Głównym tematem rozmów będzie szczyt UE-Ukraina, organizowany 25 lutego w Brukseli. Biuro prasowe prezydenta Komorowskiego zapowiedziało, że celem negocjacji będzie sprawdzenie gotowości władz ukraińskich do spełnienia warunków niezbędnych do zawarcia umowy stowarzyszeniowej z UE. Władze RP i Słowacji będą namawiać Janukowycza do spełnienia warunków unijnych tak, by do podpisania traktatów mogło dojść zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – na listopadowym szczycie Partnerstwa Wschodniego.
Tymczasem trwa debata nad możliwością spełnienia 19 wymogów UE wobec Ukrainy. Jak już informowaliśmy – należą do nich: „1. Realizacja zaleceń określonych w końcowym sprawozdaniu z nadzoru OBWE / ODIHR nad wyborami parlamentarnymi na Ukrainie; 2. Naprawa nieprawidłowości odnotowanych podczas wyborów parlamentarnych na Ukrainie 28 października 2012 r.; 3. Zatwierdzenie Kodeksu Wyborczego Ukrainy; 4. Zapewnienie stabilnych zasad dostępu do mediów dla wszystkich uczestników wyborów; 5. Rozpisanie nowych wyborów w okręgach jednomandatowych, w którym nie wyłoniono zwycięzcy; (…) 7. Szybkie wdrażanie decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka; 8. Realizacja zaleceń Rady Europy w zakresie pomocy medycznej dla uwięzionych; 9. Zapewnienie właściwego wdrożenia nowego kodeksu postępowania karnego oraz innych mechanizmów prawnych gwarantujących przestrzeganie praw człowieka; 10. Bezwzględny zakaz tortur.. (…)”. Ponadto: głęboka reforma podstawowych aktów prawnych i instytucji sądowniczych oraz milicji, demokratyzacja konstytucji, dostosowanie ustawodawstwa gospodarczego do wymogów umowy o wolnym handlu, skuteczna walka z korupcją, reforma systemu finansowego i rozszerzenie kompetencji izb obrachunkowych, poprawa warunków prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania. Warunki te, sformułowane 10 grudnia 2012 r. – od razu wzbudziły szereg kontrowersji, przede wszystkim w związku z zaleceniami dotyczącymi wyborów, które… już się odbyły.
Inne zastrzeżenia dotyczą konkretnych zapisów, jak i ich przystawania do rzeczywistości unijnej. Obserwatorzy ukraińscy zwracają uwagę, że choć praktyka polityczna nad Dnieprem różni się np. od tej znad Sekwany, to już jednak sam ustrój – jest raczej zbliżony do modelu francuskiego. Również krytyka ukraińskiego systemu penitencjarnego przez kraje tolerujące praktyki amerykańskich śledczych wobec przetrzymywanych w tajnych więzieniach i współodpowiedzialne za zbrojne agresje prowadzone przez USA na całym świecie – nie wydaje się szczególnie wiarygodna w oczach uniosceptyków z Ukrainy. Reasumując – Unia chce narzucić naszym sąsiadom standardy, których sama przestrzega tylko, gdy to dla niej wygodne. Tak daleko posunięte żądania, wymagające przeorganizowania niemal całego ustroju i systemu prawnego – wielu przeciwnikom zapadnickiego kursu wydają się zbyt daleko idącą ingerencją w sprawy wewnętrzne.
Z kolei (zwłaszcza w przededniu reformy rolnej nad Dnieprem) – wejście Ukrainy do UE może z jednej strony ostatecznie zachwiać strukturą gospodarczą i polityczną państwa, przenosząc ciężar własności z lokalnych oligarchów i już penetrujących ten rynek zachodnich (głównie niemieckich) koncernów – na wyłącznie obcy kapitał. Z drugiej zaś strony, wpuszczenie w bezpośredni związek ze Wspólną Polityką Rolną kraju będącego już w przeszłości spichlerzem Europy – jest także skrajnie głupie z polskiego punktu widzenia. Ukraina ma więc znaleźć się w związku z UE jako rynek zbytu dla zachodniej produkcji przemysłowej, jednocześnie uzupełniając ofertę żywnościową Wspólnoty i tak stopniowo dominowaną przez import z Ameryki Południowej, Afryk i Azji.
W tej sytuacji prezydentom Polski i Słowacji pozostaje niewdzięczna rola adwokatów diabła, namawiających Ukrainę do skorzystania z oferty, która dla tych dwóch państw już okazała się jawnie niekorzystna. W przypadku zaś Warszawy – skutek takiego kuszenia będzie również szkodliwy dla samych Polaków. Niestety, wciąganie polegające na ukrywaniu negatywnych aspektów członkostwa w UE – daje jak dotąd wśród Ukraińców oczekiwane przez Brukselę efekty.
Przeprowadzone pod koniec grudnia badania Socjologicznej Grupy „Ranking” wskazują, że 52 proc. Ukraińców popiera wcielenie swego kraju do Unii Europejskiej. Przeciw – jest 34 proc. 14 proc. nie ma jeszcze sprecyzowanej opinii w tej kwestii. W przeciągu ostatnich dwóch lat liczba zwolenników akcesji podwoiła się. Dotyczy to zwłaszcza młodzieży – za opcją zachodnią opowiada się blisko 2/3 Ukraińców w wieku 18-29 lat. Wśród najstarszych – proporcje są natomiast odmienne – 38 proc. za i 43 proc.
Znaczące zróżnicowanie występuje też pod kątem terytorialnym. Eurointegracja największe poparcie budzi na zachodzie kraju – 77 proc., w centrum wynosi 64 proc., na północy – 54 proc., a na wschodzie – 51proc. Więcej przeciwników niż zwolenników UE mieszka jedynie w Donbasie i na południu Ukrainy. Co ciekawe – poparcie dla Unii nie zawsze jest traktowane jako oczywista alternatywa wobec wschodniego kierunku geopolitycznego. Niezależnie bowiem od deklaracji w sprawie UE – 41 proc. respondentów popiera utworzenie wspólnego organizmu państwowego z udziałem Ukrainy, Rosji i Białorusi. Przeciw – jest 44 proc. Nie ma opinii 15 proc. ankietowanych.
W sytuacji takiego rozdarcia – dotychczasowe lawirowanie wydawało się racjonalną polityką realizowaną przez prezydenta Janukowycza. Technice tej sprzyjało przeciąganie rozmów i dyplomatyczne działanie na dwa fronty. Jednak dalsze kontynuowanie takich metod staje się coraz mniej realne, a naturalna inercyjność polityki ukraińskiej – może doprowadzić do wciągnięcia tego kraju w unijną orbitę nawet wbrew woli 1/3 ogółu obywateli i mimo groźby rozpadu państwa w wyniku eurointegracji. I choć wizja dekompozycji Ukrainy niektórym w Polsce wydaje się kusząca – to chyba nie w kontekście wspólnego tkwienia w Eurosojuzie. To może wydawać się atrakcyjne jedynie dla planujących dalszą karierę na stołkach w Brukseli, albo marzących o utopijnej „wspólnocie narodowców” do spółki z neo-banderowską „Swobodą”. Dla myślących po polsku i zdrowo-rozsądkowo (co chyba wciąż się jeszcze nie wyklucza) – tak Ukraina, jak i Polska od Unii Europejskiej winny trzymać się jak najdalej.
Konrad Rękas
Inna wersja artykułu ukazała się też na Geopolityka.org
Problemem tak naprawdę nie jest UE. Problemem jest nieopłacalny model kapitalizmu, który dostała Wschodnia Europa: http://szczesniak.pl/2247 , wyraźnie różniący się gospodarczo choćby od chińskiego.