Łagowski: Polityka psychiczna

Słuszne były wczesne ostrzeżenia Aleksandra Małachowskiego (na łamach PRZEGLĄDU), a później Waldemara Kuczyńskiego i innych mądrych ludzi, że partia PiS dąży do ustanowienia ustroju autorytarnego. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, a w szczególności brakowało mi odpowiedzi na pytanie, czemu ten autorytaryzm miałby służyć. Przecież nie po to wprowadza się jakiś ustrój, żeby zrobić przyjemność jego zwolennikom.

Przyjął się pogląd, że ustrój autorytarny jest mniej zły niż totalitarny. Do pewnego stopnia można się z tym zgodzić, ale nie całkowicie. Znany w swoim czasie socjolog Witold Jedlicki, autor głośnego eseju „Chamy i Żydy”, twierdził, że autorytaryzm może być bardziej opresyjny niż totalitaryzm, i miał na to wiele przykładów. Wszyscy zresztą znają takie przykłady. Autorytarne rządy w krajach Ameryki Łacińskiej stosowały wymyślne tortury i miały na sumieniu tysiące ofiar śmiertelnych, w czasach gdy w totalitarnych krajach Europy Wschodniej powojenny terror był już dalekim wspomnieniem, a więźniów politycznych można było policzyć na palcach. Gdyby w Polsce teraz wprowadzono autorytaryzm, nie byłby on podobny do rządów gen. Videli w Argentynie czy Pinocheta w Chile. Po to się idealizuje Polskę międzywojenną, żeby tam szukać wzorów. Piszę dla ludzi wykształconych, którzy nie potrzebują ode mnie informacji o tym, jak wówczas tłumiono manifestacje chłopskie i robotnicze i ilu ludzi zginęło wskutek zamachu Piłsudskiego. Jak wyglądały ówczesne „ścieżki zdrowia”? Stanisława Mikołajczyka, późniejszego premiera londyńskiego, policja pędziła piechotą z Małopolski do Poznania. O tym, jak postępowano z byłym premierem Witosem w więzieniu brzeskim, człowiek żenuje się mówić publicznie.

Odnoszę wrażenie, że ludzie masowo występujący w obronie konstytucji i niezależności władzy sądowniczej za mało interesują się tym, czemu przygotowywany autorytaryzm ma służyć. Ustawy oddające sądownictwo pod nadzór władzy politycznej to na razie strojenie instrumentów. Należy się dowiadywać, jaka melodia ma być zagrana. Według mojego rozeznania będzie to melodia grana już przez ćwierć wieku III RP, lecz teraz ma zabrzmieć z ogłuszającą siłą. Autorytety partii rządzącej informują, że celem reformy jest dekomunizacja stanu sędziowskiego, zaniedbywana przez 27 lat. Dziennikarz obsługujący partię PiS zaproponował „denazyfikację”, bo z „dekomunizacji” – twierdził – ludzie będą się śmiać (TVP Info). Jakaś innowacja terminologiczna rzeczywiście by im się przydała, ale pozostali dyskutanci woleli zostać przy dekomunizacji.

Wiceminister od policji stwierdził, że przeciw reformie demonstrują na ulicach „komuniści i ubecy”, drugi dygnitarz zobaczył głównie „wdowy ubeckie”, a senator uzupełnił opis, strasząc, że „chodzą stare upiory bolszewickie”. Te stanowcze twierdzenia mogą nam wystarczyć za odpowiedź, czemu ma służyć kaczystowski autorytaryzm. Karani mają być komuniści, a ponieważ będzie ich za mało, dobierze się antykomunistów z Platformy Obywatelskiej. Demokraci liberalni ich nie obronią, bo ich liderzy jak Grzegorz Schetyna czy nowoczesny pan Petru także wołają „precz z komuną”.

Można z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, że 30% Polaków będzie głośno, a czasem gwałtownie występować przeciw autorytaryzmowi. Drugie 30% będzie się autorytaryzmu domagać. A jakie stanowisko zajmą ci, którzy nie mieszczą się w tej statystyce? Oni pamiętają, że autorytarne metody były stosowane od początku panowania obozu solidarnościowego i że III RP tylko fragmentarycznie była państwem prawa i liberalnej demokracji. Rugi personalne dyktowane polityką zaczęły się już za rządów Mazowieckiego i z krótkimi przerwami trwały cały czas. Poniżanie i dyskryminowanie oficerów Ludowego Wojska Polskiego zaczęło się na długo przed Macierewiczem i Siemoniakiem. Czym jak nie praktyką autorytarną było rozporządzenie się solidarnościowych reformatorów zakładami przemysłowymi czy wielkimi obszarami ziemi ornej, które były – jedne i drugie – własnością społeczną, kolektywną, narodową? Reprywatyzację przeprowadzano w sposób już nie tylko autorytarny, ale wręcz gangsterski. Zmiany można było przeprowadzić sprawiedliwie, demokratycznie i liberalnie, ale partie solidarnościowe były (i są) tak pełne pychy, zarozumiałe i żądne zemsty nawet na przedmiotach martwych, że przyjęły taki, a nie inny sposób działania.

Jak ocenić ten szczególnie podły sposób eliminowania z życia publicznego, zastraszania i psychologicznego terroryzowania swoich i obcych zwany lustracją? Co się chciało i chce (bo lustracja nadal trwa) osiągnąć, mszcząc się na ludziach uwikłanych bez własnej winy we współpracę z nieistniejącą już Służbą Bezpieczeństwa? Jaki format ludzi gustuje w takiej zemście, a jeżeli gustuje cała klasa polityczna, to czego jak nie jawnego w końcu autorytaryzmu można się po niej spodziewać?

Król Ubu zarządził, aby przepatrzyć nazwy wszystkich co do jednej ulic w Polsce, czy nie symbolizują one niewłaściwych sensów politycznych. W rzeczywistości to oczywiście Sejm w imieniu Króla Ubu tak mądrze postanowił głosami wszystkich klubów poselskich, nie wyłączając ludowców pana Kosiniaka-Kamysza. Nazwano to dekomunizacją, chociaż słuszniejsze byłoby określenie barbaryzacja.

Totalitaryzm pod jednym względem jest zawsze i wszędzie gorszy od autorytaryzmu: przekracza naturalne granice władzy, dążąc do opanowania umysłów i wtłoczenia w nie swojej „prawdy”. Celu nie osiąga, ale już samo to dążenie wprowadza w państwie atmosferę zakłamania i osłabia poczucie rzeczywistości tak u rządzonych, jak i u rządzących. W III Rzeczpospolitą wmontowano instytucję pochodzenia totalitarnego, a jest nią Instytut Pamięci Narodowej (nazwa orwellowska, bo nie chodzi o pamięć, lecz o zatarcie pamięci, jak w tej „dekomunizacji” ulic). Jeden z byłych szefów Instytutu Pamięci Narodowej, już nieżyjący, wyłożył w artykule opublikowanym kiedyś w „Tygodniku Powszechnym”, jakie zadania stoją przed tym instytutem. Otóż w ciągu 20 lat – chwalił się i groził autor – wykażemy w sposób naukowy, w oparciu o rzetelne źródła archiwalne, że ci, co uchodzili za ludzi zasłużonych, byli zbrodniarzami, a ci, których lekceważono lub prześladowano, byli bohaterami. Badania nie zostały jeszcze zakończone, ale dekomunizacja ulic dowodzi, że już dokonano odkryć na miarę nowej, postsolidarnościowej ery.

IPN jest organem władzy służącym tworzeniu tego nowego ustroju, który przez wielu jest przewidywany jako autorytaryzm. Sądownictwo, gdyby udało się je opanować, tak jak sobie zaplanowano, byłoby siłą pomocniczą w realizacji tego zamysłu. W swojej historii Polska bywała niepodległa, a kiedy indziej znajdowała się pod zaborami lub okupacją. Prezesowi partii PiS bardziej niż o cokolwiek innego chodzi o ustanowienie narodowego dogmatu, że Polska Ludowa była krajem pod zaborem lub okupacją, nie zaś państwem polskim. Zarówno jego słowa, jak czyny świadczą, że z jakiegoś powodu jest to dla niego sprawa najważniejsza, dla której warto zaryzykować przedwczesną utratę z trudem zdobytej władzy. Realizm polityczny w stylu jego koniunkturalnego sojusznika Viktora Orbána jest mu zupełnie obcy.

Bronisław Łagowski

Tekst ukazał się w Tygodniku Przegląd i na https://www.tygodnikprzeglad.pl/

Click to rate this post!
[Total: 19 Average: 4.6]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *