Monarchiści w Ameryce? Po co?

To ludzie, którzy uważają, bez wiązania się z jakąkolwiek dynastią czy inną instytucją, że, przynajmniej w teorii, jakakolwiek forma monarchii jest po prostu lepszą formą rządzenia niż to, co nasza czy inne republiki praktykują obecnie.
W związku z przeprowadzonym w USA przez International Monarchist League „wywiadem w terenie” na temat monarchii przedstawiamy Państwu nagranie z BBC World Service wraz z tekstem organizacji.
Amerykanin i monarchista. Używanie tych dwóch rzeczowników razem jawi się jako sprzeczność. Najdoskonalsza republika na Ziemi, imperialny kolos, którego potęga rozciąga się na cały glob zawdzięcza zarówno swoją polityczną niezależność, jak i kulturową tożsamość zdetronizowaniu naszego ostatniego króla, Jerzego III. Każdego roku, 4 lipca, uroczyście obchodzimy uroczystości związane z tym faktem: pochody, fajerwerki i różnego rodzaju przemówienia akcentują rocznicę Deklaracji Niepodległości Ojców Założycieli z 1776 roku.
Dlaczego ktokolwiek w Ameryce miałby pragnąć tej zamierzchłej formy rządzenia, jaką stanowi monarchia — szczególnie, gdy jej negacja jest kwintesencją naszej narodowej historii? Tak wygląda typowa reakcja a jest ona fałszywa. Jednak żeby odkryć ‘po co’, musimy najpierw spojrzeć: ‘kto’.
Z doświadczeń piszącego wynika, że monarchiści amerykańscy dzielą się na cztery podstawowe grupy. Pierwszą można nazwać grupą monarchistów ideologicznych. To ludzie, którzy uważają, bez wiązania się z jakąkolwiek dynastią czy inną instytucją, że, przynajmniej w teorii, jakakolwiek forma monarchii jest po prostu lepszą formą rządzenia niż to, co nasza czy inne republiki praktykują obecnie. Ci ludzie bywają uczniami pisarzy politycznych, tak różnych jak Burke, T.S. Eliot, de Maistre, Chateaubriand, Belloc, Sołowiew, Otto von Habsburg, czy bardzo popularni “Inklings”  (J.R.R. Tolkien, C.S. Lewis, Charles Williams, wszyscy zdecydowani monarchiści) [‘The Inklings’ – nieformalna literacka grupa dyskusyjna związana z uniwersytetem w Oksfordzie, działająca od wczesnych lat 30-tych do 1949 roku – przyp. K.S.]. Zwykle uważają oni, jak Dr Hans-Hermann Hoppe w swojej ‘Democracy: The God That Failed’: rząd jest zawsze zagrożeniem, a monarchia jest (być może paradoksalnie w tym kontekście) najmniej szkodliwa. Widzą ją jako dobro, jak Erik von Kuehnelt-Leddihn w swojej ‘Liberty or Equality?’.
Druga grupa to monarchiści religijni. To ludzie, którzy wierzą, że monarchia jest formą rządu najbardziej współbrzmiącą z ich religią. Naturalnie zarówno katolicy, jak i buddyści tybetańscy winni są posłuszeństwa swoim religijnym przywódcom, którzy są również tymczasowymi suwerenami (choć w pierwszym przypadku powstał spory zastęp pisarzy ‘dowodzących’, że wiara katolicka najlepiej się ma w republice, a jeszcze większy – choć głównie wśród nie anglojęzycznych – twierdzi przeciwnie). Jednakże wielu wschodnich ortodoksów, anglikanów, luteranów, prezbiterian, żydów, muzułmanów, wyznawców hinduizmu i poza-tybetańskich buddystów twierdzi to samo, z różnych teologicznych lub też historycznych przyczyn. Najnowszym katolickim propagatorem tego poglądu jest ojciec Aidan Nichols, O.P., w pracach ‘Christendom Awake!’ i ‘The Realm’. Takie myśli rodzą się też z ‘psychologii głębi’, jak w pracach Mircea Eliade’a i Stefana Hoeller’a.
Po trzecie – są tu emigranci i ich potomkowie. Ludzie, którzy przybyli z całego świata, wielu uciekając przed antymonarchistyczną rewolucją. Francuzi, Rosjanie, Persowie i wielu innych, którzy zachowali wierność byłym władcom, są też i ich potomkowie. Na dodatek, od pierwszych dni Niepodległości, kiedy francuski Ludwik XVI sfinansował przebudowę kolegium Williama i Mary a Karol III zapłacił za budowę katolickiego kościoła pod wezwaniem Św. Piotra w Nowym Jorku, cały zastęp obcych władców obsypywał darami i pieniędzmi różne grupy ludności (przeważnie, oczywiście, pochodzenia lub wyznania ich własnych poddanych). Ten stan trwa do dziś: cesarz Japonii, królowie Hiszpanii, Szwecji, Tajlandii, Arabii Saudyjskiej, królowe Wielkiej Brytanii, Holandii i Danii wykazują hojność w obdarowywaniu rozmaitych instytucji i organizacji amerykańskich. Prawowici władcy Rosji, Serbii, Rumunii, Bułgarii, Grecji, Iranu i wielu innych krajów ciągle znajdują poparcie wśród tutejszych potomków swoich poddanych. Podobnie szkoccy jakobici znajdują posłuch, choć w nieco specyficzny sposób, i naturalnie głównie wśród ludności pochodzenia szkockiego.
Na koniec są tu też i anglofile. To jednostki, co całkiem poważnie wierzą w wyższość brytyjskiego stylu rządzenia lub odczuwają przywiązanie do rodziny królewskiej. A w niektórych rejonach tli się jeszcze przywiązanie do tradycji lojalistycznej z czasów naszej własnej, zamierzchłej już, Rewolucji.
Dla wszystkich wyżej wymienionych wiara w różne formy monarchii jest wyznaniem ideału: być może obcego dla większości Amerykanów, lecz tym niemniej istniejącego. Tak rozproszone środowisko ma niewiele możliwości by wyrazić swoje myśli w jakiś spójny sposób. Celem oddziału Międzynarodowej Ligi Monarchistycznej w Los Angeles jest dostarczyć ową spójność rozmaitym monarchistycznym nurtom południowej Kalifornii.
Międzynarodowa Liga Monarchistyczna została założona w 1943 roku; pamiętając lekcję pierwszej wojny światowej, gdy obalenie austriackiej, niemieckiej i rosyjskiej monarchii doprowadziło do niewypowiedzianych cierpień, a w dalszej perspektywie (jak zauważył był Churchill) do wzrostu komunizmu i nazizmu, założyciele mieli nadzieję wywrzeć wpływ na zwycięzców drugiej wojny światowej, by uniknęli podobnych błędów. Okazali się w tym wybitnie nieskuteczni  – trony Włoch, Bułgarii, Rumunii, Jugosławii i Albanii upadły wśród bardziej lub mniej nieprzyjemnych rozruchów. Od tamtych wydarzeń Trzeci Świat widział upadek monarchii w Egipcie, Iraku, Wietnamie, Etiopii, Iranie, Afganistanie i w wielu innych miejscach, prawie zawsze z podobnymi konsekwencjami.
W tej sytuacji Liga, od momentu założenia, skupia się na trzech celach:
1) Tworzyć wśród monarchistów jedność;
2) Bronić monarchii tam, gdzie jeszcze istnieje; i
3) Pracować na rzecz restauracji w krajach, które kiedyś monarchiami były.
Co w takim razie z amerykańskimi oddziałami Ligi? Przecież u nas nie jesteśmy zainteresowani zmianą istniejącej formy rządu. Mamy jednakże za to dodatkowe trzy cele, o szczególnym lokalnym znaczeniu.
Chcielibyśmy połączyć różne grupy naszych monarchistów poprzez socjalne i kulturalne inicjatywy. Dzięki wcześniej opisanej rozmaitości intelektualna stymulacja, która wynikłaby z takich inicjatyw jest ogromna; co więcej, szansa wzbogacenia wiedzy w konfrontacji z innym – często obcym – sposobem  widzenia i kulturą jest bardzo ważna w erze globalizacji. Taka aktywność pozwala członkom być lepszymi i bardziej tolerancyjnymi obywatelami.
Pamiętając o kluczowej roli, jaką nasz kraj odgrywa w polityce światowej,  antymonarchistyczne przesądy, które utrzymują się w naszej kulturze, naszej świadomości i etosie naszego rządu stanowią ogromne wyzwanie. Nie jest to tylko sprawa opinii czy antypatii. Prawdę mówiąc amerykańskie rządy, od czasów Woodrow’a Wilsona (żeby nie wspomnieć aneksji Hawajów) odgrywały dużą rolę przy obalaniu tronów, o których wspominaliśmy. Jednakże te działania nigdy nie przyniosły Stanom Zjednoczonym nic prócz zgryzot. Od nalegań Wilsona na ustąpienie Habsburgów i Hohenzollernów do bardzo nagłośnionej (i pokazanej w telewizji) decyzji George’a Busha, że król afgański Zaher Shah nie odzyska tronu, te działania kosztowały nasz kraj morze krwi i setki milionów dolarów. Uznane to było za korzystniejsze od przywrócenia tym krajom dziedzicznej głowy państwa, bez względu na koszty (ich i nasze). Tak więc amerykańscy monarchiści muszą działać w kierunku edukacji społeczeństwa o zaletach monarchii dla innych ludów i w kierunku eliminacji własnych antymonarchistycznych przesądów, które okazały się być tak kosztowne.
Naszym trzecim celem jest przypominanie społeczeństwu jaki olbrzymi dług Stany Zjednoczone – w swojej obecnej formie – winne są monarchii. I to nie chodzi o darowizny, o których wspominaliśmy wcześniej. Regiony naszego kraju zasiedlone zanim uzyskaliśmy niepodległość (jak Kalifornia przez króla Hiszpanii Karola III) były sponsorowane przez brytyjskich, francuskich, hiszpańskich i rosyjskich monarchów i pozostałości owej bogatej spuścizny i dziś są żywe. Co więcej, większość naszych federalnych i stanowych urzędów – sądów, gubernatorów, szeryfów, burmistrzów, koronerów itd – swoje pochodzenie wywodzi z monarchii. Nawet nasze napuszone obchody Dnia Niepodległości zasymilowały celebracje urodzin królewskich z czasów kolonialnej Ameryki. Nigdy nie hołdujemy bardziej pamięci Jerzego III, niż gdy paradujemy, puszczamy fajerwerki czy przemawiamy w nasze narodowe święto. Więc trzecim celem amerykańskiego monarchisty jest godne honorowanie tego fundamentu i pokazywanie naszym współobywatelom własnego amerykańskiego monarchistycznego dziedzictwa.
Jak wspomniano tu uprzednio, Liga nie jest zainteresowana drugą rewolucją w tym kraju. Zamiast tego, pokładamy nadzieję w wolnej od uprzedzeń edukacji i w ukazywaniu zasadności takich instytucji jak monarchia na wychowanie lepszych obywateli, i w ten sposób uskutecznienie naszego małego wkładu do stworzenia lepszego społeczeństwa i lepszego świata. Jeśli ten cel się Państwu podoba, to przyłączcie się do nas!
Pan Coulombe jest historykiem, pisarzem i wykładowcą. Jest delegatem zachodnich stanów do Wielkiej Rady Międzynarodowej Ligii Monarchistycznej. Jest też stypendystą-rezydentem funduszu Roy Green jednego z teksańskich uniwersytetów, oddziału w Los Angeles.
Tłum.: Krzysztof Szymanowicz
Źródło: http://www.monarchistleaguela.org/
Wyboru materiałów z zagranicy dokonuje EmilKowalik (w razie pytań i sugestii: emilkowalikemil@gmail.com).
A. Me.
Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Monarchiści w Ameryce? Po co?”

  1. Myślę, że przyszły monarchizm będzie innym rodzajem monarchizmu niż historyczny. Bo jeszcze czekają nas długie lata demokracji. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *