Kto naprawdę rządzi Polską ? – ukryta moc władzy symbolicznej

Posunięcia jej są znacznie bardziej spektakularne, częściej komentowane w mediach. To Prawo i Sprawiedliwość, pomimo ograniczonego elektoratu, nie dającego raczej szans na zwycięstwo w wyborach – pociąga za sznurki polskiej polityki i uruchamia poważne procesy społeczne.

Aby zrozumieć ten fenomen będę się odwoływał w artykule do kategorii władzy symbolicznej. Analiza mechanizmów władzy przeprowadzona przy pomocy wykładni symbolicznej wzrasta na znaczeniu we współczesnych naukach politycznych na skutek przeobrażeń strukturalnych dokonujących się w ramach społeczeństwa. Zgodnie z tym uzasadnieniem – jeszcze do niedawna hierarchiczne struktury władzy koncentrowały w sobie zarówno instrumenty formalne, jak też wyposażone były w określone sacrum, będące podstawą jej społecznej legitymacji i autorytetu. Ów przekaz kulturowy wspierany był przez stosowane środki propagandy i politykę edukacyjną państwa. Obecnie jednak, na skutek erozji instrumentów decyzyjnych państwa narodowego, a z drugiej strony – wzrostu znaczenia massmediów i środków komunikacji społecznej oba insygnia władzy – formalne i symboliczne ulegają wzajemnemu rozejściu. Choć wciąż funkcjonują organa władzy publicznej, takie jak parlament, rząd, instytucja głowy państwa, to w rzeczywistości wyczuwa się, że to nie one sprawują władzę. I nie chodzi tutaj o to, że oficjalna władza relegowana jest na rzecz innych ośrodków decyzyjnych umiejscowionych powyżej (struktury UE) bądź poniżej (regiony, wspólnoty samorządowe) władzy państwowej, ale o samą zasadę rozproszenia decyzyjności, dominującą w świecie zachodniej postpolityki.

W tej sytuacji władzę posiada ten, kto rządzi nad słowem, umiejętnie dominuje nad przekazem społecznym, kreuje reżim symboliczny wspólnoty, bądź potrafi wpisać się w już funkcjonujący w obiegu społecznym przekaz semiotyczny. Dysponentem władzy symbolicznej w Polsce są środowiska polityczne i opiniotwórcze, które określić można mianem obozu smoleńskiego. W ich skład wchodzą struktury polityczne Prawa i Sprawiedliwości, medialne skupione wokół toruńskiej rozgłośni, stacji telewizyjnej i prasy, a także Instytutu Pamięci Narodowej oraz tytułów prasowych powiązanych z PIS. To te środowiska określają treść narracji dominującej w naszym kraju. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie inne środowiska polityczne ( zwłaszcza Platforma Obywatelska, ale także lewica, nie mówiąc już o środowiskach, które wyłoniły się z PIS-u) funkcjonują w ramach tego raz wyznaczonego dyskursu publicznego, niezależnie od faktu, czy mają takie czy inne stanowisko w danej kwestii. Nawet, jeżeli się chce sformułować stanowisko alternatywne, to trzeba to czynić w tym jedynym, obowiązującym języku.

Język władzy symbolicznej opiera się na kodzie binarnym czyli zero-jedynkowym. Zgodnie z tym odniesieniem można być tylko za, albo przeciw, w myśl biblijnego zawołania: „niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie” . Alternatywa jest jednak pozorna. W rzeczywistości istnieje bowiem tylko jedno stanowisko – stanowisko prawdziwe. Rozumowanie w kategoriach kodu „0-1” oznacza, że prawda jest tylko w jedynce, zero zaś jest fałszywym rozwiązaniem. To wybór pomiędzy zachowaniem godziwym, a zdradą i zaprzaństwem.

Przyglądając się polskiemu dyskursowi publicznemu i sposobowi zagospodarowania polskiej sceny politycznej dochodzi się do wniosku, że została ona zogniskowana wokół jednego stanowiska, a tym co różnicuje poszczególne środowiska jest jedynie stopień bezkompromisowości w akceptacji tego stanowiska. W ujęciu zasadniczym polską politykę historyczną kształtuje postawa romantyczna wyznaczona niepodległościowym insurekcjonizmem. Wartości te zapładniały do walki „za naszą i waszą wolność” powstańców listopadowych i styczniowych, a następnie warszawskich. Były obecne w czynie legionowym (zwłaszcza w piłsudczykowskim zawołaniu: „dziś twój triumf albo zgon”) i w ramach kampanii wrześniowej. Są to wartości odwołujące się raczej do frazeologii lewicowej, posiadające swe źródła ideowe w hasłach Rewolucji Francuskiej. Konsekwencją polityki historycznej jest współczesna polska polityka międzynarodowa postrzegająca Polskę przez pryzmat zewnętrznych rozgrywek i niegodziwości. Wszystkie polskie siły polityczne zgadzają się przecież co do faktu, że Polska została w 1939 roku zdradziecko zaatakowana, że w ogóle jest raczej ofiarą zewnętrznej agresji niż własnych zaniedbań. W odniesieniu do współczesnej polityki zagranicznej wszystkie siły polityczne RP popierają polskie aspiracje do bycia rozsadnikiem wartości demokratycznych i przestrzegania praw człowieka na Białorusi, Ukrainie czy w Gruzji, co implikuje odpowiednie relacje z Rosją. W odniesieniu do polityki wewnętrznej wszystkie siły polityczne zgadzają się, że trzeba przeprowadzić lustrację i dekomunizację, rozliczyć nomenklaturę i walczyć z aferami zgodnie z hasłami transparentności i moralnej nieskazitelności.

Binarny kod znaczeniowy funkcjonujący wokół schematu „czystość i skaza” daje o sobie znać w relacjach polsko-rosyjskich. Wszystkie siły polityczne kraju uważają, że należy domagać się przeprosin od Rosji, wszystkie pragną też patrzeć na ręce rosyjskich śledczych badających przyczyny katastrofy smoleńskiej i to niezależnie od faktu, czy wierzą w hipotezę o zamachu, czy też zaniedbań uczynionych na wieży kontrolnej w Sewiernyj, czy uważają że wina leży w stosunku 80/ 20 po stronie Polski czy na odwrót.

Wielu sympatyków PO skłonnych jest zresztą uważać, że nawet w sytuacji, gdyby wina leżała po stronie Polski, to i tak trzeba do samego końca wszystko wyjaśnić i rozwiać wszelkie wątpliwości. I paradoksalnie stanowisko to w największym stopniu stanowi „wodę na młyn” teorii Jarosława Kaczyńskiego. Dopuszcza sugestię, że być może „Rosja coś tu kręci i stara się ukryć niewygodne fakty”; jako rodzące wątpliwość świadczy swym niezdecydowaniem na rzecz stanowiska obozu Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego właśnie w środowiskach zbliżonych do PIS-u słyszy się często opinię, że PO nie jest siłą samodzielną, lecz prowadzi swoją politykę „na kolanach” i ulega zewnętrznym ośrodkom sterowania. Osobiście zgadzam się z tą opinią. Uważam jednak, że tymi zewnętrznymi ośrodkami nie są oczywiście siły kremlowskie lecz właśnie – Prawo i Sprawiedliwość. Tak, miarą niesamodzielności politycznej, słabości i całkowitej miałkości politycznej PO jest poziom jej serwilizmu względem PIS.

W tej sytuacji polski dyskurs publiczny podzielił się w taki sposób, iż z jednej strony występuje formacja ideowa, z drugiej zaś oportunistyczna, którą można też określić mianem liberalnej. Przyjmując za punkt wyjścia coraz silniejsze oddziaływanie w Polsce kultury demoliberalnej (wraz z jej konsumpcyjnym, anty-historycznym i anty-żałobniczym charakterem) można zrozumieć, że siła zmęczenia siermiężnymi tematami polskiej martyrologii narodowej zawsze będzie na tyle duża, aby utrzymać bezpieczny dystans wobec obozu smoleńskiego i nie dopuścić już więcej PIS-u do władzy. Czy jednak naprawdę o to jedynie chodzi środowiskom opozycyjnym wobec PIS-u, czy nie należałoby się zastanowić raczej nad sformułowaniem alternatywnego programu i przekazu społecznego ?

Dwudzielność polskiej polityki, funkcjonująca wokół schematu „czystość i skaza” w jeszcze większym stopniu daje o sobie znać, w przypadku analizy formacji politycznych, które wyłoniły się z PIS-u. PiS prawdziwy jest tylko jeden, wszystkie formacje które wyłaniają się z PIS-u (choć za powodami ich wyłonienia zawsze stoją uzasadnione pobudki) stają się jedynie kopiami PIS-u. Osąd społeczno-symboliczny tych formacji będzie jeszcze gorszy niż osąd PO bądź postkomunistów. Bycie w 99 % siłą radykalną jak PIS, to jakby utracić dziewictwo jedynie w odrobinie, pójść na minimalny kompromis ze złem. Postawa taka zawsze będzie potępiana w stopniu największym jako judaszowa. Kto raz zetknie się z PIS-em zostaje już na zawsze naznaczony tym stygmatem i musi z nim żyć. Wiedzą o tym politycy z formacji „Polska XXI”, którzy niczym synowie marnotrawni wrócili niedawno w szeregi PIS-u, przeczuwają to już podświadomie politycy z PJN, że także ich dni jako samodzielnej formacji politycznej są już policzone.

Przeanalizujmy w końcu jak dwudzielność „prawda-fałsz”, „czystość-skaza”, „zasada-odstępstwo” manifestuje się w odniesieniu do przekazu smoleńskiego w sensie dosłownym, czyli katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Zróbmy to na przykładzie analizy stosunku poszczególnych sił politycznych kraju względem słynnego raportu MAKU.

Wykładnia katastrofy smoleńskiej przeprowadzona przy pomocy argumentacji doszukującej się rosyjskich manipulacji przy śledztwie smoleńskim posiada głęboki sens. Stawia się ona w pozycji najbardziej radykalnej i z tego punktu widzenia osądzającej inne stanowiska, jako nie dość konsekwentne w dążeniu do prawdy. W powszechnym odbiorze społecznym mamy tu do czynienia z klarownym i jednoznacznym stanowiskiem, wyłącznie w przypadku PIS-u. Po raz kolejny daje o sobie znać zależność, która na pozycji przegranej stawia wszystkie siły polityczne kraju, które – choć także pragnęły zmian w raporcie – nie były jednak tak, jak PIS radykalne. Działają tu żelazne prawa binarnej semiotyki: Kaczyńskiemu nie potrzeba żadnych twardych dowodów, wystarczą mu wątpliwości przeciwników. Zgodnie z zasadą parafrazowaną jako „mgła”, każda wątpliwość jest interpretowana na niekorzyść oskarżonego, jako skłonność do zaciemnienia rzeczywistej sytuacji. Nikt w PIS-e przecież nie mówi oficjalnie o zamachu, chodzi tylko o obiektywne dochodzenie do prawdy.

Warto jednak postawić sprawę po męsku. Czy naprawdę nie istnieje w Polsce żadna siła polityczna która skłonna by była postawić tezę alternatywną ? Czy naprawdę wszystkim brakuje odwagi ?

Ponieważ jesteśmy w okresie obchodów pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej może warto wypowiedzieć myśl bardziej ogólną, jakkolwiek nie zabrzmiałaby ona patetycznie. Osobiście stoję na stanowisku, że nie sposób umniejszyć głębokiego sensu katastrofy smoleńskiej. Uważam, że wydarzenie to miało charakter osiowy i przełomowy. Katharsis wymaga jednak chłodnego i beznamiętnego osądu sytuacji i wymaga przede wszystkim odwagi uderzenia się we własne piersi. Wszystkie dostępne dowody potwierdzają winę polskich pilotów bądź uczestników wyprawy smoleńskiej. Nie mam co do tego wątpliwości, że prawdziwe przesłanki katastrofy zdają się układać w jedną spójną całość.

Nawet zapis rozmowy kontrolerów na wieży w Sewiernyj potwierdza tezę, do której można było dojść drogą dedukcji – zakazu lądowania nie wydano, bo panicznie obawiano się, że Lech Kaczyński wywoła ogromny skandal międzynarodowy i ogłosi, że Rosja celowo uniemożliwiła mu złożenie hołdu ofiarom NKWD w Katyniu. Czy naprawdę, nie brzmi to logicznie ? Osobiście uważam, że w 100 % prawda leży po stronie raportu MAKU.

Nie ma jednak w Polsce siły politycznej, która miała by odwagę na tak jednoznaczne zajęcie stanowiska. I na pewno nie uczyni tego formacja liberalna, która stoi na postawach kapitulanckich względem PiS i dała sobie wmówić, że jest współwinna katastrofy.

Obóz smoleński ma się zatem w Polsce zupełnie nieźle. Nie zgadzam się, że jego dni są policzone. Szybciej wyobrażę sobie rychły zmierzch Platformy Obywatelskiej, niż fakt, że PIS utraci swoje 15 % żelaznego elektoratu. Mało tego – w obliczu immanentnej słabości konstytucyjnych organów władzy (zdominowanych przez liberałów) obóz ten jest realnym dysponentem władzy w Polsce, stanowi pole siły magnetycznej zdolnej przy pomocy mechanizmów symbolicznych kształtować bieg wypadków, a nawet wpływać na sytuację międzynarodową, o czym może świadczyć podenerwowanie niektórych rosyjskich śledczych. Obozowi temu do niczego nie jest potrzebna władza formalna. Zgadzam się z tymi analitykami, którzy uważają, że Kaczyński dobrze się czuje w opozycji. Nawet symbolika opozycji jako zwierciadła władzy, gabinetu luster – wykazuje zgodność, z zaprezentowaną w artykule wykładnią władzy symbolicznej. To jakby władza zza świata, zza kulis oficjalnej sceny politycznej.

Czy oznacza to zatem, że już na zawsze zostaliśmy uwięzieni w błędnym kole PO-PIS, sytuacji, w której PIS przegrywa tylko i wyłącznie z powodu stopniowego poszerzania się zasięgu liberalnego i oportunistycznego elektoratu w Polsce, elektoratu zmęczonego Smoleńskiem, dla którego tożsamość i historia nie ma żadnego znaczenia ? Tak czy inaczej – alternatywą dla obozu smoleńskiego nigdy nie będzie projekt społeczeństwa obywatelskiego, w którym tak wielką ufność pokładają polscy intelektualiści. Niektórzy z nich (jak choćby redakcja liberalno-kapitulanckiego „Znaku”) z upragnieniem wyczekują zmierzchu religii smoleńskiej, w miejsce której wkroczy idea pepperowskiego „społeczeństwa otwartego” wolnego od upiorów przeszłości, o czym świadczy wymowa ostatniego numeru pisma. Płonne ich nadzieje. Zgodnie zasadą kodu „0-1” projekt „społeczeństwa otwartego” jest jedynie drugą stroną tego samego medalu, któremu na imię Smoleńsk. Z jednej strony Smoleńsk – z drugiej liberałowie, z jednej pokuta – z drugiej beztroska, z jednej wysiłek i ciężar polskiego cierpiętnictwa – z drugiej młodość, lekkość i odpoczynek od cierpień. To jakby kłótnia w rodzinie, dwie strony tego samego medalu, obie przeciwności nawzajem się przyciągają ! Im więcej TVN-u, im więcej Gazety Wyborczej, Znaku i Super Stacji tym więcej PIS-u.

Prawdziwą opozycję dla PIS-u można sformułować tylko na poziomie idei ( a nie odpoczynku od idei), czyli innego nośnika władzy symbolicznej, i to nośnika równie silnego, jeżeli nie silniejszego niż Smoleńsk. Skoro obóz smoleński identyfikowany jest (zresztą błędnie) z prawicą, obóz ten należy przelicytować właśnie w jego w prawicowości. Na pytanie: jak tego dokonać ? odpowiedzi jednak nie udzielę, podobnie jak na pytanie: czy to jest w ogóle możliwe ? W każdym razie jest to temat na odrębny artykuł.

Czy nie wyczuwamy jednak w tym momencie pewnych analogii do polskich dylematów z przełomu XIX i XX wieku, kiedy to pozbawiona niepodległości Polska również zamknięta była w zaklętym kole własnych niemożliwości, na skutek faktu, iż mędrcy i wieszcze postawili przed nami błędną alternatywę: albo krwawa walka narodowo-wyzwoleńcza, albo bierne pogodzenie się z sytuacją, które w praktyce oskarżano przecież o zdradę i zaprzaństwo. Zastanówmy się także, komu udało się w końcu wybrnąć z tego błędnego koła….

Michał Graban

A. Me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Kto naprawdę rządzi Polską ? – ukryta moc władzy symbolicznej”

  1. Rewelacyjny artykuł. Głęboka i precyzyjna diagnoza kondycji polskiego życia politycznego. Diagnoza ta implikuje (głoszoną przeze mnie od dawna) konstatację, że dla prawicy konserwatywno-narodowej pisimz nie jest w gruncie rzeczy wrogiem. Wrogiem jest demoliberalizm. Pisizm zaś jest tylko chorobą, zwykłą ekstrapolacją wszystkich najgorszych wad narodowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *