Neofeudalizm: manifest

Nigdy nie pokonamy naprawdę socjalizmu, dopóki nie zniesiemy własności prywatnej.

Socjalizm jest nieuniknionym rezultatem modernistycznej dychotomii w której „publiczny” (tzn. rządowy) majątek istnieje dla dobra wspólnego, podczas gdy własność „prywatna” służy zaspokojeniu prywatnych potrzeb, a właściciel może z nią uczynić, co zechce. Gdy to zrozumiemy, przestanie nas dziwić, że wielu jest przekonanych, że społeczeństwo stanie się bardziej cnotliwe, gdy większa część majątku będzie pod kontrolą rządu, i że niewielki współczynnik publicznego w stosunku do prywatnego jest oznaką samolubstwa.

Rozdział na publiczne/prywatne jest bezpośrednim rezultatem tego, co nowoczesność, nie bez racji, uznaje za swoje największe dokonanie: oddzielenie osób od odgrywanych przez nie ról społecznych. Pan feudalny nie czuł się w żaden sposób zakłopotany nazywając ziemie, którymi administrował „jego” ziemiami, zaś ludzi na nich żyjących „jego” wasalami, chłopami i sługami. Mógł nabyć je poprzez dziedziczenie lub małżeństwo, i miał nadzieję przekazać je swojemu synowi. W świecie nowoczesnym takie majątki złożone z ziemi, ludzi i innych surowców należą nie do jednostek, lecz do korporacji – rządowych lub biznesowych. Osoba nimi zarządzająca jest urzędnikiem lub pracownikiem u właściciela korporacji. Jego rzeczywistą własnością są jedynie niewielki dom i pensja, które otrzymuje od korporacji jako kompensatę za swoją pracę. System taki ma swoje zalety, przede wszystkim z perspektywy weberowskiej racjonalizacji. Korporacja może mianować/wybrać najbardziej utalentowanego administratora i wyrzucić niekompetentnych, nie będąc powstrzymywaną przez prawo własności i dziedziczenia. Wada jest mniej oczywista, ale nie mniej przez to rzeczywista: własność traci swoją społeczną funkcję. Dawniej była ona wyrazem odgrywanej przez kogoś społecznej roli, obecnie nie pełni już jakiejkolwiek funkcji społecznej. Funkcjonuje jedynie jako zachęta: istnieje tylko by służyć zaspokojeniu potrzeb materialnych, pragnień i kaprysów swojego właściciela. Znaczenie słowa „moje” ulega zmianom. Zmieniło się na tyle gruntownie, że dziś przenosimy lekkomyślnie nasze nowe rozumienie własności w wieki przeszłe. Umowa feudalna wydaje się zła i nieludzka, gdyż wyobrażamy sobie, że kiedy pan feudalny powiedział, że jakaś ziemia i jej mieszkańcy są „jego”, to miał na myśli to samo, co ma na myśli współczesny człowiek, gdy mówi, że telewizor jest jego, to znaczy że istnieje on wyłącznie dla jego przyjemności i że jeśli zechce, to może rozbić go na kawałki.

Człowiek epoki przednowożytnej nie myślał nic podobnego. Nie miał on żadnej rozumianej w ten sposób „własności prywatnej”. To, co miał, było depozytem: czymś powierzonym mu przez jego przodków, co musiał, nie zmarnowawszy tego, przekazać swoim następcom. Nie tylko nie myślał on o „swoich” ludziach w taki sposób, w jaki my myślimy o posiadanych przez siebie przedmiotach nieożywionych, ale nie myślał nawet o przedmiotach nieożywionych w taki sposób jak my. Był własnością ziemi i posiadłości w takim samym stopniu, w jakim był ich właścicielem.

Autorem herezji własności prywatnej był wig John Locke. Scholastycy utrzymywali, że rząd jest czymś naturalnym – to znaczy, że jest integralną częścią dobrego życia – podczas gdy własność jest sztuczna. Zgodnie z prawem naturalnym, świat i wszystko na nim należą do ogółu, ale wspólnota dzieli dla swoich własnych celów świat na prywatne parcele. Locke to odwrócił, przedstawiając rząd jako coś sztucznego, zaś własność jako prawo natury. To co wytwarzam jest moje, ponieważ „zmieszałem” się z naturą poprzez moją pracę. Oczywiście, posiada to bardzo nikłe odniesienie do większości naszych rzeczywistych doświadczeń posiadania czegoś, ale nowożytny umysł został zaczarowany. Porażka teorii Locke’a w opisie rzeczywistości została jednak użyta przez Marksa do oskarżenia rzeczywistości. System kapitalistyczny jest złem, ponieważ robotnicy nie widzą swoich wytworów jako będących „zmieszanymi” z nimi samymi. Są oni wyalienowani i, ku ironii, jedynie w warunkach socjalizmu locke’ański ideał własności prywatnej będzie rzeczywiście spełniony. Wciąż nie było wątpliwości, że człowiek powinien postrzegać siebie – swoją twórczość, swoją wolę – jako wyrażone poprzez jego własność lub jego wytwory.

Stosownie do spojrzenia scholastycznego, reprezentującego tradycyjną mądrość ludzkości, wszystko to jest błędem. Własność nie ma wyrażać natury posiadacza: ma wyrażać jego miejsce we wspólnocie – jego status i jego powinności. Jeśli akceptujemy takie rozumienie własności, wówczas problem ekonomii politycznej, problem sprawiedliwości społecznej, muszą zostać radykalnie przeformułowane. Powinniśmy po pierwsze zacząć od relacji międzyludzkich dyktowanych przez prawo naturalne, tych, które wspierają naturalny rozkwit człowieka. Następnie powinniśmy zadać pytanie, jakiego rodzaju porządek własnościowy będzie najlepiej wspierał te relacje. Takie stanowisko nazywam „neofeudalizmem”.

Dziś często robi się odwrotnie. Nie tak dawno temu czytałem książkę z dziedziny antropologii z początku lat 60-tych XX wieku. Znajdowała się tam informacja, że w nowouprzemysławiających się obszarach Afryki subsaharyjskiej, instytucja małżeństwa upada, zastępowana przez konkubinat. Autor zalecał by się tym nie martwić, ponieważ małżeństwo przypuszczalnie jest potrzebne tylko we wspólnotach rolniczych, w których istotnym problemem jest dziedziczenie gospodarstw i gdzie każdy musi wiedzieć, kto jest czyim oficjalnym ojcem. Uderzyło mnie, że jest to krok wstecz, pozwolenie, by struktury ekonomiczne dyktowały nam treść naszych najbardziej intymnych relacji. W rzeczywistości, monogamiczne, nierozwiązywalne małżeństwo, jest ważną częścią dobrego, cnotliwego życia, niezależnego od ekonomii. Jeśli ta ostatnia odwodzi od tego ludzkiego dobra, wówczas porządek ekonomiczny jest zły i należy go zmienić. Dla mnie to oczywiste.

Jakie są praktyczne konsekwencje stanowiska neofeudalnego? To wymaga jeszcze opracowania. W serii przyszłych wpisów chciałbym argumentować na rzecz poniższych – wszystko w duchu historyka Louisa de Bonalda:

1.       Formalizacja statusu rodziny jako właściciela. Konserwatyści sprzeciwiali się zawsze podatkom spadkowym, ponieważ, gdy własność przechodzi z ojca na syna, tak naprawdę nie zmienia się jej właściciel. Rodzina jest właścicielem. Byłoby lepiej potwierdzić to bezpośrednio, czyniąc rodziny podmiotami własności i odpowiedzialności według litery prawa. Szczegóły tego, jak powinna być traktowana własność rodzinna są sprawą delikatną, ponieważ chcemy by zachęcała nas do poprawy, zniechęcała natomiast do nadużyć. Tak czy inaczej, dziedziczenie staje się raz jeszcze ważnym zagadnieniem.

2.       Zniesienie majątków prywatnych. Bogatym powinno pozostawić się do wyboru, czy ich nadwyżkowa własność zostanie skonfiskowana przez Państwo, czy też kupią sobie tytuł arystokratyczny, w którym to przypadku będą mogli zachować swoje majątki, które jednak zostaną wówczas przekształcone w powiernictwo publiczne, by być używanymi z korzyścią dla okolicy życia arystokraty.

3.       Wzmocnienie i uspołecznienie związków zawodowych. Związki zawodowe i organizacje pracownicze powinny być popierane, ale nie powinny one istnieć jedynie w celu promowania interesów własnych ich członków (chociaż i tym oczywiście powinny się zajmować). Powinny być one forum, na którym doświadczenie tych pracowników służyłoby rozleglejszemu porządkowi społecznemu. Jedną z możliwości jest nałożenie na związki obowiązku kształcenia i egzekwowania standardów profesjonalnych umiejętności od nowych pracowników, co zapoczątkować by mogło ewolucję związków zawodowych w kierunku gildii.

4.       Przywrócenie praw antylichwiarskich. Rodzaje aktywności zaciemniające relacje pomiędzy własnością i porządkiem społecznym (np. pozwalanie, by pieniądze żyły własnym życiem, jak widzieli to starożytni), nie mogą stać się zbyt zyskownymi. Mnóstwo szczegółów musi tu zostać dopracowane.

Źródło: http://bonald.wordpress.com/2011/04/13/neofeudalism-a-manifesto/

Z języka angielskiego tłumaczył: Ronald Lasecki 

(tekst po raz pierwszy ukazał się 15 listopada A.D. 2011 na xportal.pl)

Click to rate this post!
[Total: 5 Average: 3.4]
Facebook

16 thoughts on “Neofeudalizm: manifest”

  1. Hmmm, … Skądś jakbym znał te postulaty … Czyżby na ołtarzu tzw. „Solarnego Antychrysta” miano poświecić nawet tzw. „Rynki Finansowe”? A jednak? Tak bez globalnego konfliktu i tzw. „depopulacji pięciu miliardów”? Aż tak się komuś śpieszy?

  2. „…Człowiek epoki przednowożytnej nie myślał nic podobnego. Nie miał on żadnej rozumianej w ten sposób „własności prywatnej”. To, co miał, było depozytem: czymś powierzonym mu przez jego przodków, co musiał, nie zmarnowawszy tego, przekazać swoim następcom. ….” – czy aby rzymskie prawo (cywilne) nie opierało się właśnie na „nienaruszalności własności prywatnej” i na „wolności kontraktów”? Czy ustrój Republiki Rzymskiej nie służył, de facto, obronie status quo w zakresie własności prywatnej, zwłaszcza ziemskiej, i uprzywilejowanej w tym zakresie pozycji patrycjatu i senatu?

  3. Własność prywatna jest sztuczna w takim samym sensie jak ubranie (Tomasz z Akwinu) . Chodzący nago wcale nie zachowuje „bardziej” prawa naturalnego niż odziany.

  4. Akurat w feudalizmie istniała własność prywatna, ale dwóch rodzajów. Była to tak zwana własność podzielona na dominium direcutum, czyli własność zwierzchnią, która i dominium utile, czyli własność użytkową, która w praktyce była dziedzicznym i wieczystym dzierżawieniem ziemi, bez uprzedniej potrzeby jej kupowania. Właścicielem zwierzchnim całego majątku ziemskiego – ośrodka miejskiego i okolicznych terenów wiejskich – był pan feudalny – książę, hrabia, czy inny lokalny władca. Waścicielem użytkowym jakiejś części tego majątku był mieszczanin, albo włościanin (chłop). Właściciel użytkowy miał prawo do używania, posiadania, korzystania, czerpania pożytków, dziedziczenia itp. Właściciel zwierzchni z tego tytułu miał prawo do świadczeń czynszowych lub danin od właściciela użytkowego. Jeżeli poddany wybudował sobie dom i inne budynki na gruncie oddanym w dziedziczną używalność to ten dom i budynki stanowiły jego własność prywatną. Podobnie jak reszta jego mienia, narzędzia pracy, plony, inwentarz żywy, martwy itp. Mógł ten dom sprzedać i resztę majątku, zapisać w testamencie lub przekazać krewnym. Mógł również sprzedać swoje dziedziczne prawa od użtkowanego gruntu innemu poddanemu. I wbrew temu co głosi powszechna literatura. Tak naprawdę rola pana feudalnego jako czynika, który reguluje stosunki własnościowe we wspólnocie wiejskiej, czy miejskiej, była bardzo ograniczona. Jako właściciel zwierzchni był kimś w rodzaju dziedzicznego i lokalnego naczelnika, sędziego i poborcy podstkowego w obrębie pewnego obszaru.

    1. (…)Jeżeli poddany wybudował sobie dom i inne budynki na gruncie oddanym w dziedziczną używalność to ten dom i budynki stanowiły jego własność prywatną.(…)
      Czyli mógł je zabrać i przenieść na nowe ziemie przydzielone przez suzerena za nim ten postanowił te budynki np. zburzyć, bo blokowały jego ziemie?

      1. Mieszczanie i włościanie byli osadzani na specjalnych gruntach. I kazdu pan misial ich tam osiedlać . Wszystko poza ziemią, nawet budunki byly wlasnoscia prywatną poddanych. Pan nie mogl im tego zabrac i nawet mu zalezalo aby miasto lub wiejska osada nadal istnialay. Czy ksiaze Liechtensteinu lokwiduje domy swoich poddanych albo miasta i wsie w swoim majątku. On jest tylko właścicielem zwierzchnim czyli synonimem wladzy zwierzchnkej czyli państwa i to ono stankwi jego własność nie poddani i ich cale mienie. To po prostu dziedziczny wladca z monopolem do wladzy na pewnym terenie a nie wlasciciel w kapitalistycznym znaczeniu. Sprywatyzowany rząd.

      2. Pan Feudalny podobnie jak dzsisiaj Książe Liechtensteinu był jedynie prywatnym i dziedzicznym właścicielem monopolu państwowego w danej jednostce terytorialnej państwa i miał wyłączny monopol na sprawowanie władzy na tym terenie, ale nie był właścicielem budynków, warsztatów, gospodarstw, narzędzi i innych rzeczy oraz owoców pracy jego poddanych. Tak tez bylo w średniowieczu. Kmiecie i inni chłopi występują w dawnych księgach ziemskich jako dziedzice i właściciele swoich gospodarstw. Obecne państwo też jest właścicielem władzy zwierzchniej nad danym krajem ale nie jest to dziedziczny i prywatny monopol jak w przypadku króla i terytorialnych władców w tereniem. Obecnie własność zwierzchnią (władzę zwkerzchnią) sprswuja kadencyjni partyjniacy.

      3. No przecież pisze wyraznie „na gruncie oddanym w dziedziczną używalność”

        Jest wiele ksiazek ktore posza o tym ze chłop mieli prawa własności do swoich budowli i innych rzeczu. Jak dzisjaj weźmiesz grunt w uzytkowanie wieczyste i wubudujesz na nim dom to jest to twoja wlasnosc. Pomusl zanim palniesz bzdurę.

      4. W tym wypadku wladca musialby chlopom zwrócić koszty budowli. Bo wielu kmieci budowala domy na wlasny koszt i mieli prawa zakupne do gruntow.

      5. Cutuje: posiadanie chałupy na własność na gruncie oddanym w dziedziczną używalność zbliżało chłopów lubożyckich do właścicieli ziemi.

        Nie musieli nic przenosic. Dopoki ich nie splacono i ich wszelkich ulepszen nikt nie mogl ich usuac z ziemi. Cale ich mienie poza ziemia było ich wlasnoscia.

      6. JSC – chłopska chata stanowiła osobny przedmiot włsności w stosounku do dziedzicznie używanego gruntu. Chłop mógł swoją chatę sprzedać albo przekazać krewnym ale nie przenieść. Nie wszystkie rzeczy prywatne są możliwe do przeniesienia w inne miejsce ale nadal pozostaj czyjąś własnością. Chlopi mieli prawo wlasnosci do wzniesionych przez siebie budowli i innych urządzeń. Podobie sprzętów rolniczych i innych rzeczy. Po co pan mialby ich usuwac z ziemi skoro oddana jest dziedziczną używalność.

        1. (…)Po co pan mialby ich usuwac z ziemi skoro oddana jest dziedziczną używalność.(…)
          Np. po to żeby zbudować autostradę…

          1. JSC – cześć. Zarówno mieszczanie jak i włościanie (kmiecie, zagrodnicy i inni chłopi) mieli pełne prawa własności do swoich budynków i innych urządzeń wystawionych na gruncie oddanym w dziedziczną używalność. Cokolwiek chciałoby zrobić państwo (król, książę, hrabia) musiałby im wypłacić za to jakąś rekompensatę. W dodatku bardzo wielu poddanych posiadało prawa zakupne do dziedziczonych gruntów na których cała ich własność (chaty, warsztaty, sprzęty itp.) się znajdowała. A już samo prawo zakupne zobowiązywało państwo (monarchę, landlorda) do wypłaty rekompensaty w razie jego złamania.

            Jak dowiadujemy się z uchwały stanów górno i dolno-śląskich z 1652 roku: „kmiecie, zagrodnicy i im podobni poddani są uznawani za ludzi wolnych, stąd więc posiadają swoje gospodarstwa na własność i dziedziczenie…”

            ^ta uchwała przedstawia sprawę jasno. Wbrew temu co głosi lewicowa propaganda i pseudo-literatura. Chłopi, a dokładnie kmiecie nasi polscy (jak i mieszczanie) byli właścicielami swoich domostw i gospodarstw i całego swojego mienia od kiedy tylko istniała Polska i jeszcze długo przed Mieszkiem Pierwszym. Wtedy była to własność użytkowa zwana jako „dominium utile”. Państwo (król, książę, hrabia) zawsze posiadało władzę i własność zwierzchnią nad całym krajem zwaną „dominium directum” i dzisiejsze państwo demokratyczne też je posiada, ale nie wiadomo dokładnie jaki polityk i jaka partia.

            Własność użytkowa zwana „dominium utile” którą cieszyli się wszyscy poddani to była własność realna, namacalna i związana ściśle z pracą i bezpośrednim korzystaniem z danego dobra – dom, warsztat, narzędzia, woły, krowy, plony i tak dalej. Potem rewolucyjna finansiera przemysłowa pod przykrywką wyzwolenia zniszczyła własność użytkową i zastąpiła własnością kapitalistyczną i nazwała ją dla niepoznaki „uwłaszczeniem”, a tak naprawdę było to „wywłaszczeniem”. Własność została nagle oderwana od pracy i jej realnego właściciela użytkowego – rolnika, rzemieślnika. Stała się własnością fikcyjną. Już nie trzeba było być kmieciem który sam sobie jest szefem i jednocześnie pracownikiem w swoim gospodarstwie który swoimi sprzętami i narzędziami pracuje. Od teraz wystarczyło mieć pieniądze, potem kupić dziwną maszynę i zatrudnić 100 ludzi żeby za ciebie przy tej maszynie pracowali a ty pomimo to i tak jesteś nadal właściciel „kapitalista” chociaż nic cię z tą maszyną nie wiąże.

            Szlachcica wiązał z jego pracą przynajmniej jego dwór, jego szabla, jego zbroja, jego koń i inne własności użytkowe których używał i korzystał z nich. Tak jak kmieć swojego pługa i bron, a rzemieślnik młota i kowadła.

            Ten kapitalistyczny fałsz umocnił i upaństwowił na dobitkę socjalizm. Jako ten który niby z kapitalizmem walczy, a jedynie zamienił kapitalistę na sekretarza partii socjalistycznej a 100 ludzi dla niego nadal przy tej samej maszynie pracuje a on sam tak jak wcześniej kapitalista nic nie robi i niby uspołeczniony własnościciel tak o sobie mówi. Dawny kmieć rolnik i mieszczanin rzemieślnik cechowy, dwaj drobni właściciele ale realni, zostali przerobieni w podmiejski proletariat, który nic nie znaczy, wykonuje bezsensowną pracę nie związaną ze swoim obyczajem stanowym i zawodowym.

            Ten artykuł nie proponuje neofeudalizmu, tylko neokomunę albo nawet turbokomunę.

  5. Najważniejsza jest efektywność/wydajność danego ustroju. Jeśli ustrój X daje wzrost gospodarczy na poziomie 2% rocznie a Y – 4% i oba państwa startują z tego samego poziomu, to po 36 latach obywatele tego drugiego są 2 razy bogatsi od swoich krewnych. To ma przełożenie na budżet, skąd już tylko krok do potęgi militarnej, która musi być jakoś finansowana. W dodatku pojawia się zazdrość żebraków, którzy obserwują luksusy za granicą. Nie wiele brakuje i zaczną się rozruchy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *