Luma: Realizm to tchórzostwo?

 

            Tytuł tego artykułu trochę szokujący ale czas najwyższy rozprawić się z mitem realizmu w działaniu, czyli rzekomo przemyślanym działaniem, biorącym pod uwagę fakty. Powiem przewrotnie, że gdyby od wieków ludzie kierowali się realizmem, to zapewne nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach, takich jak np. Lascaux (Akwitania) we Francji. Co ja piszę. Realistycznie myślący ludzie sprzed kilkunastu tysięcy lat uznaliby, że nie warto malować na ścianach, bo przyjdzie inna grupa ludzi z sąsiedztwa i maczugą oduczy ich zainteresowań kulturą albo gruby zwierz zechce zanocować akurat w tej jaskini. Archeologia nie jest jednak główną treścią tego artykułu. To takie małe nawiązanie do przeszłości. Przenieśmy się jednak trochę bliżej naszych czasów.

Pozostaję nadal w kręgu zainteresowań polityką i historią, posiłkując się czasami filozofią czy socjologią. Nie dla wygody oczywiście ale dla siły argumentów. Kilka definicji na początek. Realizm to pojęcie ogólne, obszerne, często nadużywane. Mnie jednak interesuje realizm metafizyczny czyli stanowisko uznające istnienie rzeczywistości obiektywnej, a takowa niewątpliwie jest. I drugie oblicze realizmu to tzw. realpolitik czyli polityka oparta na kalkulacji siły i interesów, często utożsamiana z realizmem w teorii stosunków międzynarodowych. Otóż zdaniem niektórych obecna sytuacja Polski wygląda tak: mamy dwóch silnych i kilku pomniejszych sąsiadów. Niemcy obszarowo są od nas niewiele więksi ale za to mają większy potencjał ludnościowy i przede wszystkim gospodarczy. Ich PKB wg wyliczeń Międzynarodowego Funduszu Walutowego za rok 2016 wynosi   3 466 639 mln USD. Niemcy są też trzecim eksporterem świata po Chinach i USA. Zdominowały także gospodarczo Unię Europejską, która notabene po to im była potrzebna, by poszerzyć swoją ekspansję, bo same terytorium Niemiec to za mało. Jedyna słabość Niemiec to armia i polityka ludnościowa (multikulti). Weźmy teraz drugiego sąsiada czyli Rosję. PKB tego wielkiego kraju za rok 2016  to 1 280 731 mln USD (wg tegoż samego MFW). O sile eksportu naszego wschodniego sąsiada nie ma co pisać, bo to głównie kraj surowcowy: ropa, gaz, węgiel i inne kopaliny. Atutem Rosji jest jednak ogromna armia. Według różnych ocen druga na świecie ale potencjał nuklearny tego kraju przewyższa siłę USA. Jak zatem przedstawia się potencjał Polski? Otóż PKB w tymże 2016 roku wyniósł 467 591 mln USD, czyli 2,5 raza mniej niż miała Rosja i aż 7 razy mniej niż Niemcy. O sile polskiego wojska nie wspomnę, bo zdolności odstraszających aktualnie nie posiadamy. To jest realne stwierdzenie faktów. Taka jest niestety rzeczywistość, z której można wyciągnąć jednak zdecydowanie różne wnioski.

Tzw. realiści, których jest pełno w naszej polityce (tak, tak, realizm nie jest w zaniku, jak się powszechnie sądzi), w mediach i na portalach społecznościowych, całą sytuację widzą tak: po cóż podnosić głowę, po co walczyć o suwerenność, kiedy potencjał naszego kraju jest tak marny, że sąsiedzi (Rosja, Niemcy) tę naszą krnąbrną Polskę w kilka dni nauczą, podobnie jak w 1939 r., pokory. Jedni twierdzą, że lepiej uczepić się ,,niemieckiej koszuli”, razem budować ,,Europę pierwszej prędkości” i wprowadzić zamiast złotego euro. Co to nam da? Otóż będziemy w jednej federacyjnej Europie, powiązani gospodarczo z Niemcami i innymi państwami Europy, z potężnymi inwestycjami gospodarczymi. Tak powiązanej Polski Rosja będzie się obawiać, bo ewentualny atak to naruszenie interesów Europy, a przede wszystkim Niemiec. Kosztem jest jednak niemalże całkowite uzależnienie gospodarcze Polski, utrata suwerenności, przyjęcie multikulti i lewicowej, demoliberalnej ideologii. Dodatkowo Polska powinna pomóc w ,,wypchnięciu” Stanów Zjednoczonych z Europy i zrezygnować z projektu tzw. Międzymorza. To jest realizm w wydaniu Platformy, Nowoczesnej i niektórych mediów czyli grupy trafnie scharakteryzowanej przez red. Michalkiewicza jako ,,stronnictwo pruskie”. Cały ten projekt jest realny do wykonania ale wyraźnie tchnie pesymizmem. Na podstawie analizy potencjałów mocarstw wyciągane są wnioski pesymistyczne, które nie idą w kierunku wzmacniania suwerenności naszego kraju. Są bardziej krokiem w tył. A tak na marginesie, to skąd u nas tak liczne i wpływowe środowiska proniemieckie, skoro takowa opcja nie cieszyła się nigdy dużym poparciem? Zachodnioniemiecka polityka musiała być bardzo skuteczna w czasach tworzenia się opozycji antykomunistycznej lat 80-tych.

Obóz Prawa i Sprawiedliwości, razem z niektórymi politykami z partii pozaparlamentarnych i całą rzeszą publicystów hołdują opcji proamerykańskiej. Rzeczywiście potencjał gospodarczy i wojskowy USA jest olbrzymi. Ponadto jest to kraj silnie obecny wojskowo i politycznie w Europie. Warto mieć takiego sojusznika ale istnieje kilka wątpliwości. Otóż amerykańska polityka jest pragmatyczna. Jak na wielkie mocarstwo przystało, to może ono zmieniać swoją politykę globalną i ustalać gdzie angażować swoje główne siły. Za prezydentury Obamy Amerykanie ,,odpuścili” sobie Europę, dokonali resetu stosunków z Rosją i dali wolną rękę w zagospodarowaniu Europy Środkowej Niemcom. Po zwycięstwie Trumpa widać, że akcenty się przesunęły. Nowy prezydent postanowił pohamować zapędy Niemiec ku roli globalnego gracza i poparł projekt Międzymorza po kierunkiem Polski. Jest to wyraźnie projekt antyniemiecki, który wywołuje silne konwulsje polityczne w postaci np. zmasowanego ataku ,,ulicy i zagranicy” w Polsce. Sam projekt jest realny ale czy będzie kontynuowany za rządów nowego prezydenta USA i czy czasami nie stanie się elementem przetargowym w rozmowach z Rosją i Niemcami? Niestety Amerykanów na to stać, a my możemy zostać sami jak przysłowiowy kołek w płocie. I druga wątpliwość tyczy się roszczeń żydowskich w stosunku do Polski. Patronat USA i Międzymorze może mieć także tutaj swoją cenę. Polska będzie musiała zapłacić kilkadziesiąt miliardów USD odszkodowań za majątki pożydowskie. I trzecia wątpliwość to zbytnia pewność obecnej władzy w polityczne status quo na świecie i decyzja o równej odległości między Berlinem i Moskwą, a w praktyce drażnienie obu sąsiadów jednocześnie. Jest to bardzo ryzykowne działanie.

Realizm tej grupy, zwanej niepodległościową, to wrodzona, ideowa awersja do Rosji, zapewne spadek po Piłsudskim, i dodatkowo słuszna niechęć do Niemiec jako do kraju budującego – tym razem pokojowo – Mitteleuropę. Tenże realizm każe wybrać (egzotyczny?) sojusz z odległym mocarstwem czyli z USA. Jest to wizja ambitna ale też pesymistyczna, ryzykowna i obarczona kosztami, chociażby odszkodowań żydowskich.

W polskiej polityce jest jeszcze obecna opcja prorosyjska ale mało wpływowa i niezbyt liczna i coraz popularniejsza opcja prochińska.

Jak widzimy na podstawie tych dwóch głównych obozów realnie wyciąga się inne wnioski z analizy tych samych faktów. Łączy je jedno: oparcie się na obcej sile i dobrowolna utrata suwerenności. Trzeba jednak przyznać, że PIS ma jakąś wizję wzmacniania potencjału Polski ale z zapowiedzi przebija wizja sanacji i E. Kwiatkowskiego.

Jest pewna luka polityczna, która nie jest zapełniona. Sięgnę do historii. Otóż przypomnijmy sobie ziemie polskie z przełomu XIX i XX wieku. Realizm polityczny reprezentowany był wtedy przez arystokracje zwaną wtedy konserwatystami (np. stańczycy). Po analizie sytuacji Polaków w trzech zaborach stwierdzili, że jakakolwiek walka o niepodległość nie ma sensu. Różnica potencjałów jest tak wielka i sytuacja międzynarodowa tak nam nie sprzyja, że lepsza jest ugoda z zaborcami i trzeba na własną rękę w każdym zaborze zabiegać o koncesje dla Polaków. Drugi obóz, tzw. niepodległościowy, reprezentowany m.in. przez Józefa Piłsudskiego i jego Frakcję Rewolucyjną, parł ku walce zbrojnej ale przeciwko jednemu z zaborcy. To Rosja była wrogiem a Niemcy i Austro-Węgry mieli wspomóc odbudowę niepodległej Polski. I wtedy na scenie politycznej pojawia się R. Dmowski, Z. Balicki i J. L. Popławski, którzy dużo czytają i wiedzą, że w Europie rodzą się nacjonalizmy, a Polacy mają niską świadomość narodową. Walka zbrojna nie ma sensu, bo prowadzi do topienia we krwi najbardziej światłej części narodu, a ugoda to powolne oddawanie pola zaborcom, którzy tę bierność skwapliwie wykorzystują. Co należy zatem zrobić? Taktycznie postawić na Rosję, ale w sposób nie mający nic wspólnego ze zdradą. Należy im po prostu uświadomić, że to Niemcy stanowią zagrożenie zarówno dla Polaków jak i dla Rosji. Do tego jest potrzebny wzrost świadomości narodowej Polaków i czekanie na odpowiedni moment dziejowy, aby odzyskać niepodległość. Potem już sam Dmowski nawiązał kontakty z osobami wpływowymi w śroodowiskach politycznych Europy zachodniej, przyzwyczajając ich do idei odbudowy Polski. Nie była to jednak polityka ,,na kolanach”. Dmowski nie błagał, nie prosił, nie zdradzał idei polskości ale prowadził normalną politykę jako grę interesów. Mając do dyspozycji obraz sytuacji podobnie jak konserwatyści czy piłsudczycy wyciągnął inne wnioski.

Czym zatem jest realizm czy raczej realpolitik? W ocenie niektórych obecnych realistów, na których często się natykamy, to po analizie sytuacji najchętnie cofają się do tyłu, chowając się za możnych tego świata i twierdzą, że nic więcej nie da się ugrać. To jest taki realizm-, czyli ocena i krok w tył. Potrzebny jest jednak realizm+, czyli krok do przodu. Jakaś optymistyczna wizja obarczona ryzykiem musi być. Gdyby Dmowski działał w schemacie obecnych realistów, to albo całkowicie optowałby za wchłonięciem Polski do Rosji, albo kontynuowałby karierę naukowca, dalej badając problemy wymoczków. Ocenił jednak inaczej i postawił na program optymistyczny. Sam realizm nie poparty optymizmem prowadzi do cofania się wstecz, bo tak łatwiej. Ba, jeden znajomy fejsbukowy na moje wywody polityczne stwierdził, że jestem fantastą, uprawiam jakiś cyrk i nie wiem, że dzisiaj świat jest globalny. Międzynarodowe korporacje często więcej znaczą niż państwa narodowe. To w takim razie realizm w tym momencie nakazuje zapłakać, bo jak tu przeciwstawić się i wielkim mocarstwom i korporacjom jednocześnie. Oddajmy więc Polskę w czyjeś ręce, a sami grilujmy, grilujmy…

I na koniec trochę humoru. Gdyby kawalerowie kierowali się realizmem w stosunkach damsko-męskich, to połowa z nich byłaby kawalerami do późnej starości. Bo jakże tu podejść do dziewczyny? Ona taka piękna, dumna, wyniosła. A jak odrzuci moje zaloty? Realizm nakazuje machnąć ręką i wrócić do domu. A jednak starych kawalerów jest stosunkowo mało.

A o obecnej sytuacji Polski powiem po łacinie: aegroto dum anima est, spes esse dicitur. Jest nadzieja…

Jarosław Luma

Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 3.7]
Facebook

2 thoughts on “Luma: Realizm to tchórzostwo?”

  1. Wreszcie jakaś konkretna i merytoryczna analiza geopolityki i próba odpowiedzi na najważniejsze pytanie: „jak powinna wyglądać polityka zagraniczna Polski”. I tu się pojawia kolejny problem, pisząc kolokwialnie „jak się z ruskimi dogadać?”. Autor nie dodał że starania Dmowskiego o polsko-rosyjski sojusz skończył się totalnym fiaskiem, ponieważ ani jedni ani drudzy w ogóle nie chcieli rozmawiać. Jednak od kolejnej okazji doszło w 1919 r. Białe śmieci były słabe jak nigdy i musieli żebrać o pomoc Polaków, przeciwko czerwonej hołocie. Pomimo długich rokowań nic z tego wyszło, dalsze skutki znamy dobrze z historii, a kto w końcu był winny Piłsudski czy Denkin ? o to można się spierać w nieskończoność. Skoro w tak ekstremalnej sytuacji nie udało się osiągnąć porozumienia, to co musi się wydarzyć aby doszło do pojednania ?

    1. Nie wyszło. Głównie za sprawą Rosjan, bo nie chcieli przyjąć do wiadomości, że Polska musi istnieć i to nie jakaś skromna. A dzisiaj to pewnie wojna skłoni obie strony do rozmów. Pod warunkiem, że nie będzie to wojna polsko-rosyjska…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *