Na tropie japońskiej marynarki

Informację o odwiedzinach japońskiej żeglugi otrzymałem z zaufanego źródła. Nie powinienem zdradzać informatorów, ale uchylę wam rąbka tajemnicy, bo nie sposób wam przecież nie ufać. Otóż około tydzień temu uzyskałem tajną depeszę z Ośrodka Badań Nad Sojuszem Japońsko-Polskim i Szogunatem Podlasia podpisaną przez szefową sztabu dyplomatycznego, niejaką Olgę G. Wiadomość o odwiedzinach japońskiej marynarki pokrzepiła me serce. Idea Sojuszu Japońsko-Polskiego znów rozbrzmiała w mej duszy i wypełniła me synapsy nadzieją na lepsze jutro.

W kierunku Gdyni wyruszyłem o godzinie 11:50. Skwar niesamowity, upał był tak straszny, że czułem się jak Samoańczyk na planie „Żaru tropików”. Towarzyszył mi zaprzyjaźniony historyk, Grzegorz, którego wrodzona ciekawość i gadatliwość czynią znakomitym kompanem tego typu eskapad. Poza tym, gość ma pojęcie o militariach, a dla mnie najistotniejszym elementem działa jest tylko to, że strzela i robi BUM. Zajmując miejsca w kolejce SKM zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak wiele jest na szali. Oto na polskiej ziemi swe stopy postawić mieli oficerowie japońskiej marynarki – znakomita szansa na zacieśnienie stosunków między Polską, a Krajem Kwitnącej Wiśni. Morski kurs szkoleniowy japońskiej eskadry rozpoczął się 22 maja 2013 r. w Tokio i potrwa razem 162 dni. Pierwszym przystankiem japońskich marynarzy był amerykański port w Pearl Harbor. Kolejne porty, które dotychczas zwiedziły japońskie statki szkoleniowe to: Panama, Halifax, Portsmouth, Helsinki i Sankt Petersburg. Gdyński port opuszczą 10 sierpnia i wyruszą dalej do Kiel, Brest, Barcelony, Taranto, Split, Djibouti, Colombo, Yangon, Shiankoukville, Da Nang i wrócą do Tokio 22 października 2013 roku.

Otarłem pot z czoła i zajrzałem do plecaka. Woda – jest, aparat – jest, nowa książka Sashy Grey, „The Juliette Society” – jest… Czemu akurat ta książka? Odebrałem ją dopiero co z poczty. Przyleciała do mnie aż z wysp brytyjskich i byłem szalenie ciekaw, co naskrobała znana i lubiana była gwiazda filmów dla dorosłych. Pierwsze 20 stron nie zachwyciły mnie jakoś bardzo – ciężko spodziewać się pisarskiego kunsztu po pierwszej książce danego autora; pewne rzeczy szlifuje się latami, wierzę jednak, że niezłomność i przygodowa natury Sashy pozwolą jej rozwinąć skrzydła i zaistnieć jako pisarce – aczkolwiek opisy i zarys fabuł wciągnęły mnie na tyle, że przegapiłem jeden przystanek i musiałem maszerować „z buta” w tym cholernym upale. No ale mniejsza o to, odbiegam od tematu. Na czym skończyliśmy?

Ano tak, sojusz Japonii i Polski to idea nie bez kozery uznawana za jeden z fundamentów prawicowej awangardy i śmiem twierdzić, że przy odrobinie wytężonej pracy Polska jest w stanie wiele zyskać na zacieśnieniu stosunków z Krajem Wschodzącego Słońca. Po całkiem przyjemnej podróży w końcu dotarliśmy do nabrzeża pomorskiego, gdzie przycumowany był okręt JS Kashima. Ta majestatyczna jednostka mierzy 143 m długości i jest uzbrojona w działo kalibru 76 mm Oto Melara, a także dwie wyrzutnie torped kalibru 324 mm. Pieczę nad jednostką sprawuje kapitan Toshihiro Ohno. Grzesiek stale mnie zapewniał, że w przypadku ataku mamy ORP Błyskawicę, która stoi zacumowana kilkaset metrów dalej. Szczerze wątpiłem, czy ta prawie stuletnia krypa byłaby w stanie sprostać potężnej mocy japońskich okrętów bojowych. Nie wyobrażam sobie też, aby jakiś podpity nadgorliwiec w koszulce na ramiączkach – tzw. żonobijce, zazwyczaj dobrze znoszonej i poplamionej musztardą sarepską – zdecydował się wystrzelić z jednego ze 102 milimetrowych dział „Błyskawicy” w stronę japońskich okrętów. „Błyskawica” poszłaby na dno nabrzeża pomorskiego okryta wieczną hańbą, a histeryczne jęki turystów zajadających się goframi z bitą śmietaną trafiłyby do wieczornych wiadomości. Bardzo, bardzo zły scenariusz.

Ale po cóż się bać? Wszak idea sojuszu jest wciąż żywa, a sami japońscy marynarze byli niesamowicie przyjaźni, wręcz zapraszali do robienia sobie z nimi zdjęć. Nie tylko oficerowie – odziani w krystalicznie czyste mundury – prezentowali się znakomicie; także operatorzy uzbrojenia i mechanicy, w swych granatowych drelichach, robili świetne wrażenie. Po chwili rozmowy dowiedzieliśmy się, że otwarty dla zwiedzających będzie okręt JS Shirayuki, zacumowany na nabrzeżu francuskim. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i dla zwiedzających dostępne były darmowe autobusy, które kursowały między Skwerem Kościuszki, a nabrzeżem, w którym stały dwa pozostałe okręty.

JS Shirayuki i JS Isoyuki to okręty o podobnym uzbrojeniu. Wyposażone są w działo 76mm Oto Melara; dwa automatyczne działka CIWS, służące niszczeniu pocisków przeciwokrętowych i samolotów na krótkim dystansie; wyrzutnię rakiet SSM Harpoon; wyrzutnię Sea Sparrow MK29, slużącą do przechwytywania nadciągających pocisków rakietowych; wyrzutnię ASROC rakiet Mk112, służących niszczeniu łodzi podwodnych; a także dwie wyrzutnie torped kalibru 324mm. Na usługach oddziału statków pozostaje także helikopter SH-60J Seahawk, którego niestety nie widzieliśmy w akcji tego dnia. Dowódcami JS Shirayuki i JS Isoyuki są kolejno dowódcy Kenji Kawauchi i Misao Aoki.

Po chwili wytchnienia w klimatyzowanym autobusie dotarliśmy do nabrzeża francuskiego i ruszyliśmy prosto w kierunku trapu. Część japońskiej załogi czekała pod baldachimem i wszystkim odwiedzającym wręczała kolorowe broszury, z których dowiedzieć się było można wielu ciekawych rzeczy o flocie szkoleniowej i rejsie japońskich marynarzy. Ruszyliśmy podnieceni na wycieczkę po okręcie, strzelając zdjęcia, zagadując marynarzy i podziwiając technologiczny kunszt japońskich inżynierów. Kątem oka zauważyliśmy, że część zwiedzających poczęła wchodzić przez gródź i odwiedzać wnętrze statku. Nie traciliśmy nawet chwili i ruszyliśmy za nimi. Po paru minutach znaleźliśmy się w mesie okrętu Shirayuki. Jako redaktor konserwatyzm.pl i zwolennik Sojuszu Polsko-Japońskiego nie omieszkałem zająć pozycji przy mapie taktycznej. Kreśliłem na szybko plany japońsko-polskich manewrów w basenie morza Bałtyckiego i rozmarzony jeździłem palcem po terenie Litwy, w głowie recytując znane hasło: „Wodzu, prowadź na Kowno!”.

Część zwiedzających poczęła wdrapywać się po schodkach na mostek – naturalnie, ruszyliśmy za nimi. Oficer znajdujący się na mostku oznajmił, że niestety jest on niedostępny dla zwiedzających. Ludzie zaczęli staczać się z powrotem po drabinkach, ale Grześkowi udało się jakimś dziwnym trafem wcisnąć się do bliżej nieokreślonego ciemnego zakamarka. Pomieszczenie było klaustrofobicznie małe – strop był na wysokości może półtorej metra – i wyglądało na siłownię statku. Przytknąłem oko do wizjera i skierowałem obiektyw na Grześka – zrobił minę niczym Boguś Wołoszański opowiadający o nowych dowodach nt. działalności Wilhelma Canarisa odnalezionych we wraku czołgu T-1000. „Rób szybko zdjęcia” odparł i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zdążyłem zrobić kilka, w trakcie gdy mój kolega przeciskał się przez gąszcz rur. Zajęliśmy miejsce w kolejce przy schodkach prowadzących na dół i spojrzeliśmy ostatni raz na siłownie; oto naszym oczom ukazało się dziwne, czerwone wiadro z japońskim napisem, którego nie omieszkaliśmy uwiecznić na zdjęciu Niestety, nawet tak wytrawny fan militariów jak Grzesiek nie był w stanie rozszyfrować do jakich zastosowań bojowo-taktycznych jest przeznaczone. Może któryś z czytelników konserwatyzm.pl zna język japoński i jest w stanie wyjaśnić, jaki napis widnieje na tym przedmiocie?

Opuszczając okręt zerknęliśmy na maszty i oto serca nasze wypełniła radość niezmierna, bo na szczycie wisiały dwie flagi: Japonii i Polski. Ramię w ramię, flaga we flagę, statek w statek dumnie możemy kroczyć naprzód patrząc daleko za horyzont. Tam, ponad podziałami, powstaje nowa awangarda polityczna; tam wykuwana jest idea nowego pokolenia – idea Wielkiego Sojuszu Polsko-Japońskiego.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

0 thoughts on “Na tropie japońskiej marynarki”

  1. Napis na wiadrze jest w kanji, czyli w znakach chińskich. Nie wiem jak po japońsku, ale po chińsku są to fang2 i huo3, czyli „ochrona-ogień”, a zatem nie jest to niestety żadna tajna broń masowego rażenia, a zwykły kubeł przeciwpożarowy 🙂 Natomiast co do sojuszu polsko-japońskiego… no fajnie, ale przeciwko komu miałby być wymierzony? Przeciwko Chinom lub Rosji? Stanowczo odradzam. To już lepiej kopnąć w dupsko Jankesów za traktowanie nas jak tanie szmaty. A i samuraje mają powody, by ich nie lubić.

  2. No toz penie,ze pan wisniowslki ma dużo racji po co nam sojusz (ścisly???i) z Japonią (na co, no przeciwko Rosji?a może przeciwko Zachodowi??) no na co chyba juz lepiej zaciesniać sojusz z UK i USA oraz krajami skandynawskimi,Holandią,Danią a nade wszystko z krajami centralnej i wschodniej Europy oraz na dalekim wschodzie z Koreą pld.Tajwanem,Tajlandia itd a nie z Japonia,ktora ma podobnie jak(czerwone Chiny pekińskie,w odrznieniu od Honggkongu czy Tajwanu) ma zapędy mocarstwowe bo (prawie niewiele)się nauczyla z drugiej wojny światowej.No na co taka Japonia na Rosję albo na ZsRRR?,ktorego nawiasem mowiąc jeszcze nie ma i pewnie się w formie sprzed 1990 roku nie odrodzi…Po co nam jakis scisy sojusz z ….Japonią…..?

  3. Ps autor tego artykulu nie ma chyba wszystkich po kolei zapomniał(/??) co japoński sfaszyzowany militaryzm wyrządził milionom ludzi na Dalekim wschodzie czego symbolem jest ta japońska flaga obecnie bandera marynarki cesarskiej…za przeproszeniem Japonii….

  4. Ten pomysł sojuszu całkiem fajnie brzmi w teorii (w oderwaniu od realiów i jeśli przymkniemy oczy na barbarzyńskie zachowania Japończyków podczas II wojny św.) Jednak w praktyce – cóż – łatwo się domyślić, że polski romantyzm w połączeniu z japońską duchowością doprowadzi do sojuszu hm, specjalizującego się się w odnoszeniu „zwycięstw moralnych”. A o to raczej nikomu by tu chyba nie chodziło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Prywatne: Na tropie japońskiej marynarki

Informację o odwiedzinach japońskiej żeglugi otrzymałem z zaufanego źródła. Nie powinienem zdradzać informatorów, ale uchylę wam rąbka tajemnicy, bo nie sposób wam przecież nie ufać. Otóż około tydzień temu uzyskałem tajną depeszę z Ośrodka Badań Nad Sojuszem Japońsko-Polskim i Szogunatem Podlasia podpisaną przez szefową sztabu dyplomatycznego, niejaką Olgę G. Wiadomość o odwiedzinach japońskiej marynarki pokrzepiła me serce. Idea Sojuszu Japońsko-Polskiego znów rozbrzmiała w mej duszy i wypełniła me synapsy nadzieją na lepsze jutro.

W kierunku Gdyni wyruszyłem o godzinie 11:50. Skwar niesamowity, upał był tak straszny, że czułem się jak Samoańczyk na planie Żaru tropików. Towarzyszył mi zaprzyjaźniony historyk, Grzegorz, którego wrodzona ciekawość i gadatliwość czynią znakomitym kompanem tego typu eskapad. Poza tym, gość ma pojęcie o militariach, a dla mnie najistotniejszym elementem działa jest tylko to, że strzela i robi BUM. Zajmując miejsca w kolejce SKM zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak wiele jest na szali. Oto na polskiej ziemi swe stopy postawić mieli oficerowie japońskiej marynarki – znakomita szansa na zacieśnienie stosunków między Polską, a Krajem Kwitnącej Wiśni. Morski kurs szkoleniowy japońskiej eskadry rozpoczął się 22 maja 2013 r. w Tokio i potrwa razem 162 dni. Pierwszym przystankiem japońskich marynarzy był amerykański port w Pearl Harbor. Kolejne porty, które dotychczas zwiedziły japońskie statki szkoleniowe to: Panama, Halifax, Portsmouth, Helsinki i Sankt Petersburg. Gdyński port opuszczą 10 sierpnia i wyruszą dalej do Kiel, Brest, Barcelony, Taranto, Split, Djibouti, Colombo, Yangon, Shiankoukville, Da Nang i wrócą do Tokio 22 października 2013 roku.

Otarłem pot z czoła i zajrzałem do plecaka. Woda – jest, aparat – jest, nowa książka Sashy Grey, The Juliette Society – jest… Czemu akurat ta książka? Odebrałem ją dopiero co z poczty. Przyleciała do mnie aż z wysp brytyjskich i byłem szalenie ciekaw, co naskrobała znana i lubiana była gwiazda filmów dla dorosłych. Pierwsze 20 stron nie zachwyciły mnie jakoś bardzo – ciężko spodziewać się pisarskiego kunsztu po pierwszej książce danego autora; pewne rzeczy szlifuje się latami, wierzę jednak, że niezłomność i przygodowa natury Sashy pozwolą jej rozwinąć skrzydła i zaistnieć jako pisarce – aczkolwiek opisy i zarys fabuł wciągnęły mnie na tyle, że przegapiłem jeden przystanek i musiałem maszerować z buta” w tym cholernym upale. No ale mniejsza o to, odbiegam od tematu. Na czym skończyliśmy?

Ano tak, sojusz Japonii i Polski to idea nie bez kozery uznawana za jeden z fundamentów prawicowej awangardy i śmiem twierdzić, że przy odrobinie wytężonej pracy Polska jest w stanie wiele zyskać na zacieśnieniu stosunków z Krajem Wschodzącego Słońca. Po całkiem przyjemnej podróży w końcu dotarliśmy do nabrzeża pomorskiego, gdzie przycumowany był okręt JS Kashima. Ta majestatyczna jednostka mierzy 143 m długości i jest uzbrojona w działo kalibru 76 mmto Melara, a także dwie wyrzutnie torped kalibru 324 mm. Pieczę nad jednostką sprawuje kapitan Toshihiro Ohno. Grzesiek stale mnie zapewniał, że w przypadku ataku mamy ORP Błyskawicę, która stoi zacumowana kilkaset metrów dalej. Szczerze wątpiłem, czy ta prawie stuletnia krypa byłaby w stanie sprostać potężnej mocy japońskich okrętów bojowych. Nie wyobrażam sobie też, aby jakiś podpity nadgorliwiec w koszulce na ramiączkach – tzw. żonobijce, zazwyczaj dobrze znoszonej i poplamionej musztardą sarepską – zdecydował się wystrzelić jedno ze 102 milimetrowych dział Błyskawicy w stronę japońskich okrętów. Błyskawica poszłaby na dno nabrzeża pomorskiego okryta wieczną hańbą, a histeryczne jęki turystów zajadających się goframi z bitą śmietaną trafiłyby do wieczornych wiadomości. Bardzo, bardzo zły scenariusz.

Ale po cóż się bać? Wszak idea sojuszu jest wciąż żywa, a sami japońscy marynarze byli niesamowicie przyjaźni, wręcz zapraszali do robienia sobie z nimi zdjęć. Nie tylko oficerowie – odziani w krystalicznie czyste mundury – prezentowali się znakomicie; także operatorzy uzbrojenia i mechanicy, w swych granatowych drelichach, robili świetne wrażenie. Po chwili rozmowy dowiedzieliśmy się, że otwarty dla zwiedzających będzie okręt JS Shirayuki, zacumowany na nabrzeżu francuskim. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i dla zwiedzających dostępne były darmowe autobusy, które kursowały między Skwerem Kościuszki, a nabrzeżem, w którym stały dwa pozostałe okręty.

JS Shirayuki i JS Isoyuki to okręty o podobnym uzbrojeniu. Wyposażone są w działo 76mm Oto Melara; dwa automatyczne działka CIWS, służące niszczeniu pocisków przeciwokrętowych i samolotów na krótkim dystansie; wyrzutnię rakiet SSM Harpoon; wyrzutnię Sea Sparrow MK29, slużącą do przechwytywania nadciągających pocisków rakietowych; wyrzutnię ASROC rakiet Mk112, służących niszczeniu łodzi podwodnych; a także dwie wyrzutnie torped kalibru 324mm. Na usługach oddziału statków pozostaje także helikopter SH-60J Seahawk, którego niestety nie widzieliśmy w akcji tego dnia. Dowódcami JS Shirayuki i JS Isoyuki są kolejno dowódcy Kenji Kawauchi i Misao Aoki.

Po chwili wytchnienia w klimatyzowanym autobusie dotarliśmy do nabrzeża francuskiego i ruszyliśmy prosto w kierunku trapu. Część japońskiej załogi czekała pod baldachimem i wszystkim odwiedzającym wręczała kolorowe broszury, z których dowiedzieć się było można wielu ciekawych rzeczy o flocie szkoleniowej i rejsie japońskich marynarzy. Ruszyliśmy podnieceni na wycieczkę po okręcie, strzelając zdjęcia, zagadując marynarzy i podziwiając technologiczny kunszt japońskich inżynierów. Kątem oka zauważyliśmy, że część zwiedzających poczęła wchodzić przez gródź i odwiedzać wnętrze statku. Nie traciliśmy nawet chwili i ruszyliśmy za nimi. Po paru minutach znaleźliśmy się w mesie okrętu Shirayuki. Jako redaktor konserwatyzm.pl i zwolennik Sojuszu Polsko-Japońskiego nie omieszkałem zająć pozycji przy mapie taktycznej. Kreśliłem na szybko plany japońsko-polskich manewrów w basenie morza Bałtyckiego i rozmarzony jeździłem palcem po terenie Litwy, w głowie recytując znane hasło: Wodzu, prowadź na Kowno!.

Część zwiedzających poczęła wdrapywać się po schodkach na mostek – naturalnie, ruszyliśmy za nimi. Oficer znajdujący się na mostku oznajmił, że niestety jest on niedostępny dla zwiedzających. Ludzie zaczęli staczać się z powrotem po drabinkach, ale Grześkowi udało się jakimś dziwnym trafem wcisnąć się do bliżej nieokreślonego ciemnego zakamarka. Pomieszczenie było klaustrofobicznie małe – strop był na wysokości może półtorej metra – i wyglądało na siłownię statku. Przytknąłem oko do wizjera i skierowałem obiektyw na Grześka – zrobił minę niczym Zbyszek Wołoszański opowiadający o nowych dowodach nt. działalności Wilhelma Canarisa odnalezionych we wraku czołgu T-1000. Rób szybko zdjęcia odparł i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zdążyłem zrobić kilka, w trakcie gdy mój kolega przeciskał się przez gąszcz rur. Zajęliśmy miejsce w kolejce przy schodkach prowadzących na dół i spojrzeliśmy ostatni raz na siłownie; oto naszym oczom ukazało się dziwne, czerwone wiadro z japońskim napisem, którego nie omieszkaliśmy uwiecznić na zdjęciu Niestety, nawet tak wytrawny fan militariów jak Grzesiek nie był w stanie rozszyfrować do jakich zastosowań bojowo-taktycznych jest przeznaczone. Może któryś z czytelników konserwatyzm.pl zna język japoński i jest w stanie wyjaśnić, jaki napis widnieje na tym przedmiocie?

Opuszczając okręt zerknęliśmy na maszty i oto serca nasze wypełniła radość niezmierna, bo na szczycie wisiały dwie flagi: Japonii i Polski. Ramię w ramię, flaga we flagę, statek w statek dumnie możemy kroczyć naprzód patrząc daleko za horyzont. Tam, ponad podziałami, powstaje nowa awangarda polityczna; tam wykuwana jest idea nowego pokolenia – idea Wielkiego Sojuszu Polsko-Japońskiego.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *