Mesjasz truciciel

Regres cywilizacji to powolny proces. Sprowadzenie pojęć wyrażających absolut ze sztandarów wojowników na stragany przekupek trwało długo. Intronizacja ulepionego z liberalnych i socjalistycznych mitów bezosobowego „ładu demokratycznego” jako pełniącego obowiązki Mesjasza Pana oraz zainfekowanie Kościoła kompleksami i relatywizmem także nie nastąpiły z dnia na dzień. Dlatego nie wszystkie objawy degeneracji są dostrzegalne z kalekiej, ubogiej perspektywy dnia dzisiejszego. Tylko szersza obserwacja, pozbawiona złudzeń i wolna od sugestii tłumu prowadzi do konstruktywnego wniosku, że król jest nagi i pokraczny.

Oddziaływanie bezoosobowego Mesjasza wytworzyło elementy nowomowy, które na pozór niosą pozytywną treść, a w rzeczywistości, w dzisiejszych warunkach, są smętnym odbiciem regresu. Gdy cywilizacja traciła duszę i sens, zaistniały jako wybrakowane substytuty symboli dawnej chwały, potem zdążyły się zużyć funkcjonalnie zanim zapuściły korzenie. Kilka przykładów:

„Wartości chrześcijańskie”. Trudno powiedzieć, co wyraża to pojęcie, bo może znaczyć wiele lub nic. Łatwiej powiedzieć czego nie wyraża: nie wyraża ducha żadnej religii, a w szczególności nie wyraża imperialnego ducha, rycerskiego etosu i rozumnej, racjonalnej konstrukcji tradycyjnego chrześcijaństwa. Wielu używa go dla oznaczenia rodzaju niezobowiązującej popłuczyny po Ewangelii i Tradycji, na którą współczesny polityk czy działacz może mniej lub bardziej szczerze się powołać, jeżeli przewiduje, że coś więcej niż popłuczyna może go przerosnąć lub przytłoczyć. Szerokie zastosowanie „wartości chrześcijańskich” w praktyce działalności publicznej wynika, jak sadzę, nie tylko z tego, że łatwo się nimi kupczy, ale też z faktu, że z pomocą w.c. można dowolnego bałwana ubogacić o elementy sakralne.

„Uczucia religijne”. Skoro można mieć uczucie goryczy, przejedzenia i upojenia, jak również uczucie szczęścia, radości i satysfakcji, można też mieć uczucia religijne. Tyle, że uczucia są zwykle subiektywne, a potencjalnie chwiejne i przelotne. Tymczasem, zgodnie z treścią obowiązującej w nieodległej przeszłości biskupów i nauczycieli religii, usuniętej w latach sześćdziesiątych Przysięgi antymodernistycznej Piusa X, „wiara jest rozumowym uznaniem prawdy przyjętej zzewnątrz, a nie ślepym uczuciem religijnym”, jest zatem słusznym wyborem oświeconych umysłów, a nie ckliwym odlotem zajęczych serc, jak to się dziś fałszywie przedstawia. Intencją autora Przysięgi było, jak rozumiem, przeciwstawienie się subiektywizacji religii, także w przypadkach, gdy przybiera ona formę ślepych, a potencjalnie chwiejnych „uczuć”. Jest to mądre, m.in. dlatego, że ludzie targani „ślepymi uczuciami” budzą lęk i współczucie, jak miś Colargol – rozdygotany smutas z melancholijnej bajki. Łatwo przypiąć im etykietkę „nawiedzonych” i z ich „ślepą” pomocą obrzydzać katolicyzm jako całość – w końcu nie każdemu odpowiadają środowiska, gdzie wszystko jest utopione w emocjach.

Trudno natomiast zgadnąć jakie intencje przyświecały autorom funkcjonującego w polskim prawie określenia „uczucia religijne” – nie wiem, czy sami byliby w stanie te intencje skonkretyzować, ale nie mam wątpliwości, że subiektywizacja religii jest przyczyną, a nie skutkiem popularyzacji tego sformułowania.

„Przywiązanie do tradycji”, „przywiązanie do wartości”. Tych zbitek słów nie wymyślił chyba żaden przedstawiciel idei tradycjonalizmu, raczej jakiś sentymentalny dziadunio albo pani Dulska, gdy nie chciała się przenieść na Krowodrzę. „PDT” nie współgra z tradycyjnym katolicyzmem, gdzie Tradycja jest normą, a przywiązać się można ewentualnie do grzechu, ponadto fatalnie się kojarzy – pacjenci szpitali psychiatrycznych lub izb wytrzeźwień są czasem przywiązani (częściej do łóżek niż do kaloryferów). Co to właściwie znaczy, że ktoś jest „przywiązany do tradycji”? Że się nie może odwiązać? A może oczekuje szczęśliwego odwiązania, a jak go odwiążą to pójdzie dalej?

Skutkiem presji fałszywego Mesjasza i współczesnych fobii jest utrwalona w wielu środowiskach opinia, że chrześcijaństwo „jest obciachowe”. W rezultacie niektórzy z całkiem dobrymi intencjami starają się udowodnić, że „nie jest obciachowe”. Ale to tak, jakby zadawać pytanie: „jak udowodnić, że nie mam garbu jak wielbłąd gdy ktoś twierdzi, że go mam?”. Z fobiami nie warto wchodzić w dialog. Jeżeli nawet niektóre zachowania wiernych mogą być „obciachowe”, najlepsze co można zrobić by uniknąć większego „obciachu”, to nie zadawać takich „obciachowych” pytań, bo zdają się uzewnętrzniać jakiś kompleks.

W dłuższej perspektywie można skutecznie oszczędzić sobie „obciachu” omijając chórki zawstydzonych i przepraszających za błędy Kościoła, np. za wyroki inkwizycji sprzed pięciuset lat, pogromy sprzed lat czterystu, za cudze wynaturzenia i zbrodnie, których nie popełnili. Dla wiernych odczuwających potrzebę wkupienia Wspólnoty w łaski jej wrogów poprzez „przepraszanie i zawstydzenie” powinno się utworzyć jakieś miejsce, gdzie we własnym gronie i z dala od mediów mogliby kompromitować się na własny rachunek.

Najbardziej żałosne skutki oddziaływania Bezoosobowego to stawianie „dialogu” i „wyboru” ponad absolutem, pluralizmu ponad Alfą i Omegą, tworzenie konstrukcji myślowych typu „wybierz sobie stwórcę”, sugerowanie, że absolut, z natury doskonały, najwyższy, bezwarunkowy i nieograniczony, może być kwestią „wolnego wyboru” innego niż wybór między prawdą a fałszem. Te nowoczesne dyrdymały są niezgodne ze zwykłymi zasadami logiki, dobre dla umysłów nieprawidłowo usytuowanych względem rzeczywistości i nie ma znaczenia, że ten sposób myślenia jest zgodny z sezonowym „duchem czasu” skoro to duch złego czasu.

Jeżeli ujmuje się prawdziwą doktrynę w kategoriach „propozycji” (co często radośnie czyni prasa katolicka) wtedy „nie zabijaj” i „nie kradnij” to też tylko propozycje. A cóż więcej? Taka sytuacja może prowadzić do żałosnej konkluzji, że doktryna Kościoła nie wyraża prawdy (co to za prawda, która składa się z samych „propozycji”, samych zafajdanych „tez do dyskusji”?), lecz, że prawda umiejscowiona jest gdzie indziej (może w szufladzie Dalaj Lamy?). Konkluzja ta może być źródłem dobrego samopoczucia jeżeli komuś nie przeszkadza zwrot ku apostazji. 

Subtelną rywalizację dwóch wpływowych kultów można było zaobserwować u posła J. Gowina. Budował on przez lata swój wizerunek dobrego liberalnego demokraty i jednocześnie dobrego katolika. Wiedząc, że trudno złapać za ogony dwie sroki, gdy każda z nich leci w innym kierunku, przewidziałem, że łatwiejsza z tych ról wypadnie mu lepiej, kosztem trudniejszej, co w końcu nastąpiło gdy głosował za tzw. kompromisem aborcyjnym.

Innym przykładem konfliktu ról okazała się postawa księdza Bonieckiego wobec zgorszenia, jakie wśród wyznawców demo-kultu wywołał wiszący w Sejmie krzyż. Zgodnie z uświęconymi przykazaniami politycznej poprawności Ksiądz złapał w lot, że obecność tego krzyża narusza współczesne sacrum, zakłóca obrządek, ujmuje cząstkę chwały należnej (??) wyłonionemu z materii Bezoosobowemu poprzez symboliczną obecność Trójosobowego tam, gdzie dla drugiego Mesjasza miejsca nie przewidziano. Zgodnie z tzw. demokratycznymi standardami, przekaz subiektywnie pojętego zbawiciela nie służy stojącemu ponad Alfą i Omegą „dialogowi”. Duchownemu nie wypadało jednak wyrażać wprost niechęci wobec „niefortunnie” wyeksponowanego symbolu niepopularnej religii, która i bez pomocy Księdza dostaje nieustanny, morderczy łomot od jego serdecznych przyjaciół, ograniczył się więc do przekazu: „i tak, i nie” oraz wyznania wiary w wersji politycznie poprawnej: ”wierzę w dialog, wierzę, że dialog się ziści”. Nawet gdybym chciał słuchać Księdza dalej, to mi do niego daleko i nie po drodze.

Ja wierzę, że żadna presja i żadne zmiany w świadomości społecznej nie spowodują powszechnego odmóżdżenia, że nie wszyscy będą odprawiać gusła przed toksycznym bezosobowym hegemonem w jakiejkolwiek jego mutacji, także w wersji prezentowanej przez liberalno-demokratyczne salony, które zastąpiły komunę w niechlubnej roli szkoły indoktrynacji i maszynki do łamania ludzkich sumień.

Miłosz Szuba

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *