Na marginesie poczdamskiego milczenia

Zbyta całkowitym milczeniem minęła 70. rocznica Konferencji Poczdamskiej, na której – jak się okazało, ostatecznie – postanowiono o powojennym kształcie Polski. Dla Polaków myślących racjonalnie o naszej historii jest to rocznica wielkiego zwycięstwa, którego źródłem jest nie mająca precedensu w historii klęska Niemiec.

Dla obecnej propagandy 1945 rok ma się kojarzyć wyłącznie z polską katastrofą, ze zniewoleniem, z nową okupacją, ostatnio również z jedynie słuszną drogą – drogą „żołnierzy wyklętych” itd. Powojenna Polska jest krytykowana pod każdym względem, w istocie to nie krytyka nawet, ale ciąg nie przebierających w słowach obelg. Za atakiem na działania władz tamtej Polski idzie lekceważący stosunek do zasadniczego zrębu postanowień poczdamskich, czyli do Ziem Odzyskanych i kwestii ich przynależności państwowej. Obok jednoznacznie negatywnego obrazu Armii Czerwonej i ZSRR w każdej sytuacji, obserwujemy proces łagodzenia obrazu Niemców aż po współczucie i podziw. Przyjrzyjmy się bliżej wspomnianym problemom.

Żyjemy w państwie, które jest bezpośrednim efektem takiego, a nie innego zakończenia wojny. Jest Polską poczdamską. Dotyczy to geograficznego, jak i etnicznego kształtu naszego kraju. Dotyczy także statusu prawno-międzynarodowego. Światowe mocarstwa uznając rząd tymczasowy zdominowany przez komunistów, uznały istnienie państwa polskiego takiego, jakim było ono w 1945 r. Mocarstwa przyznały temu państwu w Poczdamie określone granice, potwierdzone później przez układy Polski z państwami niemieckimi i przez konferencję 2+4.

Bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie, linię graniczną na Nysie Łużyckiej i ze Szczecinem przeforsował dla Polski Stalin wobec sprzeciwów mocarstw anglosaskich, wspierając żądania Polski reprezentowanej nie tylko przez komunistów, ale i przez Stanisława Grabskiego (współautora polskiego memorandum ws. granic), i Stanisława Mikołajczyka. Również bez względu na nasze odczucia, Polska powstała w 1945 r. stała się podmiotem prawa międzynarodowego. Kwestionowanie tych faktów jest wyrazem daleko idącej naiwności politycznej, ale też, przede wszystkim, podważaniem fundamentów naszego obecnego państwa, które jest tamtego prostą kontynuacją.

Teza, że Polska wyłącznie przegrała II wojnę światową jest obiektywnie błędna i szkodliwa. Nigdy w historii – fakt, że głównie nie naszymi rękami (ale jakie to ma znaczenie – podobnie było w poprzedniej wojnie) – nie odnieśliśmy tak totalnego zwycięstwa nad Niemcami, które, będąc w latach 1939-1941 u szczytu potęgi pozwalającej myśleć nawet o fizycznej likwidacji zagadnienia polskiego, znalazły się w 1945 r. w sytuacji „z nieba do piekła”. Trwale przetrącono ich tysiąc lat trwający marsz na wschód. Spójrzmy na rozmiary tej klęski. Przecież osadnictwo niemieckie na ziemiach, które utracili w 1945 r. istniało już ponad 800 lat wcześniej.

To wszystko uległo zagładzie w wyniku katastrofy wojennej. Polska jest beneficjentem niemieckiej klęski i alianckiego zwycięstwa. To zupełnie oczywiste. Nie można tego nie zauważać, tak jak współcześni „niepodległościowcy”, którzy wciąż trwają na stanowisku „wszystko albo nic”. Polska w wyniku II wojny światowej nie wywalczyła oczywiście wszystkiego, ale też nie wyszła z niej z niczym. Tak to należy widzieć i tu dopiero otwiera się pole do ocen.

Marzenia pokoleń, marzenia Mickiewicza, zapowiedzi polityków endeckich sprzed wojny, projekty niemal wszystkich sił politycznych w czasie okupacji, wszystko to pozostające u progu wojny i w czasie jej trwania w sferze, co najmniej do 1944 r., wydawać by się mogło, fantastycznych, nieziszczalnych pragnień, spełniło się. Zlikwidowano pruskie gniazdo niemczyzny, zarzewie i przyczynę wielu wojen i upadku Rzeczypospolitej. Polska uzyskała najlepsze z możliwych granice z Niemcami, stała się po raz pierwszy w historii państwem morskim.

Tymczasem od wielu już lat obserwujemy proces lekceważenia znaczenia niemieckiej klęski 1945 r. i, co gorsza, również proces lekceważenia, czasem niemal wykpiwania Ziem Odzyskanych. Często ma to miejsce wśród tych, którzy uważają się za prawicę. Nie raz, nie dwa, czytałem komentarze ludzi podpisujących się pseudonimami, wypierających się Ziem Odzyskanych, jako „prezentu od Stalina”, który ich brzydzi itd. Ktoś powie – to demonizowanie głupców. Ale przecież ci głupcy nie wzięli się znikąd! Wyrośli w określonej atmosferze historyczno-politycznej, za którą odpowiadają politycy, historycy i publicyści kształtujący wizję historii Polski po 1989 r.

Począwszy od powracających jak bumerang pomysłów wykreślenia lat 1944-1989 z historii poprzez ogłoszenie tzw. ciągłości prawnej III RP z II RP i przywrócenia (!) stanu prawnego z 31 sierpnia 1939 r., przez opluwaczy aż po gorliwych, proszę mi wybaczyć neologizm, depiastyzatorów i ponownych germanizatorów historii Ziem Odzyskanych. Przecież to czołowy historyk IPN prof. Bogdan Musiał udzielił w 2009 r. dziennikowi „Polska The Times” wywiadu, w którym przynależność Ziem Odzyskanych do Polski przedstawił jako wyłączny skutek planów i knowań Stalina, popieranych tylko przez komunistów – jego marionetki, zaś nie chcianych przez prawdziwą Polskę reprezentowaną przez rząd londyński. Niektóre stwierdzenia Musiała brzmią złowrogo, jak:

„Błędem był również brak przypomnienia roli Stalina w tamtych wydarzeniach. To przecież Stalin osobiście wyznaczył granice Polski. A gdyby poprzestano tylko na tym, co w Poczdamie zdecydowali alianci, to także Szczecin należałby teraz do Niemiec”.

Oraz:

„Pyt. – To jaka jest odpowiedzialność Polaków za tamte wydarzenia?

Odp. – Na pewno nie jest to odpowiedzialność polityczna. Decyzja o losie Niemców na wschodzie zapadała bez udziału Polski i nie była związana z polskim interesem narodowym. To był wynik kalkulacji geopolitycznych Józefa Stalina. On już w 1941 r. planował, że Prusy Wschodnie muszą zostać odebrane Niemcom i zeslawizowane”.

Pozostawiam je bez komentarza.

Polski rynek książki historycznej zarzucany jest tytułami pisanymi z punktu widzenia III Rzeszy, polscy czytelnicy oswajani są nie tylko z historią jednostek wojskowych i z wojennym życiem żołnierza niemieckiego, ale i z jego bohaterstwem. Umiejętnie buduje się współczucie dla Niemców, przeciwstawiając zgwałcone Niemki przerysowanym „dzikim hordom ze Wschodu”. Niemcy te procesy zachodzące w Polsce bez wątpienia obserwują i wyciągają wnioski.

Nie interesują mnie przy tym ci, którzy w kraju działania takie podejmują celowo. Najbardziej przykre jest to, że oprócz nich znajdują się Polacy aż tak lekkomyślni, tak beztroscy i tak nieprzewidujący. Wszyscy popełniają ten sam błąd – nie szanują tego, co jest, a tego co było i tak nie odzyskają. Tak jak premier Arciszewski, który – idąc za celnym komentarzem Stanisława Grabskiego – rezygnując z Wrocławia i Szczecina, ani trochę nie zbliżył się do Wilna i Lwowa.

Jednym z praktycznych przejawów polityki historycznej po 1989 r. jest wyłączenie ze świadomości społecznej pojęcia Ziemie Odzyskane i ograniczenie jego używania wyłącznie do celów okpienia, wyśmiania PRL. Warto zacytować, co na ten temat napisał Janusz Jasiński w artykule „Kwestia pojęcia Ziemie Odzyskane” [w: Ziemie Odzyskane/Ziemie Zachodnie i Północne 1945-2005: 60 lat w granicach państwa polskiego. Red. Andrzej Sakson, Instytut Zachodni i Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, Poznań 2006)]. Autor wyraża poglądy, które są tożsame nie tylko z moimi własnymi, ale, jak mniemam, i całego środowiska odwołującego się do spuścizny myśli politycznej Narodowej Demokracji:

„Po 1945 r. nazywano Ziemiami Odzyskanymi te terytoria, które przed 1939 r. wchodziły w skład III Rzeszy oraz Wolne Miasto Gdańsk, a które wskutek decyzji poczdamskich zostały przydzielone Polsce. Do terminu tego aż do 1989 r. nie odnosiliśmy się ani lekceważąco, ani tym bardziej z pogardą.(…)

Tymczasem od kilkunastu lat zaczęliśmy pisać tzw. Ziemie Odzyskane lub brać je w cudzysłów („Ziemie Odzyskane”). Według „Słownika języka polskiego” Witolda Doroszewskiego wyrażenie „tzw.” wprowadza nazwę nową lub podaje w wątpliwość trafność użycia wyrazu, o który chodzi względem tego, do czego się odnosi”, albo „nadaje temu wyrazowi barwę ironiczną, lekceważącą”. Właśnie w naszym wypadku w sformułowaniu tzw. Ziemie Odzyskane chodzi o zaznaczenie ironii bądź lekceważenia, lub w ogóle o zakwestionowanie jego słuszności. Podobnie ironiczne znaczenie ma, idąc za Doroszewskim, dopisywanie cudzysłowu.

Do takiego traktowania pojęcia Ziemie Odzyskane najbardziej przyczyniły się mass media z wpływowymi dziennikami na czele, jak „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita”, ale także i tygodnikami, by wymienić „Tygodnik Powszechny”. (…) Ziemie Odzyskane były w latach 1945-1948 nazwą oficjalną, a zatem, zgodnie z dotychczasowymi zwyczajami historiografii polskiej, nie powinniśmy się od niej dystansować. (…)

Jeżeli odcinamy się od polskiej przeszłości ziem uzyskanych w wyniku postanowień układu poczdamskiego, powstaje pytanie, czy automatycznie w naszej świadomości, zwłaszcza wśród szerszych kręgów społeczeństwa, nie rodzi się myśl, że zabraliśmy ziemie cudze, niemieckie? Tertium non datur. W ten sposób niejako, być może bezwiednie, stajemy po stronie polityków i historyków niemieckich, sięgających do tradycji przynajmniej weimarskiej, a mówiących o deutsche Ostgebiete lub krócej Ostdeutschland. (…)

Gdy podważamy sensowność terminu Ziemie Odzyskane, tym samym milcząco zakładamy, że były one niepolskie, ergo niemieckie. Tymczasem losy ich toczyły się różnymi drogami. W największym skrócie – powiedzmy – należały one do historii polskich ziem zachodnich i jednocześnie niemieckich ziem wschodnich.(…)

Nazwa Ziemie Odzyskane jest swego rodzaju syntezą politycznej myśli zachodniej Polaków, sięgającej z jednej strony do początków państwa piastowskiego, a z drugiej do programu jego odbudowy w XIX i XX wieku, wykraczającego daleko poza argumenty czysto historyczne.(…) Powtórzmy zatem – gdy odcinamy się od pojęcia Ziemie Odzyskane, automatycznie w potocznym myśleniu wrzucamy je do worka niemieckiego. Diabła chcemy wypędzić Belzebubem”.

Reasumując, należy jeszcze raz przypomnieć, że żyjemy w Polsce poczdamskiej. Innej nie ma i w dającej się ogarnąć przyszłości, nie będzie. Zamiast negowania Jej źródeł, naigrywania się z Niej, należy ją cenić i pracować nad Jej zachowaniem. Zamiast celebracji mitów historycznych i klęsk, najczęściej będących wynikiem irracjonalnych pomysłów politycznych, przywróćmy pamięć o żołnierzu polskim, który złożył ogromną daninę krwi walcząc na ziemiach, które od 70 lat stanowią integralną część państwa polskiego. Przywróćmy pamięć o ludziach, którzy je zasiedlili i zagospodarowali. Polska zbudowana po 1989 r. o tych żołnierzach i tych ludziach nie pamięta, zamazując część prawdy o samej sobie.

Zamiast szczególnej dbałości o Ziemie Odzyskane w czasach globalizacji i rozchwianej, a nawet zanikającej tożsamości narodowej, obserwujemy, obok zjawisk opisanych wyżej, występy groteskowej grupy odwołującej się do marginalnych środowisk przedwojennych. Mam na myśli p. Zychowicza i jego drużynę. Pozujący na twardogłowych realistów politycznych są w istocie utopistami, politycznymi fantastami, groźnymi ze względu na wpływ jaki wywierają, zwłaszcza na ludzi młodych. Ci głosiciele wojny z ZSRR w sojuszu z Niemcami, sojuszu zupełnie abstrakcyjnego wobec jednolitego (i bezwzględnie słusznego) stanowiska ogromnej większości sił politycznych II RP i niemal całego narodu, domyślnie godzą się na terytorialne uszczuplenie tamtej Polski względem Niemiec, jakie musiałoby nastąpić w jego efekcie.

O takich politykach, gdyby się przed wojną znaleźli, Dmowski pisał, że „dostaliby kulę w łeb, jak amen w pacierzu”. W najnowszej książce p. Zychowicz atakuje Endecję za traktat ryski, nazywając go Jałtą itd. Skąd u niego i jemu podobnych ta zaciętość przy jednoczesnym lekceważeniu nie tylko obecnych ziem nad Odrą i Nysą, ale nawet przedwojennych ziem zachodnich?

Zaryzykuję stwierdzenie, zresztą zaczerpnięte z Jędrzeja Giertycha, że dla ludzi tego pokroju, podobnie, jak dla grupki ich politycznych antenatów przed wojną (krzyczących „Kainie Grabski!”), prawdziwą Polską jest Mińsk i Witebsk, a nie jakiś tam Gdańsk, czy Toruń, o Wrocławiu i Szczecinie nawet nie wspominając.

Adam Śmiech

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *