Musimy się obudzić!

Konrad Rękas: Panie ambasadorze, przed dwoma laty, po katastrofie smoleńskiej mieliśmy niepowtarzalną okazję do historycznej poprawy stosunków z Rosjanami. Oba narody okazały prawdziwie słowiańską wrażliwość i bliskość w obliczu tragedii. Ba, akcenty pojednawcze zawierało nawet pamiętne, niewygłoszone wystąpienie katyńskie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przez dwa lata sytuacja uległa, niestety, zasadniczej zmianie. Nawet osoby nieulegające teoriom spiskowym skłonne są zgodzić się, że „Ruscy coś kręcą”, akcenty antyrosyjskie pojawiły się też w wystąpieniach premiera. Czy nie ma już szans powrotu na drogę pojednania i współpracy z Rosją?

Stanisław Ciosek: To prawda, ta wyjątkowość tamtej chwili została zepsuta. Przyznam, że mnie samego zaskoczyło to podobieństwo wrażliwości Polaków i Rosjan. Te kwiaty pod polską ambasadą, telefony, maile, jakie dostawałem nawet od dalekich rosyjskich znajomych – wszyscy chcieli wyrazić swoje współczucie i poczucie solidarności z Polakami po tym strasznym wydarzeniu, jakie spotkało nasz naród. To wszystko zostało zmarnowane przez niedobre intencje, pochodzące z wnętrza polskiej polityki, niemające w istocie żadnego związku z pomysłem na skorygowanie stosunków polsko-rosyjskich.

Wciąż nurtuje mnie pytanie: jak mogło dojść do takiej zmiany w nastawieniu Polaków? Tłumaczyć to sobie można w tak frapujący sposób, z jakim spotkałem się w jednej z radiowych debat – a więc poczuciem wstydu. Wstydu po wysłuchaniu Anodiny, czy raportu Millera, że pochodzi się z państwa, które własnego prezydenta wysłało w tak nieprzygotowaną, a przez to głupią podróż. Ludzie instynktownie czują się z tym źle, boją się śmieszności wobec innych narodów, dlatego wolą to wyprzeć: „to nie my! to nie nasze państwo! to spisek! zamach! Putin z Tuskiem, KGB z WSI zabili nam prezydenta!” Z tym ludzie czują się jakby lżej. Czemu jednak teorie spiskowe zataczają coraz szersze kręgi? W ten sposób część naszych rodaków zamyka oczy i woli uciekać w irracjonalizm.

W którąś „miesięcznicę” szedłem akurat do pałacu prezydenckiego. Obserwująca znicze, krzyże para japońskich turystów pewnie po teczce uznała mnie za jakiegoś „czynownika” i próbowała dopytać się co właściwie widzą. I przyznam się, że chociaż raczej biegle posługuję się językiem angielskim, nie mogłem znaleźć słów, aby syntetycznie wyjaśnić tej parze co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu. Starali się więc dociec: czy to może religia w Polsce jest prześladowana? No nie – odpowiedziałem. To może znak krzyża jest zakazany? Również nie – musiałem przyznać. Tym mniej więc rozumieli, a ja szybko się pożegnałem w przekonaniu, że tego się po prostu racjonalnie wytłumaczyć nie da.

Chyba, żeby użyć argumentu, którego jednak wciąż bym się bał i którym nie chciałbym się posługiwać: że chodzi tylko o prymitywne cele polityczne. To by bowiem nikczemne i podłe, gdyby chodziło tylko o zdobycie władzy. Tak, to by było racjonalne – tyle, że obrzydliwe…

Patrzyłem na twarze osób biorących udział w tych różnych spotkaniach i wiecach. Widać na nich ekstazę, oni głęboko wierzą, to jest dla nich rodzaj misterium… Tym bardziej jestem zdziwiony postawą intelektualistów prawicowych wobec tej sprawy. Przecież włączenie rozmowy nie pozwala na odrzucenie wyników raportów sporządzonych przecież przez wybitnych fachowców po wnikliwych badaniach. Wyniki te nie zostały zakwestionowane w żadnym istotnym punkcie, bo przecież odczytanie kilku słów więcej w nagraniach z kabiny naprawdę nie ma większego znaczenia dla kwestii przyczyn katastrofy. Z uwagą wysłuchałem propozycji prezesa PAN, aby powołać nową komisję międzynarodową. Bardzo cenię prof. Kleibera, zapewne miał powody, aby taki pomysł zgłaszać, jednak wypada zgodzić się z Grzegorzem Schetyną, wskazującym, że przede wszystkim jest to kwestia dla prokuratury, a nie dla rządu. To śledczy muszą stwierdzić, czy takie dodatkowe badanie jest potrzebne i czy może coś wnieść do sprawy.

Na razie zaś, przez cały czas mam wrażenie, że śnimy wszyscy jakiś straszny sen – i musimy koniecznie się obudzić! Jestem przerażony, że nasi rodacy wciąż wierzą w ten koszmar. Oczywiście, możemy się pocieszać – są przecież jakieś grupy Amerykanów przekonanych, że lądowanie na Księżycu zaaranżowano w studiu; niewierzących w oficjalną wersję śmierci prezydenta Kennedy’ego; przekonanych, że to ich własny rząd wysadził World Trade Center, żeby usprawiedliwić najazd na Afganistan i Irak – ale wszystko to nie pogarsza tam temperatury życia społecznego i politycznego tak, jak to się dzieje w Polsce! Tak dzieli się Polaków! A przecież mamy realne problemy: bezrobocie, emigrację zarobkową, zamieranie całych połaci kraju, w tym wschodniej Polski. Potrzebny jest ewidentnie Narodowy Program Rewitalizacji Polski Wschodniej – i to jest kwestia realna, ogólnonarodowa – a nie katastrofa smoleńska! Niestety, zapędziliśmy się i zapętliliśmy i obudzić nas może tylko twarda rzeczywistość. Wart uwagi jest opublikowany niedawno raport „Gazety Wyborczej” – wzrost PKB opłacamy najniższym w Europie wzrostem dochodów obywateli. Ta nadmierna ostrożność i oszczędność może zakończyć się buntem społecznym. I ta groźba powinna męczyć dziś władzę i opinię publiczną, a nie smoleńskie koszmary.

KR: Niestety, pozostańmy jednak przy polskich koszmarach. Czy w Pana opinii orzeczenie Trybunału w Strasburgu zakończy wreszcie problem Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich?

SC: Nie, nie zakończy. Staram się zrozumieć Rosjan, mam wśród nich wielu przyjaciół. Znacząca była dla mnie rozmowa, jaką przeprowadziłem kiedyś z przedstawicielem jednej z najważniejszych, historycznych rodzin rosyjskich, zakorzenionych i wśród arystokracji, i w moskiewskim mieszczaństwie. Rozmowa była prywatna, nie wymienię więc nazwiska. W każdym razie Rosjanin ów opowiedział mi historię swojej rodziny, wstrząsającą, jak całe dzieje tego narodu w XX wieku. Oto w latach stalinizmu część członków rodu czynnie opowiedziała się po stronie władzy: jako prokuratorzy, sędziowie, funkcjonariusze. Reszta oczywiście nie była w opozycji, nie było to wtedy możliwe, powiedzmy więc, że nie dość gorliwie popierała reżim. Oto wtedy ta reżimowa część wzięła się za prześladowanie pozostałych – w końcu do swoich najbliżej. Zaczęły się donosy, poranne aresztowania, terror, tortury… A wiesz – zapytał mnie ów rosyjski znajomy – czemu nadal po tym wszystkim jesteśmy rodziną? Bo nigdy między sobą o tamtym nie rozmawiamy, dlatego mówię o tym tobie…

My przeszłość musimy i lubimy wykrzyczeć – a Rosjanie wolą zamilczeć. Uszanujmy to. Bo przecież oni mają co zapominać – wielokroć więcej niż my. Oni swoich ofiar nie liczą na podstawie dokumentów, imiennych list, jak Polacy. Oni do tego posługują się drzewkami demograficznymi, na których zakreślają milionowe luki w całych pokoleniach. Ta skala jest niemal nie do ogarnięcia, dlatego tak trudno nam zrozumieć, że dla Rosjan Katyń to sprawa raczej drobna, patrząc w kategoriach statystycznych.

Z tych właśnie powodów staram się zrozumieć psychologiczną barierę wciąż utrudniającą proces rozliczenia ze stalinizmem. Inny ważny element to wyraźna niechęć Rosjan to bycia stawianymi na jednej płaszczyźnie z Hitlerem, co tak chętnie czyni się w Polsce. O tych wszystkich blokadach wiem z doświadczenia, bo negocjowałem z Rosjanami szczegóły związane z wizytą generała Jaruzelskiego już jako prezydenta RP w Moskwie. Generał mówił wówczas wyraźnie o ciśnieniu społecznym związanym z kwestią katyńską i jasno zapowiedział, że jeśli nie padnie jednoznaczne stwierdzenie uznania winy z tamtej strony – to zerwie wizytę. Ostatecznie załatwiliśmy to w drodze oficjalnego komunikatu agencji TASS, ale rozmowy były długie i trudne. Oczekiwaliśmy bowiem stwierdzenia, że winę ponosiło państwo sowieckie, oni woleli zapis, że system. W końcu stanęło na wskazaniu sprawstwa NKWD, co przyjęliśmy, bo przecież był to element państwa i to jak ważny. Było to wówczas pierwsze oficjalne potwierdzenie winy, jakie padło ze strony rosyjskiej.

Byłem także obecny podczas wizyty prezydenta Jelcyna w Warszawie, stałem metr od niego w Dolince Katyńskiej na Powązkach. Widziałem łzy w jego oczach, prawdziwe, nie udawane. Patrzyłem jak podszedł do ks. prałata Paszkowskiego, duszpasterza Rodzin Katyńskich, pocałował go w rękę i powiedział to słynne „Przebaczcie, jeśli możecie przebaczyć…!”. Nie było przy tym kamer, to nie była ustawka, ale wszyscy byliśmy świadkami tego szczególnego momentu.

Niestety, teraz Rosjanie się zaparli i to źle. Skoro się powiedziało A i B, to należy też powiedzieć C. Zapewne obawiano się dalszych pozwów, żądania odszkodowań, moim zdaniem niesłusznie, bo wydaje się, że rodzinom ofiar nie chodzi wcale o pieniądze, tylko o honor. Teraz, po orzeczeniu Trybunału sprawa może się tylko dalej ciągnąć – i dlatego na miejscu Rosji wycofałbym się ze wszystkich oporów w kwestii Katynia jeszcze przed tym wyrokiem. Przecież chwały międzynarodowej jej to nie przynosi. Coś się zacięło w rozliczeniach historycznych w Rosji i traf chciał, że akurat na sprawie Katynia…

Dziękuję za rozmowę

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Musimy się obudzić!”

  1. Pomysł komisji międzynarodowej to zdaje się przejaw czyjejś rozpaczliwej wiary, że w działaniach Macierewicza i s-ki faktycznie chodzi o „ostateczne i jednoznaczne wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej”, a więc jeśli jeszcze raz, ktoś niezależny i wolny od podejrzeń od bycia siepaczem WSI potwierdzi jak doszło do wypadku – to to zamknie wreszcie i sprawę, ukróci niejasności i zakończy opowieści o zamachu i wojnie. Nic bardziej mylnego – w grę dla tych kręgów wchodziłoby tylko 105-procentowe potwierdzenie wizji spisku i zamachu. Jakiekolwiek odstępstwo od jedynie słusznej wizji – byłoby tylko dowodem na agenturalność i układowość komisji międzynarodowej („wiadomo z kim oni się kumają!”). Co więcej – dla SS lepszy jest chyba nawet element niepewności, niepostawienie kropki nad „i” w opowieści jak doszło do „smoleńskiego mordu”. W ten sposób zawsze można dorzucać „nowe szczegóły” podbijające zainteresowanie i zaangażowanie, można też uzupełniać „listę winnych”.

  2. „W którąś „miesięcznicę” szedłem akurat do pałacu prezydenckiego. Obserwująca znicze, krzyże para japońskich turystów pewnie po teczce uznała mnie za jakiegoś „czynownika” i próbowała dopytać się co właściwie widzą. I przyznam się, że chociaż raczej biegle posługuję się językiem angielskim, nie mogłem znaleźć słów, aby syntetycznie wyjaśnić tej parze co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu. Starali się więc dociec: czy to może religia w Polsce jest prześladowana? No nie – odpowiedziałem. To może znak krzyża jest zakazany? Również nie – musiałem przyznać. Tym mniej więc rozumieli, a ja szybko się pożegnałem w przekonaniu, że tego się po prostu racjonalnie wytłumaczyć nie da.” – Wprost doskonale!Swietna diagnoza sytuacji.

  3. Problem będzie zresztą rósł. Ostatnio przy jakiejś okazji moja znajoma, spokojna starsza pani, bynajmniej nie z PiS-u i wcale nie zafiksowana na Smoleńsk wydała się nieco zafrasowana. – Wiesz, już w Radiu mówili, że były wybuchy… – wyjaśniła skąd to zamyślenie. Potem okazało się, że „mówiono” w tym sensie, że jakiś poseł PiS zacytował pamiętną wypowiedź z wysłuchania o eksplozjach. Tak jednak mści się szczególna logika wiadomego medium. Opiera się ono na mocno uproszczonym, nie wymagającym od odbiorcy wysiłku schemacie. Jeśli kogoś się tam zaprasza – to równa się, że się popiera. Nie ma mowy o rozmowie z „obcym” czy „wrogim”, którego by przygwożdżono pytaniami. Jeszcze by jakiś słuchacz nie odróżnił dobrego od złego. Podobnie z treściami – są już przesiane, nie ma wśród nich miejsca na niesfalsyfikowane teorie, pytania, czy wątpliwości. Wszystko to są informacje posiadające jednoznaczne i bezwzględne imprimatur potwierdzające absolutną prawdziwość. Jeśli więc pada z anteny słowo „wybuchy” to one tam były i żadnych więcej dowodów nie potrzeba…

  4. Cytat, który doskonale wyjaśnia czym jest Cywilizacja Bizantyjska: „Rosjanin ów opowiedział mi historię swojej rodziny, wstrząsającą, jak całe dzieje tego narodu w XX wieku. Oto w latach stalinizmu część członków rodu czynnie opowiedziała się po stronie władzy: jako prokuratorzy, sędziowie, funkcjonariusze. Reszta oczywiście nie była w opozycji, nie było to wtedy możliwe, powiedzmy więc, że nie dość gorliwie popierała reżim. Oto wtedy ta reżimowa część wzięła się za prześladowanie pozostałych – w końcu do swoich najbliżej. Zaczęły się donosy, poranne aresztowania, terror, tortury… A wiesz – zapytał mnie ów rosyjski znajomy – czemu nadal po tym wszystkim jesteśmy rodziną? Bo nigdy między sobą o tamtym nie rozmawiamy, dlatego mówię o tym tobie…”. Ja zupełnie poważnie uważam, że portal konserwatyzm.pl lansuje taki projekt Polski jako rodziny. ( Domyslam sie, ze zaraz ktos zarzuci mi, ze czytam Konecznego z wypiekami na twarzy)

  5. @Antoine Ratnik „…tego się po prostu racjonalnie wytłumaczyć nie da…” – bynajmniej. „Stronnictwo pruskie” oraz USRaelskie, równocześnie, zainteresowane są, z nieco róznych powodów, destabilizacja sytuacji w Polsce. Osoby nieświadomie pozostające pod wpływem tych „stronnictw” robia swoje z pobudek szlachetnych (Wołkowowskie „pudła rezonansowe”), natomiast świadomi współpracownicy robia to samo na zimno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *