Lenin, przemoc i egzekucja carskiej rodziny

Od red.nacz.:  Artykuł zawiera mało znane konteksty związane z egzekucją rodziny carskiej. Ponadto stanowi interesującą analizę sporów i kontrowersji na szczytach partii bolszewickiej. Publikujemy go ze względów naukowo-poznawczych, a nie z powodów politycznych.

a.me.

Zabójstwo cara i jego rodziny

Monarchiści i ruchy neokonserwatywne opierają swoją niechęć do Lenina i bolszewizmu na prostym schemacie, w myśl którego odpowiada on za tragiczny los Mikołaja II i jego rodziny. Nie biorą one jednak pod uwagę rzeczywistego przebiegu wydarzeń i towarzyszących mu okoliczności, świadczących o tym, że przywódca bolszewików zamierzał do tej masakry nie dopuścić, kierując się nie samymi tylko przyczynami humanitarnymi.

Dowodów braku odpowiedzialności Lenina w kwestii egzekucji carskiej rodziny dostarczają dwa gruntowne śledztwa, przeprowadzone od siebie niezależnie, dzieli je kilkadziesiąt lat, lecz łączą wnioski i ich szczególną wartość stanowi, że przeprowadziły je podmioty, dla których obciążenie rewolucyjnego przywódcy byłoby darem niebios.

Pierwsze dochodzenie miało miejsce we wrześniu 1918 r. Admirał Kołczak powołał specjalną komisję, której celem było znalezienie dowodów winy Lenina podczas badania okoliczności zamordowania carskiej rodziny. Dało jednak ono wynik zaskakujący i odwrotny do zamierzonego. Okazało się, że nie tylko nie ma dowodu, że wódz rewolucji maczał palce w nakazaniu i zorganizowaniu egzekucji. W ręce kołczakowców trafiły sensacyjne materiały, z których wynikało jednoznacznie, że Lenin polecił życie cara i jego rodziny chronić…

Wśród innych przechwyconych dowodów należy wspomnieć o telegramie przywódcy bolszewików do komendanta Frontu Północno-Syberyjskiego-Uralskiego Berzina, którego autentyczność potwierdzały zeznania telegrafistów z poczty w Jekaterynburgu, zawierał on czytelną dyrektywę:
Wziąć pod ochronę rodzinę carską i nie dopuścić do jakichkolwiek represji wobec niej, odpowiadając w tym przypadku własnym życiem[1].

Podobnie osobne i długotrwałe oraz drobiazgowe śledztwo kierowane przez reprezentującego prokuraturę współczesnej Rosji Jakowa Sołowiowa zakończone w połowie stycznia 2011 r. zmuszone było  przyznać, że nie ma żadnych dowodów na to, że Lenin ani ktokolwiek z bolszewickiego kierownictwa nakazał egzekucję carskiej rodziny. Ponadto ujawniło, że do stracenia więźniów Domu Ipatjewa w Jekaterynburgu doszło w tym samym czasie, w którym trwały zaawansowane przygotowania do procesu Mikołaja II[2].

Sołowiow zastosował wobec tego logikę w myśl, której Lenin i Swierdłow, który kontrolował Ural i według ustaleń powołanego przez prokuraturę zespołu fachowych badaczy, także nie brał udziału w podejmowaniu decyzji, który według ustaleń powołanego przez prokuraturę zespołu fachowych badaczy, także nie brał udziału w podejmowaniu decyzji, byli jednak winni, dlatego, że post fatum uznali to, co się stało nie karząc w żaden sposób wykonawców.

Jeśli rozpatrywać wyrwane z kontekstu wydarzeń fakty, to rzeczywiście interpretacja dokonana przez Sołowiowa wydaje się odpowiadać rzeczywistości. Oznaczałoby to, że Rada Jekaterynburska wyprzedziła po prostu życzenie rzekomo jednomyślnych w tej kwestii Lenina i Swierdłowa. Sprawiałyby wprawdzie drobny problem wspomniane dokumenty odkryte przez poprzednie śledztwo przeprowadzone na polecenie Kołczaka, w których Lenin nakazuje opiekować się carską rodziną, ale skoro w praktyce zaakceptował egzekucję, choćby i po tym, gdy została ona dokonana, to znaczy, że nie traktował  poprzednich poleceń w tej kwestii poważnie albo po prostu mu się odwidziało.

Przede wszystkim, byłoby uproszczeniem twierdzenie, że w kwestii dalszego losu rodziny carskiej na Kremlu panowała pełna jednomyślność mimo, że okoliczności zmusiły potem do ukrycia tych niezgodności. Spróbuję teraz odtworzyć przebieg i kontekst splotu wydarzeń prowadzącego do egzekucji carskiej rodziny i wyjaśnić czym kierował się Lenin, nie chcąc do niej dopuścić.

Na początku lipca 1918 r. jeden z głównych organizatorów późniejszej egzekucji Filip Gołoszczokin udał się do Lenina, licząc na uzyskanie zgody na rozstrzelanie byłego imperatora, mając, jak się wydaje, poparcie Swierdłowa. Mimo argumentów Swierdłowa, którego Gołoszczokin prosił o wsparcie, kiedy sam nie mógł uzyskać zgody wodza rewolucji, Lenin odmówił, żądając przywiezienia carskiej rodziny do Moskwy i urządzenia jawnego procesu cara i jego żony[3].

Jak wyglądała logika tego twardego oporu przywódcy bolszewików, który miałby przecież nawet osobisty powód, by zemścić się na carze w postaci powieszenia swojego brata za rządów jego ojca?

Dążąc do powstania systemu zrywającego z barbarzyństwem i podstępnością poprzednich rządów, nie chciał reprodukcji tych postaw, które uważał za zabójcze dla wewnętrznej transformacji świadomości społecznej, którą uważał za konieczny warunek powodzenia i przetrwania nowego ustroju. Zgodnie z jego głębokim przekonaniem, to nie lokalne czy centralne struktury musiały decydować o losie cara, czyniąc zewnętrzny przekaz, że chcą posługiwać się przemocą, tworząc nową tyranię. To lud, społeczeństwo, a szczególnie masy pracujące miały osądzić nie pojedynczego człowieka lecz epokę – epokę zbrodni, gwałtów, prowokacji i despotyzmu.

Oczywiście znając stanowisko robotników i chłopów domagających się w listach do władz kary śmierci dla ich dawnego ciemięzcy, pamiętając mu między innymi zbrodnie i pacyfikacje podczas i po rewolucji 1905-1907, trzeba by być naiwnym, by spodziewać się innego wyroku trybunału sądowego niż skazanie na śmierć. Jednak i to nie przesądzało jeszcze ostatecznego losu Mikołaja Krwawego, jak nazywali go np. robotnicy fabryki W. Ufalejskiego, autorzy rezolucji z 13 grudnia 1917 r., w której żądali rozliczenia władcy za jego terror, a także za wciągnięcie kraju w wojnę z Japonią i Niemcami: Domagamy się od Rady Komisarzy Ludowych wydania sądowi rewolucyjnemu Mikołaja Romanowa[4].

Wszak wiadomo było i Lenin wskazywał na to wielokrotnie, jak w tak zwanych krajach demokratycznych mają miejsce liczne tortury i zbrodnie popełniane na walczących o wolność komunistach. Można było przecież ocalić życie części towarzyszy, a zarazem pozbyć się przykrego obowiązku rozstrzelania cara. Lenin konsekwentnie lekceważył postulaty by cara zlikwidować wraz z rodziną po cichu czy to za pośrednictwem władz lokalnych, czy centralnych.

Nie przewidział jednak i nie mógł znać następstwa wydarzeń. To, że zbliżający się do Jekaterynburga korpus czechosłowacki usiłował odbić cara i przy tej okazji niewątpliwie, jak miało to miejsce we wszystkich starciach, w których zwyciężyła kontrrewolucja, po prostu by bolszewików wymordował, sprawiło, że przywódca bolszewicki nie mógł wyciągnąć konsekwencji wobec sprawców zbrodni, która się wydarzyła i musiał zaakceptować i przyjąć fakty dokonane.

Egzekucja dokonała się nocą z 16 na 17 lipca 1918 r. Mikołaj II jak wiadomo został rozstrzelany razem z całą rodziną i służbą. Zabito nawet małego pieska. Organizator kaźni P. Jermakow wskazywał, że władze lokalne odmówiły transportu Romanowów do władz centralnych, gdzie mieli być sądzeni w obecności Swierdłowa. Obawiano się odbicia cara przez kontrrewolucjonistów.

O egzekucji pod naciskiem miejscowych robotników rozstrzygnęła decyzja Uralskiej Obwodowej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, w skład której wchodzili m.in. Jermakow, Gołoszczokin, Biełobrodow i Jurowski, przewodniczący Komisji Śledczej przy Trybunale Rewolucyjnym, z zawodu zegarmistrz i fotografik, pochodzący z ubogiej rodziny, której większość zmarła na Syberii dzięki oberprokuratorskim wyrokom caratu…

Tacy ludzie, jak Jurowski, wewnętrznie poranieni i pokiereszowani przez epokę, którzy przeżyli życie w nędzy i widzieli śmierć najbliższych, nie podchodzili już do tej sprawy tak, jak Lenin… Okoliczności pozwoliły im zemścić się za własne przejścia, których symbolem był car i za które był odpowiedzialny. W związku z tym, że poprzedni reżim skazywał ich rodziny na śmierć, nie mieli skrupułów, by ten sam los zafundować rodzinie tego, który w ich oczach był głównym winowajcą nieszczęść, jakich doświadczyli.

Niespodziewane okoliczności tego, co się wydarzyło, sprawiły jednak, że demonstrowanie różnic pomiędzy postawą Lenina a Swierdłowa, Gołoszczokina i Jurowskiego, straciło jakikolwiek sens. Pomijając już, że w warunkach wojny domowej i osaczenia przez państwa interweniujące, współpracujące aktywnie z rodzimą kontrrewolucją, komunikat zewnętrzny o braku jednolitości postaw kierownictwa bolszewickiego w dowolnej kwestii był zabójczy. Dlatego można zrozumieć, że takiego komunikatu zewnętrznego za wyjątkiem przyznania faktu egzekucji samego cara nie wydano.

Jednak nie jeden Lenin w kierownictwie bolszewickim wykazywał przedtem zainteresowanie przeprowadzeniem procesu zdetronizowanego samowładcy. Przykładowo, Lew Trocki opowiadał się za publicznym, transmitowanym przez radio procesem byłego cara w Moskwie, w którym on sam odegrałby rolę oskarżyciela, o czym wspomina np. Robert K. Massie w książce Romanowowie. Ostatni rozdział. Dlatego, kiedy wrócił z rokowań brzeskich, koniecznością stało się wytłumaczenie mu bezprzedmiotowości jego dalszego zapału w tym kierunku tak, by nie pomyślał, że stoi za tym jakaś lokalna samowola.

Między innymi tym można tłumaczyć, że Swierdłow w rozmowie z przybyłym do Moskwy Trockim, próbował twierdzić, że rzekomo jednolita decyzja o losie cara i jego rodziny zapadła na Kremlu. Jednak to nie jedyny powód – i bardzo czytelnie zdradza o co chodziło Swierdłowowi, relacja i komentarz Trockiego, który po latach bronił rzekomej decyzji z taką dumą, jakby sam o niej współdecydował. W komentarzu tym stwierdził on: Egzekucja rodziny cara potrzebna była nie tylko do zastraszenia i przerażenia wroga i wpojenia mu poczucia beznadziejności, ale i do wstrząśnięcia naszymi własnymi szeregami, pokazania, że teraz już nie ma odwrotu, że przed nami albo totalne zwycięstwo, albo totalna zagłada [5].

Jak widać umiejętna argumentacja Swierdłowa przekonała Trockiego, początkowo zdziwionego tym obrotem sprawy, a szczególnie zamordowaniem rodziny cesarskiej do entuzjastycznego nastawienia wobec tej decyzji. Trzeba podkreślić, że żadne ze świadectw, łącznie z publikowanymi obszernymi zeznaniami i wspomnieniami uczestników egzekucji nie potwierdza tego, co przekazał Trocki. Przyczyna dla której Swierdłow nie mówił prawdy o egzekucji sięgała jednak znacznie głębiej.

Nie mógł przecież przyznać Trockiemu, że Lenin odrzucił popierane przez niego samego żądanie Gołoszczokina, by natychmiast rozstrzelać całą carską rodzinę jeszcze na początku lipca. Nie chodziło tylko o wspomnianą jedność szeregów, ale jego osobisty autorytet, który musiałby ucierpieć, gdyby Trocki dowiedział się prawdy o ich rozbieżnościach. Sam Lenin nie palił się do poruszania tej kwestii i udzielania wyjaśnień, z tej racji, że w zaistniałych okolicznościach, nie mógł podważać słuszności decyzji Rady Uralskiej.

Oczywiste było przecież, że to, co się stało, jest nieodwracalne, a uwypuklanie wcześniejszych różnic nie miało już sensu i mogło mieć jedynie szkodliwe następstwa. Faktem jest, że wskutek nieprzewidzianych okoliczności Gołoszczokin i Swierdłow uzyskali, to, co chcieli przeforsować już przedtem i co wówczas nie doszło do skutku z powodu twardego sprzeciwu Lenina.

To nic dziwnego, że historycy i dziennikarze opisujący tę kwestię ze stronniczych pozycji, przemilczają niewygodne dla ich założonej z góry tezy fakty, prezentując materiał dowodowy w sposób wybiórczy i maksymalnie zagmatwany.

Przykładowo Richard Pipes, wrogi Leninowi historyk powiązany z waszyngtońskimi sferami rządowymi, nie poprzestał jedynie na zatajeniu depeszy przywódcy radzieckiego, nakazującej chronić życie carskiej rodziny, zagmatwaniu i przemilczeniu ostatecznego efektu śledztwa kołczakowców czy twierdzeniach nie znajdujących pokrycia w faktach, że Gołoszczokin wyjechał z Moskwy z gotowym wyrokiem śmierci na całą rodzinę carską.

W swojej gorliwości przeoczył nawet wartościowanie tych relacji, które wydawały się potwierdzać jego hipotezy, przy równoczesnym obalaniu przeczących temu świadectw poprzez traktowanie jako znaczących dowodów pośrednich rewelacji, które przez każdego rzetelnego historyka nie mogą być traktowane poważnie, bądź takich faktów, które można postrzegać w kontekście tego co pominął, jako mówiących coś jawnie kłócącego się z głoszoną przez niego tezą.

Do tego typu niewiarygodnych świadectw należy cytowana przez Pipesa w przypisie relacja Bruce’a Lockharta brytyjskiego dyplomaty, a w rzeczywistości szpiega przygotowującego zamach na życie przywódców rewolucji. W wydanych w Anglii Pamiętnikach brytyjskiego agenta Lockhart twierdził, że zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych, Lew Karachan podczas nocnej rozmowy 17 lipca ujawnił mu fakt zamordowania całej rodziny carskiej[6].

W tym momencie traktując poważnie rewelacje Lockharta, Pipes gładko przechodzi do porządku dziennego nad tym, że fakt rzekomej rozmowy agenta obcego wywiadu z zastępcą szefa radzieckiego MSZ na temat egzekucji rodziny carskiej po prostu jest sprzeczny z jakąkolwiek logiką domniemanych autorów zbrodni. Jeśli trzymać się koncepcji Pipesa, to przecież bolszewicy starali się zataić fakt mordu na pochodzącej z Niemiec żonie cara i jej dzieciach z przyczyn prowadzonych wówczas rokowań brzeskich.

Natychmiastowe ujawnienie takiego wydarzenia Lockhartowi, który potem został wprawdzie aresztowany na skutek ujawnienia jego spisku, lecz bez problemu wypuszczono go z Rosji, wymieniając na uwięzionego w Anglii Litwinowa, mogło skutkować tylko tym, że to, że cała rodzina została wymordowana stało by się tajemnicą poliszynela. Brytyjski agent publikował swoje wspomnienia w 1932 r., kiedy zgodnie z tym, co pisze sam Pipes w ZSRR kilka lat wcześniej ukazała się przełożona na kilka języków publikacja uczestnika egzekucji Bykowa, nie pozostawiająca wątpliwości w kwestii losów carskiej rodziny.

Lockhart bazował więc na faktach nie ukrywanych wówczas przez radziecką prasę i publikacje, nie mówiąc nic odkrywczego. 

Na marginesie, jeśli było by, jak twierdzi Pipes, że jedynie rokowania brzeskie powstrzymywały bolszewików od ujawnienia losów całej rodziny, to przecież nie potrzeba było ujawniać w tym czasie faktu, że zginął car, który musiał rodzić podejrzenia i pytania odnośnie reszty rodziny, która według wersji rozpowszechnianej przez Swierdłowa i odczytanej przezeń na posiedzeniu Rady Komisarzy Ludowych miała przebywać w „pewnych rękach”.

Natomiast wśród faktów, których interpretację Pipes po prostu nagiął do swojej teorii znajduje się to, że po otrzymaniu przez Lenina w południe 17 lipca listu (autor twierdzi, że był to telegram) z Jekaterynburga z domniemanym opisem faktów już dokonanych, Kreml depeszował z prośbą o wyjaśnienia. Odpowiedź w formie zaszyfrowanej depeszy przysłana przez Biełobrodowa zdradza, że Moskwa, a nawet sam popierający od początku takie rozwiązanie Swierdłow, nie wiedziała w pierwszej chwili o tym, że cała rodzina podzieliła los głowy rodziny[7]. Otrzymawszy jednoznaczne wyjaśnienia, Swierdłow zdecydował się na podanie do wiadomości publicznej jedynie egzekucji cara, zarządzonej przez Radę Uralską, lekceważąc nawet sugestię Biełobrodowa, że „oficjalnie rodzina zginęła w czasie ewakuacji”.

Kto strzelał do Lenina? Nieznane okoliczności zamachu

Sam Swierdłow to dość niejednoznaczna i niezbyt wiarygodna postać. W świetle faktów, które znamy obecnie, jego decyzja o pospiesznym rozstrzelaniu Fani Kapłan, która 30 sierpnia 1918 r. miała rzekomo ciężko zranić wodza rewolucji, jest bardzo zastanawiająca. Dziś wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że ta półślepa kobieta, której odcisków palców nie było na rewolwerze, z którego miała oddać strzały, nie strzelała do Lenina. Pozwoliła na to, by obciążono ją próbą dokonania tej zbrodni, a nawet nauczyła się na pamięć, jak ją uzasadnić, dzięki miłości do mężczyzny, za którego zamach terrorystyczny dokonany w dobie caratu, już raz trafiła na Sybir, biorąc na siebie całą winę za niepopełniony czyn.

Zostawiam na boku najbardziej sensacyjne rewelacje w tej sprawie. Szokujące jednak, że w dniu zamachu, w którym zamordowani zostali przez agentów wroga wybitni bolszewicy, jak Wołodarski i Uricki, Swierdłow zachęcał Lenina, by udał się na wiec w fabryce Michelsona, nie pozostawiając mu żadnej ochrony. Czy można usprawiedliwić to zaniedbaniem wynikającym z pogubienia w chaosie wydarzeń tego dnia? To słaba linia obrony, zważywszy, że był to człowiek znany zarówno z encyklopedycznej pamięci odnośnie predyspozycji i uzdolnień konkretnych działaczy, jak i wielkiej precyzji i dbałości o szczegóły.

Tym bardziej zdumiewa jego postawa w tym dniu, wyraźne szafowanie bezpieczeństwem Lenina, a także późniejsza pospieszna decyzja egzekucji Kapłan, przy równie dziwnym braku pośpiechu w schwytaniu bezpośrednich rozkazodawców i sprawców. Pomijam już opowieści, że osoba strzelającego do Lenina ukochanego Fani, korzystającego z tożsamości Wiktora Garskiego, była mu znana osobiście i, że po dwóch tygodniach od strzałów w fabryce Michelsona, Garski (a w rzeczywistości Jaszka Szmidman) zjawił się u niego na Kremlu, jak twierdzą niektóre nie stroniące od sensacji opracowania.

Podobnie nie wydaje się zrozumiały fakt, że do śledztwa w tej sprawie ściągnął specjalnie do Moskwy… Jurowskiego. Jakie miał wówczas zadanie główny wykonawca egzekucji carskiej rodziny i po co wezwał go Swierdłow, brak danych.  Jedyny zachowany ślad aktywności w tym śledztwie  Jurowskiego, to fotografie  z wizji lokalnej odtwarzającej przebieg wydarzeń, robione jego ręką. Najwidoczniej Swierdłow ufał Jurowskiemu i cenił go od czasu kaźni Romanowów i z jakichś przyczyn chciał ich włączyć do tej sprawy.

Kłopotem dla poleninowskich hagiografów były m.in. zeznania kierowcy i ochroniarza Lenina, Stiepana Gila, który w swoim zeznaniu początkowym użył niefortunnego sformułowania, że widział rękę mężczyzny oddającą strzały i słyszał, gdy ranny półprzytomny Lenin mówił: Schwytaj go…. Wprawdzie do przywódcy rewolucji nie strzelał wyłącznie mężczyzna, lecz rękę z bronią podniosła także członkini partii prawicowych eserowców Lidia Wasiliewna Konopliewa. To ona wykonała strzały pozwalające uzasadnić dorobienie Kapłan legendy terrorystki, umożliwienie jej odegrania swojej roli do końca. Ukochany Fani zaś, główny wykonawca zamachu, wiódł przez lata życie bandyty, czasami ocierając się o działalność w szeregach anarchistów, lecz porewolucyjny chaos umożliwił mu uzyskanie nowej tożsamości i wślizgnięcie się pod nią do szeregów Czeka… Przypadkowy zbieg okoliczności, że również Konopliewa realizowała plan swego narzeczonego Gieorgija Siemionowa stojącego na czele Centralnego Oddziału Bojowego partii prawicowych eserowców.

W historii tej nie mamy jeszcze kilku ostatecznych odpowiedzi. Jednak historyk musi tutaj postawić pytania. Czy Swierdłow pozostawiając wodza rewolucji bez ochrony, a następnie decydując o straceniu Kapłan zanim jeszcze Lenin oprzytomniał, dał się wciągnąć jedynie w brudną grę, czy wziął w niej udział w pełni świadom jej prawideł?  Czy fakt, że prowokator przeniknął do szeregów Czeki i zdołał wykonać, współdziałając z Konopliewą zamach na wodza rewolucji był po prostu tak kompromitujący, że należało go ukryć, czy też sprawa ma drugie przerażające dno? Zbyt wiele kontrowersyjnych wątków związanych z tym zamachem łączy się nie tylko ze Swierdłowem, ale i z służbą bezpieczeństwa, poczynając od tego, że jego realizację poprzedził celowy upadek marynarza Aleksandra Protopopowa, powiązanego ściśle z puczem lewicowych eserowców funkcjonariusza Czeka…

Czy Łacis albo Swierdłow mógł być powiązany z zamachem na Lenina? 

Faktem jest, że Lenin naraził się zastępcy Dzierżyńskiego, Martynowi Łacisowi kilkakrotnie. Ich podejście do terroru różniło się bowiem diametralnie. Przywódca rewolucji był zdecydowanym przeciwnikiem podejścia gloryfikującego nagą przemoc i bezmyślną zemstę, a przede wszystkim kultywowania jej przy pomocy odrażających praktyk, właściwych dawnemu ustrojowi i traktowanych przezeń jak relikt mroków średniowiecza, takich jak tortury wobec aresztowanych kontrrewolucjonistów.

Dlatego niejednokrotnie starł się z Łacisem, który otaczał się funkcjonariuszami wspierającymi jego stanowisko w kwestii terroru, będące kontynuacją tradycji m.in. anarchistycznej grupy bezmotiwników.

Kiedy niskonakładowe moskiewskie czasopismo „Tygodnik Czeki” kierowane przez Łacisa opublikowało list wzywający do używania tortur w listopadzie 1918 r., Lenin zareagował bardzo ostro, żądając zamknięcia tego pisma. Nie poprzestał jedynie na okazaniu wzburzenia.

6 listopada 1918 roku Czekę poinstruowano, aby wypuściła na wolność wszystkich więźniów, przeciwko którym nie postawi się zarzutów w ciągu dwóch tygodni. Zakładnicy mieli być także zwolnieni , z wyjątkiem przypadków, gdy „zachodziła konieczność”– ujawniał nieopatrznie Richard Pipes[8], nie ukrywając, że Lenin był propozycjami z pisma Łacisa przerażony i wstrząśnięty. Ze swojej strony kierownictwo Czeki opublikowało następującą odpowiedź: Proletariat jest bezlitosny w swej walce. Równocześnie jest niewzruszony i silny. Nie trzeba żadnych przekleństw na naszych najgorszych wrogów. Nie trzeba tortur ani mąk!.

Prezydium Ogólnorosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego, najwyższy organ rządowy, wydało dekret, w którym można było przeczytać: Chociaż reżim radziecki ucieka się z konieczności do najbardziej drastycznych środków walki z ruchem kontr-rewolucyjnym, i pamięta że walka z kontr-rewolucją przybrała formę otwartej walki zbrojnej, w której proletariat i biedni chłopi nie mogą rezygnować z użycia terroru, jednak fundamentalnie odrzuca posunięcia bronione we wskazanym artykule, jako godne pogardy, niebezpieczne i sprzeczne z interesami walki o komunizm.

„Tygodnik Czeki” został zamknięty, autorzy listu zwolnieni i zakazano im zajmowania stanowisk w republice radzieckiej. Analogicznie, we współczesnych  Stanach Zjednoczonych autorzy memorandum Ministerstwa Sprawiedliwości usprawiedliwiającego tortury w 2002 r., Alberto Gonzales i Jay Bybee, zostali wynagrodzeni mianowaniem odpowiednio na prokuratora generalnego i sędziego federalnego sądu apelacyjnego[9].

Nawet Anne Applebaum w monumentalnym opracowaniu „Gułag” pisanym z wyraźną antykomunistyczną tendencją i nie wolnym od mitów przyznaje, że na los więźniów w pierwszym dziesięcioleciu istnienia republiki rad miał wpływ reaktywowany zaraz po Rewolucji Październikowej z poparciem Dzierżyńskiego, wcześniej nielegalny Polityczny Czerwony Krzyż. Oto odnośny fragment tej książki:

Zaraz po zamachu bolszewickim kilkoro sławnych rewolucjonistów – m.in. Wiera Figner autorka wspomnień z lat spędzonych w carskim więzieniu, i Jekatierina Pieszkowa, żona pisarza Maksyma Gorkiego – pomogło reaktywować Polityczny Czerwony Krzyż, organizację pomocy więźniom, która przed rewolucją działała w podziemiu. Pieszkowa znała dobrze Dzierżyńskiego, z którym serdecznie i regularnie korespondowała. Dzięki jej kontaktom Polityczny Czerwony Krzyż otrzymał prawo wizytowania więzień, rozmawiania z uwięzionymi, wysyłania im paczek, a nawet do ubiegania się o zwolnienie chorych – przywileje, które utrzymał niemal do końca lat dwudziestych[10].

Czy jednak jeśli Łacis przymknął oko na działalność prowokatorską w Czeka i przygotowywania do zamachu na Lenina, musiał życzyć mu śmierci? Wszak potrafił znaleźć wyjście z sytuacji, składając samokrytykę, że doszedł do absurdów i zrzucając odpowiedzialność na autorów listu, który przecież opublikował. Osobiście nie miał więc czego się obawiać. Jeśli by jednak, choć to oczywiście tylko kontrowersyjna hipoteza, nie przeciwdziałał przebiegowi wydarzeń, mając ukryty cel, to nic nie pokazuje lepiej, co mógłby chcieć osiągnąć, niż to, że masy ludowe odpowiedziały spontanicznym masowym terrorem na zamach na ich ukochanego wodza. 

Jeden z zastępców Dzierżyńskiego Jakow Peters tak wspominał okoliczności  fali ludowej przemocy po zamachach na przywódców bolszewickich, Urickiego i Wołodarskiego i  ciężkim zranieniu Lenina:

 W dniu zabójstwa Uryckiego Lenin zadzwonił do CzeKa i zaproponował Dzierżyńskiemu, by natychmiast wyjechał do Leningradu  [Do śmierci Lenina miasto to nosiło nazwę Piotrogród – przyp. D. J.] w celu wyświetlenia okoliczności zabójstwa. Wieczorem nastąpił zamach na Lenina. Ten bezczelny, zdradziecki cios w plecy rewolucji proletariackiej, zadany przez socjalrewolucjonistów, wstrząsnął całym krajem. Bez jakichkolwiek dyrektyw z centrum zaczęły napływać z okręgów wiadomości o bezwzględnej rozprawie z kontrrewolucjonistami, poczynając od eserowców, a kończąc na generałach białogwardyjskich. Do WCzK przychodziły bardzo często depesze z doniesieniem, że w takim a takim miasteczku walne zebranie, omówiwszy sprawę zamachu na Lenina, postanowiło rozstrzelać tylu a tylu kontrrewolucjonistów. WCzK musiała hamować to wzburzenie mas pracujących i kierować walkę przeciw rozzuchwalonym agentom obcego kapitału we właściwe łożysko[11].

Taki przebieg wydarzeń można było przewidzieć, znając rzeczywistą, a nie obecnie przedstawianą skalę popularności przywódcy rewolucji w masach ludowych. Można było przewidzieć, że tej eskalacji przemocy nikt i nic nie zdoła już przerwać… Nic dziwnego zresztą, że proletariat nie chciał pozwolić na bezkarne wybijanie jego wodzów, takich, jak również cieszący się autorytetem Wołodarski, czy wbrew legendzie bardzo humanitarny szef piotrogrodzkiej Czeki Uricki…

Fania Kapłan odegrała rolę, do której przygotował ją mężczyzna, którego kochała Jasza Szmidman, występujący po rewolucji jako Wiktor Garski, świadom losu, na jaki ją nie pierwszy już raz skazuje, bez zarzutu.

To chory wymysł takich paszkwilantów, jak Ossendowski, czy kopiujący od niego niemal żywcem nie tylko ten wątek, Ronikier, że Kapłan, której zmienili nawet nazwisko na Frumkin torturowano, co mieli wykonać rzekomo skośnoocy Chińczycy…

Nie można wykluczyć, że wykonawcy zamachu prawdopodobnie wykonywali rzeczywiście wyrok eserowski, ale fakt, że prowokatorzy przeniknęli do Czeka, należało zatuszować nawet przed samym Leninem, który gdy tylko odzyskał przytomność, zażądał przerwania łańcucha zemsty.

Niezależnie od tego, czy Łacis wiedział o tym, że niewinna kobieta odegrała rolę kozła ofiarnego, nie mógł nie być zadowolony po cichu z obrotu wydarzeń. Jego wspomnienia, które zdążył spisać, zanim w schyłkowych latach trzydziestych sam położył głowę, jako jedna z ofiar czystek, zdradzają wyjątkowe zamiłowanie do przemocy. Wciąż jednak brak także odpowiedzi na pytanie, czy Swierdłow wiedział, że to nie Kapłan strzelała do Lenina. Być może za jego postanowieniem o jej pospiesznym rozstrzelaniu stała potrzeba pokazania masom, że władze zaspokoją ich żądzę zemsty, a kierował się opinią dostarczoną przez Łacisa, któremu przecież oskarżona przyznała się do planowania swojego czynu. Co więcej sam Swierdłow uczestniczył w jej przesłuchaniu, więc znał dobrze rezultaty śledztwa.

Nie można jednak pominąć milczeniem, że wycofał przedtem ochronę Lenina. Ani tego, że jego zachowanie podczas rekonwalescencji wodza rewolucji po zamachu jest co najmniej dziwne. Wprawdzie pisane post fatum świadectwa apologetyczne wobec Swierdłowa, jak np. powstające po upływie wielu lat Zapiski komendanta Kremla wyjątkowo mu oddanego Pawła Malkowa (który zresztą wykonał na jego polecenie egzekucję Kapłan), czy zmieniającego zdanie w tej kwestii Trockiego w Moim życiu, zdają się malować obraz wiernego Leninowi towarzysza czuwającego przy jego łożu. Jednak istnieją jeszcze bliższe wydarzeniom wspomnienia sekretarza Lenina, Włodzimierza Boncz-Brujewicza, który ujawnia, że w czasie, gdy przywódca radziecki dochodził do zdrowia, Swierdłow przeszukał jego biurko. Według tego źródła, Swierdłow miał mawiać w tym czasie: „Ilijcz chory, a my tu sobie świetnie bez niego radzimy”.

Zamykając rozważania poświęcone kwestii zamachu, trzeba zauważyć, że nadal nie ma ostatecznych dowodów obciążających Swierdłowa, czy Łacisa. Niemniej zachowanie pierwszego z nich w dniu zamachu i po nim wydaje się podejrzane. Natomiast jeśli chodzi o Łacisa, to wprawdzie brak dowodów, że jego ewentualne przyzwolenie na zamach, miałoby osobiste podłoże, jednak dzięki zamachowi uzyskał eskalację przemocy, o jaką od dawna mu chodziło. Wciąż są to jednak zbyt słabe poszlaki, by stwierdzić z całą pewnością, że byli oni częścią spisku prawicowych eserowców, choć nie można z całą pewnością wykluczyć, że nie zapobiegli jego realizacji.

Na marginesie warto dodać, że fakt zamachu na Lenina był wykorzystywany przez propagandę stalinowską dla ugruntowania przekonania, że ranny wódz rewolucji już wówczas traktował Stalina jako swego najbardziej zaufanego człowieka, któremu zamierzał powierzyć państwowy ster w razie, gdyby nie przeżył. W latach trzydziestych nakręcono film fabularny o tych wydarzeniach, w którym znalazła się scena, gdy ranny przywódca nie chcąc uwierzyć zapewnieniom lekarzy, że przeżyje, domaga się natychmiastowego wezwania do jego wezgłowia nie kogo innego, tylko Stalina. Nagięto tutaj wyraźnie relację lekarza B. Weisbroda, który wspominał, że ranny zwrócił się do niego: Powiedzcie szczerze, prędko nastąpi koniec? Jeśli tak, to ja muszę z kimś porozmawiać[12].

Lenin wobec nadużyć rewolucyjnego terroru

Trzeba zauważyć, że statystyki ofiar są często przekłamywane, przy ukrywaniu prawdziwej skali ofiar czerwonego terroru poprzez łączenie ich jako liczonych wspólnie „ofiar wojny domowej” przez prześcigających się w coraz bardziej astronomicznych liczbach antykomunistycznych historyków.

Nawet w środku trwania czerwonego terroru Lenin pisał do M. F. Andrejewej 18 listopada 1919 r.: Lepiej, żeby dziesiątki i setki inteligentów posiedziały kilka dzionków i tygodni, niż żeby 10 000 zostało pozabijanych. Dalibóg lepiej[13] .

Nie oznacza to jednak, że Lenin pragnąc utrzymania dyscypliny, nie groził surowymi konsekwencjami z karą śmierci włącznie m.in. urzędnikom łamiącym zasady praworządności, choć wbrew fałszerstwom antyrewolucyjnej propagandy sam wyroków śmierci skutkujących egzekucjami nie wydawał. Oto przykłady tego typu interwencyjnych rozporządzeń i towarzyszących im okoliczności.

W maju 1919 r. zareagował ostrą irytacją na aresztowanie przez Czekę  w Nowgorodzie byłego komisarza Rządu Tymczasowego, Bułatowa:

Bułatow aresztowany widocznie za skargę u mnie. Uprzedzam, że za to przewodniczących gubernialnych komitetów wykonawczych CzK i członków komitetów wykonawczych będą aresztować i domagać się ich rozstrzelania[14].

6 stycznia 1919 r. Lenin nadał telegram do obwodowej WCzK w Kursku z instrukcją:
Natychmiast aresztować Kogana, członka Kurskiej Centrali Skupu za to, że nie udzielił pomocy 120 głodującym robotnikom Moskwy i odprawił ich z pustymi rękami. Opublikować to w gazetach i za pośrednictwem ulotek, aby wszyscy pracownicy central skupu i organów aprowizacyjnych wiedzieli, że za formalistyczny i biurokratyczny stosunek do sprawy, za nieumiejętność udzielenia pomocy głodującym robotnikom represje będą surowe – aż do rozstrzelania włącznie. Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Lenin[15].

22 lutego 1919 r. w telegramie do Jarosławskiego Gubernialnego Komitetu Wykonawczego Lenin nakazywał:

Pracownik radziecki Daniłow skarży się, że Komisja Nadzwyczajna zabrała mu trzy pudy mąki i inne produkty, które w ciągu półtora roku zdobył własną pracą dla rodziny składającej się z czterech osób. Sprawdźcie jak najdokładniej. Telegrafujcie wynik. Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Lenin[16].

W październiku 1921 r. ludowy komisarz spraw zagranicznych Cziczerin poinformował Lenina, że w  Armawirze, Tuapse, Noworosyjsku czekiści aresztują dyplomatów, otwierają pocztę dyplomatyczną, przeprowadzają rewizje.

Lenin zareagował oburzeniem nakazując: aresztować parszywych czekistów i przywieźć do Moskwy winnych i rozstrzelać ich. Pod koniec listu zaznaczył jeszcze: doprowadzić na rozstrzelanie czekistowską swołocz.

Po czym skazano ich na dwutygodniowe studiowanie instrukcji[17].

Kiedy indziej nie kryjąc złości wobec ludowego komisarza oświaty Anatola Łunaczarskiego, Lenin napisał ni mniej ni więcej: za poderwanie pomnikowej propagandy – Łunaczarskiego należy powiesić.

Jeszcze bardziej dał się ponieść irytacji, gdy w 1921 roku w liście do Piotra Bogdanowa wydawał następujące polecenie: Komunistyczną swołocz trzeba sadzać do więzienia, a nas wszystkich i Ludowy Komisariat Sprawiedliwości, w szczególności, trzeba powiesić na śmierdzących sznurach.

Rzecz jasna nikomu z wymienionych  rzekomych skazańców nie spadł włos z głowy. A kiedy kogoś trzeba było ułaskawić, wybawić z aresztu czy od kary, zwracano się nie do CzK, nie do Biura Politycznego, lecz osobiście do Lenina – zaznaczał W. Mustianc, podając kilka przykładów takich interwencji[18].

Nawet jeśli zauważyć, że rozporządzenia te posuwają się niekiedy do absurdów, ocierając o makabryczne żarty, są one jedynie swego rodzaju upomnieniem w celu utrzymania dyscypliny, reakcją na zaniedbania i nadużycia, a nie dyrektywami mordowania i żadnymi ofiarami, jak wyżej powiedziano, nie skutkowały. 

 Natomiast Dzierżyński, który kilkakrotnie podejmował wspierane przez Lenina wysiłki na rzecz zniesienia kary śmierci i dokonywał licznych indywidualnych uwolnień zatrzymanych przez pomyłkę bądź nie obciążonych ciężkimi winami, gdy tylko krwawy opór kontrrewolucji wspartej przez obcą interwencję wydawał się słabszy, w połowie 1920 r. stwierdził, że nie powinno być żadnego udowadniania przestępstwa samym pochodzeniem klasowym. A także krytycznie zauważył, że nasza polityka karna nie jest dobra[19]. Uwięzionych za udział w zamachach bombowych anarchistów zwolnił na słowo honoru na pogrzeb księcia Kropotkina.

Jego postawę wobec uwięzionych anarchistów ujawniają wspomnienia żony wybitnego polskiego i radzieckiego komunisty Stanisława Bobińskiego, Heleny, których fragment pozwolę sobie przytoczyć:

Zaraz po tym przyszła Zagoskina. Rozpromieniona. Mąż jej przyjechał wczoraj o dziesiątej wieczorem. Dzierżyński odesłał go własnym autem i przeprosił za „bezpodstawne”, jak mówił, zatrzymanie.

—  Co za człowiek! — unosiła się Zagoskina.

Już po jej wyjściu Stasiek powiedział:

—  Gdyby wiedziała, ile pracy Dzierżyński miał wczoraj i dzisiejszej nocy! Aresztowano przeszło czterystu anarchistów. Trzeba teraz wybadać, kto z nich jest zwykłym bandytą, a kto „ideowym” anarchistą. Ideowi anarchiści mieli być natychmiast zwolnieni i broń miała być im zwrócona. Ale, jak nam mówił Dzierżyński, pod czarną flagą anarchistów znajdują schronienie różne kontrrewolucyjne organizacje; więc takiej odpowiedzialnej sprawy nie mógł nikomu powierzyć. A sam ledwo się już na nogach trzyma.

17 kwietnia.

Dziś odbył się pogrzeb dwóch towarzyszy, poległych w walce z anarchistami[20].

Podobnie  postąpił w dobie wojny 1920 z ludźmi z polskiej siatki szpiegowskiej Ignacego Dobrzyńskiego, których wypuszczono na podstawie ustnego zobowiązania, że nie będą już szkodzić Rosji Radzieckiej, zaś ich szef pod nowym nazwiskiem Sosnowski stał się oddanym szczerze pracownikiem wysokich szczebli radzieckiego wywiadu, do czasu gdy został stracony jako jedna z wielu ofiar stalinowskich czystek.

Humanitarna postawa nie była właściwa tylko Leninowi czy Dzierżyńskiemu. Odpowiedzialny za eskalację przemocy przeciwnik nie miał jednak takich skrupułów.

Zmuszony uznawać konieczność obrony władzy radzieckiej przed zbrodniarzami odpowiedzialnymi za eskalację przemocy, Lenin nie uważał jednak, że ta wymuszona obrona musi trwać wiecznie i być odtwarzana w każdych okolicznościach. 

W przemówieniu w sprawie warunków przystąpienia do Międzynarodówki Komunistycznej z 30 lipca 1920 r. polemizując z niemieckim socjaldemokratą Arturem Crispienem, który przewodził delegacji Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, która ostatecznie do Kominternu nie przystąpiła i wyrażając ubolewanie, że nie jest on obecny na sali, by odpowiedzieć na zarzuty, przywódca bolszewików dopuszczał możliwość nie stosowania terroru, jeśli tylko nie jest on wymuszony postawą przeciwnika:

Co mówi Crispien o terrorze i przemocy: Powiedział on, że są to dwie różne rzeczy. Takiego rozróżnienia można zapewne dokonać w podręczniku socjologii, nie można tego jednak uczynić w praktyce politycznej, zwłaszcza w warunkach niemieckich. Wobec ludzi, którzy postępują tak jak niemieccy oficerowie mordujący Liebknechta i Różę Luksemburg, wobec ludzi w rodzaju Stinnesa i Kruppa, skupujących prasę — wobec takich ludzi zmuszeni jesteśmy uruchamiać przemoc i terror. Nie ma, oczywiście, potrzeby oświadczać z góry, że na pewno uciekniemy się do terroru [podkreślenie D. J.]; jeśli jednak niemieccy oficerowie i kappowcy pozostaną takimi, jakimi są oni dziś, jeśli Krupp i Stinnes pozostaną takimi, jakimi są dziś, to zastosowanie terroru będzie nieuniknione. Nie tylko Kautsky, lecz także Ledebour i Crispien mówią o przemocy i terrorze w całkowicie kontrrewolucyjnym duchu. Rzecz jasna, że partia, która się zadowala takimi koncepcjami, nie może sprawować dyktatury[21].

O tym, jak wielką wagę przykładał do potrzeby edukowania nawet wroga, by przekonać go do porzucenia nienawiści winnej eskalacji barbarzyńskich postaw po obu stronach świadczy, jak zareagował na bunt białogwardyjski, jaki wybuchł na Krymie. 6 grudnia 1920 r.  stwierdzał: Dziś na Krymie jest 300 000 burżuazji. To źródło przyszłej spekulacji, szpiegostwa, wszelkiej pomocy dla kapitalistów. Lecz my się ich nie boimy. My mówimy, że ich przyjmiemy, wyprostujemy, podporządkujemy, przekształcimy[22].

Nic lepiej nie potwierdza, że Lenin pragnął wykształcenia systemu zrywającego z barbarzyństwem ancien regime’u nie kosztem utrwalania barbarzyńskich postaw w nowym ustroju. Konieczność utrzymania dyscypliny wymagała od niego  jednak wydawania surowych rozporządzeń, by powstrzymać negatywne zjawiska. Natomiast bezwzględność wroga sprawiała, że musiał akceptować rzeczywistość walki z kontrrewolucją, mimo, że wiedział, że gdy tylko sytuacja na to pozwoli, należy wykorzystać sytuację, by wychowywać masy w duchu odrzucenia barbarzyństwa i podniesienia przez nie własnego poziomu kulturalnego i etycznego.

29 czerwca 1918 r. („Prawda”, nr 133) pisał o tym: Krajowi naszemu biegiem wydarzeń wysuniętemu do awangardy rewolucji socjalistycznej, przypadają w udziale szczególnie ciężkie męki pierwszego okresu rozpoczętego aktu porodu”. Niespełna pół roku później na III Konferencji grup SDKPiL, w Moskwie mówiąc o pomyślnym pokonywaniu ogromnych trudności przez młodą władzę radziecką, jednocześnie przypominał, że „trzeba było ponosić skutki na wpół azjatyckich stosunków… wybrnąć z niesłychanego chaosu.

Po latach nawiązał do tych jego poglądów Siergiej Kirow stwierdzając:  ...gdyby kraj nasz, o czym bardzo często wspominał ze smutkiem Włodzimierz Iljicz Lenin, był nieco bardziej kulturalny, wówczas zadania stojące przed naszą partią rozwiązywalibyśmy znacznie łatwiej i znacznie szybciej. Ta przeklęta przeszłość ciąży nad nami dotychczas i w przełomowych chwilach rewolucji była przyczyną ogromnych trudności[23].

Walcząc o wytworzenie nowych postaw społecznych Lenin uważał, że komunistyczna awangarda musi sama świecić przykładem. Dlatego, mimo, że po zwycięstwie Rewolucji Październikowej nowe władze musiały zmagać się z faktem, że skarb państwa był opustoszały, a bankierzy nie chcieli udzielić mu wsparcia, nie zgodził się ani na zorganizowanie ekspropriacyjnego napadu na odmawiający funduszy Bank Państwowy, ani też nie zgodził się przyjąć pożyczki oferowanej przez polskiego bankiera Jaroszyńskiego, oświadczając nawet wbrew opinii części swoich towarzyszy, że nie chce mieć do czynienia „z żadnymi spekulantami”[24].

Rzecz jasna wygodniej jest cytować fałszywki produkcji m.in. obcych wywiadów bądź srogie w wymowie listy zawierające surowe groźby, rzucane na wiatr dla postrachu w niezwykle ciężkich okolicznościach, niż wyświetlać i badać pełne konteksty wydarzeń.

Ktoś napisał kiedyś o Albercie Einsteinie, zresztą komuniście, działaczu Związku Spartakusa, że był on człowiekiem, którego dobroć i miłość do ludzi płynęła bardziej z mózgu niż z serca.  Podobnie humanizm Lenina miał swe źródło w umyśle. Nie było to wyrachowanie, lecz wynikało ze spojrzenia sięgającego znacznie dalej niż dobro jednostki. Dlatego myślał on przede wszystkim z perspektywy konieczności wychowania społeczeństwa w duchu odrzucenia dawnego barbarzyństwa, mimo, że musiał liczyć się z realiami, wymuszonymi zarówno przez brutalne ataki wroga, jak i to, że lud także dojrzewał w wyjątkowo okrutnej epoce.

Trafnie podsumował te zjawiska W. Mustianc w swoim artykule o Leninie:

Czternaście państw – biali, niebiescy, zieloni – wszyscy byli przeciw nim, a oni wzięli i zwyciężyli. Co do za jedni, ci bolszewicy – Marsjanie, co przylecieli z kosmosu? Tak, oni nie byli święci. Ten sam rosyjski chłop, przywykłszy na wojnie do śmierci i krwi, odwykłszy od sochy i brony, przyszedłszy do domu, brał się za kołki i widły. I oto płonęły już obszarnicze dwory, gwałcone były żony i córki, zabijani synowie. I kiedy zaczęła się wojna domowa, brat szedł na brata, ojciec na syna, sama sytuacja sprzyjała okrucieństwu, i jeśli „czerwoni” rozstrzeliwali i topili na barkach, to ulubionym rodzajem kaźni u „białych” było zakopywanie żywcem w ziemi. A żeby męki były silniejsze, skazanych spuszczali w jamę związanych i zakopywali głową w dół[25].

Wypowiedź ta zdaje się ukazywać pobieżnie rzeczywistość obustronnej walki. Jednak poruszona tutaj kwestia praktyk topienia ludzi w barkach przez choćby i lokalnych bolszewików, wymaga stwierdzenia, że jakiekolwiek nie były by fakty w tej kwestii, istnieją udokumentowane przypadki stosowania tego rodzaju praktyk przez białych. Podczas powstania w Jarosławiu pomiędzy 6 a 21 lipca 1918 r. około 200 komunistów i ich sympatyków zostało umieszczonych na barkach śmierci, pozostawionych pośrodku rzeki Wołgi w celu zamorzenia ich głodem [26]. Kiedy więźniowie próbowali uciec, strzelano do nich, jednak w ciągu 13 dni udało im się poprzez wiosłowanie dopłynąć do miejsc koncentracji oddziałów Armii Czerwonej [27]. Z 200 osób udało się przeżyć na pokładzie 109 [28].

Przypadki tego rodzaju pływających więzień dla komunistów odnotowano m.in. w Sarapule, Wotkińsku i Iżewsku. Przykładowo w Sarapule z 600 przetrzymywanych  w ten sposób więźniów politycznych, pozostało przy życiu  432 ludzi, uwolnionych dzięki ofensywie Floty Wołżańskiej pod dowództwem Fiodora Raskolnikowa [29]. Te same praktyki stosowano również na obszarze kontrolowanym przez Kołczaka. 7 września 1919 r. cztery barki („Wołchow”, „Biała”, „Wiara” i „Numer 4”) załadowane więźniami przybyły do Tomska, Tiumeni i Tobolska. Znajdowali się na nich zarówno jeńcy z Armii Czerwonej, jak cywile. Przetrzymywano ich w ciężkich warunkach i bez opieki medycznej (według miejscowego lekarza śmiertelność sięgała 118-160 osób dziennie). W chwili ucieczki białogwardzistów, z kilku tysięcy więźniów pozostały żywe zaledwie 83 osoby [30]. Tak samo próbowali postąpić kontrrewolucjoniści w Krasnowodzku, w zakaspijskim regionie współczesnego Turkmenistanu, jednak więźniowie dokonali zbiorowej ucieczki [31].

Fakty te dowodzą, że podtrzymywane przez współcześnie publikowane stronnicze świadectwa, a przede wszystkim fabularne filmy przedstawiające szlachetnych białych dowódców, to jedynie mity służące nieuczciwemu i jednostronnemu utrwalaniu obrazu kryjącego przerażającą rzeczywistość, prawdę o epoce, o idealizowanych obecnie postaciach i ruchach politycznych odpowiedzialnych za masowe zbrodnie i obustronną eskalację przemocy. To przykre i haniebne zarazem, że wulgarną demagogiczną nienawiścią przysłania się prawdę o wysiłkach tych, którzy próbowali tę epokę na miarę własnych niewielkich możliwości dohumanizować i wychować inne społeczeństwo, dla którego sama myśl o barbarzyńskim postępowaniu będzie obca i odrażająca.

Dawid Jakubowski

a.me.

1. A.Witkowicz, Wokół terroru białego i czerwonego 1917-1923, Wydawnictwo Książka i Prasa,W-wa 2008,, s.209-210; N. P. Morozowa Kto pomog carskoj siemie spastis?,
http://www.forum.msk.ru/vernost_leninu/11730.html.

2. No proof Lenin ordered last tsar’s murder: probe, http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/russia/8264321/No-proof-Lenin-ordered-last-Tsars-murder.html.

3. A. Witkowicz, op. cit., s.209-210.

4. W. Pietielin, Aleksy Tołstoj, Warszawa 1984 [w:] ibidem, s. 209.

5. Wspomnienia Trockiego, zapis z 9 IV 1935, [w:] Trotsky Archive,  Houghton Library, Harvard University, bMS/Riss 13. T-3731, s.111 [w:] R. Pipes, Rewolucja rosyjska, autoryzowany przekład z angielskiego T. Szafar, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 623.

6. R. Pipes, op. cit., s. 618.

7. Ibidem.

8. Ibidem, s. 656.

9. Amnesty International: „Gułag” i antykomunizm. Część druga; Przedruk z: ,,Workers Vanguard” nr 863, 3 lutego 2006 r.,   http://pl.indymedia.org/pl/2006/02/18486.shtml.

10. A. Applebaum, Gułag, Świat Książki, Warszawa 2005, s. 44.

11. Jakow Peters – Jakobin proletariacki, [w:] Towarzysz Józef. Wspomnienia o Feliksie Dzierżyńskim, Książka i Wiedza, Warszawa 1977, s. 235.

12. Zamach na Lenina. Rozmowa ze starszym prokuratorem kryminalnym Śledczego Komitetu Federacji Rosyjskiej Władimirem Sołowiowem prowadzona przez  komentatora politycznego „Prawdy” Wiktora Kożemako, http://gazeta-pravda.ru/content/view/6304/59/.

13. Nieznane listy, notatki, przemówienia Lenina z lat 1917-1922, Książka i Wiedza, Warszawa 1962,  s. 46.

14. L. Gyurko, Lenin – Październik, przełożył Tadeusz Olszański, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970, s. 18.

15. N. Krupska, Wspomnienia o Leninie, wyd. drugie uzupełnione, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 595.

16. Ibidem, s. 604.

17. W. Mustianc, Czy Lenin był niegodziwcem?, http://www.duel.ru/200228/?28_5_1.

18. Tamże.

19. A. Plechanow, Dzierżyński chciał posadzić Berię, http://www.1917.net.pl/?q=node/7759.

20. H. Bobińska, Pamiętnik z tamtych lat, część I, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1963, s. 190-191.

21. W. Lenin, Przemówienie w sprawie warunków przyjęcia do Międzynarodówki Komunistycznej z 30 lipca 1920, http://maopd.files.wordpress.com/2012/02/przemowienia-na-ii-kongresie-miedzynarodowki-komunistycznej-1920.pdf.

22. Rieabilitirowannyje istorijej. Awtomnaja Riespublika Krym, http://www.reabit.org.ua/files/store/Kr.Tom1.pdf.pdf dostęp: 22.08.2010.

23. N.Michta, Marchlewski i Żeromski, „Miesięcznik Literacki” nr 1, styczeń 1980, s. 102-103.

24. Stefan Pełczyński, Lenin – wolność i władza, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1981, s. 210.

25. W. Mustianc, op. cit.

26. Советская военная энциклопедия. / ред. Н. В. Огарков. том 8. М., Воениздат, 1980. стр.672-673

27. Д. Л. Голинков. Крушение антисоветского подполья в СССР (в 2-х тт.). Книга I. 4-е изд. М., Политиздат. 1986. стр.177-180

28. Гражданская война и военная интервенция в СССР. Энциклопедия / редколл., гл.ред. С. С. Хромов. 2-е изд. М., Советская энциклопедия, 1987. стр.698

29. Ратьковский И. С., Ходяков М. В. История Советской России. СПб., «Лань», 2001, http://www.gumer.info/bibliotek_Buks/History/Rat/04.php?show_comments

30. Р. М. Азарх. У великих истоков. М.: Воениздат, 1967, http://militera.lib.ru/memo/russian/azarh_rm/05.html

31. Очерки истории Коммунистической партии Туркестана. Ташкент, 1964. С.85

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Lenin, przemoc i egzekucja carskiej rodziny”

  1. Mam wrażenie, że „Monarchiści i ruchy neokonserwatywne” mają nieco poważniejsze powody odczuwania „niechęci do Lenina i bolszewizmu” niż jego odpowiedzialność „za tragiczny los Mikołaja II i jego rodziny”. Swoją drogą kto by bezpośrednio nie odpowiadał za zamordowanie rodziny carskiej – realizował interesy zachodnich „aliantów” Rosji – tak usuwając cara (który do wycofania się z wojny przekonał się pod koniec swego panowania) i carycę (która przeciw była zawsze), jak i pomagając zatrzeć ślady po ustaleniach międzysojuszniczych i prowokacjach, którymi Brytyjczycy doprowadzili do wybuchu światowego konfliktu.

  2. @Konrad Rekas: „…ślady po ustaleniach międzysojuszniczych i prowokacjach, którymi Brytyjczycy doprowadzili do wybuchu światowego konfliktu…” – gdzie tego szukać? Z kolei informacja Ossendowskiego o przywiezieniu Lenina pociągiem przez Abwehrę może świadczyć o tym, że siły kontynentalno-antyatlantyckie (Prusy i Rosja) dogadały się i chciały zakończyć, przynajmniej w obrębie swojej jurysdykcji, „rzeź białych mężczyzn” rozpoczetą w interesie żydomasonerii i światowego lichwiarstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *