McKinley-Brennan: Wprowadzenie do książki „Wolność: bóg, który zawiódł”

Prezentujemy Państwu wprowadzenie do książki „Wolność: bóg, który zawiódł” autorstwa Christophera Ferrary, której pierwszy tom w języku polskim ukaże się w 2017 roku nakładem Wydawnictwa Wektory.

Współczesna entuzjastyczna akceptacja rządów demokratycznych, które stoją na straży „ludzkich praw” nie powinna czynić nas ślepymi na istotne nauki historii. Główny nurt zachodniej refleksji nad optymalnym kształtem ustrojów politycznych rzadko dążył do zidentyfikowania jedynej akceptowalnej formy sprawowania władzy świeckiej. Powszechnie przyjmuje się naturalność podziału ustrojów politycznych: demokracja, monarchia, rządy uprzywilejowanej grupy (arystokracja) wciąż istnieją i ewoluują w zależności od wymogów konkretnego czasu raz miejsca. Ostatnio jednak, pośród wielości innych zjawisk pojawia się również dążenie aby miejsce świętego Kościoła Katolickiego w organicznej jedności społeczeństwa politycznego – niezależnie od jego kształtu i postaci ustrojowej – zyskało przełożenie i zakotwiczenie również w wymiarze prawnym. Wedle tradycyjnego poglądu, ludziom nie tylko było wolno, ale byli po temu moralnie zobligowani, aby tworzyć godziwy porządek prawny, najczęściej poprzez akceptację i posłuszeństwo wobec właściwych władz, a porządek ten musi obejmować także prawne uznanie, po pierwsze, należnego mu i wyjątkowego miejsca Kościoła, po drugie zaś, zobligowanie społeczeństwa politycznego – nie li tylko jednostek – do publicznego oddawania czci Trójjedynemu Bogu. Taki ustrój byłby chrześcijańską wspólnotą[1].

Ideał ten, jak napisał kardynał Henri de Lubac, „zyskał w czasach nam współczesnych jednoznaczną akceptację Kościoła w encyklice Immortale Dei Leona XIII”[2]. Papież Leon powtórzył wtedy tradycyjne tezy nauki Kościoła: Bóg rozdzielił rządy nad rodem ludzkim pomiędzy dwie władze – duchowną i świecką: pierwsza przełożoną nad sprawami boskimi, druga nad ludzkimi. Każda z nich jest w swoim obrębie najwyższa: każda ma pewne granice nieprzebyte, a zakreślone istotą rzeczy i właściwymi każdej przyczynami. Tak koło niejako zostało opisane, w którym każda władza wykonywa właściwą sobie działalność na mocy prawa wyłącznie sobie przynależnego”[3]. Zdaniem kardynała de Lubaca „jest to plan doskonały i powinien być punktem wyjścia dla wszelkich działań praktycznych… Nie wykracza on oczywiście poza to, czego wymaga od nas Ewangelia. Dopóki jednak nie ustaje w przypominaniu światu tego faktu, Kościół nie może oczekiwać, że nie będzie atakowany”[4].

Jest oczywiście prawdą, że Stany Zjednoczone Ameryki oparto na odmiennych zasadach, a ich ustawa zasadnicza została napisana w celu urzeczywistnienia zupełnie odmiennego zamysłu. Konstytucja Stanów Zjednoczonych nie wspomina o Bogu (wyjątkiem jest tu tylko czysto formalny zwrot w artykule mówiącym o dacie jej uchwalenia: „Roku Pańskiego” [1787]); nie ma w niej także mowy o Trójcy Świętej ani Kościele Katolickim, tym bardziej zaś o tym, że publiczny kult Świętej Trójcy jest ustrojowym obowiązkiem. Co więcej, Konstytucja rozwiewa wszelkie nadzieje na przeobrażenie się Stanów Zjednoczonych w chrześcijańską wspólnotę, stwierdza bowiem, że: „wszyscy funkcjonariusze władz wykonawczych i sądowych, zarówno Stanów Zjednoczonych, jak też poszczególnych stanów, obowiązani są złożyć przysięgę lub ślubowanie, że będą służyć niniejszej konstytucji. Nigdy jednak powierzenie w służbie Stanów Zjednoczonych jakiegoś urzędu lub funkcji publicznej nie może być uzależnione od wyznania wiary” (Art. VI). Sławna Pierwsza Poprawka do tejże konstytucji wyraźnie zabrania władzom ustawowego wprowadzania „religii”, czyli inaczej mówiąc, sprzyjania jej i promowania w jakikolwiek sposób. Amerykańska konstytucja jest zatem bezbożna – z powodów, o których pisze Christopher Ferrara – wcale nie neutralna, lecz czynnie wroga wyznawaniu religii, a w kwestii rzeczywistego przedmiotu religijnej czci agnostycka. Odejście i derogacja „idei głoszonej przez Ewangelię” samo w sobie było powodem do chluby dla większości spośród tych, którzy wywołali rewolucję przeciwko angielskiej Koronie i przewodzili jej, następnie zaś, jak dowodzi Ferrara w książce Wolność, Bóg, który zawiódł, napisali tekst Konstytucji i zorganizowali jej uchwalenie.

Jest to teza rzadko formułowana, lecz w żadnym razie nie znaczy to, że niewiarygodna, a czytelnik sam będzie rozstrzygnąć, czy Ferrara przedstawił dostatecznie silne dowody na jej uzasadnienie. Jego doskonała znajomość nauki katolickiej, filozofii i myśli politycznej okresu Oświecenia, wiedza faktologiczna, jasność i precyzja wywodu, oraz uczciwość w przedstawianiu poglądów odmiennych niż jego własne sprawiają, że jego praca stanowi wartość samą w sobie i nie sposób jej zlekceważyć. Chwalić książkę Ferrary jest łatwo, ale przewidzieć, z jakim spotka się ona przyjęciem, to już zupełnie inna kwestia. Podkreślmy zatem z całą mocą, że rzeczą rażąco niesprawiedliwą byłoby odrzucić jej głębokie, ale sprzeczne z powszechnie przyjętą narracją przesłanie, przyjmując niczym nieuzasadnione założenie, iż Ferrara oraz osoby podzielające jego poglądy nie są patriotami bądź wręcz wrogami Ameryki.

Jest dokładnie odwrotnie: Wolność, Bóg, który zawiódł to uzasadnione wołanie o ocalenie Stanów Zjednoczonych w jedyny, zdaniem Ferrary, możliwy sposób – poprzez zastąpienie wolności, tego fałszywego bożka, który zawiódł był naród Stanów Zjednoczonych, Jezusem Chrystusem, jedynym Bogiem Zbawicielem. Mimo to jednak, książka Ferrary na pewno wywoła oburzenie i spotka się z ostrą reakcją osób, częstokroć nazywanych katolickimi „neokonserwatystami”, które powszechnie (i słusznie) ceni się za to, że głoszą potrzebę aktywniejszego katolickiego uczestnictwa w amerykańskim życiu publicznym, ponieważ rzuca ona wyzwanie niemałej części zastarzałych ich poglądów. Neokonserwatyści broniący amerykańskiego rozwiązania „rozdziału” państwa od Kościoła, głoszą nieprawdziwy i od tysiąca lat potępiany przez papieży pogląd, że świeccy rządzący są per se niezdolni pojąć i przyjąć prawdy Ewangelii oraz realizować zawarty w niej postulat naturalnej unii między Kościołem Chrystusowym a świecką władzą państwową. Konsekwencja Ferrary w przypominaniu nam nakazów tradycji budzi szacunek i stwarza okazję czynnego zaangażowania się w ich urzeczywistnianie, nie bezpodstawną jest jednak obawa, że część katolików, kiedy zostaną im one przedstawione, nie uzna konsekwencji wynikających z tradycji ich własnej wiary.

Nasze współczesne koncepcje polityczne są tak jednostronne i relatywnie identyczne, że samo zajęcie stanowiska mówiącego, że być może istnieje dla nich alternatywa, część czytelników uzna za coś w rodzaju bluźnierstwa, ale wiedza Ferrary oraz merytoryczna wartość jego argumentacji przemawiającej na rzecz tej właśnie możliwości sprawiają, że stanowisko, które przedstawia zasługuje poważną analizę i wzięcie go pod uwagę. Informacje i argumenty, które przytacza Ferrara staną się oczywiście nader użytecznymi narzędziami w rękach tradycjonalistów, ale książka ta adresowana jest do każdego, kto gotów jest spojrzeć na życie społeczne i polityczne w Ameryce w nowy, odmienny od dotychczasowego sposób. Jałowość współczesnej filozofii politycznej ograniczonej, jak określił to John Rawls, przez „rozum publiczny”, powinna już jawić się jako oczywistość, Ferrara zaś ukazuje nam jej rzeczywistą alternatywę[5].

Arcybiskup Charles Chaput, jeden z najbardziej otwartych, jasno wypowiadających się, wnikliwych i spostrzegawczych hierarchów Kościoła katolickiego w Ameryce, w niedawno wydanej książce zatytułowanej Render Unto Caesar: Serving the Nation by Living Our Catholic Beliefs in Political Life napisał te oto słowa: „Dosłownie wszyscy Amerykanie akceptują zasadę utrzymania rozdziału państwa od kościoła”[6]. Jest to trafne i prawdziwe stwierdzenie, Ferrara zaś, o czym już wspomnieliśmy, rzuca wyzwanie tejże hołubionej „zasadzie” i stawia ją pod znakiem zapytania. Chaput w dalszej części Render Unto Caesar cytuje fragment wstępu do uchwalonej przez Sobór Watykański Drugi Deklaracji o wolności religijnej, Dognitatis Humanae: „Następnie, ponieważ wolność religijna, której ludzie domagają się dla wypełnienia obowiązku czci Bożej, dotyczy wolności od przymusu w społeczeństwie cywilnym – pozostawia ona nienaruszoną tradycyjną naukę katolicką o moralnym obowiązku ludzi i społeczeństw wobec prawdziwej religii i jedynego Kościoła Chrystusowego[7] Wspomniana tam „nienaruszona” tradycyjna nauka katolicka jest źródłem i natchnieniem argumentacji Ferrary, który stawia tezę, że cnoty katolickie muszą oddziaływać na władze świeckie i mieć wpływ na działania, jakie te podejmują. Odnosi się to do postulatu uznania przez państwo dogmatu Trójcy oraz kultu tejże, oraz jego obowiązku uchwalania prawa urzeczywistniających boski oraz naturalny porządek rzeczy. W tym miejscu warto omówić podnoszone przez Chaputa twierdzenie, że „według twórców konstytucji, nowy rząd federalny nie ma żadnej władzy w sprawach teologicznych”[8]. Tradycyjna nauka katolicka mówi jednoznacznie, że władcy świeccy są z zasady teologicznie zdolni rozpoznawać prawdę Kościoła Katolickiego oraz społecznego królestwa Chrystusa. W tym kontekście, Chaput podkreśla, że Sobór Watykański Drugi „nie dążył do zmiany fundamentalnej misji ani nauk [Kościoła]”[9]. Ani też uczynić by tego nie mógł. Doktryna, wedle której Kościół obdarzony został władzą i obowiązkiem wpływania na państwo w kwestiach dotyczących wspólnego duchowego dobra jest rzeczywiście „fundamentalna” i z tego właśnie względu nienaruszalna. O to także chodziło Jacquesowi Maritainowi, który napisał, że władza „sięga tak daleko jak wymaga tego prymat wartości duchowych; Kościół bowiem nie jest bezbronny, jego ramię jest silne i skuteczne”[10].

Oczywista, naszkicowana powyżej niespójność powoduje, że w tym kontekście nawet ortodoksyjni i świadomi katolicy zaakceptują rozumowanie Ferrary. Tym bardziej, że chodz tu także o coś więcej. Z jednej strony, arcybiskup Chaput – podobnie jak wielu neokonserwatywnych, a nawet część liberalnych katolików – podkreśla, że neutralny stosunek do religii zapisany w amerykańskiej konstytucji, daje Kościołowi znakomitą i iście wyjątkową gwarancję całkowitej wolności. Pisząc o sytuacji z wczesnego okresu istnienia nowego rządu, Chaput stwierdza, że „nigdy wcześniej żaden rząd nie przyznał kościołowi pełnej samorządności. Dzięki temu, że władze nie wtrącały się w sprawy Kościoła, katolicy w Stanach Zjednoczonych, znaleźli idealne dla siebie miejsce. Odnosiło się to do katolików jako poszczególnych jednostek, ale dotyczyło także kościoła jako społecznej wspólnoty wiernych”[11]. Z drugiej jednak strony, przyglądając się temu, na ile ów optymistyczny obraz znajduje potwierdzenie w rzeczywistości i jakie są perspektywy wspomnianych swobód i wolności Kościoła w USA, trzeba podkreślić u uwzględnić fakt, że obecnie administracja prezydenta Obamy zamierza zmusić Kościół, aby wielu osobom z nim związanym, zapewnił dostęp do środków antykoncepcyjnych, poronnych oraz sterylizacji. To prawne podporządkowanie Kościoła wyrokom ferowanym przez państwo usprawiedliwia się koniecznością zagwarantowania kobietom wolności prokreacji. Paula Blansharda powszechnie uważa się dzisiaj za skrajnego antykatolickiego religianta, ale obecna polityka administracji rządowej wydaje się być zbieżna z głoszonym przez niego poglądem, iż Kościół powinien „uznać, że w sferze społecznej jest li tylko jedną z instytucji w obrębie Państwa”[12

Konferencja Episkopatu USA sprzeciwiła się próbom administracji zmierzającym do podporządkowywania sobie Kościoła i w całej rozciągłości słusznie stwierdziła, że takie postępowanie rządu stanowi naruszanie wolności sumienia. Nie chodzi tutaj jednak li tylko o pogwałcenie sumienia jednostek, ale też korzystania przez Kościół z wolności i swobód należnych mu z mocy prawa boskiego. Co więcej, w konsekwencji tejże dyskryminacji w społeczeństwie zanika powoli wiadomość prawdy nauczania Kościoła, który głosi, że społeczeństwo oraz jego członkowie maja obowiązek przestrzegać boskich nakazów oraz prawa naturalnego. Ograniczanie Kościołowi możliwości wypełniania misji, którą powierzył mu Bóg to właśnie to, czego pragną i do czego dążą jego wrogowie. „Bez moderującego nacisku władzy duchowej, [państwo] niejako instynktownie zmierza ku najbardziej opresyjnej postaci pogańskiego absolutyzmu”[13].

Thomas Hobbes, ów zły duch myśli politycznej, doskonale wiedział, co robi, poświęcając tak wiele miejsca w Lewiatanie i De Cive uzasadnianiu postulatu zniszczenia sakramentalnego życia Kościoła oraz jego nauczycielskiego autorytetu, aby zastąpić je państwem rządzonym wyłącznie przez „śmiertelnego boga” Lewiatana[14]. W De Cive napisał: „Zbawiciel nasz nie wskazał obywatelom żadnych praw dotyczących rządów państwa, poza prawami natury, to znaczy poza nakazem posłuchu”[15]. Hobbes przemyślnie wdaje się w rozległe analizy treści Pisma Świętego; Norberto Bobbio stwierdza, że jego „podstawową tezą jest, iż królestwo Chrystusa nie jest z tego świata. Chrystus nie zstąpił na Ziemię, aby rządzić … Dlatego nie istnieje żadne racjonalne uzasadnienie władzy, która głosi, że reprezentuje rządy Chrystusa nad światem, ponieważ nigdy nie miała się ona ziścić. I dalej: „Odnosząc się do kwestii relacji między Kościołem i państwem, Hobbes unifikuje obie te instytucje w taki sposób, że w istocie je z sobą stapia. Nie ma dwóch odrębnych władz, ale tylko jedna i jest nią państwo. W odróżnieniu od tez dualistycznych i wielowiekowego sporu na ten temat, stanowisko Hobbesa ma tę zaletę, że jest jasne, jednoznaczne i nie pozostawia żadnych niedomówień”[16].

Sytuacja w Ameryce, o której mówiliśmy powyżej, czyli zignorowanie libertas ecclesiae oraz postulatu prawdziwej moralności w imię wolności jednostek oraz swobody naruszania przez nie prawa moralnego zgodnego z naukami Kościoła jest rzeczą wstrząsającą, nie powinno jednak być dla nas zaskoczeniem, ponieważ wynika to z przyczyn o charakterze systemowym. Problem nie polega li tyko na degradacji „religijnej wolności”, której świadkami jesteśmy ostatnio. Ważniejsze jest to, że ustrój amerykański nigdy w istocie nie pozwalał Kościołowi na realizowanie społecznej misji, która została mu powierzona mocą boskiego prawa. Kardynał Francis George w liście skierowanym niedawno do katolików z Chicago, trafnie napisał, że administracja Obamy „sprowadza Kościół do rangi prywatnego stowarzyszenia i unicestwia jego społeczne posłannictwo”[17]. Kościół jednak nie jest prywatnym klubem i to jest rzecz najważniejsza, a katolicy muszą to na każdym kroku podkreślać. Jacques Maritain napisał: „Wbrew wszelkim zmianom, jakie niesie czas, musimy dawać świadectwo prawdzie, jaką jest prymat Kościoła nad światem i wszystkimi jego ziemskimi formami władzy. Musi wskazywać narodom najwyższy cel ludzkiego istnienia, w tym także i cel istnienia Państwa, gdyż inaczej grozi nam chaos, a żeby to czynić, musi wskazywać drogę rządzącym i narodom, aby nie rozmijały się z one ze skarbami duchowego dziedzictwa, którego jest on depozytariuszem”[18]. W sytuacji, kiedy Kościół traktuje się jak rodzaj prywatnego stowarzyszenia, prawodawcy mogą ignorować jego naukę i postępować jak zechcą. „Jedynie nauczający Kościół jest w mocy oceniać relację między rzeczami doczesnymi a najważniejszym boskim celem, ku urzeczywistnieniu którego ma nas obowiązek prowadzić”[19]. Model amerykański jest zatem z gruntu błędny, nie pozwala bowiem Kościołowi wpływać na działania władz świeckich, aby te postępowały zgodnie z najwyższymi nakazami prawa boskiego i prawa naturalnego.

Model amerykański jest wynalazkiem współczesności, ale jego rodowód intelektualny jest mocno kontrowersyjny. Ferrara ukazuje w ujęciu historycznym proces rozwoju, rozprzestrzeniania się i wprowadzania w życie w USA ideologicznych nowinek Hobbesa, a także – to chyba w nawet większym stopniu –myśli Johna Locke’a.[20] Locke jako myśliciel nie zaistniałby oczywiście bez protestanckiej rewolty, ale zarówno jego admiratorzy jak i przeciwnicy zgadzają się, że jest o filozofem, którego myśl stała się podwaliną ustroju Stanów Zjednoczonych, a z jej wnikliwej analizy, której dokonuje Ferrara wynika, że Locke dążył do wyzwolenia polityki spod wpływu Kościoła oraz do „odrzucenia postrzegania ludzkiego życia w kategoriach jego dobra i celu, gdyż są one narażone na możliwość ich „przelicytowania” przez Kościół”. Zdaniem Ferrary, „summum bonum, najwyższe dobro człowieka, ‘kwestia w tradycji myśli najważniejsza … dla Locke’a jest pytaniem jałowym …’ Najwyższe dobro człowieka jako kontakt z Bogiem za pośrednictwem błogosławieństw – które, jakkolwiek mgliście, dostrzegali też Grecy – zostaje teraz sprowadzone do materii polityki w nowym i radykalnie zubożonym sensie”.

W dziedzinie polityki nowe i radykalnie zubożone przez Locke’a pojęcie „wolności” przybiera kształt nieskrępowanego „dążenia do szczęścia”. Określenie to, które przejęli Jefferson i inni autorzy Deklaracji Niepodległości, po raz pierwszy pojawiło się w pracy Locke’a Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego . Zdaniem Thomasa Pangle (którego przywołuje Ferrara): „W istocie, z pracy Locke’a, którą uznać można za najbardziej bezpośrednią i klarowną wykładnię hedonistycznej miłości własnej/samolubstwa/narcyzmu? czyli ‘dążenia do szczęścia’ jako podstawy wszelkich powinności … Nowa, lockeańska koncepcja „dążenia do szczęścia” zostaje przeciwstawiona klasycznej idei ‘summum bonum’ , czyli osiagnięcia szczęścia”. Rozumiana jako prawo do niczym nieskrępowanego ‘dążenia do szczęścia’, którego jedynym ograniczeniem jest czyjeś własne „przyzwolenie”, nawet jeśli jest to li tylko zgoda „milcząca”, wolność staje się bogiem, a zarazem celem, do którego wszyscy powinni dążyć.

Paradoks, który zdumiewająco precyzyjnie ujawnia i opisuje Ferrara polega na tym, że kolejne pokolenia orędowników wspomnianego nowego rodzaju wolności, nader zaskakująco traktują ludzi, którzy jak sami twierdzą rodzą się równi, i nie cofają się nawet przed ich zabijaniem. „Koronny mit liberalnej metanarracji” (jak go nazywa Ferrara) głosi, że religia była przyczyną niekończących się wojen i bezmiaru cierpień do czasu, aż Oświecenie rozwiało mroki ignorancji i dało początek demokratycznemu, burżuazyjnemu ustrojowi. Prawda jest jednak taka, że okres, w którym religia katolicka została całkowicie bądź częściowo oddzielona od państwa, był jednym z najkrwawszych w dziejach ludzkości. Podczas wojny o uzyskanie wolności i wyzwolenie się spod panowania Korony Brytyjskiej zginęło około 27 000 osób, a Ferrara przypomina nam również, że wojny rewolucyjne we Francji kosztowały życie dwóch milionów poległych; ludobójstwo w Wandei, którego dopuścił się reżim jakobinów to 300 000 zamordowanych katolików; upadek jakobinów i rządów termidoriańskich pochłonął 3 miliony ofiar; w czasie Wojny Secesyjnej zginęło 600 000 osób; 16 milionów ofiar to bilans pierwszej wojny światowej (toczonej w imię „obrony demokracji w Europie”); terror i zbrodnie bolszewików – 7 milionów zabitych; druga wojna światowa to 70 milionów ofiar, 20 milionów padło wtedy ofiarą ludobójstwa, a w liczbie tej zawiera się 6 milionów wymordowanych Żydów. Kto winien jest wszystkich tych nieszczęść i cierpień?

Na to pytanie odpowiada Ferrara: „Nie, nie Watykan. Ani żadna z chrześcijańskich wspólnot. Wojny, prześladowania, mordowanie własnych obywateli, czystki polityczne i ludobójstwa, które wstrząsały zachodnia cywilizacją od schyłku osiemnastego wieku wszystkie bez wyjątku były następstwem działań państwa sterowanych przez poszczególne rządy, które albo jawnie i krwawo prześladowały chrześcijan, bądź – chyba jeszcze bardziej skutecznie – czyniły to skrycie i bezkrwawo, głosząc, że religii nie wolno „mieszać” z polityką i sprowadzały ją w sferę pozbawionych wszelkiego znaczenia poglądów i opinii jednostek; w Ameryce od dawna przyczyniają się do tego „pacyfiści”, „naprawiacze świata”, „sentymentalni liberałowie”, „izolacjoniści” i rozmaite inne antypatriotyczne środowiska. Konsekwencją takiego stanu rzeczy było na przykład odrzucenie przez wielkie mocarstwa – za wyjątkiem wciąż katolickich Austro-Węgier – siedmiopunktowego planu pokojowego Benedykta XV [1914-1922 r.], „papieża pokoju”, który mógł przerwać kontynuowanie pierwszej wojny światowej.

Tak zwane wojny religijne, były w istocie, jak kreślił je William Cavanaugh, konfliktami , które toczyły „elity rządzące, dążące do umocnienia swej władzy nad Kościołem oraz innymi przeciwnikami”. Państwa te, uwolniwszy się spod wpływów Kościoła nie wahają się zabijać, w tym także dzieci w łonach matek – służy temu akceptowana i popierana przez państwo instytucja aborcji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że „do znudzenia podkreślając odrzucenie arystotelesowskiej teleologii … Hobbes stał na stanowisku, iż między zabiciem człowieka a zabiciem zwierzęcia nie ma żadnej naturalnej różnicy”[21].

Prawie cały świat zignorował przestrogi Benedykta XV. Papież Benedykt XVI, którego nie sposób posądzać o skłonność do przesady, przekazał mu nowe, jeszcze dalej idące ostrzeżenie. Nawiązując do upadku Imperium Rzymskiego, papież powiedział: „Był to zmierzch pewnego świata. Częste katastrofy naturalne jeszcze bardziej zwiększały poczucie niepewności. Nie widać było żadnej siły zdolnej położyć kres upadkowi”. Obecnie również „świat ze wszystkimi swoimi nowymi nadziejami i możliwościami odnosi jednocześnie niepokojące wrażenie, że zanika moralne przyzwolenie, bez którego nie funkcjonują struktury prawne i polityczne, toteż wydaje się, że siły mobilizowane do obrony tych struktur są skazane na porażkę. (…) W grę wchodzi przyszłość świata”. Ferrara zauważa, że papież odrzucił wszelki nieuzasadniony optymizm w kwestii „współczesnego świata” i powrócił do trzeźwego, realistycznego stanowiska swoich przedpoborowych poprzedników, którego odzwierciedleniem jest to oto ostrzeżenia, które Pius XII zawarł w encyklice z roku 1951:”Dobrze wiecie, Czcigodni Bracia, że prawie cała wspólnota ludzka dzieli się dzisiaj szybko na wrogie obozy, a mianowicie za Chrystusem lub przeciw Niemu. Rodzaj ludzki stoi obecnie w bardzo poważnym punkcie zwrotnym, z którego wyniknie albo Chrystusowe zbawienie, albo najokropniejsze nieszczęścia.”

Ćwierć wieku wcześniej, papież Pius XI, którego dewizą pontyfikatu było „Pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusowym” jednoznacznie określił i wskazał remedium na kryzys współczesności: „Ponieważ Kościół przez Boga ustanowionym jest nauczycielem i stróżem wszystkich onych prawd, dlatego on jeden jest mocen ustrzec życie publiczne i rodzinne przed niebezpieczeństwem materializmu, który już tyle szkód wywołał, i utrzymać przekonanie o istnieniu ducha czyli o nieśmiertelność duszy ludzkiej, co silniejszą daje pomoc, aniżeli filozofia”[22]. papież Pius XI wskazał, że prawo boskie, którego naucza Kościół jest istotą panaceum na problemy i bolączki świata, ale trudno podążać za jego naukami, skoro nawet obecnie z ust kościelnych autorytetów rzadko padają słowa o konieczności podążania tą właśnie drogą. Sobór Watykański Drugi oznajmił, że tradycyjne nauczanie Kościoła pozostaje „nienaruszone”, jednak nie jest ono głoszone, nie jest urzeczywistniane, a bywa także odrzucane, w tym także przez ludzi dobrej woli, żywiących jednak opaczne i mylne przekonania. Tymczasem zaś otaczająca nas rzeczywistość coraz bardziej odbiega od „wskazań Ewangelii”, a skutek tego jest taki, że stanęliśmy „na skraju chaosu”[23], jak określiła to Mary Ann Glandon, przewodnicząca Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, była ambasadorka USA w Stolicy Apostolskiej, profesor i wykładowca na Wydziale Prawa Uniwersytetu Harvarda.

„Na skraju chaosu” – oto trzeźwa ocena wybitnej uczonej a zarazem gorliwej katoliczki. Czy jest to wyraz bezradności? Z pewnością nie. Chrześcijanie to ludzie nadziei, a książka Christophera Ferrary Bóg, który zawiódł jest jej świadectwem. Stawia diagnozę, i co ważniejsze, wskazuje nam drogę wyjścia z obecnej sytuacji. Lekarstwem na nią jest polityka duszy. Nie ma jakichkolwiek namacalnych ziemskich przesłanek, świadczących o tym, że obecnie jesteśmy zdolni taka politykę prowadzić, niemniej jednak, jak wykazuje Ferrara, jedyną po temu przeszkodą jest „brak społecznej woli”[24]. Zmiana tej sytuacji musi być celem aktywności i przedmiotem modlitwy chrześcijan, a najważniejszą z nich jest oczywiście Msza. Warto zastanowić się, czy zniekształcenie liturgii Mszy, do jakich doszło w ostatnich dziesięcioleciach, nie przyczyniło się do wypaczenia poglądów części katolików w kwestii koniecznego kształtu wspólnoty wiernych. Amorficzność jest herezją, która przejawia się na niezliczoną ilość sposobów[25]. Chrześcijanie mogą jednak przeciwstawić się temu żywiąc silną nadzieję, że łaska Boża niezmiennie pozostaje z nimi. Ferrara wykazuje w swej książce, że Oświecenie bezwzględnie dążyło do zniszczenia świata łaski i – jak pisał William Blake – zastąpienia go „snem Newtona”. Warto zatem przypomnieć słowa kardynała Pie, biskupa Poitiers, który w grocie w Lourdes powiedział: człowiek XIX wieku chełpi się, że „To co nadprzyrodzone przeminęło. Rozejrzyjcie się zatem tutaj. Ono wylewa się, wypływa, przenika na powierzchnię piasku i skał, tryska z tego oto źródła i towarzyszy potężnemu biegowi żywych fal rzeki modlitw, pieśni i światła”[26]. Zawrócenie znad krawędzi chaosu rozpoczyna się od przyzwolenia, aby nadprzyrodzoność we wszystkich swoich przejawach naprawiła i przeistoczyła upadły świat

Patrick McKinley Brennan

Autor jest profesorem nauk prawnych na Villanova University w USA.

tłum. Jerzy Morka

 

 

[1] Szczegółowe omówienie owego ideału rządów, Zob.: E. Cahill, The Framework of a Christian State: An Introduction to Social Science (Dublin: Gill, 1932).

[2] Henri De Lubac, The Splendor of the Church (San Francisco: Ignatius Press, 1999), s. 193.

[3] Leon XIII, encyklika Immortale Dei (1885), http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/leon_xiii/encykliki/immortale_dei_01111885.html

[4] De Lubac, The Splendor of the Church, 193-94. Tenże “projekt” umożliwia, jak potwierdza historia, zaistnienie doskonalszych niż inne, wielopłaszczyznowych, szczególnych organicznych relacji między Kościołem a władzą świecką. Zob.: Brad S. Gregory, The Unintended Reformation: How a Religious Revolution Secularized Society (Cambridge, MA: The Belknap Press of Harvard Univ. Press, 2012), s. 129-145; Russell Hittinger, „Introduction to Modern Catholicism”, in John Witte Jr. and Frank Alexander (eds.), The Teachings of Modern Christianity on Law, Politics, and Human Nature (New York: Columbia University Press, 2006), e-38; E.A. Goerner, Peter and Caesar: Political Authority and the Catholic Church (NY: Herder and Herder, 1965).

[5] Jałowość takiej filozofii politycznej, Zob.: Patrick McKinley Brennan, “Political Liberalism’s Tertium Quiddity”, 43 American Journal of Jurisprudence 239 (1998) (omówienie książki Michaela J. Whit’ae, Partisan or Neutral ? The Futility of Public Political Theory).

[6] Charles J. Chaput, Render Unto Caesar: Serving the Nation by Living Our Catholic Beliefs in Political Life (NY: Doubleday,2008), s. 86.

[7] Chaput, Render, s. 129 (podkr. Chaput). http://www.kns.gower.pl/vaticanum/dignitatis.htm

[8] Chaput, Render, s. 85.

[9] Chaput, Render, s. 107

[10] Jacques Maritain, The Things That Are Not Caesar’s (NY: Sheed and Ward, 1930), s. 15.

[11] Chaput, Render, s. 88.

[12] Paul Blanshard, American Freedom and Catholic Power (Boston: Beacon Press, 1949), 47. Blan­shard usunął to oburzające zdanie z drugiego wydania swojego bestsellera, ale w później kłamliwie chełpił sie, że niczego w swoich tezach i poglądach nie zmienił. Zob.: Patrick McKinley Brennan, „Are Catholics Unreliable From a Democratic Point of View? Thoughts on the Occasion of the Sixtieth Anniversary of Paul Blanshard’s American Freedom and Catholic Power” 56 Villanova Law Review 199, 206-07 (2011, (the 33rd Annual Donald M. Giannella Lecture).

[13] De Lubac, The Splendor of the Church, s. 196.

[14] Thomas Hobbes, Leviathan, t. II, s. 17.

[15] t. Hobbes, Elementy filozofii, przeł. C. Znamierowski, PWN, Warszawa 1956, t. II, s. 490.

[16] Norberto Bobbio, Thomas Hobbes and the Natural Law Tradition, tłum. Daniela Gobetti (Chicago: The University Press, 1993), s. 80-81.

[17] List datowany na 5 lutego 2012 r.

[18] Cytowane przez Ferrarę na s. 19.

[19] Maritain, The Things That Are Not Caesar’s, s. 24 (cyt. Garrigou-Lagrange).

[20] C.B. Macpherson, Introduction to Thomas Hobbes, Leviathan (London: Penguin Books, 1985), 25. Cytat przywołany przez Ferrarę na s. 47.

[21] Annabel S. Brett, Changes of State: Nature and the Limits of the City in Early Modern Natural Law (Princeton: Princeton Univ. Press, 2011), s. 59. „Prawda jest taka oto, że na święcie, dzięki stałemu oddziaływaniu chrześcijaństwa oraz przestrzeganiu prawa Bożego dokonywał sie rozwój cywilizacyjny oraz rzeczywisty postęp i trwało do dopóki nie zaczęto go niszczyć. Niepokoje oraz anarchia zapoczątkowane trzysta lat temu zanegowały i zahamowały ów postęp. Chrześcijaństwo uporałoby się z wszelkim złem społecznym czyniąc to szybciej i skuteczniej, gdyby nie przeszkodzono mu w realizowaniu tych celów”. Henry Edward Manning, The Fourfold Sovereignty of God (1871), s. 141. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/przemowienia/kuriarzym_20122010.html

[22] http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/ubi_arcano_23121922.html

[23] Mary Ann Glendon, Traditions in Turmoil (Ann Arbor: Sapientia Press, 2006), s. xii.

[24] Powody dla których rządzący obiektywne powinności wobec Kościoła Katolickiego sprowadzają do sfery subiektywności, Zob.: Francis Connell, „Christ the King of Civil Rulers”, 119 American Ecclesiastical Review, s. 244 (1948) i Joseph Fenton, „The Status of a Controversy”, 124 Amer­ican Ecclesiastical Review s. 451, 452 (1951). Zob. także: Goerner, Peter and Caesar, s. 153-72.

[25] Deformacja Mszy poprzez zmiane jej formy, Zob.: Martin Mosebach, The Heresy of Formlessness: The Roman Liturgy and Its Enemy (San Francisco: Ignatius Press, 2006).

[26] Cytat zamieszczony w pracy Johna Rao, Black Legends and the Light of the World: The War of Words with the Incarnate

Word (The Remnant Press, 2012), s. 643. Warto czytać ją jednocześnie z książką Ferrary.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *