Niewygodne pytania

Wezwanie ambasadora Rosji do MSZ w związku z jego wywiadem dla TVN24, w którym m.in. nazwał agresję ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku „wkroczeniem” oraz próbował uzasadniać represje NKWD wobec podziemia polskiego w 1945 roku, było wielkim wydarzeniem medialnym. Rozdmuchując wypowiedzi ambasadora Rosji do poziomu wielkiej afery, przykryto fakt wcześniejszego wezwania do rosyjskiego MSZ ambasador Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz w związku z kolejną odsłoną wojny pomnikowej, jaka rozpoczęła się w Polsce 17 września. Rezultatem tej wojny był nie tylko demontaż popiersia radzieckiego generała, które stało sobie w zaroślach w mało znanym miasteczku w północnej Polsce, ale także akty wandalizmu na radzieckich cmentarzach wojennych w Milejczycach (powiat Siemiatycze) oraz w Szczecinie.

Ci, którzy wojnę pomnikową zaplanowali i wywołali liczyli przecież na reakcję strony rosyjskiej. Gdyby nie wojna pomnikowa, prawdopodobnie ambasador Siergiej Andriejew nigdy by nie powiedział tego co powiedział w wywiadzie dla TVN24. Zresztą wywiad ten został przeprowadzony w ten sposób, by do takich, a nie innych wypowiedzi Andriejewa sprowokować. Należy zatem przyjąć, że ze strony TVN24 stanowił on część strategii podgrzewania atmosfery w stosunkach polsko-rosyjskich. Nieustanne utrzymywanie napięcia w tych stosunkach jest bowiem zgodne z oficjalną polityką uprawianą przez władze polskie oraz wspierające je instytucje (np. IPN) i media.

Tutaj rodzi się pytanie dlaczego TVN24 nie przeprowadzi podobnego wywiadu z ambasadorem Ukrainy. A przecież nadarza się ku temu okazja, bo zbliża się dzień 14 października, który od zeszłego roku jest na Ukrainie oficjalnym świętem państwowym (Dzień Obrońcy Ukrainy), ustanowionym dla uczczenia domniemanej rocznicy utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wywiad z ambasadorem Ukrainy na temat historii byłby na pewno o wiele ciekawszy niż z ambasadorem Rosji. Dowiedzielibyśmy się niewątpliwie, że UPA walczyła o niepodległość Ukrainy, demokrację i prawa człowieka, pokonała Niemcy hitlerowskie i zdobyła Berlin, a Armia Krajowa wymordowała dziesiątki tysięcy Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Czy wówczas byłby skandal medialny i dyplomatyczny? Czy może jednak nie, bo stronie ukraińskiej bardzo dużo wolno i nie spotyka się to z jakimikolwiek negatywnymi reakcjami władz i mediów polskich.

Nie można uciec od postawienia niewygodnego pytania, a właściwie całego szeregu pytań, odnośnie do stosunku polskich elit politycznych, tak wrażliwych na każde słowo padające ze strony rosyjskiej, do kwestii heroizacji nacjonalizmu ukraińskiego i wypaczania historii przez Ukrainę. 

Dlaczego do polskiego MSZ nigdy nie wezwano ambasadora Ukrainy i nie zażądano od niego wyjaśnień w sprawie ustanowienia 14 października świętem państwowym Ukrainy i przyjęcia 9 kwietnia 2015 roku ustawodawstwa heroizującego Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię. Warto podkreślić, że wyjaśnień od strony ukraińskiej w sprawie ustawodawstwa z 9 kwietnia 2015 roku zażądało MSZ Republiki Czeskiej, upominając się m.in. o pamięć co najmniej 130 tys. Polaków, którzy zginęli z rąk OUN-B i UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Dlaczego polski MSZ nigdy nie zażądał od Ukrainy wyjaśnień w sprawie pomników Dmytro Kłaczkiwśkiego (1911-1945), ps. Kłym Sawur – jednego z inicjatorów i organizatorów ludobójstwa na Wołyniu – znajdujących się w Równem, Orzewiu i Zbarażu. Nigdy też żaden prezydent ani premier Rzeczypospolitej Polskiej nie zapytał swojego odpowiednika na Ukrainie dlaczego w największym mieście Wołynia – Równem – nie ma pomnika upamiętniającego 60 tys. Polaków wymordowanych przez UPA na Wołyniu, a znajduje się tam pomnik sprawcy tej zbrodni. Dlaczego Episkopat Polski nigdy nie zaprotestował przeciwko poświęceniu przez Kościół prawosławny pomnika Kłyma Sawura w Orzewiu (rejon rówieński), który nie tylko upamiętnia sprawcę ludobójstwa, ale ponadto ma formę bluźnierczą. Jest to bowiem pomnik w kształcie krzyża, na którym umieszczono medalion z podobizną Kłyma Sawura.

Gdzie byli minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek, premier Jerzy Buzek oraz „autorytet moralny” Władysław Bartoszewski, gdy w 1998 roku władze ukraińskie nie pozwoliły napisać na polskim pomniku w Janowej Dolinie (obecnie Bazaltowe) kto był sprawcą zagłady Polaków w Janowej Dolinie, a nieopodal tego pomnika wkrótce odsłonięto pomnik ku czci UPA. Reakcją było całkowite milczenie władz i mediów polskich.

Dlaczego polski MSZ nigdy nie zażądał od Ukrainy wyjaśnień w sprawie pomników Stepana Bandery w siedemnastu miastach zachodniej Ukrainy, w tym we Lwowie oraz w Krzemieńcu, Samborze i Tarnopolu. Dlaczego nikt w Polsce nie zaprotestował przeciwko nadaniu honorowego obywatelstwa Stepanowi Banderze przez rejon jaworowski oraz następujące miasta: Borysław, Brody, Brzeżany, Czerwonograd (Krystynopol), Dolina, Iwano-Frankiwsk (Stanisławów), Kołomyja, Kuźniecowsk, Lwów, Morszyn, Radziechów, Sambor, Skole, Sokal, Stebnik, Stryj, Tarnopol, Trembowla, Truskawiec i Żółkiew. Gdzie były i gdzie są władze odpowiednich miast partnerskich w Polsce? Dlaczego z ich strony z reguły nie doszło do protestu, a samorządowcy tych miast (np. Wrocławia, partnerskiego miasta Lwowa) utrzymują kontakty z miastami honorującymi Banderę?

Dlaczego polski MSZ nie zażądał wyjaśnień w sprawie popiersia Romana Szuchewycza, umieszczonego przez Ukraińców na elewacji polskiej szkoły średniej we Lwowie, oraz licznych pomników poświęconych temuż twórcy i dowódcy zbrodniczej UPA. Dlaczego polskie miasta partnerskie Borysławia, Brzeżan, Iwano-Frankiwska, Kołomyi, Kuźniecowska, Lwowa, Tarnopola i Trembowli nie protestowały przeciw odznaczeniu Szuchewycza honorowym obywatelstwem. Dlaczego prezydent Lech Kaczyński nie protestował, gdy z inicjatywy jego politycznego sojusznika i przyjaciela Wiktora Juszczenki uhonorowano Banderę i Szuchewycza tytułami Bohatera Ukrainy.

Dlaczego Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie zaprotestowało i nie zażądało wyjaśnień od swojego ukraińskiego odpowiednika w sprawie muzeum Stepana Bandery w Uhrynowie Starym i muzeum Romana Szuchewycza w Biłohoroszczy. Chyba nie jest to zgodne ze „standardami europejskimi”, gdy w kraju aspirującym do członkostwa w Unii Europejskiej otwiera się muzea poświęcone liderom szowinistycznego, zbliżonego do niemieckiego nazizmu ruchu politycznego, odpowiedzialnego za ludobójstwo, dokonane zresztą nie tylko na Polakach. Dlaczego Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie zapytało dotąd swojego ukraińskiego odpowiednika kiedy w jakiejkolwiek miejscowości na Ukrainie powstanie muzeum upamiętniające ofiary ludobójstwa, którego sprawcami byli Stepan Bandera i Roman Szuchewycz. Czy jedyną reakcją, na jaką zdobyły się środowiska uważające się za „elitę” polską, pozostaje wypowiedź Kazimierza Wóycickiego, który po zwiedzeniu wspomnianych muzeów napisał, że Bandera i Szuchewycz powinni być również bohaterami Polski.

Dlaczego Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zażądało dotąd od swojego ukraińskiego odpowiednika wyjaśnień w sprawie elementarza dla dzieci propagującego heroiczną historię OUN-UPA oraz wprowadzenia kultu OUN-UPA jako podstawy wychowania obywatelskiego i nauczania historii do szkół ukraińskich wszystkich szczebli. Dlaczego Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie zażądało wyjaśnień od swojego ukraińskiego odpowiednika w sprawie wprowadzenia przez administrację prezydenta Juszczenki dzieła Dmytro Doncowa pt. „Nacjonalizm” (taki ukraiński „Mein Kampf”) jako podręcznika akademickiego do kanonu obowiązkowych lektur każdego ukraińskiego studenta.

Dlaczego oficjalne czynniki polskie – w tym władze organizacji młodzieżowych i harcerskich utrzymujących kontakty z nacjonalistyczną ukraińską organizacją skautową „Płast” – nie protestują przeciw masowemu udziałowi ukraińskiej młodzieży szkolnej i studenckiej w uroczystościach upamiętniających OUN, UPA i dywizję SS-Galizien. Uroczystościach mających jawnie szowinistyczny wydźwięk oraz formę nawiązującą do mityngów NSDAP (parady z pochodniami itp.). Przecież chyba nie tak wygląda wychowanie młodzieży w duchu sławnych „wartości europejskich”? Wkrótce marsze z pochodniami i szowinistycznymi hasłami, gloryfikujące zbrodniarzy z UPA, przejdą przez ukraińskie miasta 14 października. Reakcją będzie całkowite milczenie polskich władz i mediów. A gdyby tak w Rosji wyprowadzono na ulice młodzież w marszach ku czci NKWD? Wtedy reakcja polska byłaby natychmiastowa i to niemal na granicy wypowiedzenia wojny.

Dlaczego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie zażądało dotąd od Związku Ukraińców w Polsce wyjaśnień w sprawie negowania przez tę organizację ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, gloryfikowania OUN i UPA, w tym współudziału we wznoszeniu nielegalnych pomników ku czci UPA w województwie podkarpackim, oraz ciągłego jątrzenia. Wręcz przeciwnie – działalność Związku Ukraińców w Polsce jest szczodrze dotowana przez MSW, a jego prominenci są hołubieni przez media i odznaczani najwyższymi odznaczeniami państwowymi.

Te pytania można by mnożyć w nieskończoność. Niech każdy sobie na nie odpowie. Są to pytania o asymetrię stosowaną przez Polskę w polityce historycznej wobec Rosji i Ukrainy. Są to też pytania o realizowaną w Polsce od 1989 roku politykę wspierania odrodzenia banderowszczyzny na Ukrainie jako nurtu antyrosyjskiego i o obojętność oficjalnych czynników polskich wobec rezultatów tej polityki, czyli faszyzacji Ukrainy.

Skoro ja potrafiłem dostrzec asymetrię w polityce historycznej Warszawy, to potrafi ją dostrzec także strona rosyjska. Dlatego niech nikt się nie oburza słowami ambasadora Andriejewa. One są rezultatem polskiej – nie rosyjskiej – polityki historycznej, która do swojego skrajnego antykomunizmu i antysowietyzmu włączyła też afirmację UPA.

Bohdan Piętka

Na zdjęciu: Duchowny prawosławny poświęcający w Orzewiu pomnik-krzyż ku czci Dmytro Kłaczkiwśkiego vel Kłyma Sawura, organizatora ludobójstwa na Wołyniu.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *