesji głosowało niemal 30 procent aktywnych dorosłych Polaków. Chyba wiedzieli o tym tzw. „wszyscy”, a zwłaszcza fałszerze. Nie mogę jednak dotrzeć do istotnego sensu słów Engelgarda o „naszym obozie politycznym”. Cóż to znaczy „nasz”? Ja w tamtej dobie byłem członkiem władz UPR, i to władz ponoć antykorwinowskich. Nie miałem nic wspólnego z LPR czy „Myślą Polską”. Żadnego „naszego obozu” wtedy nie było. A szkoda.

Myślę, że kluczowe są słowa Engelgarda o „groteskowej rusofobii”, którą przypisuje on niewyszczególnionym elementom fikcyjnego „naszego obozu”. Rusofobia jest oczywiście równie idiotyczna jak każda fobia, ale nie każde asertywne zachowanie wobec Rosji jest fobią. Fobia jest patologią. Asertywność jest normalnością. Asertywność każe na przykład unikać zdania o „wyimaginowanych zbrodniach, których nie było” (po cóż Engelgard wyrokuje niby jakiś sędzia ostateczny?), bo jest niepodważalnym faktem, że Rosja bolszewicka i niebolszewicka popełniła planowe zbrodnie na Polakach. One były. I to jest jeden fakt. Inny fakt – to bieżąca polityka, która nie może ograniczać się do zapalania zniczy (nieroztropnie sprzątanych), bo historia idzie naprzód. Niepodważalność dramatycznego faktu historycznego, np. zbrodni katyńskiej, daje nam, Polakom, poważny (może nawet finansowy) argument do ręki, kiedy negocjujemy z Rosją tę czy inną ważną dla obecnych pokoleń sprawę. Jako realiści więc walczymy nie tylko o pamięć, ale też o przyszłość. I w tej pokojowej walce z rosyjskim partnerem (niegdyś wrogiem), możemy znaleźć oczywistych, a czasem i zupełnie nieoczekiwanych sojuszników. Tutaj mimochodem wtrącę nieostrożnie, że Smoleńsk zdecydowanie nie jest sprawą wyłącznie polską-rosyjską, jak to usiłuje nam wmówić część opozycji. Jest to sprawa znacznie bardziej skomplikowana. To skomplikowanie dla mądrych Polaków jest jednak bardziej szansą niż wyrokiem.

Historyczna sytuacja Polski jest wyrazista, ale kompletnie odmienna od schematów, które podają lokalne, prymitywne ośrodki propagandy, niezależnie od ich zabarwienia. Polska jest rzecz jasna półkolonią, i to bardziej uzależnioną od centrum niż bogatsza od nas Grecja, nie mówiąc już o Włoszech, gdzie obywatele o swojskich nazwiskach (np. Profumo, czyli „perfuma”) miewają zupełnie realną władzę. Bo u takich Greków przez dwadzieścia lat rządzili skorumpowani złodzieje, ale przynajmniej swojacy. U nas rządzili i rządzą skorumpo… Oj. Nie wiem, czy nie narażam się na poranną wizytę. Oby tylko bandytów! Na wszelki wypadek uprzedzam, że jeszcze od wczesnego zarania po ciemku czytam poranne wiadomości, robię pompki i trzymam siekierę pod biurkiem. No i moi liczni synowie mają też lekki sen.

Przez moment, oczywiście moment w skali historycznej, jeszcze nie jest za późno, aby w sposób pokojowy stawić czoła niezwykle groźnemu układowi władzy na Zachodzie, który nie jest żadnym niemiecko-rosyjskim kondominium ani żadną tam jakąś władzą globalistów. Nie mamy tu w Polsce żadnego kondominium, bo Rosjanie w sensie strategicznym są dziś w naszej części Europy słabsi niż kiedykolwiek od 1945 roku, chociaż zachowali znaczne aktywa. Kompletnym anachronizmem były zatem okrzyki niektórych manifestantów pod ambasadą rosyjską 11 listopada: „Bolszewika goń, goń, goń”. Obecna Rosja z bolszewizmem ma bardzo mało wspólnego, ponadto dodatku jest mniej dynamiczna i generalnie słabsza na arenie światowej niż za komuny, a nawet słabsza niż w okresie boomu przed rokiem 1914, który tak przeraził ówczesnych globalistów, że tę niemal demokratyczną Rosję po prostu rozwalili i zamienili w obóz koncentracyjny. Rosja ma jednak duże zasoby kapitału i pewną perspektywę trwania, zanim słowiański trzon jej populacji po prostu wymrze w wyniku chorób, pijaństwa i – przede wszystkim – aborcji. Należy tu jednak zauważyć, że władze Rosji od niedawna pracują przynajmniej nad ograniczeniem zagłady nienarodzonych dzieci, których miliony giną co roku. Z drugiej strony na los Rosji może wpłynąć (ale jak?) trwająca od wielu miesięcy konsekwentna ucieczka obcego kapitału. Mówiąc o rzekomym kondominium ideolodzy obecnej pisowskiej opozycji powinni sobie wężykiem podkreślić, że niemiecko-rosyjska przyjaźń zawsze kończyła się starciem w stylu Hitler-Stalin. Na dziś wygląda to tak, że „Rzeczpospolita” na pierwszej stronie donosi, iż polska ABW sprzeciwia się przejęciu jakiegokolwiek polskiego banku przez podmiot rosyjski. Ciekawe, czy Ruscy będą nas wyzyskiwać gorzej niż Niemcy, Francuzi, Austriacy…? Jasne. Najlepiej, żeby polski system bankowy należał do Polaków!

Swoją drogą najwyższa pora, żeby ci nie tak liczni Polacy, którzy akurat nie sprzedają Rosjanom pomidorów, bez uprzedzeń potrafili wczytać się w przegadaną mądrość Dostojewskiego i dzikość chwili doczesnej u Gorkiego. Rosyjskość jest fascynująca i na pewno nie tylko wroga. Muszę się odwołać do osobistego doświadczenia. Jeden z najporządniejszych posłów PiS-u zupełnie słusznie, kiedy zadzwoniłem do niego tuż przed ostatnimi wyborami, powiedział; „Panie Marcinie, pan jest świrem”. Żyję z tą świadomością. Bo czyż nie jest świrem sześcioletni szkrab, który pod sowiecką okupacją uczy się dziwacznych literek tylko po to, żeby czytać rosyjskie bajki? Pukam się w głowę, ale tak właśnie było. Ruskie książeczki z obrazkami były w księgarniach, a mama mi je kupowała.

Władza globalistów jest taką samą iluzją jak władza Ruskich. Przede wszystkim ogromna część globu jest poza wpływami tych kilku rodzin spod Londynu i Nowego Jorku. Ach, gorzej! Globaliści polecili Berlinowi trzymać pieczę nad Polską, ale oni sami nie są w stanie upilnujować Niemiec. Sytuacja jest jeszcze smaczniejsza. Oni, znaczy się ci globaliści, próbują te Niemcy do końca połknąć. Czy naród niemiecki da się pożreć? Po ostatniej strasznej wojnie wydawało się, że akcja się udała. A teraz widzimy, że figę z makiem. Niemcy jako naród, nie bez wpływu rosyjskiej agentury, umieją się postawić. Walczą do upadłego o unijną federację, o euro, o zrefinansowanie długów narobionych przez ich kolonie w rodzaju Grecji. Dlaczego walczą? Bo nie chcą się wcale poddać tzw. „globalistom”.

Wróćmy do tematu: „Słoń a sprawa polska”. Dopóki z tych wszystkich złożonych, kompletnie ignorowanych przez tutejszą propagandę, napięć na skalę światową nie zdamy sobie sprawy, możemy marnować czas na narodowe biadolenie lub – przeciwnie – na powstańczą tromtadrację. Rozumiejąc procesy globalne w toku obecnego historycznego kryzysu, najgłębszego od wielu pokoleń, możemy wszakże wybrać inny wariant: wszcząć budowę gmachu, który przetrwa dłuzej niż sezonowa, chociaż skądinąd jakże udana, II Rzeczpospolita.

Engelgard płacze po Lidze Polskich Rodzin wyeliminowanej przez obecnego prezesa PiS. Skądinąd jest ciekawe, że zasłużony publicysta „Myśli Polskiej” słowem nawet nie wspomina o Samoobronie, której wyborcy także byli wyraźnie antyunijni. „Dlatego teraz, kiedy nadchodzi koniunktura – nie ma na scenie politycznej ugrupowania, które byłoby w stanie ją wykorzystać” – pisze Jan Engelgard. I tu ma chwilowo rację Nie ma realistycznego ośrodka myśli i pracy, który wykorzystałby trudną dla Polski, bolesną koniunkturę wynikającą z sytuacji światowej zbliżonej do tego, co wydarzyło się niemal dokładnie wiek temu. Chwilowo nie ma. Ale czy w Berlinie potrafią skutecznie przeciwstawić się powstaniu takiej alternatywy? Obserwujmy.

Marcin Masny
aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kryzys Unii i polska prawica. Janowi Engelgardowi w odpowiedzi”

  1. Ze względów ekonomicznych warto było Polsce wejść do Unii Europejskiej na zasadach traktatu nicejskiego. W referendum w 2003 r. trzeba było więc opowiedzieć się za UE. Traktat nicejski dawał Polsce prawo weta. Można było więc zablokować np. pakiet klimatyczny. Obecnie w wyniku bankructwa wielu państw UE następuję unarodowienie krajów, a możliwe jest dalsze rozluźnienie relacji politycznych i upadek waluty euro. Zobaczymy, jak z globalnego kryzysu gospodarczego wyjdą USA, Chiny, Niemcy, Rosja, Francja i Wielka Brytania, jaki będzie układ sił. Od tego trzeba uzależnić działania Polski. Decyzje będą podejmowali głównie Donald Tusk i Bronisław Komorowski. Państwo polskie nie musi mieć przyjaciół, powinno kierować się swoim interesem. Co jest w naszym interesie? Silne gospodarczo państwo z własną walutą oraz firmami i bankami kontrolowanymi przez własnych obywateli. Bez obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. Bez deficytu budżetowego. Geopolitycznie w sojuszu zachodniego chrześcijaństwa NATO. Chyba, że NATO rozpadnie się, o co starają się Niemcy, Francja i Rosja. Przymiarki do rozbicia NATO na obóz Anglosasów i obóz kontynentalny (Niemcy, Francja plus Rosja) trwają od wielu lat. I to jest kluczowy spór najbliższych lat. Polscy politycy biorą udział w rozmowach, ale decyzje zapadną ponad naszymi głowami. Zdecydują mocarstwa. Może być znowu jak w 1939 r., gdy główni gracze zostawią naszym politykom mało czasu na wybór opcji, a od decyzji naszego premiera i ministra spraw zagranicznych będzie zależał los kraju. I znowu może nie być dobrego wyjścia dla Polski. Brak stabilizacji i niepewność – to nas czeka w najbliższych latach. A prawicą w tym czasie będzie PiS i PO. Tak chcą bowiem mieszkańcy naszego kraju. Premier Donald Tusk w expose broni narodu i narodowych symboli, zaproponował sporo niezbędnych reform. Módlcie się więc, by Donald Tusk prowadził rozsądną politykę zagraniczną, gospodarczą i społeczną. Jerzy Krajewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *