Lewicki: Przegląd tygodników politycznych za tydzień 39/2017

 

„Sieci Prawdy” nr 39

„Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego” – „Idzie sobie Adam Lipiński [wiceprezes PiS] do Sejmu z kolegą z klubu PiS. A na drodze stoi im jakaś pikieta Obywateli RP. „Chodź ich ominiemy – mówi poseł. –Eee, a co nam zrobią. Chodźmy” – mówi Lipa, było nie było kozak z podziemia. Idą razem, a z tłumu odrywa się postać, biegnie do Lipy i … rzuca mu się na szyję. Okazuje się, że to Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP, w dawnych czasach dobry kolega Lipińskiego z opozycji. Poseł PiS miał głupią minę, ale jeszcze głupszą mieli Obywatele RP”.

I teraz wiecie już państwo dlaczego u nas nigdy porządnej wojny domowej nie było i nie będzie. Bo gardłowanie na wiecach to jedno, a zachowanie prywatnych dobrych relacji to drugie i ważniejsze od pierwszego. Nawet Dzierżyński i Wanda Wasilewska ratowali swojaków przedterrorem.

„Sieci Prawdy” nr 39

„Musimy wiedzieć, czy prezydent jest z nami” – wywiad z Jarosławem Kaczyńskim a w nim wiele ciekawych uwag. Na przykład: „My nie możemy się zgodzić na to, by całe zło i wszystkie zbrodnie II wojny światowej sprowadzić do Holokaustu. To jest w istocie założenie rasistowskie. – W jakim sensie? Śmierć jest przecież zawsze indywidualna, nie ma śmierci zbiorowej. Jeśli ktoś mówi, że śmierć jednego człowieka jest mniej warta niż śmierć innego człowieka, to w istocie wychodzi z założeń rasistowskich” (…) dziś polskie sądy mają niebywała wręcz skłonność do tego, by stawać po stronie cudzoziemców, choćby w sprawach dotyczących dzieci. Czasem w sytuacjach jednoznacznych, gdy polski rodzić miał rację i gwarantował lepszą opiekę. Ale Holender, Niemiec czy Francuz zyskiwał uznanie polskiego sądu z racji samego pochodzenia. Podobnie działo się w sprawach gospodarczych. (…) Okazało się, że można prowadzić politykę prospołeczną, realnie poprawić los paru milionów dzieci i jednocześnie państwo z tego powodu nie tylko nie bankrutuje, lecz wręcz przeciwnie: ma bardzo dobrą pozycję ekonomiczną. (…) Często słyszymy ze strony opozycji, że Polska nie powinna być „amerykańskim lotniskowcem”, bo to się kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20,30 lat amerykańskiego wsparcia, a mam nadzieję, że znacznie więcej, to coś niezwykle ważnego i cennego. Zwłaszcza ze jeśli zdołamy dobić do europejskiej czołówki pod względem rozwoju, jeśli wzmocnimy się ludnościowo, militarnie, technologicznie, to będziemy w innej lidze, będziemy mogli awansować”
I takie to są pobożne życzenia i rozważania starszego pana o awansie do innej ligi. Liczenie jednak na 20-30 lat amerykańskiego wsparcia może zawieść, tym bardziej że nie widać by i dzisiaj to wsparcie realnie coś nam dawało, oprócz tej rzekomej obrony przed wyimaginowanym rosyjskim zagrożeniem. Za tą obronę  też trzeba będzie zapłacić cenę  a i to opieranie całej strategii rozwoju niemałego przecież państwa na łasce wsparcia jednego dalekiego mocarstwa nie jest dobrą koncepcją. Na trzymaniu się takich pomysłów przegrywaliśmy wszystko już wielokrotnie w historii.

 

„Newsweek” nr 40

Ot i przyszło na Tomasza Lisa, że zadał sobie leninowskie pytanie – „Co robić?”.

Pod takim tytułem jest wstępniak w bieżącym numerze. Sprawy są, według niego, w bardzo złym stanie: „Sytuacja będzie dla władzy coraz lepsza, a dla opozycji coraz trudniejsza. Gospodarcza koniunktura na świecie sprawia, że nawet nieodpowiedzialna polityka PiS przyniesie zatrute owoce dopiero za lata; pieniędzy na prezenty dla wyborców na pewno starczy. PKB będzie rósł, a karty opozycji będą jeszcze słabsze (…) Klęska odpycha, źle pachnie, nie da się jej lubić. I dlatego przywódców opozycji nie lubią ani zwolennicy władzy, ani jej liczni przeciwnicy”.

Co robić? Według Lisa „atutem opozycji musi być przede wszystkim Europa i wszystko, co się z nią wiąże – od dopłat po standardy państwa prawa i prawa kobiet”. Znaczy się donoszenie do Brukseli i inspirowanie ataków tejże na Polskę postuluje on wzmóc? I jeszcze te kabotyńskie tony: „Dziś stawką jest ocalenie demokracji, miejsca Polski w Europie, a więc i przyszłości , nawet niepodległości. Potrzebny jest zatem front ocalenia narodowego”.
Infantylne to i śmieszne. Lenin miał jednak lepszy pomysł kiedy na pytanie – co robić  – odpowiedział, że trzeba tworzyć partię kadrową z zawodowych rewolucjonistów. Ale w końcu Lenin to był Lenin, a Lis to tylko Lis.

„Newsweek” nr 40

„Polska osamotniona” – wywiad z prof. Anną Wolff-Powęską, która klaruje jakie po nieszczęścia i plagi spadną na Polskę, jeśli będzie się ona zachować  asertywnie w stosunku do Niemiec, w sprawi chociażby reparacji wojennych.

Przytaczał tego nie będę, bo oni po tamtej stronie mówią mniej więcej to samo. Ciekawy jest natomiast wątek osobisty: „mam tu w gabinecie w domu całą bibliotekę, która tłumaczy w jaki sposób Hitler uwodził Niemców , jak można stać się morderca. Ale najwięcej dało mi to, że poznałam Niemców, którzy sami poczuli się ofiarami tego, że dali się uwieść polityce hitlerowskiej. Tak było w przypadku mojego męża, który w wieku 17 lat uwierzył Hitlerowi.  Pani mąż służył w Wehrmachcie?

–Tak, kilka miesięcy. Po tym jak został ranny wrócił do domu. Nie brał udziału w walkach, miałszczęście. Ale nie wiadomo, co by było, gdyby wysłano go na front wschodni i musiałby być w plutonie rozstrzeliwującym dzieci.”

Uff! Ci biedni Niemcy, którzy „sami poczuli się ofiarami”.

Otóż podstawowy błąd tej pani jest taki, że ona nie dostrzega, że niemiecki nazizm wyrósł na niemieckiej glebie i z niemieckiej kultury i cywilizcji. I tam też on się może odrodzić i trzeba cały czas pracować by to się nie stało. Różnica miedzy Niemcami i Polakami w tym planie była taka, że Niemcy byli mordercami a Polacy ofiarami. I to jest istotna różnica, a kto tego nie rozumie wiecznie będzie tylko bredził.

„Do Rzeczy” nr 39

„dwaj panowie g” – „Trwają prace nad ustaleniem, czy zeżarty żubr nie był przypadkiem tym, o którym kiedyś mówił poeta Jarosław Rymkiewicz do Asi Lichockiej: „Polska to był taki wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej”. Spałby nadal gdyby nie prezes PiS: „Gdyby Jarosław Kaczyński nagle nie ugryzł go w dupę” – prawił Rymkiewicz.”

Dziś to już nie ważne czy ten żubr był wielki i ospały i kto go gdzie ugryzł. Niemcy załatwili sprawę po niemiecku. Żubra zastrzelili i zjedli. Niemcy, w określonych sytuacjach, zawsze działają tak samo. I nie ważne dla nich było, że żubra chroniły jakieś tam konwencje. Niemcy do wszelkich konwencji też maja określony stosunek, o czym przekonano się podczas wojen światowych. Niektórzy uważają, że Niemcy wszystko przepracowali i się całkowicie zmienili. Pewnie ten żubr też w to wierzył i … się pomylił.

 

„Do Rzeczy” nr 39

Piotr Zychowicz autor słabych historii alternatywnych recenzuje i cytuje książkę  Tadeusza Kisielewskiego o możliwej wojnie z Rosją, czyli modnym ostatnio temacie. „Kisielewski wskazuje, że Rosja jest państwem, które posiada dwie kolonie. Jedną zewnętrzną – wspomniany Kaliningrad i jedna wewnętrzną – Syberię. „Nie ma powodu uważać – pisze autor – że obu tych terytoriów kiedyś również nie dotknieproces dekolonizacji” Brzmi pięknie”

Chciałbym przypomnieć autorom tych bredni, że gdyby Kaliningrad przestał być rosyjski, to wówczas Polska byłaby jedynym krajem, który posiadałby ziemie niemieckie w granicach Rzeszy z 1937 roku. I wtedy to już na pewno Niemcy zrobili by nam taką „dekolonizację”.  Tylko aby to skojarzyć to trzeba uruchomić procesy myślowe na poziomie chociaż elementarnym, co dla niektórych jest jednak zbyt trudne.

„Gazeta Polska” nr 39

GP wraca do swojej poprzedniej narracji, że wszędzie siedzą zdrajcy i agenci. I oto wynalazła  takiego groźnego agenta nawet w prezydenckim BBN. To pułkownik Czesław Jóźwik.  Publikuje obszerne fragmenty jego akt osobowych. Robią one jednak małe wrażenie i pokazują tylko, że w czasach PRL takie kariery jak Misiewicza nie były możliwe. Jóżwik w 1981 kończy cybernetykę na WAT i zaczyna służbę w wojsku, w jednostce łączności w Łasku. Nie ma mieszkania. Prośbę o przeniesienie motywuje tak: „Ze względu na trudności lokalowe w Łasku nie otrzymałem mieszkania. Żona z dzieckiem mieszka w Skierniewicach u teściowej, ja w internacie na terenie koszar jednostki”. Przenosi się do WSW i tam pracuje głównie na stanowiskach technicznych: jako inżynier aparatury, inżynier Ośrodka Obliczeniowego, starszy projektant. Słabo! I ponadto żadnych kursów w ZSRR. Ale  nic to, autor tekstu, Grzegorz Wierzchołowski, nadrabia te niedostatki i obszernie podaje jakie to związki ze służbami ZSRR mieli ówcześni przełożeni Jóźwika.

To podobna metoda jaką zastosował Tomasz Piątek w swojej książce o Macierewiczu i jego rzekomych związkach z rosyjskimi służbami. Można się tak bawić jak komu się podoba. Tylko po co?

Co oczywiście nie znaczy, że Jóźwik, który trafił do BBN za prezydentury Komorowskiego, powinien tam pozostać. Ale demonizowanie tej postaci i robienie z niego jakiegoś zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa  to wielka przesada i nakręcanie histerii. Teraz nasz główny sojusznik, czyli USA, ma taki ogląd sytuacji w Polsce: w MON ludzie powiązani z rosyjskimi służbami, u Prezydenta takoż. Czyli jest jak u Gogola: „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia.”

Stanisław Lewicki

 

Click to rate this post!
[Total: 4 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *