Motas/Śmiech: Myśl narodowa to nie odruchy psa Pawłowa. Ad vocem Zbigniewowi Lipińskiemu

Zbigniew Lipiński w jednym ze swoich ostatnich tekstów publikowanych na łamach „Myśli Polskiej” („MP” nr 3-4/2016) odniósł się sporu toczącego się wokół Trybunału Konstytucyjnego. Pod koniec artykułu pokusił się o analizę stosunku środowisk narodowych do opisywanego zagadnienia i rządów PiS-u. Skrytykował on przy tym stanowisko wyrażone przez prof. Macieja Giertycha w artykule „Powrót sanacji” (przedruk z „Opoki” w „MP” nr 1-2/2016): „…uważam, że rząd ten powinien cieszyć się poparciem środowisk narodowych, a nie wybrzydzaniem. Ponadto Narodową Demokrację cechował zawsze realizm. Jaka bowiem jest alternatywa? Tylko PO i Nowoczesna wraz z Lisem i Kijowskim. Takiej alternatywy nie stworzył obóz narodowy, gdyż przez 25 lat nie zbudował silnej partii narodowej (…) Nie znaczy to, aby PiS utrzymywać w błogiej nieświadomości ludzi nieomylnych. Przeciwnie – można i należy, wykazywać błędy i przekonywać do takich czy innych rozwiązań, ale nie z pozycji wrogich. Nie zrozumiał tego, niestety, prof. Maciej Giertych, o czym świadczy jego artykuł «Czy PiS to neosanacja»”. Ocena prof. M. Giertycha wyrażona w przywołanym artykule stanowi, naszym zdaniem, kontynuację tych wątków twórczości Jędrzeja Giertycha, które opisywały charakter sanacyjnych rządów i celnie odzwierciedla zamiary rządzącej dziś Polską partii. Za nieuprawniony zaś uważamy pogląd Z. Lipińskiego, który można sprowadzić do poglądu o konieczności popierania PiS-u przez środowiska odwołujące się do tradycji Narodowej Demokracji.

Sanacyjne praktyki

Czym uzasadniamy swoje stanowisko? Obóz narodowy nigdy w swojej historii nie był formacją opierającą działalność na metodach rewolucyjnych. Obce były mu zawsze wszelkie ideologie proklamujące nowy ład, nowy porządek oraz ruchy zaczynające historię przeważnie od siebie. Był siłą propagującą ewolucję miast rewolucji. Posługując się terminologią minionej epoki, opowiadał się za „krytyczną kontynuacją”. Tak było i po wypadkach w maju 1926 r., i po 1945 r., i po 1989 r. Partia dzierżąca obecnie pełnię władzy wywodzi się natomiast z biegunowo odległej tradycji, jest to fakt, którego, przynajmniej na łamach „MP”, nie trzeba chyba udowadniać. To w łonie tej partii nieustannie propagowany jest projekt IV RP, oznaczający zerwanie z „republiką okrągłego stołu” (współtworzoną przez liderów tej formacji), co w praktyce politycznej oznacza permanentną rewolucję na niemal wszystkich polach. Realizacja postulatów programowych wymaga zburzenia całego dotychczasowego porządku i wprowadzenie na ich miejsce nowego. Dotyczy to również ustroju państwa. Od kilku tygodni wszyscy obserwujemy gorszący spektakl pod tytułem „Likwidacja niezawisłości sądów, trybunałów i prokuratury”. Rozpoczęło się podporządkowywanie telewizji publicznej (pierwszą decyzją nowego prezesa TVP było usunięcie z czołówki Wiadomości PKiN jako „pałacu im. J. Stalina” i zastąpienie go Zamkiem Królewskim; autorzy pomysłu zapomnieli chyba, że Zamek był siedzibą ostatniego króla, który nie należy chyba do ulubionych bohaterów historycznych PiS-u). Równolegle przeprowadzane są zmiany w wojsku i policji. W kolejce czeka m.in. służba cywilna. Trzeba jasno stwierdzić, że są to praktyki rodem z Polski sanacyjnej, później zaś rządzonej przez PZPR. Gwoli prawdy należy jednak przypomnieć, że Trybunał Konstytucyjny, który urasta dziś w czytankach PiS-owskich propagandystów do rangi sprawcy niemal całego zła toczącego III RP, powstał w schyłkowej fazie PRL (formalnie istniał od 1982, faktycznie zaś od 1985 r.) i stanowił bez wątpienia właściwy krok na drodze do ustanowienia rządów prawa. W okresie rządów sanacji pozostawał jedynie niezrealizowanym projektem.

Opinie narodowców

Warto w tym miejscu również przypomnieć, że powołanie TK stanowiło przed rokiem 1939 jeden z głównych postulatów ustrojowych obozu narodowego. W złożonym przez Stronnictwo Narodowe projekcie rewizji konstytucji z 1930 r., referujący stanowisko partii prof. Wacław Komarnicki podkreślał: „powołanie do życia Trybunału Konstytucyjnego, jako stróża konstytucji, rozstrzygającego wszelkie wątpliwości i spory konstytucyjne na podstawie prawa – jest niezbędne dla normalnego rozwoju państwa. Lekceważenie i pogarda dla prawa dezorganizują władze państwowe oraz deprawują ludność” („Wacław Komarnicki o ustroju państwa i konstytucji”, wybór i opracowanie S. Kilian, Warszawa 2000). Inny teoretyk prawa, również związany z obozem narodowym, prof. Edward Dubanowicz postulował dodatkowo znaczne poszerzenie kompetencji projektowanego organu m.in. o dotychczasowe uprawnienia Trybunału Stanu i Sądu Najwyższego: „W zakresie działania Trybunału Konstytucyjnego, jako najwyższego trybunału prawa publicznego, wchodziłoby nadto badanie zgodności z Konstytucją rozporządzeń rządowych, a także obrona podmiotowych, publicznych praw obywateli w stosunku do organów władzy państwowej. Także i zadania Trybunału Stanu, a nadto i orzecznictwo w przedmiocie prawa wyborczego mogłyby z korzyścią dla całości systemu i względów ekonomicznej natury wejść w zakres działania Trybunału Konstytucyjnego” (E. Dubanowicz, „Ku stałemu ustrojowi państwa polskiego i inne pisma polityczne”, wybór i opracowanie A. Danek, Kraków). Ferując dziś tak łatwo wyroki o „komunistycznym zespole sędziów darmozjadów”, warto mieć na uwadze także powyższe opinie. Zarzuty wysuwane są także wobec składu TK. Kadencyjność sędziów Trybunału oraz desygnowanie ich przez siły polityczne zasiadające w danej chwili w parlamencie stanowiły do tej pory niekwestionowany od lat consensus. W okresie, gdy w Sejmie zasiadali posłowie LPR, także środowiska narodowe wysunęły do Trybunału z powodzeniem kandydaturę mec. Marka Kotlinowskiego (piastował on funkcję sędziego TK w okresie od 6 listopada 2006 r. do 6 listopada 2015 r.). Warto i o tym pamiętać.

Zgubna tradycja i słowiański charakter

Polaków, podobnie jak większość Słowian (pewien wyjątek stanowią tu Rosjanie), charakteryzuje duża doza dążeń wolnościowych, które nierzadko wyradzają się w tendencje anarchiczne. Nie cechuje nas przy tym, jak większość społeczeństw Europy zachodniej, poszanowanie prawa i ładu państwowego, nikłe są również instynkty propaństwowe. Polityczny system Anglii, będący przez długo punktem odniesienia dla koncepcji Romana Dmowskiego, kształtował się przez setki lat, w Polsce zaś każda władza zaczyna (dobrowolnie lub pod przymusem) niemal wszystko od nowa. Ustrój musi zaś płynnie ewoluować, miast być targany ciągłymi zmianami i rewolucjami. U genezy podobnego zjawiska leży zapewne zgubna tradycja XIX wieku, gdy państwo traktowane było przez Polaków jako element wrogi, który należało zwalczać, podnosząc podobne działanie do rangi naczelnej cnoty. Biorąc to pod uwagę, działania zmierzające do podważenia istniejącego ładu i porządku ustrojowo-prawnego wydają się być recydywą zgubnych dla nas tendencji. Deprecjonowanie pozycji trybunałów, sądów oraz innych organów państwowych (paradoksalnie dotyczy to również urzędu prezydenta), podważanie wyników wyborów (ale tylko w wypadku wyniku na niekorzyść tych, którzy, jak PiS, uważają się za sól tej ziemi), doraźne zmiany w przepisach stanowią działania w dalekosiężnej perspektywie nad wyraz szkodliwe. W świetle powyższego rację ma prof. Bronisław Łagowski, który w jednym ze swoich ostatnich artykułów zauważa, że w Polsce dokonuje się swoista ukrainizacja stosunków politycznych („Rzeczy smutne”, „Przegląd” nr 2/2016).

Rejtanowskie gesty i pies Pawłowa

Kolejnym zagadnieniem jest sprawa zewnętrznej krytyki stanowiska obecnego rządu. Aktywności politycznej nie można sprowadzać do przysłowiowych odruchów psa Pawłowa, podług zasady, że gdy UE i „Gazeta Wyborcza” coś krytykują, narodowcy muszą to bezwarunkowo popierać. PiS stara się obecnie podbijać pseudopatriotyczny bębenek, kto nie z nami, ten nie jest godny imienia Polaka i patrioty. Jak słusznie jednak zauważył podczas debaty sejmowej prezes PSL Władysław Kosiniak – Kamysz „Polska to nie PiS”. Dopuszczenie zaś krytyki poczynań rządzącej partii nie jest jakąś nową Targowicą (vide tekst Adama Wielomskiego „O współczesnych Bezprymach” publikowany na łamach „konserwatyzm.pl”). Powoływanie się na analogię z sytuacją Polski w XVIII wieku jest bezzasadne także i dlatego, że pomocą z zewnętrz posiłkowali się wówczas zarówno zwolennicy „obozu patriotycznego”, jak i obóz królewski. Prawo do ingerowania w wewnętrzne sprawy Polski przez instytucje unijne jest natomiast konsekwencją naszego w niej członkostwa, które stało się faktem także i za sprawą PiS-u. Argument dotyczący ograniczenia suwerenności (z czym mamy dziś faktycznie do czynienia) wysuwany był wówczas tylko przez LPR i pozostałe środowiska narodowe. Rejtanowskie gesty, w sytuacji gdy wcześniej przyłożyło się rękę do uzależnienia Polski od organizacji międzynarodowej jaką jest UE, są co najmniej nie na miejscu. Czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy w Unii i trzeba ponosić tego konsekwencje. Warto także, ferując opinie o „zdradzie” partii opozycyjnych, pamiętać o licznych działaniach członków PiS na arenie międzynarodowej dotyczących katastrofy smoleńskiej, wymierzonych bezpośrednio w poprzedni rząd. Przypomnijmy, że niedwuznacznie wysuwano wówczas sugestie o współsprawstwie członków rządu PO-PSL w dokonaniu rzekomego zamachu oraz urządzano „pielgrzymki” do członków władz obcych krajów (np. do senatorów w Stanach Zjednoczonych A.P.).

„Sowiecka okupacja” i bazy NATO

Nasz sprzeciw wobec rządów PiS-u wynika nie tylko z niezgody na bieżące działania tej partii, które cechuje z jednej strony doktrynalna antyrosyjskość (na pograniczu aberracji umysłowej), z drugiej zaś ukrainofilia, faryzejska religijność oraz utrwalanie głębokich podziałów wspólnoty narodowej, ale również ze sprzeciwu wobec jakobińsko-insurekcyjnych źródeł tej partii. Znajdują one współcześnie swój wyraz w hołdowaniu ideologii amerykańskiego neokonserwatyzmu. Za szczególnie groźne uważamy działania zmierzające do ustanowienia na terytorium Polski stałych baz NATO. W obecnym świecie, w którym NATO stanowi czynnik katalizujący konflikty, będąc używanym przez Stany Zjednoczone do realizacji idei jedynego hegemona światowego, w świecie który potrzebuje nowej konstrukcji globalnego układu militarno-obronnego, uczynienie z Polski – w praktyce na stałe – państwa frontowego, przyczółka przeciwko Rosji, musi spotkać się ze zdecydowanym sprzeciwem środowisk narodowych.

Także w żadnym wypadku nie można poprzeć tzw. polityki historycznej PiS. Jest ona w całości oparta na powstańczo-romantycznej tradycji odrzucanej przez klasyczny polski ruch narodowy. Nie chodzi w tym wypadku jedynie o kształtowanie błędnej wizji historii, ale także o kreowanie wyłącznie czarnego obrazu tzw. Polski Ludowej – co stoi w jawnej sprzeczności z przychylnymi ocenami pozytywów tego okresu, zarówno ze strony poważnych środowisk narodowych z okresu powojennego (np. „Horyzonty” – Jędrzej Giertych, Witold Olszewski, Tadeusz Borowicz i inni), jak i wybitnych narodowców żyjących na emigracji, jak Marian Seyda, czy Jerzy Zdziechowski – aż po nazywanie całego okresu 1944-89 okupacją sowiecką, co prowadzi do zakwestionowania nie tylko formalno-prawnego i terytorialnego statusu tamtego państwa, ale i państwa w którym obecnie żyjemy. Dopóki hasłem „okupacji sowieckiej” szermowali publicyści nurtu prawicowo-niepodległościowego, można to było traktować z przymrużeniem oka, jako wykwit fanatyzmu nie liczącego się z rzeczywistością. Jeżeli słowa o „okupacyjnym sowieckim reżimie totalitarnym” istniejącym w 1976 r., wypowiada publicznie minister obrony narodowej („Do Rzeczy” nr 2/2016), należy jak najpoważniej zadać pytanie o oficjalny stosunek formacji PiS-owskiej do obecnego kształtu terytorialnego RP, czy w ogóle o stosunek do umów międzynarodowych zawartych przez 45 lat przez ową „sowiecką okupację”.

Pogląd o rzekomej możliwości pozytywnego oddziaływania na PiS od zewnątrz przez środowiska narodowe również uważamy za nieuprawniony, o czym świadczy chociażby niepowodzenie wcześniejszych tego typu inicjatyw (z których najpoważniejszą podjął Bogusław Kowalski), ale również mgławicowość środowisk narodowych, co z góry wyklucza jakąkolwiek możliwość skutecznego wywierania presji. Nie musimy wystawiać weksli in blanco, popierajmy to, co słuszne i potrzebne dla Polski, z całą pewnością nie jest jednak dziś Polsce potrzebna recydywa rządów sanacji. Podsumowując, uważamy że wspieranie przez środowiska narodowe obecnego rządu jest przejawem niezrozumienia istoty politycznej filozofii ruchu wszechpolskiego, względnie złej woli lub mylnej kalkulacji politycznej.

Maciej Motas

Adam Śmiech

Tekst ukazał się na łamach „Myśli Polskiej”.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *